wtorek, 2 kwietnia 2013

35. Powrót do normalności


No to dzisiaj z nudów postanowiłam napisać nn. Czy tylko ja nie chcę iść jutro do tej dżungli nazywanej szkołą? .__. Masakra ale pocieszam się tym ,że zamówiłam sobie "Pamiętniki Półbogów" i za parę dni je dostanę więc jaram się jak głupia. Dedyk jest dla Kath i obu Wik (więcej was matki nie miały żebym nie wiedziała jak o was pisać? xD).

Obudziłam się popołudniu na jednym z łóżek w obozowym szpitalu ,który mieścił się na drugim piętrze Wielkiego Domu. Przymknęłam oczy żeby uchronić je przed rażącym światłem słońca. Westchnęłam cicho i przewróciłam się na lewy bok. Pierwsze co odkryłam ,byłam mniej obolała niż przez ostatnie kilka dni co było dość zaskakujące ale nie narzekałam ,kolejne odkrycie na łóżku obok spał James a jeszcze kawałek dalej Ian siedział na łóżku i rozmawiał z Avanem. Chwila ,czyli już po wszystkim? I jak tu trafiłam? No przecież jestem głupia i zapomniałam ,że wróciliśmy w nocy zaraz po tym jak zapobiegliśmy wojnie bogów. Dziwne ,że jeszcze nikt tu do nas nie wparował ,może jeszcze nie wiedzą ,że wróciliśmy?
-Ale ja poważnie tego nie wysadziłem ,profesor McGonagall…-wymamrotał James ,przewrócił się na bok i zleciał z łóżka.
Ian i Avan odwrócili głowy i spojrzeli na niego a ja wybuchłam śmiechem.
-Co!? Gdzie!? Jak!?-zawołał Potter zrywając się na równe nogi i rozglądając się dziko po pomieszczeniu.
Nikt mu nie odpowiedział ,chłopcy śmiali się a ja w napadzie głupawi turlałam się po łóżku śmiejąc się i łapiąc się za brzuch ,który już zaczynał mnie od tego boleć. Z oczy pociekło mi kilka łez ,dalej turlałam się po łóżku śmiejąc się jak głupia ,w końcu sama spadłam z łóżka.
-Kurde James ,rozwalasz mnie!-zawołałam nadal chichocząc.
-No to wiem już od kilku lat Desiu.-odparł chłopak posyłając mi rozbrajający uśmiech.
Przestałam się śmiać i podniosłam się z podłogi ,oczywiście moje prze genialne włosy postanowiły opaść mi na twarz ,tak ,że blond kosmyki częściowo zasłaniały mi Jamesa ,odgarnęłam je szybkim ruchem dłoni.
-Desiu?-uniosłam jedną brew ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
-Tak Desiu.-Potter pokazał mi język i znowu się uśmiechnął.
-Jesteś martwy…-oświadczyłam mu.
-Oj nie denerwuj się Desiu ,mnie przecież nie skrzywdzisz.-odparł czarnowłosy robiąc minkę niewinnego dziecka.
-Pięć…cztery…trzy…-zaczęłam odliczać.
-Pfff ,blefujesz ,jestem za słodki.-stwierdził.
-…dwa…jeden!-skoczyłam na niego przewracając nas oboje na łóżko tak ,że znalazłam się nad nim.
-I ty myślisz ,że to mi przeszkadza?-zaśmiał się James łapiąc mnie za nadgarstki.
-Wiesz ,że przewrócenie cię nie było moim celem?-zapytałam uśmiechając się sadystycznie.
-Noo wiesz ,ja wcale nie sugerowałem niczego ale nie wiem jak jesteś niewyżyta…-odpowiedział Potter uśmiechając się łobuzersko.
-Zamknij się zboczeńcu!-zawołałam śmiejąc się ,wyrwałam dłonie z jego uścisku i zaczęłam go łaskotać.
Gdzieś obok słyszałam śmiechy Avana i Iana. James coś wykrzykiwał prosząc ,żebym przestała ale nie słuchałam go. Nie przewidziałam ,że znowu spadniemy z łóżka i tym razem to James był nade mną. Chłopak uśmiechnął się tajemniczo.
-Nawet nie próbuj Potter!-wrzasnęłam ale on nie posłuchał.
-Zemsta jest słodka Desiu.-szepnął mi do ucha i zaczął mnie łaskotać
Gdybym mogła pewnie zaczęłabym wierzgać się na wszystkie strony pod wpływem tych „tortur” ale Potter nie dawał mi się ruszyć w żadną stronę ,praktycznie przygniótł mnie do podłogi i bezlitośnie łaskotał uśmiechając się rozbrajająco.
-Chłopaki…pomórzcie…!-wrzasnęłam.
-Ja się nie mieszam.-zaśmiał się Ian.
-Ja też nie gołąbeczki.-dodał Avan.
Chwila!? Jakie gołąbeczki!? James zamarł w bezruchu i oboje równo spojrzeliśmy na Avana.
-Bracie…jesteś martwy.-stwierdził Ian próbując powstrzymać śmiech.
-O nie ,nie martwy.-mruknął James.
-To by było za łatwe.-dodała a na mojej twarzy pojawił się sadystyczny uśmieszek.
James zlazł ze mnie i oboje wstaliśmy. No ale poważnie ,ja i James? No dobra ,mogę mu trochę wybaczyć bo nas nie zna no ale nie całkowicie bo nie będzie zabawy.
-Nie przeszkadzamy?-usłyszałam męski głos.
Odwróciłam głowę w stronę drzwi ,w których stali Percy i Katherina ,oboje uśmiechali się z lekkim rozbawieniem.
-Nie ,wcale.-odpowiedzieliśmy wszyscy razem.
Całą czwórką podbiegliśmy do nich i zaczęliśmy zadawać pytania.
-Co się działo jak nas nie było?
-Udało się nam?
-Co się zmieniło?
-Inni już wiedzą ,że wróciliśmy?
I tak dalej. Nawzajem się zagłuszaliśmy ale chyba żadne z nas o tym nie myślało.
-Hej ,hej ,spokojnie!-zaśmiała się Katherina-Nic się nie zmieniło ,nie martwcie się.
-Yhym…Kath dopiero co wrócili ,kiedy zejdą na dół wszyscy się na nich rzucą z pytaniami.-mrukną Percy i uśmiechnął się do nas.
-Percy!-Katherina trzepnęła go w ramię.
-Hej ,ja tylko mówię jak jest.-odpowiedział.
Kath przewróciła oczami a wyraz jej twarzy mówił „czy on może myśleć?”.
-Możemy zjeść obiad ,jestem głodna?-odezwałam się.
Wszyscy znowu się zaśmiali.
-A ty jak zawsze Desiu.-stwierdził James.
-Zamknij się.-mruknęłam i trzepnęłam go w głowę.
-Hej!-James potarł tył swojej głowy ale uśmiechną się.
-Tak ,chodźcie ,jak zjecie idźcie się przebrać i wróćcie do nas ,musicie wszystko opowiedzieć.-odpowiedział Percy.
-Kto ostatni na dole ten Gumochłon!-zawołałam i wybiegłam na korytarz.
Zbiegłam po schodach i wpadłam na stołówkę wypełnioną innymi obozowiczami ,zaraz za mną pojawili się James ,Ian i Avan. Nagle cała sala ucichła a oczy wszystkich skierowały się na nas.
-Ojć.-mruknęłam i uśmiechnęłam się niepewnie-No to…Eee…noo…hej wszystkim?-wymamrotałam.
-Taaa ,geniusz z ciebie Desiu.-szepną do mnie James.
-A ty się zamknij.-znowu oberwał ode mnie po głowie.
I nagle całe napięcie zniknęło ,wszyscy się zaśmiali a mu zajęliśmy nasze miejsca przy stołach ,ja usiadłam z Ianem i Avanem a James przy stoliku Zeusa przy którym spotkałam go lawina pytań od strony Aleksa i Katlin. Może gdyby nie nazywał mnie „Desią” byłoby mi go trochę szkoda ale teraz uśmiechałam się pod nosem obserwując jego sytuację. Po chwili na talerzu przede mną pojawiła się pizza z szynką i pieczarkami więc zabrałam się do jedzenia. Po obiedzie wróciliśmy do domków trochę się przebrać no bo ile można łazić w ubrania wyglądających jak po spotkaniu z wściekłym kotem? No a w temacie kotów jak tylko weszłam do domku Posejdona mała czarna ,puchata kulka rzuciła się na mnie i zaczęła ocierać się o moje nogi głośno mrucząc.
-Hades!-zaśmiałam się starając się nie potknąć o kota.
-Nazwałaś kota Hades?-usłyszałam z boku zaskoczonego Avana.
-To było zanim wydało się ,że spora grupa rodziców nie przysyła mi prezentów gwiazdkowych.-odpowiedziałam szykując sobie ubrań.
Hades popatrzył na mnie wzrokiem ,który zrozumiałam jako „czy ten koleś ma jakiś problem!?”
-Żadnych wygłupów mały.-mruknęłam.
Kot zamachał leniwie ogonem ,wskoczył na moje łóżko i rozłożył się na nim pokazując ,że ma to gdzieś. Poszłam do łazienki się przebrać. Założyłam jeansowe ,krótkie spodenki i białą bokserkę a włosy rozczesałam i zaczesałam je w wysokiego kitka. Po piętnastu minutach zajrzał do nas  James i ruszyliśmy z powrotem do Wielkiego Domu. W stołówce czekali Percy ,Katherina i ten sam centaur ,którego zobaczyłam w nocy.
-Eee…-zaczęłam.
-Chejron!-zawołali Ian i Avan.
-Chwila ,co!?-wyrwało mi się.
-Nie co tylko kto młoda.-odpowiedział centaur-Jestem pierwszym centaurem ,wyszkoliłem wielu herosów ,których znasz z mitologii i zajmuję się szkoleniem was.-dodał.
-Gdzie byłeś?-zapytał Ian.
-Młody ,szkolę was od tysięcy lat przyda mi się czasami trochę wolnego.-odpowiedział Chejron.
-Yhym…możemy już po prostu opowiedzieć?-zapytałam niepewnie.
*2 tygodnie później*
Wyciągnęłam się leniwie na nagrzanym piasku. Słońce zaczynało zachodzić ,Ian i Avan zniknęli gdzieś w oceanie ,James i Alex też gdzieś wsiąkli a ja siedziałam na plaży z Katlin.
-To dzisiaj wracacie do domu?-zapytała córka Zeusa.
-Yhym…-mruknęłam.
-Czyli zobaczymy się dopiero w przyszły roku ,w wakacje…-westchnęła.
-No o ile niczego nie odwalimy.-uśmiechnęłam się pod nosem na myśl ,że niedługo McGonagall potraci na nas nerwy.
-Hej ,o czym gadacie?-podbiegli do nas Avan i Ian.
-A tak o niczym.-odpowiedziała Katlin i uśmiechnęła się niepewnie do Iana.
-Jak zawsze ,blondie musicie od nas uciekać?-Avan zmierzwił mi włosy mokrą dłonią.
-Hej!-zaśmiałam się-Wiesz ,nie możemy wiecznie tylko wam psuć nerwów.-dodałam.
-Olej szkołę ,zostań z nami.-rzucił Ian.
Przez ostatnie dwa tygodnie zdążyłam sobie przypomnieć co to znaczy normalne życie. Okazało się ,że jednak udało mi się pójść na koncert ,na który bilety dał mi Harry na początku wakacji na co on i reszta chłopaków bardzo się ucieszyła. Poza tym z innymi obozowiczami ćwiczyłam z Chejronem (co z tego ,że kilka razy prawie trafiłam mu strzałą w głowę) i zwyczajowo na każdym kroku dostawałam głupawki. Dzisiaj miał się pojawić po nas tata Jamesa ,oboje mieliśmy wszystko spakowane ale nikt się nie pojawiał. No i właśnie James z Aleksem wrócili do nas ,tylko czemu mieli liście we włosach? Pewnie znowu wkurzyli jakieś nimfy albo podrywali te ,które chodziły z jakimiś satyrami mieszkającymi w lesie ,echhh jak dzieci.
-A wam co znowu?-zapytałam.
-Eee ,bliskie spotkanie z krzakami.-odpowiedział James i posłał mi rozbrajający uśmiech.
-Jak zawsze…-przewróciłam oczami.
-Noo i Percy mówił ,że mamy przyjść do Wielkiego Domu ,chyba już tata jest.-dodał.
-Nieeeeeee.-usłyszeliśmy zbiorowy protest naszych przyjaciół.
-Zawsze mamy internet.-powiedziałam ale sama nie chciałam wracać.
Jasne ,bardzo tęskniłam za wszystkimi przyjaciółmi ze szkoły ale stąd też nie chciałam odchodzić ,naprawdę to było nie fair ,że musiałam wybierać czy jestem z jednymi czy drugimi. Czy to takie trudne ,żebyśmy wszyscy mogli się jakoś normalnie widywać? Westchnęłam cicho i wstałam i poszłam po swoje rzeczy. Oczywiście wszyscy postanowili nas odprowadzić. I co? Oczywiście po wejściu do Wielkiego Domu czekała na nas niespodzianka. Zamiast Harry’ego czekała na nas Ginny. Kobieta uśmiechnęła się widząc nas oboje.
-Mamo ,a co z tatą?-zdziwił się James.
-Był zajęty w ministerstwie ,ostatnio mają sporo na głowie.-westchnęła pani Potter.
-Okey…-westchną James-A co się stało?-zapytał.
Rudowłosa zawahała się jakby nie wiedziała co powiedzieć ale po chwili odzyskała pewność siebie.
-Nic ,nic ważnego ,nie musicie się martwić.-odpowiedziała.
Oboje zmarszczyliśmy brwi. Coś musiało się stać ,przecież w Londynie była teraz piąta rano ,gdyby to było takie nic to przecież nie siedzieli w pracy tak długo. Nic nie powiedzieliśmy ,jeżeli nie chcą nam wyjaśnić co się dzieje to niczego się nie dowiemy. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi co trwało blisko dwadzieścia minut i wróciliśmy do Londynu świstoklikiem. Po wylądowaniu w kuchni Potterów poczułam ,że coś się właśnie skończyło ,to było takie dziwne skakać od życia czarownicy do życia córki bogów i jeszcze w międzyczasie udawać ,że żyje się całkiem normalnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I koniec. Co powiecie jak powiem ,że to koniec opowiadania? Taa ,kilka osób by mnie udusiło a reszta pewnie olała ale nie wnikam. Tak ,czy tak pisze to dalej ,już zbieram pomysły i niedługo dodam obiecanego one-shota. No i na dzisiaj wszystko ,trzymajcie się ,do napisania =D.

2 komentarze:

  1. -Jesteś martwy…-oświadczyłam mu. <--Ona mu się oświadczyła? O.o Cem być druhną!! :D
    Znowu gubisz "ł", mój geniuszu._________.
    Poza "ł" jest świetnie. :3 Bardzo mi się podoba, piszesz ciekawie i wciągająco...ale "pomoRZemy" ?! Serio?! Des, będziesz zdawać u mnie ortografię! Przysięgam!! Rozdział fenomenalny..gołąbeczki.. Mhm. ^_^ Des jest tak samo zboczona jak ty, Des. :D Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. NMBZT. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej, okej, okej, okej, ojej, ojej, ojej, ojej, awww, awww, awww, awww, me gusta, ole *_*
    Tak, po powyższym stwierdzeniu stwierdzisz, że właśnie dopadła mnie głupawka :33
    Uwielbiam ten rozdział!!!!! ♥
    Muszę ci powiedzieć, że sama chciałabym być na miejscu Des w obozowym szpitalu :33
    Awwww James, te jego teksty xD
    Awwww zboczony James xD ♥ ♥ ♥
    "Desia"! Haha, leżę i płaczę :D
    "Pff, blefujesz, jestem za słodki" - o owrsfvnkjeali jak ja go kocham! Ej, biorę go sobie na kolejnego męża, okej? :D
    Łaskotki, gołąbeczki - Desiu kocham cię :33
    A Desia tylko o jedzeniu xDD
    Uroczy obrazem siedzenia nad jeziorem :)
    James i nimfy - spadłam z łóżka xD
    Co racja to racja, nie mogą psuć nerwów tylko obozowiczom, każdy zasłużył na trochę udręki :D Nie obraziłabym się gdyby James mnie podręczył xDDD
    Martwi mnie to, że Potteros po nich nie przyjechał :/ Chyba domyślam się co knujesz, ale nie będę psuła reszcie czytelników czytania xD
    Podsumowując :
    KOCHAM CIĘ!
    KOCHAM TO OPOWIADANIE!
    KOCHAM JAMESA!
    KOCHAM TWÓJ STYL!
    KOCHAM PRZEMYŚLENIA DESI!
    KOCHAM DESIĘ!
    KOCHAM NAWET TWOJE ZBOCZONE TEKSTY!
    KOCHAM WSZYSTKO!

    KOCHAM to co tu przedstawiasz na tym blogu <3 Całą tą magiczną energię, wszystkie doznania, przeżycia, przygody, historie. Ja i tak wiem swoje i wiem, że lepiej piszesz :3 Nie mogę się napatrzeć na cuda, które tu wyczarowujesz różdżką - weź mi zdradź zaklęcie :P Uwielbiam sposób w jakim wprowadzasz mnie do magicznego świata... Masz moc hipnotyzowania jak Morfeusz i nie mogę nie myśleć o tym co będzie w kolejnym rozdziale!
    Więc dodawaj szybko nn i nie wykręcaj się, Desiu <3
    Pozdrawiam i życzę ci weny, ma królowo! :33

    OdpowiedzUsuń