piątek, 25 stycznia 2013

24."No cóż…bogowie tracą do siebie cierpliwość."


Znowu jestem ,specjalnie dla Hermiony musiałam się rozprawić z moim leniem ,więc proszę ,mam nadzieję ,że Twoja wątroba przetrwała oczekiwanie na nn ^^ ale przepraszam ,jeszcze jakiś czas musisz poczekać na wyjaśnienia ,nie ma tak łatwo xD. Rozdział dedykuję: Hermionie Granger ,Wice i Wiktorii (coś popularne to imię xD) ,miłego czytania =D.

Obudziło mnie wiadro zimnej wody wylane prosto na mnie.
-No wstawać nasze rybki!-zawołali Alex i James.
-Zabiję was!-wrzasnęłam i używając moich boskich mocy oblałam ich morska wodą ,która pojawiła się z nikąd.
-Nieźle!-zaśmiał się Ian ,sam był cały mokry ale dla naszej dwójki nie było to problemem ,po chwili tylko Alex i James byli mokrzy.
Dwóch przemoczonych synów Zeusa stało w naszym domku ,James na głowie dodatkowo miał parę wodorostów co wywołało u mnie napad śmiechu.
Gdzieś na dworze usłyszałam jakiś hałas ,koci syk ,wesołe szczeknięcie psa…chyba Hades właśnie spotkał się z Piekielnym Ogarem…oj będą kłopoty.
Wybiegłam na zewnątrz akurat ,żeby zobaczyć jak mój kot chlasta psa ,kilkadziesiąt razy większego od siebie ,pazurami w nos ,pies się skulił i odsunął. Wybuchłam śmiechem.
-Oj Hades…
-Dokładnie taki jak ty…-zaśmiał się James.
-I dobrze.-pokazałam Potterowi język.
-Dobra ,a teraz ruszcie się do stołówki bo jestem głodny.-odezwał się Alex i zgarnął nas na spóźnione śniadanie.
W stołówce czekała mnie niezbyt przyjemna niespodzianka a mianowicie Bellatrix i jakaś dziewczyna od tych od Anubisa…ehh ,sama nie wiem kto gorszy…
-Hej ,Destiny prawda?-podeszła do mnie ta od Anubisa.
Miała czarne włosy starannie uczesane w kucyka ,jasną skórę i brązowe oczy ,tym ,co ją wyróżniało była wąska blizna na podbródku.
-Tak ,a teraz daj mi coś zjeść.-odpowiedziałam oschle i chciałam iść dalej ale zatrzymała mnie.
-Chcę tylko pogadać ,przysięgam nie jestem taka ,jak większość mojego rodzeństwa .-poprosiła.
Spojrzałam na nią podejrzliwie.
-Nawet cię nie znam…
-Githany Sherwood ,to porozmawiamy?
Westchnęłam ale zgodziłam się. Wyszłyśmy ze stołówki i usiadłyśmy na marmurowych schodach prowadzących do Wielkiego Domu. Letnie słońce ogrzewało nas przyjemnie ,dookoła chodzili inni półbogowie zajęci swoimi sprawami ,kilka osób zajęło się Piekielnym Ogarem ,który okazał się jednak nie być dzikim potworem tylko wyrośniętym ponad wszelkie normy czarnym mastiffem o czerwonych oczach. Na kolana wskoczył mi Hades i zamruczał a później utkwił podejrzliwy wzrok w psie piekieł.
-No a więc?-zapytałam.
-Słuchaj ,wiem ,że mi nie ufasz…-zaczęła Githany i westchnęła-ale ja naprawdę…nie jestem taka jak reszta mojego rodzeństwa…oni po prostu uważają ,że jesteśmy nierówno traktowani ,że wy jesteście wywyższani bo pochodzicie od Greków i Rzymian ,ja widzę ,że tak nie jest ale oni są uparci…
-A masz do mnie jakąś konkretną sprawę?-położyłam dłoń na głowie Hadesa ,który zamruczał i przymkną swoje żółte oczy.
Githany znowu westchnęła.
-Wiesz ,że wszyscy twierdzą ,że ty i James nie pojawiliście się tu bez powodu?-odpowiedziała pytaniem.
-Słyszałam coś…podobno myślicie ,że mam odnaleźć brata Iana…
-Gdy broń i syn morza zaginą  ,a świat pogrąży się w zamęcie ,na koniu zza wód słonych pomoc przybędzie ,początek końca to będzie…-wyrecytowała z pamięci.
-Czy to jest…?
-Przepowiednia…Egipcjanie nie mają ich wielu…ale ta dotyczy nas wszystkich ,myśleliśmy ,że długo się nie spełni ale…niedługo później zaginął Avan ,no wiesz brat Iana ,później zaczęła się afera na Olimpie i zaginął Piorun Zeusa ,zaczęło się sprawdzać ,syn morza i broń zaginęły ,świat pogrążony w zamęcie ,to może mieć coś wspólnego z tym otwartym przejściem do Podziemia…
-Poza tym ,Śmierciożercy są na wolności ,porwano Ministra Magii ,bogowie się kłócą ,czarodzieje uważają ,że ktoś chce wywołać wojnę a ci najbardziej panikujący twierdzą nawet ,że Voldemort może się odrodzić…-zaczęłam wymieniać ,nie ma to jak nie do końca wyuczona zdolność czytania w myślach ,udało mi się dowiedzieć ,że akurat ona ma mniej więcej jakieś pojęcie co się dzieje nie tylko po stronie półbogów.
-Właśnie…a pegazy to skrzydlate konie ,więc…
-Muszę z Jamesem odnaleźć i Avana i Piorun ,przy okazji pewnie przydałoby się zamknąć przejście do Podziemia ,dowiedzieć się czy to ma związek z porwaniem Ministra Magii i postarać się nie dopuścić do końca świata.-powiedziałam ale nie docierało do mnie zupełnie nic.
-Na to wygląda…chciałabym ci jakoś pomóc ale…nie mogę za wiele ,mogę cię najwyżej ostrzec ,powinniście być ostrożni…na misjach wiele może się zdarzyć ,nawet z najłatwiejszych można nie wrócić-wskazała na swoją bliznę-to pamiątka po spotkaniu ze smokiem ,a miałam znaleźć tylko jeden mało ważny artefakt…
-Postaram się uważać jak będę mogła…-westchnęłam.
-Muszę iść ,będą się mnie czepiać ,że spóźniłam się na ćwiczenia…powodzenia.
Githany odeszła a ja jeszcze chwilę posiedziałam na schodach ,miałam nadzieję ,że uniknę spotkania z Bellatrix ale byłam już głodna więc wróciłam na stołówkę. Wszyscy ,poza Bellatrix ,popatrzyli na mnie wyczekująco.
-Spokojnie ,nie pozabijałyśmy się.-zaśmiałam się widząc ich miny-Tylko porozmawiałyśmy.
-Eee ,no okey.-Katlin wzruszyła ramionami ,tylko ona mogła coś powiedzieć bo chłopacy siedzieli z ustami pełnymi jedzenia.
Dosiadłam się do nich i zabrałam się za śniadanie złożone z pizzy i czerwonej oranżady.
-A w ogóle wiadomo coś o…
Nie dokończyłam ,do środka wszedł Percy.
-Jesteśmy sami?-zapytał.
-Hmm…Hades się liczy?-zapytał James.
-Co? Gdzie on…?-zdziwiłam się.
-Właśnie kradnie Aleksowi śniadanie.-zaśmiał się Potter.
-Co!? Ej!-Alex dopiero teraz zauważył ,że kot siedzi mu na kolanach i podbiera mu jedzenie.
Hades spojrzał na niego swoimi żółtymi oczami i chłopak zmiękł.
-No dobra…ale następnym razem okradaj też innych.-westchnął.
-Hades może zostać.-odezwał się Percy
-No a więc?-sptyała Katlin.
Percy usiadł na pustym krześle i popatrzył na nas wszystkich a po chwili przeniósł wzrok na Bellatrix i westchnął.
-Destiny ,James ,doszliśmy do wniosku ,że nie powinniśmy dłużej czekać i…razem z jeszcze jedną osobą wyślemy was na misję…wiecie dokładnie o co będzie chodzić ,po prostu wybierzcie jeszcze kogoś i przygotujcie się.-powiedział.
-Chwila ,czemu akurat teraz?-zapytałam.
Jakby w odpowiedzi usłyszeliśmy trzask pioruna gdzieś w lesie.
-No cóż…bogowie tracą do siebie cierpliwość.-powiedział Percy.
-Chyba lepiej do tego nie dopuścić ,bo my i Ian dostaniemy szlaban za trzymanie się ze sobą.-zaśmiał się Alex.
-Ciekawe jaki? Odetną wam net?-zaśmiałam się.
-A kto tam wie…
I tak właśnie wygląda u nas poważna rozmowa.
-Okey…Des ,ty wybieraj kto z nami idzie.-odezwał się James.
-Ian.-nie musiałam się zastanawiać ,wiedziałam ,że musi iść z nami.
-Ja?-zdziwił się syn Posejdona.
-Tak ty ,to w końcu po twojego brata idziemy.-odpowiedziałam.
***
Po krótkim ustaleniu szczegółów ,takich jak wyposażenie nas w pieniądze czy jak dostaniemy się do miasta ,poszliśmy się spakować. Stwierdziliśmy ,że wystarczy nam moja zaczarowana torba ,więc każdy spakował do niej swoje rzeczy. Po jakiejś godzinie szliśmy we trójkę na wzgórze pilnowane przez smoka.
-Destiny ,zaczekaj!-zawołał mnie ktoś.
Stanęłam i odwróciłam się ,chłopacy poszli dalej. Dobiegła do mnie Githany.
-Skąd ty…?-zaczęłam.
-Mam swoje źródła.-odpowiedziała-Słuchaj tak myślałam i…wiem ,że to niewiele ale…-dała mi srebrny wisiorek-wskaże wam drogę jeżeli będzie trzeba ,wystarczy poprosić.-wyjaśniła.
-Eee…dzięki ,nie musiałaś.-wyjąkałam lekko zaskoczona.
-To nic ,wiem jak jest kiedy nie ma się pojęcia co zrobić.-odpowiedziała dziewczyna.
-Des ,chodź już!-zawołał mnie James.
-Dzięki ,jeszcze raz. Już idę!
-Powodzenia.-powiedziała Githany.
Hmm...może jednak się pomyliłam ,nie wszyscy Egipcjanie muszą być wredni.
Dobiegłam do chłopaków i Percy’ego ,który miał nas zabrać do miasta.

środa, 16 stycznia 2013

23.Bardzo długa noc.


Przepraszam ,że tak długo mnie nie było ,miałam takie szczęście ,że dostałam dwa szlabany pod rząd chociaż nie wiem nawet za co O.o ,na dodatek popsuł mi się telefon ale w końcu wracam ,mam tyle szczęścia ,że akurat zaczęły mi się ferie więc postaram się nadrobić w czytaniu innych blogów ,więc jak u kogoś pojawiły się nowe notki w przeciągu tych paru tygodni to piszcie w komentarzach. Jej ,zaglądam tu po długim czasie a tu już trochę ponad tysiąc wejść ,jedna z najlepszych niespodzianek jakie ostatnio mnie spotkały ,dziękuję Wam wszystkim <3. Rozdział jest z dedykacją dla Hermiony Granger ,kiedy czytam Twoje komentarze po prostu nie mogę się nie uśmiechać ^^.  To by było na tyle z „przyjemnych” spraw. Do osoby ,która życzyła mi „szybkiego samobójstwa” ,przykro mi ,nie mam zamiaru odbierać sobie życia i nie obchodzi mnie ile razy pojawią się podobne komentarze ,będę je usuwać ,przy okazji jak masz problem z tym co piszę po prostu nie czytaj a nie głupio hejtujesz ,nie podoba ci się HP twój problem ,nikt ci nie każe o tym czytać ,każdemu podoba się co innego ale to nie powód do hejtowania ,i kolejna przykra wiadomość ,nie obchodzi mnie to ,co piszesz ,mam to gdzieś ,nie będę brała do siebie takich głupot ,proszę bardzo czekam na kolejne hejty ,chętnie się pośmieję.

Siedzieć w ciemnej stołówce w środku nocy sam na sam z Bellatrix….nie polecam tego nikomu. Tak ,powiedziałam ,żeby nie informować aurorów ,że powinniśmy jej wysłuchać ale to nie oznaczało ,że jej obecność sprawia mi przyjemność. Kobieta mierzyła mnie krytycznym spojrzeniem jakby chciała powiedzieć „jestem lepsza”.
-Przestaniesz się gapić?-warknęłam.
Bellatrix zaśmiała się cicho.
-Interesujące…gdyby nie twoje…pochodzenie…-wypowiedziała to słowo z niesmakiem-przypominałabyś mi mnie…jesteś wyszczekana…
-Nawet nie wspominaj o moim pochodzeniu i nie próbuj porównywać mnie i siebie.-zjeżyłam się-Nigdy nie będę taka jak ty…
-A wiesz chociaż czemu zrobiłam to wszystko?
-Bo jesteś zapatrzoną w Czarną Magię maniaczką czystej krwi.
Lestrange prychnęła z rozbawieniem.
-Mówisz tylko na podstawie tego co usłyszałaś od Pottera…świat nie jest taki prosty jak ci się wydaje ,nie dzieli się na dobro i zło ,na światło i ciemność…
-Co nie znaczy ,że powinno się mordować ,torturować i zastraszać.
-A gdyby ktoś zrobiłby ci coś tak podłego ,że nie widziałabyś innego rozwiązania jak rzucić Cruciatusa?
-Umiem nad sobą panować…
-Teraz tak mówisz…nawet wielki Harry Potter-w jej głosie słyszałam złośliwość-tracił panowanie nad sobą…-zaśmiała się-wystarczyło zabić mojego kuzyna…
Nie odpowiedziałam ,wykorzystywała moje słowa żeby mnie zmylić.
-Ciemność nie równa się złu…córka Pana Podziemia powinna coś o tym wiedzieć…
-Skąd ty…!?
-Wiem wiele rzeczy dziecko…
Dzięki bogom ,że weszli Ian i Percy ,wolałam nie wiedzieć w jakim kierunku potoczyłaby się ta rozmowa.
Bellatrix i Percy zmierzyli się nieufnymi spojrzeniami. Czy mi się wydawało czy oni się znali?
-Młody Perseusz…-Bellatrix uśmiechnęła się ironicznie.
-Bella…-Percy zachował kamienną twarz.
-To wy się znacie!?-Ian zrobił wielkie oczy.
-Jak mogłabym go nie znać.-prychnęła Lestrange-To ja go tu sprowadziłam…to był jedyny raz kiedy sprzeciwiłam się…
-Voldemortowi.-dokończyłam z niesmakiem.
Bellatrix spojrzała na mnie z lekkim podziwem ale i tak na jej twarzy widać było głównie pogardę.
-Śmiesz wymawiać Jego imię ,nawet po wojnie…nie wiem czy to odwaga czy głupota.-stwierdziła.
-Mów czego tu szukasz.-przerwał jej Percy.
-Mam ci przypominać o moich przodkach?-odpowiedziała pytaniem.
-Eee…Śmierciożercy?-wtrąciłam.
-Możesz na chwilę zapomnieć o tym i się nie odzywać?-warknęła Lestrange.
-Mogłabym…ale nie chcę.
-Destiny ,Ian ,możecie iść do łóżek  ,wątpię żeby ktoś tu czegoś szukał kiedy w pobliżu kręci się Piekielny Ogar.-odezwał się Percy nie zwracając uwagi na moje słowa.
Było dość jasne ,że woli rozmawiać z Bellatrix na osobności ,chociaż nie podobała mu się ta perspektywa.
-Okey.-mruknęłam i wyszłam razem z moim współlokatorem.
-O co tu chodzi? Kim ona jest?-zapytał Ian kiedy szliśmy przez ciemny obóz.
-Była Śmierciożerczynią ,chyba najwierniejszą poplecznicą Voldemorta…zabiła sporo osób ,powinna siedzieć w Azkabanie…nie mam pojęcia co tu robi…-wepchnęłam dłonie do kieszeni i spojrzałam w ciemne niebo.
Ehh…w Londynie jest dzień…
-Słabo się orientuję w tym…Eee…-odezwał się.
-To była wojna…-odpowiedziałam lekko zamyślona.
Wróciłam myślami do ostatniej rozmowy z Lukiem. Czy to jeszcze miało sens? Muszę go cały czas okłamywać ,on przestaje mi ufać…chyba lepiej z tym skończyć zanim się poważnie pokłócimy…
-Wszystko okey?-zapytał Ian.
-Eee…tak…tylko tak myślałam…-westchnęłam.
-O czym?
-Niczym…
-To jak on ma na imię?
Popatrzyłam na chłopaka ze zdziwieniem.
-Nie patrz tak…w tym obozie mieszka nieznana liczba córek Afrodyty ,Wenus i innych mało znanych bogiń miłości piękna i tym podobnych…po kilku rozmowach z nimi nauczyłem się o co może ,czasami ,dziewczynom chodzić…
-Nie martw się ,ze mną nie ma aż takich problemów.-zaśmiałam się.
-To o kogo chodzi?
I znowu opowiedziałam mu o wszystkim…ja się zastanawiam czemu akurat jemu wszystko mówię? Nie rozumiem działania własnego mózgu…
-Czyli…to tak jakby koniec między wami?-zapytał Ian po tym jak skończyłam opowiadać.
-Sama nie wiem…pewnie po prostu zakochaliśmy się ale…przeszło nam. Lepiej skończyć teraz ,kiedy się dogadujemy.-odpowiedziałam.
-Zrobisz jak uważasz.-stwierdził Ian.
Akurat dotarliśmy do domku Posejdona. Po chwili byłam już w moim łóżku i zasnęłam przytulając się do poduszki.
***
Była noc ,stałam w jakimś parku ,czułam się wykończona ale wiedziałam ,że muszę coś zrobić…tylko co to było.
Nagle z nikąd wyskoczył wielki szakal a za nim nadleciał gigantyczny orzeł. Zwierzęta rzuciły się na siebie. Szakal próbował ugryźć orła w skrzydła ,natomiast ptak chciał wydrapać mu oczy swoimi szponami.
Usłyszałam trzask ,w ziemi pojawiła się szczelina. Zwierzęta nadal ze sobą walczyły a szczelina z wąskiej szparki zaczęła powiększać się w wielką wyrwę bez dna.
-Chodź!-poczułam ,że na nadgarstku zaciska mi się zimna dłoń.
Odwróciłam wzrok od walczących zwierząt i spojrzałam prosto w fioletowe oczy…powiedziałabym ,że tej Nidafiol z która walczyłam wtedy ,w święta ale…nie miała kocich uszu ,skrzydeł…wyglądała normalnie tylko te oczy nadal były takie same.
-Chodź!-powtórzyła i szarpnęła mnie za rękę.
-Za tobą?-zapytałam z nieufnością.
-Jeżeli chcesz uratować sytuację.-odpowiedziała.
-Czemu masz mi pomagać?
-Nie ma czasu ,idziesz czy nie!?
Zaufać jej? Chciała mnie zabić…ale ,wydaje się być szczera…
-Okey…-nie zdążyłam dokończyć bo dziewczyna pociągnęła mnie za sobą.
Nie zauważyłam kiedy z parku przeszłyśmy do ciemnego tunelu ,na ścianach były podobne malowidła do tych w tym tunelu w Hogwarcie…ale co to wszystko ma znaczyć?
Ziemia się zatrzęsła jakby coś ukrytego pod nią obudziło się i chciało się wydostać.
-Nie ma dużo czasu…-mruknęła Nidafiol.
-Gdzie mnie ciągniesz?-wydusiłam z siebie.
-Zobaczysz.
Tunel powoli się zmieniał ,ze ścian zniknęły malowidła zastąpiły je wejścia do pokoi albo cel. Nidafiol zatrzymała się przy jednym z nich i otworzyła drzwi ,w środku siedział…
***
Obudził mnie mój telefon…od kiedy ja na dzwonku nie mam „Kiss You”? A z resztą nie ważne. Co za geniusz dzwoni do mnie tak wcześnie?
Westchnęłam i odebrałam telefon.
-W końcu Des.-w słuchawce odezwała się Yuri.
-Yuri…-ziewnęłam-Po co dzwonisz? Jest siódma rano…
-To gdzie ty jesteś ,u mnie jest wieczór?
-Zauważ ,że ty jesteś w Korei a ja w Nowym Jorku…
-Co tym tam robisz?
-Jak na razie ,spałam…a tak ogółem to jestem na wakacjach.
-Okey ,tylko chciałam zapytać co słychać? Bo u mnie…trochę dziwnie.
Uśmiechnęłam się pod nosem ,gdyby ona wiedziała co u mnie się dzieje…
-U mnie jakoś normalnie…a co u ciebie takiego się dzieje?
-Wszyscy się zachowują jakby czegoś oczekiwali i…nagle mają fazę na jakieś legendy i takie tam…w ogóle tego nie ogarniam…
-Ri…-zaśmiałam się cicho-Mnie nie pytaj o co im chodzi…nie znam się na tych legendach z Azji ,nie rozumiem ich…
-Wiem ,ale…ehh ,to wszystko jest takie bez sensu ,no na brodę Merlina ,przecież rodzice i tak mieszkają w Angli…nie rozumiem mojej rodziny…
-Nie martw się ,nie ty jedna.
-Eh ,muszę kończyć ,chcą coś ode mnie.-westchnęła i rozłączyła się.
Opadłam na poduszkę. Ta to zawsze ma wyczucie…no ale nic… Po chwili znowu spałam ,to była długa noc.