niedziela, 14 kwietnia 2013

37. Wielka Bitwa o Czekoladową Żabę



Jechaliśmy już od kilku godzin ,siedziałam z głową opartą o szybę a przed oczami przelatywały mi lasy ,pola ,jeziora i rzeki. James zagadał się z Aronem ,Yuri wsadziła nos w jakąś książkę a ja nie miałam co robić więc założyłam słuchawki na uszy ,puściłam sobie muzykę i tak się nudziłam. Po spędzonych tak kilku godzinach miałam ochotę walić głową w ścianę i nagle naszło mnie olśnienie ,przecież mogę po raz setny zagrać w Angry Birds. Tak ,bardzo twórcze ale i tak nie miałam co robić a skoro jestem geniuszem ponad geniuszy po piętnastu minutach zaczęłam się irytować na te głupie ,wredne zielone świnie bo nie mogłam ich wszystkich zniszczyć. No bo kogo by to nie irytowało? I jeszcze głupio się uśmiechały z tego ekranu.
-Ty głupi ,zielony gumochłonie!-wrzasnęłam kiedy po raz kolejny przegrałam.
I spojrzenia moich przyjaciół zwróciły się na mnie. Uśmiechnęłam się głupio i wzruszyłam ramionami. James oczywiście zaczął śmiać się jak głupi a Aron poszedł w jego ślady ,po chwili obaj tarzali się ze śmiechu. Yuri wywróciła oczami i wróciła do czytania a ja wkurzyłam się już na tyle ,że wyłączyłam grę i znowu zaczęłam wpatrywać się w krajobraz za oknem.
-Ej oddawaj to!-po jakimś czasie w całym przedziale rozległ się krzyk Jamesa.
Przeniosłam wzrok na chłopaków. Aron akurat miał w rękach czekoladową żabę a James próbował mu ją odebrać.
-Spadaj ,byłem pierwszy!-odparł brązowowłosy.
-Chciałbyś ,oddawaj bo cię…!-Potter urwał jakby uświadomił sobie ,że nie powinien czegoś mówić ,co mu się zdarzało bardzo rzadko.
-Bo mnie co?-Aron pokazał mu język.
Bo cię porażę! Czy to dziwnie zabrzmi jak powiem ,że słyszę myśli Jamesa? Bo to pierwszy raz ale naprawdę usłyszałam w głowie jego głos ,ja chyba poważnie urwałam się z kosmosu ,albo raczej z pałacu nad Nowym Jorkiem. Tak ,to całkowicie normalne.
-Bo cię zaraz transmutuję w zielonego gumochłona i Des cię zamorduje!-załował Potter.
Tak ,oto rozpętała się Wielka Bitwa o Czekoladową Żabę. Po chwili po przedziale latały papierki po słodyczach i opakowania po poprzednich żabach ,ja i Yuri śmiałyśmy się z tych wariatów a oni obrzucali się najgłupszymi wyzwiskami świata.
-Ty stary worku na kartofle ,oddawaj moją żabę!-wrzasnął James i obaj chłopacy spadli na podłogę.
-Z kim ja żyję?-westchnęła Yuri.
-Z workami na kartofle.-odpowiedziałam między napadami śmiechu.
-Ej!-zawołali na raz obaj chłopacy i podnieśli się z podłogi.
-Sami tak mówiliście.-pokazałam im język
-Ale tylko my możemy.-odpowiedział James.
Yuri nadal tarzała się ze śmiechu obok mnie.
-Ooo ty mała ,też ci się dostanie.-rzucił do niej Aron.
Zanim cokolwiek zrobiłyśmy zaczęli nas łaskotać ,oczywiście James „napadł” na mnie. Zaczęłam śmiać się jeszcze głośniej ,brzuch mnie rozbolał a w oczach pojawiło się kilka łez. Potter nie dawał mi się ruszyć i śmiejąc się „złowrogo” łaskotał mnie jednocześnie przygniatając mnie. Już nie mogłam oddychać i przypadkiem uderzyłam Jamesa w twarz i sama nie wiem jak to się stało ale chłopak odskoczył ode mnie jak oparzony. Wykorzystałam szansę na złapanie oddechu a on rozcierał sobie policzek ,Yuri i Aron nie zwrócili na to uwagi.
-Nie musiałaś mnie traktować ogniem.-szepnął do mnie James.
-Nie wiem o czym mówisz.-odpowiedziałam kompletnie zaskoczona.
-Prawie mnie oparzyłaś ,nie mów ,że nie wiesz o co chodzi.
-Ale ja mówię poważnie ,nawet nic nie poczułam ,nic nie zrobiłam…
Potter mi uwierzył i po chwili znowu się uśmiechał. Aron dał już spokój Yuri a o czekoladowej żabie wszyscy zapomnieli. Pod wieczór byliśmy już na stacji w Hogsmeade ,ledwie zauważyłam kiedy minęły te wszystkie godziny. Przebraliśmy się w szkolne szaty ,zabraliśmy kufry i wysiedliśmy z pociągu ,Hades i Nike znowu zapodziały się gdzieś między uczniami ale kiedy wsiadaliśmy do powozów znalazły się obok nas. W powietrzu unosił się zapach lasu ,nie było chłodno a pomiędzy gałęziami drzew dało się dostrzec gwiazdy. Jechaliśmy do Hogwartu około pół godziny. W sali wejściowej po raz pierwszy nie przywitał nas Irytek ale za to czekała mnie inna niespodzianka. Wchodząc do środka zagadałam się z Yuri i przypadkiem wpadłam na kogoś. Wyższy ode mnie o głowę blondyn obejrzał się i spojrzałam prosto w jego niebieskie oczy.
-Przepraszam…-mruknęłam nie orientując się na kogo patrzę.
-Nie przepraszaj ,ale przywitać się przyda.-odpowiedział chłopak i uśmiechnął się niepewnie.
Akurat coś mi zaskoczyło w mózgu i zrozumiałam ,że patrzę na Luke’a. Może to pech? No dobra ,chyba tak tego nie nazwę ,przecież wiedziałam ,że i tak go spotkam w szkole. Nie powinnam się dziwić ,że go widzę. No przynajmniej nie wydaje się na mnie zły.
-Nooo…Eee…tak ,cześć.-wymamrotałam wbijając wzrok w podłogę.
-Mogę zapytać co się stało z małym ,wrednym ,złośliwym pyskatkiem?-zapytał.
-Jeszcze ma wakacje ,nie chciało mu się wracać ,sam wiesz jaki jest leniwy.-odpowiedziałam nabierając trochę pewności siebie.
-Des ,chodź już!-zawołał mnie James.
-Jedzenie ci nie ucieknie Potter!-odpowiedziałam ,uśmiechnęłam się wymownie do blondyna i pobiegłam do reszty przyjaciół.
No to darcie się przez całą salę wejściową już z głowy. Przecisnęłam się przez grupkę trzecioklasistów i dopchałam się do Jamesa ,Arona i Yuri. Po chwili byłam już z nimi w Wielkiej Sali przy stole Gryfonów. Kiedy już wszyscy uczniowie się zebrali Katherina ,to znaczy teraz profesor Lung ,wprowadziła pierwszoroczniaków i zaczął się przydział do domów. Byłam tak znudzona ,że pod stołem bawiłam się w strzelanie z palców iskierkami ognia i prądu ale kiedy przypadkiem lekko poraziłam Yuri przestałam ,żeby mnie nie nakryła. Po kilkunastu minutach ,które ciągnęły się w nieskończoność w końcu wszyscy byli przydzieleni a ja byłam tak głodna ,że nawet perspektywa zjedzenia jeden z tych chimer ,które na mnie polowały w Nowym Jorku była kusząca. Niestety ,jeszcze musiała się nagadać profesor McGonagall ,mogłaby się zlitować ale jak co roku musiałam przecierpieć „ogłoszenia parafialne”.
-Moi drodzy…bla ,bla ,bla…nie wchodzić do Zakazanego Lasu-jakbym nie wiedziała jakie zasady łamać-…bla ,bla ,bla…a teraz mam wam do ogłoszenia coś niezwykle ważnego…-ciekawe co ,kilka nowych zakazów?
Obok mnie James siedział z miną męczennika i tęsknie wpatrywał się w pusty talerz jak Chejron w kostki cukru.
-Otóż w tym roku nasza szkoła będzie uczestniczyć w wymianie uczniowskiej ze szkołą magii w Rzymie.-i nagle zapomniałam o jedzeniu.
Po sali rozeszły się głośnie szmery setek rozmów podnieconych uczniów. Raz mnie ta przemowa zaskoczyła i drugi raz w życiu zaczęłam słuchać ,co dyrektorka mówi.
-Za dwa tygodnie przyjedzie do nas grupa uczniów z Włoch ,pierwszy semestr spędzą u nas ,później nauczyciele wspólnie wybiorą kilkanaście uczniów z piątej i szóstej klasy ,którzy wyjadą do Rzymu ,piątoroczni wrócą do nas jedynie napisać SUMY i do końca roku szkolnego pozostaną we włoskiej szkole ,wspólnie wybierzemy uczniów ,których uznamy za odpowiednich do wyjazdu. Proszę was wszystkich-tu spojrzała w stronę naszego stołu ,dokładniej na mnie i Jamesa-żebyście nie przynieśli naszej szkole wstydu ,Hogwart jest szanowaną w całej Europie szkołą i nie mam zamiaru pozwolić żeby tą reputację zniszczyły czyjeś głupie pomysły.
Taaaak pani profesor ,bo my na pewno będziemy grzeczni. Szybciej Hades ubierze się na różowo i będzie udawał lalkę Barbie! Sądząc po minie Jamesa myślał o czymś podobnym. Przestałam już słuchać  McGonagall tylko zaczęłam wymyślać jak to będzie. Ciekawe jacy ci uczniowie będą? Ciekawe kto pojedzie do nich? Chciałabym się na to załapać ,może nie do końca ze względu na szkołę ,ale Rzym był jedną ze Starożytnych Krain ,w których urzędowali moi rodzice ,chciałabym zobaczyć jak tam jest. Na obozie słyszałam coś o Rzymie i Grecji ,niektórzy twierdzili ,że tam nasze moce mogą być silniejsze ,inni ,że tam najszybciej zeżrą nas potwory. Może Percy i Katherina wykorzystaliby okazję? Będzie trzeba z nimi pogadać…
-Ej ,co jest? Chora jesteś?-James mnie szturchnął.
-Hmm…co?-rozejrzałam się wyrwana z zamyślenia.
-Coś ci jest ,jedzenie już się pojawiło a ty nie jesz.-odpowiedział Potter kombinując ,od której strony zacząć pizzę.
-Pff…zamknij się.-odpowiedziałam i zabrałam się za kolację.
Godzinę później po zjedzeniu deserów rozeszliśmy się do dormitoriów. Kiedy weszłam z Yuri do naszego pokoju szybko przebrałam się w piżamę i wlazłam do łóżka zakrywając się ciepłym ,miękkim kocem. Zasnęłam praktycznie natychmiast.
***
Leżałam na zimnej ,kamiennej posadzce ,w górze widziałam małą jasną plamkę ,pewnie dziurę przez którą wpadało światło ,szkoda ,że nie dochodziło na samo dno. Podniosłam się z podłogi ,byłam cała obolała jakbym przed chwilą spadła z kilkunastu metrów ale nic mi się nie stało. Westchnęłam i rozejrzałam się dookoła ,w pobliżu leżały połamane deski ,trochę gruzu i kilkunastocentymetrowy kawałek liny. Nic ,co może mi się przydać w wydostaniu się stąd. Na górze coś wybuchło ,kamienne ściany się zatrzęsły i w zaczęły pękać. Nie wiedziałam co się dzieje ,w ścianie powstała już ciemna dziura a przez nią zaczęła wlewać się zielona woda ,która po chwili sięga mi już do kostek. Szukałam jakiegoś wyjścia ale nie widziałam żadnego rozwiązania. Może kiedy woda napłynie wystarczająco wysoko wyniesie mnie na górę? Przecież potrafię oddychać pod wodą. Nie musiałam długo czekać aż woda wypełni całe to pomieszczenie ,czy jak to nazwać. Kiedy poczułam jak tracę pod nogami grunt na początku utrzymywałam się na powierzchni ale później ,żeby nie tracić sił odpuściłam sobie. No i spotkało mnie zaskoczenie ,w tej wodzie nie potrafiłam oddychać ,ogólnie była jakaś dziwna ,jakby odbierała mi całą energię. Spróbowałam wypłynąć na powierzchnię bo zaczynałam się dusić ale poczułam się jakbym to nóg miała przywiązane kilkukilogramowe kowadło. Zamiast unieść się w górę poczułam jak coś ciągnie mnie w dół. Czułam się jakby płuca miały mi wybuchnąć ,przed oczami pojawiały mi się czarne plamy ,wiedziałam ,że zaraz utonę. Spróbowałam jeszcze raz wypłynąć ale mogłam tylko się wierzgać w wodzie…
***
Z głośnym „ŁUP!” spadłam z łóżka budząc przy okazji Yuri.
-Cooo…?-ziewnęła dziewczyna rozglądając się sennie po pokoju.
-Nic ,tylko witałam się z podłogą.-mruknęłam podnosząc się-Która godzina?-zapytałam.
-Szósta trzydzieści ,umrzeć idzie…-wymamrotała.
-A żebyś wiedziała.-odpowiedziałam.
Nadal czułam się jakby coś przed chwilą mnie dusiło ,ten sen był zdecydowanie zbyt realistyczny ,ale półbogowie już tak mają a co dopiero taka kosmitka jak ja… Przeciągnęłam się ,zebrałam wszystkie potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki się trochę ogarnąć.     
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ogłoszenia parafialneeeeee! xD Po pierwsze nie wiem czy w najbliższym tygodniu coś napiszę ,bo od 23 mam egzaminy ale jakoś specjalnie się tym nie przejmuję. Po drugie mam już jakiś zarys fabuły więc teraz tylko kombinuję jak psuć Des życie i wymyślam powody ,dla których coś się dzieje. Po trzecie apeluję ,jeżeli czytaliście zostawcie komentarz ,to naprawdę motywuje. No to do napisania =D.

niedziela, 7 kwietnia 2013

36. Kolejny pierwszy września

A oto kontynuacja ,od tego momentu to jest jakby drugi tom ,miłego czytania ^^.


-Dzieciaki ,już późno ,idźcie spać jutro musicie wcześniej wstać.-powiedziała pani Potter wchodząc do salonu.
Chciałam już wstać z kanapy ale wtedy na moich kolanach pojawiła się dość spora paczka z doklejoną kartką.
Poczta Hermesa
Adresat: Destiny
Nadawca: Ty już wiesz kto! Tęsknimy!!
Cicho się zaśmiałam domyślając się kto mi to wysłał. Otworzyłam paczkę ,w której była parta czarnych trampków za kostkę ,mało tego ,jak tylko otworzyłam paczkę wyrosły im po bokach małe skrzydełka i zaczęły latać mi nad głową. Rudowłosa Lily patrzyła na to ze zdziwieniem a jej oczy lekko błyszczały od lekkiej ekscytacji.
-James…chyba mamy pozdrowienia z obozu.-zaśmiałam się łapiąc trampki.
-To za te trampki ,które zamordował ci Piekielny Ogar.-chłopak też się śmiał.
-Piekielne co…?-odezwał się Albus znad podręcznika do ONMS.
Chłopak siedział na podłodze i pakował swój kufer ,z którego teraz wystawał zielono-srebrny krawat Slytherinu. Nadal nie potrafiłam zrozumieć jakim cudem trafił do Domu Węża ale nie czepiałam się ,bynajmniej nie był jak większość Ślizgonów ,w zeszłych latach na rozpoczęcie roku siadał przy stole z Gryfonami bo zagadywał się z Rose. Nie do końca rozumiałam czemu w zeszłym roku zaprzyjaźnił się z Malfoy’em ale to jego sprawa ,nie mieszałam się do tego.
-Więc braciszku tobie nie było dane zobaczyć psa wielkości ciężarówki ,oj ty mój biedaku.-James pokazał młodemu język.
-Nie muszę oglądać jakichś wymyślnych potworów ,wystarczy mi ,że mieszkamy razem.-odparł młodszy Potter.
-Ty mu zazdrościsz.-prychnęła Lily i przywaliła bratu poduszką.
James i ja widząc „groźną” minę dwunastolatki roześmialiśmy się na cały pokój.
-Młoda kocham cię!-zawołał James tarzając się po podłodze.
Rudowłosa pokazała mu język i uśmiechnęła się zadziornie a Albus w tym czasie wyciągał z włosów pióra.
-Dzieciaki ,bo jutro znowu nie będziecie mogli wstać.-przypomniała o swojej obecności pani Potter.
-Już idziemy na górę mamo.-odpowiedział Albus ,zebrał swoje rzeczy ,zostawiając jedynie zapakowany kufer i wybiegł z pokoju.
Lily uśmiechnęła się do nas i też pobiegła do swojego pokoju. Zauważyłam ,że jeden z trampków mi uciekł i latał nam nad głowami. Coś czułam ,że prezent był od dzieci Hermesa. Podskoczyłam w górę i złapałam but za sznurówkę. Oba trampki zamknęłam na powrót w pudełku żeby nigdzie sobie nie odleciały jak przestanę ich pilnować i razem z Jamesem wyszłam z salonu. Weszliśmy po schodach na piętro i rozeszliśmy się do pokoi. Ziewnęłam cicho ,postawiłam pudełko ze skrzydlatymi trampkami niedaleko łóżka ,przebrałam się w piżamę ,zgoniłam Hadesa z mojej poduszki ,wlazłam do łóżka ,zakryłam się kołdrą i zasnęłam.
***
Stałam po kolana w lodowatej wodzie w ciemnym lochu ,sklepienie podtrzymywały czarne ,kamienne kolumny ozdobione kamiennymi wężami. Czułam ,że jestem boso ,miałam na sobie krótkie spodenki ,koszulkę na ramiączkach i cienką czarną kurtkę. Lochy powoli napełniały się wodą ,dopiero teraz zobaczyłam ,że jest dziwnie zielona ,jakby ktoś rozpuścił ciemnozieloną farbę. Cała się trzęsłam z zimna. Rozejrzałam się w poszukiwaniu wyjścia. Zobaczyłam około sto metrów ode mnie kamienne schody ,rzuciłam się w ich stronę biegiem ale woda mnie spowalniała. Po dwóch minutach poczułam pod stopami pierwsze kamienne stopnie ,woda sięgała mi już do połowy ud. Zaczęłam jak najszybciej wspinać się po schodach czego nie ułatwiały mi bose stopy. Przeskakiwałam po kilka stopni na raz ,ciemna tafla wody była coraz niżej. Schody były kręte ale w końcu wybiegłam w innym lochu i zatrzasnęłam drzwi zamykając dojście do schodów jakby to miało powstrzymać wodę. Na ścianach  pochodnie zapłonęły na fioletowo oświetlając komnatę mdłym blaskiem. Podłoga była czarna ,przypominająca skórę węża ,płaskorzeźby na ścianach przedstawiały węże ,walczących gladiatorów a na ścianie po drugiej stronie lochu wycięta w kamieniu była wielka czaszka z wężowym językiem ,Mroczny Znak. Słyszałam szum wody zbliżającej się do mnie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu gorączkowo szukając wyjścia ,kilka metrów dalej były stare ,drewniane drzwi. Pobiegłam w ich stronę i spróbowałam je otworzyć ale były zamknięte. Wyglądały jakby były tu od wieków więc musiały być już dość kruche. Nie zwracając na nic uwagi zaczęłam je wybijać uderzeniami pięści ,w końcu stare drewno rozsypało się i w drzwiach powstała dziura na tyle duża ,żebym mogła przez nią przejść. Po drugiej stronie był ciemny korytarz ,ściany były zrobione z kamienia ,przebiegłam nim kilkadziesiąt metrów i trafiłam do owalnego ,ciemnego pomieszczenia. Podłoga była kilka metrów pode mną ,mniej więcej na moim poziomie były poukładane wąskie kładki z desek ,które nie wyglądały na młodsze od drzwi ,które niedawno zniszczyłam. Nade mną znajdowało się coś w rodzaju sufitu ,widziałam deski ,na których był ułożony. Nie miałam czasu na czekanie ale nie miałam innej drogi ucieczki niż te deski. Wzięłam głęboki wdech i ostrożnie weszłam na najbliższą deskę. Stare drewno zatrzeszczało mi pod stopami ale jakimś cudem nie runęłam w dół. Nie było to przyjemne doświadczenie chodzić boso po starych deskach ,czułam ,że w stopy wbijały mi się wióry ale powoli przesuwałam się dalej. W górze usłyszałam łomot ,jakby ktoś strzelał z armaty albo…albo ktoś walczył na różdżki. Sufit zaczął się trząść ,posypało się  niego trochę piasku ,deski po których chodziłam też lekko się telepały. Dotarłam na skrzyżowanie dwóch desek kiedy mocniejszy wystrzał wstrząsną całą konstrukcją. Jakimś cudem się utrzymałam ale sufit nadal się trząsł. Usłyszałam trzask jakby coś pękało i nagle wszystko zaczęło się sypać. Z góry leciały deski ,kamienie i piach ,powoli w suficie robił się wyłom przez który wpadało światło słoneczne rażące mnie w oczy. Cały hałas narastał i nagle kilka metrów ode mnie spadł wielki kawał sufitu łamiąc deski. Wszystko zaczęło pękać ,dziura nade mną powiększała się a ja czułam ,że za chwile spadnę w dół. Deski pod moimi stopami zaczęły pękać. Spojrzałam w górę ,przez dziurę ,zobaczyłam rzędy kamiennych siedzeń zniszczonych przez upływ czasu ,niebieskie ,bezchmurne niebo przecinane kolorowymi grotami zaklęć. Deski zatrzęsły się tak mocno ,że prawie się przewróciłam ,zobaczyłam kilka osób ,dwóch chłopaków ,James i Aron ,blondyna ,tak to Luke ,rudowłosa dziewczyna o elfie twarzy ,chłopak o jasnobrązowych włosach z łukiem w rękach ,czarnowłosa dziewczyna i ,co najdziwniejsze ,lis wielkości samochodu osobowego o biało-różowym futrze ,wszyscy bronili się przed postaciami w czarnych szatach z maskami na twarzach. W mózgu zapaliła mi się jakaś lampka ,coś zaskoczyło i dotarło do mnie gdzie jestem ,rzymskie Koloseum ,tylko skąd ja się tu wzięłam!? Wszystko znowu się zatrzęsło ,deski pękły a ja poleciałam w dół…
***
Gwałtownie poderwałam się z łóżka i przypadkiem przywaliłam Jamesowi z otwartej dłoni w twarz.
-Ej ,spokojnie ,mnie też nie cieszy perspektywa umierania z nudów na historii magii i zdawania SUMów ale to nie powód ,żeby mnie lać.-powiedział chłopak.
-James ja…to nie tak ,przepraszam.-mruknęłam.
-Okey ,spokojnie.-uśmiechnął się do mnie rozbrajająco i poczochrał mi włosy dłonią-Wstawaj leniwcu ,zaraz śniadanie.-dodał.
Przetarłam oczy ,ziewnęłam i zeskoczyłam z łóżka.
-Kto ostatni na dole!-zawołałam i rzuciłam się biegiem do wyjścia z pokoju.
-Ej!-zaśmiał się James i rzucił się biegiem za mną.
Zbiegliśmy po schodach i przepychając się wpadliśmy do kuchni.
-Pierwsza!
-Pierwszy!
Zawołaliśmy równo. Usłyszałam śmiechy reszty Potterów ,którzy już siedzieli przy stole.
-Tatoooo ,a naprawdę pojedziemy samochodami z Ministerstwa?-zapytała Lily robiąc do ojca słodkie oczka.
Czarnowłosy auror uśmiechną się do córki znad porannego wydania Proroka Codziennego i popatrzył na nią przez swoje okrągłe okulary.
-Naprawdę mała ,ale jedz już bo się spóźnimy.-odpowiedział jej.
-Ale ja nie jestem już głodna.-mruknęła rudowłosa krzyżując chude ramionka-Chcę już jechać i w wakacje chcę pojechać z Jamesem do obozu ,oni mają pegazy.-strzeliła focha ale wyglądało to tak słodko i zabawnie ,że ledwie powstrzymałam śmiech.
-Oj mała…-James podszedł do siostry i zmierzwił jej rudą czuprynę-Naprawdę ci tak na tym zależy?-zapytał kucając przed nią.
-Yhym…zabierzesz mnie?-zrobiła do niego oczka proszącego pieska.
-Wiesz ,pogadam z Chejronem i zobaczymy co z tego wyjdzie okey?-uśmiechnął się do niej łobuzersko.
-Yay kocham cię Jamie!-zawłołała z radością i uwiesiła się na szyi Jamesa.
-Wiem rudzielcu ale zaraz mnie udusisz.-zaśmiał się-A teraz leć sprawdź czy Hades i Nike gdzieś się nie zgubiły.-puścił do niej oczko.
-Dobra!-zawolała i wybiegła z kuchni.
Miny reszty Potterów po tej scence były bezcenne. Oto ich syn James ,największy postrach (poza mną) profesor McGonagall zachowywał się dojrzalej niż zwykle. Chłopak tylko zrobił minę niewiniątka i mocno szturchną Albusa.
-A ty na co się gapisz?-zapytał pokazując mu język.
-Kim ty jesteś i gdzie twoi współplemieńcy porwali Jamesa?-zapytał młodszy z braci.
-Hmmm…nie wiem ,Desiu ,czy może nie zgubiłaś mnie podczas wizyty u swojego ojczulka odpowiadającego za żywot trupów?-zwrócił się do mnie.
-Nie wiem ,może podmienili cię na jednego z tych trupów ,które służyły Persefonie.-odpowiedziałam zajmując miejsce przy stole.
Od razu zabrałam się za kanapki z Nutellą i herbatą z cytryną. Po śniadaniu przejrzałam wszystkie rzeczy ,żeby niczego nie zapomnieć i z uwagi na fakt ,że moje jedyne trampki wczoraj „umarły” założyłam te skrzydlate ,odkrycie dnia ,skrzydła się ukrywały jeżeli się tego chciało. O dziesiątej pod dom podjechało auto z Ministerstwa Magii ,wszyscy się do niego zmieściliśmy. Pojazd ruszył przez Londyńskie ulice i ze względu na zatłoczenie miasta pół godziny później byliśmy na dworcu King’s Cross. Peron 9 i ¾ był wypełniony uczniami i ich rodzinami ,biały dym z czerwonej lokomotywy ekspresu Londyn-Hogwart ograniczał widoczność ,wszędzie widziałam znajome twarze i słyszałam znajome głosy ,w powietrzu unosiła się niepowtarzalna atmosfera ekscytacji i ciekawości.
-DES!-rzuciła się na mnie burza jasnych włosów i Yuri prawie przygwoździła mnie do ściany-Des ,ty wariatko ,sadystko ,zboczeńcu ,leniu ,do cholery jasnej tęskniłam za tobą jak tonący za powietrzem!-wyrzuciła z siebie jednym tchem.
-Ja za tobą też ty niewyżyta ,mała ,złośliwa wariatko.-zaśmiałam się.  
Po tym ,całkiem normalnym ,powitaniu poszliśmy zająć miejsca w pociągu ,który niedługo później odjechał wioząc nas z powrotem do szkoły.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak ,Yuri jest całkiem spokojną osobą! Fragment z nią dedykuje Emi ,w końcu to ty ją wymyślałaś ,tak ja dalej o tym pamiętam =D. No to zaczynam na nowo wymyślać intrygi ,problemy i ogólnie Trudne Sprawy xD. Apeluję do Was ,czytałeś=skomentuj ,to naprawdę dużo znaczy.                    

wtorek, 2 kwietnia 2013

35. Powrót do normalności


No to dzisiaj z nudów postanowiłam napisać nn. Czy tylko ja nie chcę iść jutro do tej dżungli nazywanej szkołą? .__. Masakra ale pocieszam się tym ,że zamówiłam sobie "Pamiętniki Półbogów" i za parę dni je dostanę więc jaram się jak głupia. Dedyk jest dla Kath i obu Wik (więcej was matki nie miały żebym nie wiedziała jak o was pisać? xD).

Obudziłam się popołudniu na jednym z łóżek w obozowym szpitalu ,który mieścił się na drugim piętrze Wielkiego Domu. Przymknęłam oczy żeby uchronić je przed rażącym światłem słońca. Westchnęłam cicho i przewróciłam się na lewy bok. Pierwsze co odkryłam ,byłam mniej obolała niż przez ostatnie kilka dni co było dość zaskakujące ale nie narzekałam ,kolejne odkrycie na łóżku obok spał James a jeszcze kawałek dalej Ian siedział na łóżku i rozmawiał z Avanem. Chwila ,czyli już po wszystkim? I jak tu trafiłam? No przecież jestem głupia i zapomniałam ,że wróciliśmy w nocy zaraz po tym jak zapobiegliśmy wojnie bogów. Dziwne ,że jeszcze nikt tu do nas nie wparował ,może jeszcze nie wiedzą ,że wróciliśmy?
-Ale ja poważnie tego nie wysadziłem ,profesor McGonagall…-wymamrotał James ,przewrócił się na bok i zleciał z łóżka.
Ian i Avan odwrócili głowy i spojrzeli na niego a ja wybuchłam śmiechem.
-Co!? Gdzie!? Jak!?-zawołał Potter zrywając się na równe nogi i rozglądając się dziko po pomieszczeniu.
Nikt mu nie odpowiedział ,chłopcy śmiali się a ja w napadzie głupawi turlałam się po łóżku śmiejąc się i łapiąc się za brzuch ,który już zaczynał mnie od tego boleć. Z oczy pociekło mi kilka łez ,dalej turlałam się po łóżku śmiejąc się jak głupia ,w końcu sama spadłam z łóżka.
-Kurde James ,rozwalasz mnie!-zawołałam nadal chichocząc.
-No to wiem już od kilku lat Desiu.-odparł chłopak posyłając mi rozbrajający uśmiech.
Przestałam się śmiać i podniosłam się z podłogi ,oczywiście moje prze genialne włosy postanowiły opaść mi na twarz ,tak ,że blond kosmyki częściowo zasłaniały mi Jamesa ,odgarnęłam je szybkim ruchem dłoni.
-Desiu?-uniosłam jedną brew ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
-Tak Desiu.-Potter pokazał mi język i znowu się uśmiechnął.
-Jesteś martwy…-oświadczyłam mu.
-Oj nie denerwuj się Desiu ,mnie przecież nie skrzywdzisz.-odparł czarnowłosy robiąc minkę niewinnego dziecka.
-Pięć…cztery…trzy…-zaczęłam odliczać.
-Pfff ,blefujesz ,jestem za słodki.-stwierdził.
-…dwa…jeden!-skoczyłam na niego przewracając nas oboje na łóżko tak ,że znalazłam się nad nim.
-I ty myślisz ,że to mi przeszkadza?-zaśmiał się James łapiąc mnie za nadgarstki.
-Wiesz ,że przewrócenie cię nie było moim celem?-zapytałam uśmiechając się sadystycznie.
-Noo wiesz ,ja wcale nie sugerowałem niczego ale nie wiem jak jesteś niewyżyta…-odpowiedział Potter uśmiechając się łobuzersko.
-Zamknij się zboczeńcu!-zawołałam śmiejąc się ,wyrwałam dłonie z jego uścisku i zaczęłam go łaskotać.
Gdzieś obok słyszałam śmiechy Avana i Iana. James coś wykrzykiwał prosząc ,żebym przestała ale nie słuchałam go. Nie przewidziałam ,że znowu spadniemy z łóżka i tym razem to James był nade mną. Chłopak uśmiechnął się tajemniczo.
-Nawet nie próbuj Potter!-wrzasnęłam ale on nie posłuchał.
-Zemsta jest słodka Desiu.-szepnął mi do ucha i zaczął mnie łaskotać
Gdybym mogła pewnie zaczęłabym wierzgać się na wszystkie strony pod wpływem tych „tortur” ale Potter nie dawał mi się ruszyć w żadną stronę ,praktycznie przygniótł mnie do podłogi i bezlitośnie łaskotał uśmiechając się rozbrajająco.
-Chłopaki…pomórzcie…!-wrzasnęłam.
-Ja się nie mieszam.-zaśmiał się Ian.
-Ja też nie gołąbeczki.-dodał Avan.
Chwila!? Jakie gołąbeczki!? James zamarł w bezruchu i oboje równo spojrzeliśmy na Avana.
-Bracie…jesteś martwy.-stwierdził Ian próbując powstrzymać śmiech.
-O nie ,nie martwy.-mruknął James.
-To by było za łatwe.-dodała a na mojej twarzy pojawił się sadystyczny uśmieszek.
James zlazł ze mnie i oboje wstaliśmy. No ale poważnie ,ja i James? No dobra ,mogę mu trochę wybaczyć bo nas nie zna no ale nie całkowicie bo nie będzie zabawy.
-Nie przeszkadzamy?-usłyszałam męski głos.
Odwróciłam głowę w stronę drzwi ,w których stali Percy i Katherina ,oboje uśmiechali się z lekkim rozbawieniem.
-Nie ,wcale.-odpowiedzieliśmy wszyscy razem.
Całą czwórką podbiegliśmy do nich i zaczęliśmy zadawać pytania.
-Co się działo jak nas nie było?
-Udało się nam?
-Co się zmieniło?
-Inni już wiedzą ,że wróciliśmy?
I tak dalej. Nawzajem się zagłuszaliśmy ale chyba żadne z nas o tym nie myślało.
-Hej ,hej ,spokojnie!-zaśmiała się Katherina-Nic się nie zmieniło ,nie martwcie się.
-Yhym…Kath dopiero co wrócili ,kiedy zejdą na dół wszyscy się na nich rzucą z pytaniami.-mrukną Percy i uśmiechnął się do nas.
-Percy!-Katherina trzepnęła go w ramię.
-Hej ,ja tylko mówię jak jest.-odpowiedział.
Kath przewróciła oczami a wyraz jej twarzy mówił „czy on może myśleć?”.
-Możemy zjeść obiad ,jestem głodna?-odezwałam się.
Wszyscy znowu się zaśmiali.
-A ty jak zawsze Desiu.-stwierdził James.
-Zamknij się.-mruknęłam i trzepnęłam go w głowę.
-Hej!-James potarł tył swojej głowy ale uśmiechną się.
-Tak ,chodźcie ,jak zjecie idźcie się przebrać i wróćcie do nas ,musicie wszystko opowiedzieć.-odpowiedział Percy.
-Kto ostatni na dole ten Gumochłon!-zawołałam i wybiegłam na korytarz.
Zbiegłam po schodach i wpadłam na stołówkę wypełnioną innymi obozowiczami ,zaraz za mną pojawili się James ,Ian i Avan. Nagle cała sala ucichła a oczy wszystkich skierowały się na nas.
-Ojć.-mruknęłam i uśmiechnęłam się niepewnie-No to…Eee…noo…hej wszystkim?-wymamrotałam.
-Taaa ,geniusz z ciebie Desiu.-szepną do mnie James.
-A ty się zamknij.-znowu oberwał ode mnie po głowie.
I nagle całe napięcie zniknęło ,wszyscy się zaśmiali a mu zajęliśmy nasze miejsca przy stołach ,ja usiadłam z Ianem i Avanem a James przy stoliku Zeusa przy którym spotkałam go lawina pytań od strony Aleksa i Katlin. Może gdyby nie nazywał mnie „Desią” byłoby mi go trochę szkoda ale teraz uśmiechałam się pod nosem obserwując jego sytuację. Po chwili na talerzu przede mną pojawiła się pizza z szynką i pieczarkami więc zabrałam się do jedzenia. Po obiedzie wróciliśmy do domków trochę się przebrać no bo ile można łazić w ubrania wyglądających jak po spotkaniu z wściekłym kotem? No a w temacie kotów jak tylko weszłam do domku Posejdona mała czarna ,puchata kulka rzuciła się na mnie i zaczęła ocierać się o moje nogi głośno mrucząc.
-Hades!-zaśmiałam się starając się nie potknąć o kota.
-Nazwałaś kota Hades?-usłyszałam z boku zaskoczonego Avana.
-To było zanim wydało się ,że spora grupa rodziców nie przysyła mi prezentów gwiazdkowych.-odpowiedziałam szykując sobie ubrań.
Hades popatrzył na mnie wzrokiem ,który zrozumiałam jako „czy ten koleś ma jakiś problem!?”
-Żadnych wygłupów mały.-mruknęłam.
Kot zamachał leniwie ogonem ,wskoczył na moje łóżko i rozłożył się na nim pokazując ,że ma to gdzieś. Poszłam do łazienki się przebrać. Założyłam jeansowe ,krótkie spodenki i białą bokserkę a włosy rozczesałam i zaczesałam je w wysokiego kitka. Po piętnastu minutach zajrzał do nas  James i ruszyliśmy z powrotem do Wielkiego Domu. W stołówce czekali Percy ,Katherina i ten sam centaur ,którego zobaczyłam w nocy.
-Eee…-zaczęłam.
-Chejron!-zawołali Ian i Avan.
-Chwila ,co!?-wyrwało mi się.
-Nie co tylko kto młoda.-odpowiedział centaur-Jestem pierwszym centaurem ,wyszkoliłem wielu herosów ,których znasz z mitologii i zajmuję się szkoleniem was.-dodał.
-Gdzie byłeś?-zapytał Ian.
-Młody ,szkolę was od tysięcy lat przyda mi się czasami trochę wolnego.-odpowiedział Chejron.
-Yhym…możemy już po prostu opowiedzieć?-zapytałam niepewnie.
*2 tygodnie później*
Wyciągnęłam się leniwie na nagrzanym piasku. Słońce zaczynało zachodzić ,Ian i Avan zniknęli gdzieś w oceanie ,James i Alex też gdzieś wsiąkli a ja siedziałam na plaży z Katlin.
-To dzisiaj wracacie do domu?-zapytała córka Zeusa.
-Yhym…-mruknęłam.
-Czyli zobaczymy się dopiero w przyszły roku ,w wakacje…-westchnęła.
-No o ile niczego nie odwalimy.-uśmiechnęłam się pod nosem na myśl ,że niedługo McGonagall potraci na nas nerwy.
-Hej ,o czym gadacie?-podbiegli do nas Avan i Ian.
-A tak o niczym.-odpowiedziała Katlin i uśmiechnęła się niepewnie do Iana.
-Jak zawsze ,blondie musicie od nas uciekać?-Avan zmierzwił mi włosy mokrą dłonią.
-Hej!-zaśmiałam się-Wiesz ,nie możemy wiecznie tylko wam psuć nerwów.-dodałam.
-Olej szkołę ,zostań z nami.-rzucił Ian.
Przez ostatnie dwa tygodnie zdążyłam sobie przypomnieć co to znaczy normalne życie. Okazało się ,że jednak udało mi się pójść na koncert ,na który bilety dał mi Harry na początku wakacji na co on i reszta chłopaków bardzo się ucieszyła. Poza tym z innymi obozowiczami ćwiczyłam z Chejronem (co z tego ,że kilka razy prawie trafiłam mu strzałą w głowę) i zwyczajowo na każdym kroku dostawałam głupawki. Dzisiaj miał się pojawić po nas tata Jamesa ,oboje mieliśmy wszystko spakowane ale nikt się nie pojawiał. No i właśnie James z Aleksem wrócili do nas ,tylko czemu mieli liście we włosach? Pewnie znowu wkurzyli jakieś nimfy albo podrywali te ,które chodziły z jakimiś satyrami mieszkającymi w lesie ,echhh jak dzieci.
-A wam co znowu?-zapytałam.
-Eee ,bliskie spotkanie z krzakami.-odpowiedział James i posłał mi rozbrajający uśmiech.
-Jak zawsze…-przewróciłam oczami.
-Noo i Percy mówił ,że mamy przyjść do Wielkiego Domu ,chyba już tata jest.-dodał.
-Nieeeeeee.-usłyszeliśmy zbiorowy protest naszych przyjaciół.
-Zawsze mamy internet.-powiedziałam ale sama nie chciałam wracać.
Jasne ,bardzo tęskniłam za wszystkimi przyjaciółmi ze szkoły ale stąd też nie chciałam odchodzić ,naprawdę to było nie fair ,że musiałam wybierać czy jestem z jednymi czy drugimi. Czy to takie trudne ,żebyśmy wszyscy mogli się jakoś normalnie widywać? Westchnęłam cicho i wstałam i poszłam po swoje rzeczy. Oczywiście wszyscy postanowili nas odprowadzić. I co? Oczywiście po wejściu do Wielkiego Domu czekała na nas niespodzianka. Zamiast Harry’ego czekała na nas Ginny. Kobieta uśmiechnęła się widząc nas oboje.
-Mamo ,a co z tatą?-zdziwił się James.
-Był zajęty w ministerstwie ,ostatnio mają sporo na głowie.-westchnęła pani Potter.
-Okey…-westchną James-A co się stało?-zapytał.
Rudowłosa zawahała się jakby nie wiedziała co powiedzieć ale po chwili odzyskała pewność siebie.
-Nic ,nic ważnego ,nie musicie się martwić.-odpowiedziała.
Oboje zmarszczyliśmy brwi. Coś musiało się stać ,przecież w Londynie była teraz piąta rano ,gdyby to było takie nic to przecież nie siedzieli w pracy tak długo. Nic nie powiedzieliśmy ,jeżeli nie chcą nam wyjaśnić co się dzieje to niczego się nie dowiemy. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi co trwało blisko dwadzieścia minut i wróciliśmy do Londynu świstoklikiem. Po wylądowaniu w kuchni Potterów poczułam ,że coś się właśnie skończyło ,to było takie dziwne skakać od życia czarownicy do życia córki bogów i jeszcze w międzyczasie udawać ,że żyje się całkiem normalnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I koniec. Co powiecie jak powiem ,że to koniec opowiadania? Taa ,kilka osób by mnie udusiło a reszta pewnie olała ale nie wnikam. Tak ,czy tak pisze to dalej ,już zbieram pomysły i niedługo dodam obiecanego one-shota. No i na dzisiaj wszystko ,trzymajcie się ,do napisania =D.