wtorek, 27 listopada 2012

17.A co jeżeli...?


Ludzie ,ratunku! Rodzice chcą sprawdzać mojego fejsa bo dzieciaki z klasy mojego (mega durnego) młodszego brata coś odwalają na NK O.o ,normalnie już nie wiem co mam zrobić żeby przestali mnie traktować podobnie do tego dzieciaka =( ,na dodatek ktoś mówił coś o pracy w Kanadzie ,pewnie to i tak tylko gadanie no ale zaczynam się tego bać :<
Pozdrawiam czytających ,niedługo biorę się za One Shoty ,może wymyślę coś w weekend o ile będę miała wolną chwilę.


Od ataku Śmierciożerców minęło już trochę czasu ,rok szkolny prawie się skończył ,zostało półtora tygodnia do rozpoczęcia wakacji.  
Jak ja nienawidzę bezczynnie siedzieć kiedy mogłabym się do czegoś przydać! Nie rozumiem czemu wszyscy traktują mnie jakbym nie mogła niczego sama załatwić? Nie pojmuję tego…
-Des ,wszystko w porządku?-szepnął do mnie James.
Podniosłam głowę z pieńka o który się opierałam. Siedzieliśmy w sali wróżbiarstwa które prowadził Firenzo ,centaur zatrudniony jeszcze za czasów dyrektora Dumbledore’a.
-Tak ,czemu wszyscy myślą ,że jest inaczej?-zdenerwowałam się chociaż wcale nie miałam zamiaru.
-Ej ,spokojnie ,ja się tylko pytam…
-Po raz tysięczny w tym tygodniu.
-Bo widać ,że coś jest nie tak.-mruknął Potter.
-Weź mnie nie irytuj…-westchnęłam i odwróciłam się od niego.
Ostatnio coraz łatwiej się wkurzałam ,sama nie wiem czemu. Może to przez to ,że bogowie się kłócą? Skoro wszyscy są moimi rodzicami i kłócą się  między sobą powinnam się kłócić sama ze sobą… Chyba powinnam przestać tworzyć podobne filozofie ,bezsensu są. Naprawdę wkurzałam się bo każdy pytał co się stało a ja nie chciałam odpowiadać. Pewnie gdyby te sny zniknęły wszystko byłoby dobrze. Pff…mogę pomarzyć ,pewnie nie wyśpię się dopóki wszystko się nie wyjaśni. Na razie codziennie budziłam się po kolejnym dziwnym śnie ,czasami był to czarny ,skrzydlaty wąż ,czasem demonica o płonących skrzydłach ,innym razem dziewczyna z którą walczyłam kiedy byłam u rodzinny Jamesa w święta. Dzisiaj dla odmiany miałam wizję jakiejś misji po której James powiedział mi tylko „Kiedyś znowu się spotkamy” i odszedł niewiadomo gdzie ,a ja nie chciałam żeby odchodził ,nie wyobrażałam sobie jak to miałoby wyglądać ,takie życie bez niego…
W uszach rozległ mi się ostry dźwięk dzwonka oznaczający koniec lekcji.
Poderwałam się z miejsca i szybkim krokiem wyszłam z klasy. Proszę cię James ,daj mi spokój ,nie chcę się na ciebie drzeć…
Bum ,zderzyłam się z kimś.
-Hej ,patrz pod nogi mała.-zaśmiał się znajomy głos.
-Luke!-rzuciłam się chłopakowi na szyję.
-Ale mnie nie duś.-blondyn znowu się zaśmiał.
-Przepraszam…-zrobiłam się lekko czerwona.
-To nic ,czemu się tak przejmujesz?
-No bo…bo ja…no…-urwałam kiedy chłopak mnie pocałował-A to za co?-spytałam.
-Żebyś przestała się jąkać.-niebieskooki uśmiechną się szeroko-Chodź.-dodał i wyciągnął mnie na błonia.
Słońce miło nas ogrzewało ,niektórzy uczniowie po skończonych piątkowych lekcjach wyciągali się leniwie na trawie ,kilku młodszych dzieciaków bawiło się nad jeziorem ,w takich sytuacjach ciężko mi było wyobrazić sobie ,że gdzieś indziej otwierało się przejście do Podziemia z którego uciekały coraz gorsze potwory ,że gdzieś znikały inne dzieci bogów a ktoś szykował plany przejęcia władzy nad bogami i czarodziejami. W tej chwili wszystko co złe wydawało mi się odległe i nierealne ale zostawała ze mną świadomość ,że kiedyś to się skończy ,stanie się coś okropnego i koniec tej historii nie będzie zbyt szczęśliwy.
-Ziemia do Destiny ,jesteś tam?-Luke pomachał mi dłonią przed twarzą.
-Przepraszam ,myślałam o czymś.-powiedziałam i wysiliłam się na uśmiech.
-Coś się stało?-spytał Krukon-Pokłóciłaś się z Jamesem?
-Nie ,no coś ty ,czemu w ogóle tak myślisz?
-Zawsze ze sobą gadacie ,dzisiaj wyszłaś z klasy nawet na niego nie patrząc…
-To nic ,naprawdę. Zapomnijmy o tym ,chodź.-zaciągnęłam go nad jezioro.
Dobra ,koniec tego ,zapominam o problemach. Jest piątek popołudniu ,nikt nam nic nie zadał a obok mnie jest mój chłopak ,czym się tu martwić?
-Widzę ,że nie ma o co się martwić.-zaśmiał się Luke kiedy wskoczyłam mu na plecy.
-No ,i to mi się podoba.-odpowiedziałam opierając głowę o jego ramię.
-Masz zamiar ze mnie zejść?-zapytał blondas.
-Nie ,nie uwolnisz się ode mnie.
-To się okaże…
W jednej chwili znalazłam się w jeziorze.
-A więc to tak!-zaśmiałam się-To może się przytulisz co?-dodałam i w całości ociekając głową uścisnęłam blondyna.
Luke roześmiał się i wykorzystał moment całując mnie w usta.
O nie kochany ,nie myśl sobie ,że tak łatwo odpuszczę ci winy…
Uśmiechnęłam się szeroko i pociągnęłam chłopaka do wody. Wylądowaliśmy obok siebie rozbryzgując dookoła nas wodę. Luke potrząsną głową strzepując z  włosów kropelki wody.
-Ej.-zaśmiałam się kiedy przypadkiem ochlapał mi twarz.
-Kocham cię ty moja mała wariatko.-niebieskooki delikatnie mnie pocałował.
-Nie jestem wcale taka mała.-mruknęłam i udałam obrażoną.
-Bez fochów mi tu…-Krukon zaczął mnie łaskotać.
-Nie ,Luke ,przestań!-zawołałam próbując złapać oddech.
-Poproś…
-Zachowujesz się jak James.-stwierdziłam.
-To dobrze ,czy źle?-spytał.
-Nie wiem.-trzepnęłam go w ramię.
-Przepraszam ,że wam przeszkodzę ale muszę porwać Destiny.-usłyszałam z tyłu głos Katheriny.
Spojrzałam na brzeg na którym stała nauczycielka eliksirów.
-Przepraszam.-szepnęłam do Luke’a ,pocałowałam go w policzek i poszłam razem z Kat.
Kobieta zaprowadziła mnie do swojej klasy.
-Co się stało?-zapytałam.
Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Przepraszam ,że cię odciągam od twoich zajęć.-powiedziała.
-Wiedziałam ,że tak może być. Powiedz co się stało?
 -To czego najbardziej się baliśmy ,Posejdon zagroził Zeusowi ,że jeżeli jego syn nie odnajdzie się do końca lipca to wybuchnie wojna ,na takich samych warunkach Zeus chce odzyskać Piorun ,na dodatek Hades oskarża ich ,że otworzyli przejście do Podziemia żeby go czymś zająć i osłabić.-odpowiedziała.
Szczęka mi opadła. Nigdy nie myślałam ,że będzie aż tak źle. Jeżeli bogowie zaczną walczyć to będzie koniec świata.
-Oni rozwalą świat na kawałki ,czy oni tego nie rozumieją?-powiedziałam.
-Nie wiem ,ale jeżeli wojna wybuchnie…nie wiem co będzie ,bogowie podzielą się na kilka stron ,będą walczyć między sobą ,morza i oceany zaleją lądy ,pojawią się huragany ,burze ,tajfuny…-zaczęła wyliczać Katherina.
-Musimy coś zrobić.-stwierdziłam.
Akurat do sali wpadli James i Perseusz.
-Koniec roku ,w ten poniedziałek ,porwali Ministra Magii…-odezwał się James próbując złapać oddech.
Nie wiem czy mam się cieszyć czy bać ,normalnie rok szkolny nie kończy się tak szybko ,więc musiało się naprawdę źle dziać…,ale im szybciej skończymy szkołę tym szybciej będziemy mogli spróbować odnaleźć broń Zeusa ,znaleźć syna Posejdona i może nie dojdzie do wojny.
-Co robimy?-spytałam cicho.
-Wróćcie do domów ,spakujcie się i czekajcie aż przyślą po was kogoś ,wszystko załatwimy.-odpowiedział Percy.
-Destiny ,twoi rodzice nic nie wiedzą tak?-spytała Katherina.
Pokiwałam twierdząco głową.
-Powiem ,że jadę z Jamesem na wakacje ,oni i tak będą mieli to gdzieś.-odpowiedziałam.
-Dobrze ,jeżeli wszystko pójdzie tak jak powinno pod koniec tygodnia będziecie już…tam gdzie powinniście.-stwierdził Percy.
Chwila ,czemu nie powiedzą gdzie trafimy? Kto po nas przyjdzie?
-Ale gdzie mamy być?-zapytał James.
-Dowiecie się w odpowiednim momencie.-odpowiedziała szybko Katherina.
Sądząc po tonie w jakim to wypowiedziała ,to był koniec rozmowy.
-Pójdę już ,mamy niecałe trzy dni żeby wszystko ogarnąć…-mruknęłam i wyszłam z sali.
Poszłam przejść się po zamku. Kilka godzin bez celu błądziłam po korytarzach. Szczerze to zaczynałam się bać…wcześniej to było tylko gadanie o misjach ,tylko walki treningowe ,teraz to będzie na poważnie ,walki na śmierć i życie ,próba uratowania świata przed rozpadnięciem się na kawałki… A co jeżeli nam się nie uda ,albo uda nam się ale nie wrócimy żywi? Nieświadomie zaczęłam się żegnać ze szkołą dopóki nie usłyszałam cichych kroków na końcu korytarza. Byłam w lochach więc nie widziałam jak korytarz się kończył.
Pobiegłam przed siebie a to co zobaczyłam zupełnie zbiło mnie z tropu. Na oko dwunastoletni chłopak starający schować się w kącie. Kiedy podeszłam bliżej odskoczył jak oparzony.
-Hej ,nic ci nie zrobię…-zaczęłam.
-Nie ,zabierzesz mnie do nich ,ja nie chcę wracać.-pisnął.
-Nie…ja nawet nie wiem o czym ty mówisz. Z jakiego domu jesteś?
-Nie jestem.-powiedział cicho-A ty jak nie jesteś od nich ,jesteś czarownicą a mówili ,że czarownice są złe…
-Poważnie ,nic ci nie zrobię. Poza tym ,skoro ktoś ci powiedział ,że jestem zła a ty się tego kogoś boisz ,to skąd możesz wiedzieć czy mówił prawdę?-wyciągnęłam do niego rękę.
Chłopak popatrzył na mnie dużymi ,dziecinnymi oczami a po chwili dotknął mojej dłoni.
Dopiero ,kiedy wyszedł z cienia mogłam zobaczyć jak naprawdę wygląda .miał wilcze uszy i krótki lisi ogon.
-Kim ty jesteś?-zapytałam.
-Nikim ,jestem do niczego…-mruknął.
Zauważyłam blizny pokrywające jego ramiona.
-Kto ci to zrobił?-zadałam kolejne pytanie.
-Ona jest zła ,nienawidzi mnie…-zaczął ale urwał jakby się bał ,że ktoś go podsłucha.
-Wiesz ,znam dwie osoby które mogą ci pomóc.-zaczęłam-Zaprowadzę cię do nich jeżeli chcesz ,to czarodzieje ,ale dobrzy.-dodałam.
Dziecko pokiwało niepewnie głową. Zaprowadziłam go do klasy Perseusza ,na szczęście on był w środku.
-Destiny ,co się…?-nauczyciel urwał kiedy zobaczył z kim przyszłam ,jego wzrok stał się ostry a z twarzy zniknął jakikolwiek wyraz.
-Wiem ,że jest chimerą ,ale to dziecko Percy ,wpadłam na niego w lochach ,próbował się schować.-wyjaśniłam.
-Jak się nazywasz?-zapytał Perseusz małego.
-Mice.-szepnął patrząc w podłogę.
-Powiedz to ,co powiedziałeś mi.-poprosiłam Mice’a.
Chłopak opowiedział swoją historię w całości. Okazało się ,że szkolono go do walki ale on się bał i nie szło mu najlepiej ,a kiedy coś mu się nieudało został karany przez jakąś Elejs ,dlatego uciekł przez jakieś tunele i znalazł się tutaj.
-Zajmę się nim razem z Kat ,masz teraz dużo na głowie młoda.-powiedział Percy już łagodniej-Nic mu nie będzie.-dodał.
-Dobra.-westchnęłam.
Mice popatrzył na mnie ,widziałam w jego oczach ,że boi się zostać beze mnie. To dziwne jak dzieci potrafią łatwo zaufać jednej osobie a drugiej się boją.
-Nie martw się ,nikt nic ci nie zrobi.-obiecałam-Ja muszę iść.-dodałam.
Dziecko pokiwało głową na znak ,że rozumie.
Spokojnie wyszłam z sali i poszłam do wieży Gryffindoru.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Eh ,wiem ,że krótko ale mam trochę n głowie ,o 20 wróciłam ze spotkania z księdzem w sprawie bierzmowania ,musiałam znaleźć na polski jakiś test ,muszę napisać list i rozprawkę najpóźniej na przyszły tydzień i jeszcze jakieś słówka z Niemca na piątek ,masakra -.-.       
   

czwartek, 22 listopada 2012

16.Bo nie ma to jak porazić Śmierciożerce prądem.


Haha ,moja dzisiejsza rozmowa z mamą:
M: Co byś powiedziała ,jakby tata dostał pracę w Kanadzie?
J: No ale czemu Kanada ,ja wolę Londyn…
M: Czemu?
J: No bo One Direction ,i bym poszła szukać peronu nr. 9 i ¾ ,i może wpadłabym do Dziurawego Kotła…Londyn jest lepszy.
M: Ja cię nie rozumiem.
Wyszłam z kuchni i zaczęłam się śmiać xD ,rodzice mnie nigdy nie ogarną ^^.
Notkę dedykuję osobą komentującym (nie jest Was zbyt wiele ale zawsze ktoś ;D) ,dziękuję ,za to ,że macie ochotę poświęcić kilka minut na poprawienie mi nastroju ;).  

-Wszyscy uczniowie do zamku!-zawołała profesor McGonagall wyciągając różdżkę.
Kiedy nad magiczną osłoną coś wybuchło a ktoś zawołał „Śmierciożerca!” wybuchła panika ,wszyscy zaczęli przepychać się do wejścia do zamku ,ludzie wpadali na siebie ,rozpychali się a młodsi uczniowie krzyczeli. Zostałam oddzielona od Luke’a ,ktoś na mnie wpadł ,przewróciłam się. Poczułam jak czyjaś ręka zaciska się na moim ramieniu i odciąga mnie na bok. Znalazłam się za drzewem obok Katheriny ,po chwili dołączyli do nas Perseusz i James.
-Co się do cholery dzieje?-wypaliłam.
-Później wyjaśnienia ,przyda nam się wasza pomoc.-powiedział Percy.
-A co my możemy ,to przecież Śmierciożercy?-zapytał James.
-Twój ojciec z nimi walczył jak był niewiele starszy od ciebie ,jak widać da się przeżyć.-stwierdziłam.
-Macie nam pomóc ale nie dać się zabić ,jeżeli powiemy ,że macie uciekać musicie posłuchać ,bez żadnych ale.-powiedziała Kat.
Niechętnie się zgodziliśmy ,nie było czasu na kłótnie bo pierwsi czarnoksiężnicy przebili się przez osłonę.
Wybiegliśmy zza drzewa ,zaklęcie przeleciało kilka centymetrów przed moją twarzą. Po chwili zostałam całkowicie oddzielona od innych ,James odbiegł gdzieś z Percym a Katherina została odciągnięta przez jednego ze Śmierciożerców.
Cofnęłam się o parę kroków nie wiedząc co zrobić. Wpadłam na zamaskowanego czarnoksiężnika i wrzasnęłam. Śmierciożerca wycelował we mnie różdżkę.
-Trzeba było uciekać.-warknął.
-Chciałbyś.
Nie wiem co mi strzeliło do głowy ale rzuciłam się na niego z gołymi rękami i zanim zdążył wypowiedzieć zaklęcie poraziłam go prądem. Śmierciożerca stracił przytomność i upadł na ziemię co przykuło uwagę kolejnych dwóch czarnoksiężników ,w jednym z nich rozpoznałam Lucjusza Malfoy’a. Zaczęłam cofać się do tyłu a oni ruszyli za mną z wyciągniętymi różdżkami. Poczułam ,że weszłam do jeziora ,stałam w wodzie po kostki kiedy w moją stronę poleciały dwa zielone promienie. Zanim zaklęcia mnie trafiły woda przede mną uniosła się w powietrze tworząc dookoła mnie tarczę. Zauważyłam na twarzy Malfoy’a zaskoczenie ale po chwili znowu miał chłodny wyraz twarzy.
-Avad…-zanim skończył wypowiadać zaklęcie obaj Śmierciożercy dostali ze strumienia wody tak mocno ,że przelecieli kilkaset metrów i zderzyli się z drzewem.
Dołączyłam do pozostałych walczących ,dopiero teraz zauważyłam ,że dołączyli do nas aurorzy.
Udało nam się szybko zakończyć walkę ,wszyscy przeżyli a aurorzy zabrali Śmierciożerców do Ministerstwa Magii.
***
-Myślałam ,że oni siedzą w Azkabanie więc się pytam co to miało znaczyć?
Teraz razem z Jamesem siedzieliśmy w gabinecie profesora Nyksa a ja zadawałam tysiąc pytań na minutę.
-Najpierw się uspokój młoda.-powiedział spokojnie Percy.
-Nie ,nie uspokoję się ,jeszcze zaraz się okaże ,że Voldemort się odradza ,znowu!-zawołałam.
-O to bym się nie martwił.-do pomieszczenia wszedł ojciec Jamesa.
-To co się stało ,jak oni uciekli?
Katherina podała mi najnowsze wydanie „Proroka Codziennego” ,na pierwszej stronie było wielkie ostrzeżenie przed Śmierciożercami ,następną stronę zajmowały ich zdjęcia a po nich było zdjęcie Azkabanu ,tylko ,że to nie był już Azkaban. Więzienie wyglądało jakby ręka jakiegoś giganta zmiotła jego połowę ,zamiast gruzów była wielka ,ciemna dziura a nad tym co zostało z budowli zbierały się czarne chmury.
-Co się tam stało?!-zawołałam.
-Wszyscy twierdzą ,że to uderzenie pioruna ,niektórzy mówią ,że ktoś chciał uwolnić Śmierciożerców i podejrzewają ,że ktoś chce wywołać nową wojnę ,są różne plotki a nikt nie wie co się dokładnie stało.-wyjaśnił starszy Potter.
-U nas nie jest lepiej ,to wyglądało na uderzenie pioruna dlatego jest wielka afera wokół Zeusa ,ale to nielogiczne bo pod Azkabanem jest ukryte przejście do Podziemia dlatego oskarża się Hadesa co znowu jest bezsensu bo on traci panowanie nad służącymi mu potworami więc jest zajęty a otwarcie tego przejścia tylko pozwala duszom łatwiej dostać się na ziemię co Hadesowi nie pomaga…-powiedział Perseusz.
-To wszystko jest bezsensu…-westchnął James-Ale może tata ma rację ,ktoś chce wywołać nową wojnę ,między bogami i czarodziejami ,wszyscy zaczną ze sobą walczyć…
-A wtedy ten ktoś sam przejmie władzę ,zniszczy bogów i zyska władzę nad czarodziejami.-dokończyłam.
-Jeżeli to prawda ,to nie można tego tak zostawić ,będzie ciężko nie dopuścić do kłótni bogów ,Posejdon i Zeus już się kłócą ,syn Posejdona zaginął a on podejrzewa o to Zeusa bo za to Zeus podejrzewał Posejdona o zniknięcie Pioruna chociaż bogowie nie mogą wykradać sobie broni.-stwierdziła Katherina.
-Takie nienormalne „Trudne Sprawy”.-mruknęłam.
-Będziemy musieli to jakoś rozwiązać zanim zaczną ze sobą walczyć ,nie możemy nic zrobić do wakacji ,co najwyżej  nie dopuścić żeby bogowie skoczyli sobie do gardeł.-powiedział Percy.
-Czemu musimy czekać?-zapytałam.
-W wakacje większość półbogów wróci ze szkół ,teraz nie mamy praktycznie nikogo ,większość zniknęła a wysłanie kogoś na misję teraz może skończyć się tak samo jak ostatnim razem ,wszyscy znikną i będzie nas tylko mniej.-wyjaśnił Perseusz.
-No a co z nami?-wtrącił James.
-Musicie skończyć rok szkolny.-przypomniała nam Katherina.
-Jakoś przeżyję bez historii magii.-mruknął młody Potter.
-To nie zmienia tego ,że musicie poczekać do czerwca kiedy będziemy mogli wysłać z wami jeszcze kogoś.-powiedział Percy-Zajmiemy się tym jak będziemy mogli.
~~~
*z perspektywy Nidafiol*
Nienawidzę jej! Przysięgam ,ona jest gorsza niż ktokolwiek ,gorsza nawet niż czarodzieje. Nienawidzę Elejs ,tej zielonowłosej wiedźmy świecącej tymi czerwonymi oczami i szpanującej swoimi płonącymi skrzydłami ,gdyby nie to ,że nie chcę się narażać już dawno urwałabym jej łeb albo pocięła ją na plastry. Znalazła się niewiadomo skąd niedługo po tym ,jak spotkałam z moim bratem naszego pana ,i od początku mu się podlizywała ,wywyższała się nad nami jakby była niewiadomo kim. Nigdy nie była na żadnej misji a jeżeli już była to na pewno nie na takiej jak my ,kiedyś powiedziała ,że to nie jest zajęcie dla niej. I co? Nic ,nikt jej nic nie zrobił ,mogła wszystko. Ona nawet nie była jedną z nas ,miała tylko te swoje płomienne skrzydła to wszystko. A dzisiaj znowu chciała rozstawiać mnie po kątach. Znalazła mnie zanim odleciałam żeby szkolić innych.
-I co dziecko? Nie potrzebujemy cię ,wiedziałam ,że tak będzie.-powiedziała przechodząc obok mnie.
-Zamknij się jak nic nie wiesz.-syknęłam.
-Wiem wszystko ,ja zawsze wszystko wiem ,masz szkolić inne dzieciaki…nawet nie wiem po co ,dalibyśmy sobie radę bez nich ,ale jak widać On wysyła tam ciebie ,chce się ciebie pozbyć chociażby na jakiś czas.-stwierdziła i zaśmiała się.
-Nie chce ,wysyła mnie tam bo potrzebuje nas więcej ,jak widać tylko mi można zaufać z czymś tak ważnym.-odpowiedziałam.
-Myśl sobie co chcesz ,ja wiem swoje.
-A może właśnie nie wiesz nic.
To był błąd ,Elejs trzasnęła mnie w policzek i poczułam jej długie paznokcie ,oczywiście nie dałam się zastraszyć.
-To ty nic nie wiesz dzieciaku! Wiem więcej niż ty dowiesz się w całym swoim marnym życiu!-wrzasnęła a w jej oczach zapłoną ogień-Ja Go znam od wieków rozumiesz!
-Yhmm…jasne ,a do psychiatryka to w inną stronę.-rzuciłam i odeszłam ,miałam ważniejsze sprawy niż tą jędzę.
~~~
*z perspektywy Elejs*
Ta mała myśli ,że coś znaczy. Aż chce mi się śmiać. Jakby zginęła znalazłaby się inna kreatura ,a po niej następna i tak dalej. Kompletnie nie rozumiem do czego On potrzebuje te małe hybrydy ,sama dałabym sobie radę ,poprzednim razem poradziłam sobie ,a to ,że mój brat zawalił swoją część zadania nie było moją winą.
Zeszłam do lochów i weszłam do celi w której siedział siedemnastoletni ,czarnowłosy chłopak. Pff…ale mi wielki syn Posejdona.
-Czego chcesz?-warknął.
-Zabawić się.-odpowiedziałam lekko i poraziłam dzieciaka prądem.
Nienawidziłam go ,tak samo jak jego ojca ,jak wszystkich bogów ,ale on był tak podobny do idioty który zniszczył mnie w przeszłości ,że nienawidziłam go jeszcze bardziej. Chłopak nie krzyczał ,do pewnego momentu. Bawiły mnie te jego usilne próby nieokazywania bólu ,czemu oni zawsze tak robią? Ludzie byli naprawdę zabawni ,szczególnie kiedy starali się udawać ,że są silni.
-Wiesz ,że mnie tak nie zostawią? Ktoś w końcu po mnie przyjdzie.-powiedział chłopak kiedy na chwile przestałam go razić.
-W to nie wątpię. Mój pan się nimi zajmie ,a jak skończy dostanę jeszcze kilku herosów do zabawy ,więc bądź grzeczny i się zamknij.-poklepałam go po policzku zahaczając paznokciami o skórę.
-Obojętnie co planujecie ,nie uda wam się…-dzieciak stwierdził to z takim przekonaniem ,że aż zaśmiałam się nad jego głupotą.
Tak ,ludzie są zabawni.
~~~
*z perspektywy Destiny*
-Des!-Yuri przytuliła mnie z taką siłą ,że myślałam ,że połami mi żebra.
-Ri ,dusisz mnie.-wykrztusiłam.
Dziewczyna poluzowała uścisk.
-Co się z wami działo ,kiedy okazało się ,że was nie ma to myśleliśmy ,że…
-Nic nam nie jest i nie było ,po prostu się zgubiliśmy w tym tłumie.-gładko skłamałam.
-Ale co się w ogóle stało ,to byli Śmierciożercy tak?-zapytał Aron.
-Niestety ,ale już po wszystkim.-odpowiedział profesor Nyks
Wszyscy już mniej więcej się uspokoili ,bynajmniej nie panikowali ,ale większość się bała ,że ten atak nie był jedyny ,usłyszałam już nawet ,że ktoś myśli ,że może Voldemort dalej żyje. Ja martwiłam się jedynie o to ,żeby nie doszło do wojny bogów ,a zaginieni półbogowie się odnaleźli.
Wszyscy byliśmy teraz w Wielkiej Sali a profesor  McGonagall starała się nad nami zapanować. Była już pora kolacji a jutro znowu będą lekcje ale ja czułam się oderwana ,jakbym nie należała do tego. Nieświadomie usiadłam przy stole Gryfonów pomiędzy Jamesem i Yuri i zaczęłam jeść udko kurczaka.
Nagle ,niewiadomo skąd pojawili się Fred i George …,a może George i Fred ,kurde ,czemu oni są do siebie tacy podobni?
-Co słychać?-zapytali równocześnie.
-A nic.-mruknęłam znad talerza.
-Co ty jesteś taka zamyślona?-zapytał któryś z rudzielców.
-To przez was ,nie mogę was odróżnić.-odpowiedziałam.
-No jak to nie możesz ,ja jestem tan przystojny!-zaśmiał się któryś z kuzynów Jamesa.
-A ty to który?-spytałam.
-Fred ,no przecież mówiłem ,że ten przystojny.-powiedział rudzielec po lewej.
-Chyba w twoich snach ,to ja jestem ten lepszy.-wtrącił George.
-Jeżeli uważasz gumochłona za lepszego od hipogryfa to na pewno!-stwierdził Fred.
Dwaj kuzyni kłócili się a wszyscy w pobliży leżeli ze śmiechu na stołach.
-Ułatwię wam to ,ja jestem ten najlepszy.-wtrącił się James.
-No chyba nie!-zawołali równocześnie obaj chłopacy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Znowu nie wyrobiłam się z notką ,wszystko przez to ,że musiałam przebrnąć przez kilka streszczeń „Quo Vadis” żeby jakoś się przygotować na polski (w książce stanęłam na rozdziale 3 O.o).  A to tak na poprawę humoru:

piątek, 16 listopada 2012

15. Całe życie z idiotami.


A oto powracam z rozdziałem wymyślanym na matmie (mam funkcje i strasznie się nudzę ;/). Notkę dedykuje wszystkim czytającym ;).  

Po lekcjach wróciłam razem z Jamesem do wieży Gryffindoru ,Yuri i Aron byli w bibliotece i pisali jakieś wypracowania na numerologię.
-Która godzina?-zapytałam opadając na najbliższy fotel.
-Piętnasta trzydzieści ,mamy pół godziny.-mrukną James przeczesując włosy ręką.
-Piętnaście minut ,musimy jeszcze dotrzeć do klasy.-poprawiłam go.
-To idę się przebrać.-powiedział Potter i poszedł do swojego dormitorium.
Ja po chwili leniwego przypatrywania się ognikom w kominku też postanowiłam ruszyć tyłek i się trochę ogarnąć. Weszłam po schodach do mojego pokoju. Szybko przebrałam się ze szkolnych szat w legginsy i tunikę na krótki rękaw. Chciałam już wychodzić kiedy przypomniała sobie ,że powinnam oddać Katherinie jej miecz ,kiedy już go zabrałam zeszła z powrotem do pokoju wspólnego w którym czekał na mnie James. Przed wyjściem z wieży upewniłam się jeszcze czy we włosach mam dwie srebrne wsuwki ,które ,jak podejrzewałam ,były prezentem od bogów.
W klasie obrony przed czarna magią byliśmy równo o szesnastej. W środku odkryliśmy ,że wszystkie ławki gdzieś zniknęły i teraz pomieszczenie wydawało nam się o wiele większe. Przy jednym z okien stali Perseusz i Katherina ,podeszliśmy do nich.
-Oddaję.-powiedziałam podając kobiecie jej broń.
-Przyda ci się jeszcze ,macie nauczyć się walczyć.-odpowiedziała mi.
-Mam własne.-wyciągnęłam z włosów dwie wsuwki ,ta krótsza po chwili zmieniła się w sztylet a dłuższa ,tym razem ,w jednostronny miecz.
-Wygląda na to ,że rodzice o tobie pamiętają.-odezwał się Perseusz.
-Pierwszy raz w moim życiu.-mruknęłam pod nosem.
-A co ze mną?-wtrącił James.
-To od twojego ojca.-odpowiedziała mu Katherina i podała mu promieniujący niebieskawym blaskiem miecz.
James wziął broń do ręki i zaczął ją oglądać. Ja postanowiłam sprawdzić do czego służy trzeci przycisk na rękojeści mojego miecza ,wcisnęłam go a broń zmieniła się w oszczep. Uśmiechnęłam się ,chyba jestem najniebezpieczniejszą czternastolatką w całej szkole ,i dobrze mi z tym. Zauważyłam ,że Perseusz przygląda nam się z lekkim uśmiechem ,może przypominał sobie jak on się zachowywał kiedy sam się uczył.
-Wiem ,że to wszystko jest dla was nowością-zaczął Percy-ale musicie zapamiętać ,że to nie broń jest niezwykła tylko wy ,to w was jest siła.-powiedział i po tych słowach zaczęło się szkolenie…
***
Sala była praktycznie pusta ,poza mną była w niej tylko jedna osoba z którą coraz szybciej wymieniałam ciosy mieczami.
Obrót ,wyskok ,unik ,uderzenie i tak cały czas jak w jakimś szalonym tańcu. Odskoczyłam do tyłu wspomagając się pchnięciem wiatru i wylądowałam kilka metrów od przeciwniczki. Wyciągnęłam rękę przed siebie i wysłałam na nią strumień wody który powalił ją i zakończył walkę.
-Całkiem nieźle młoda.-powiedziała Katherina podnosząc się z podłogi.
-Ktoś mnie tego nauczył.-odpowiedziałam.
Od pierwszego treningu minęło już kilka miesięcy ,teraz był marzec a ja radziłam sobie o wiele lepiej ,nauczyłam się porządnie walczyć i używać moich mocy ,nie tylko w walce ,raz czy dwa udało mi się odczytać czyjeś myśli ,o wiele łatwiej szła mi nauka i wiele podobnych drobnych rzeczy ,tylko czasami czułam się tak ,jakby jeszcze czegoś brakowało ,jakbym ciągle o czymś uparcie zapominała. Zdążyłam się też trochę poznać z Katherina i Percym ,poza lekcjami ja i James praktycznie zapominaliśmy ,że oni nas uczą.
Katherina już zdążyła się osuszyć za pomocą czarów i dopiero teraz zauważyłam ,że wygląda na zmartwioną.
-Coś się stało?-zapytałam.
-Nie ,nie musisz się martwić.-odpowiedziała mi.
-Yhm i co jeszcze? Widzę ,że coś się dzieje.-stwierdziłam.
-To nie twój problem młoda ,nie będę cię niepotrzebnie martwić.
-Nie odpuszczę dopóki się nie dowiem.
Kat popatrzyła na mnie i po chwili lekko się uśmiechnęła.
-Uparta ,jak większość bogów.-stwierdziła.
-Rodziców się nie wybiera.-zaśmiałam się-A teraz powiedz co się stało?
-Jeżeli już musisz wiedzieć…kilka dni temu zniknęło kilku innych półbogów ,nikt nie wie co się z nimi stało ,bogowie się wściekają bo podejrzewają ,że ktoś chce wykorzystać ich dzieci. Poza tym są też problemy w Podziemiu ,Hades nie może utrzymać władzy nad niektórymi potworami ,które wcześniej mu służyły.
Popatrzyłam na kobietę robiąc wielkie oczy. Że co?! Ja i James tu spokojnie siedzimy a inni herosi gdzieś znikają ,może walczą z potworami!
-Destiny ,wiem o czym myślisz ale uwierz mi ,to gdzie jesteś nie ma wpływu na to ,co się dzieje z innymi ,to ,że teraz walczyłabyś na przykład z Minotaurem a nie ze mną nie zmieniłoby tego co ma się stać ,na razie nie możemy nic zrobić bo nawet nie wiemy co się dzieje.
-Ale ja nie chcę się tak chować.
-Kiedy nadejdzie odpowiedni czas ty i James dołączycie do innych.
~~~
*Z perspektywy Nidafiol*
Przeszłam przez ciemna halę zamiatając ogonem na lewo i prawo. Jak on mnie wkurzał! Czemu nie mogłam urodzić się jako ktoś inny? Przeklęci czarodzieje ,musieli rzucić to przekleństwo na moją rodzinę?
-Nida!
Dobiegł do mnie Lascorn ,ogon latał mu na wszystkie strony z podniecenia ,włosy miał mokre a spomiędzy czarnych kosmyków wystawały mu gepardzie uczy.
-Czego chcesz bracie?-warknęłam.
-Dalej się wściekasz?-zapytał mnie.
Czasami dziwiłam się ,że jesteśmy rodzeństwem ,on był taki tępy!
-Nie ,w ogóle nie jestem wściekła ,że wysłałeś mnie prosto do tej małej przeklętej czarodziejki!-wrzasnęłam-Thiago cię ostrzegał ,że ona potrafi więcej ,ciężko było mi powiedzieć?!
-Thiago mówił mi ,że jest też słaba i niewyszkolona.
-Ciągle jest tylko „Thiago powiedział to ,Thiago powiedział tamto…” mam tego dość! To nie on tu rządzi!
-Wszyscy jesteśmy równi siostro ,wiesz kto nami dowodzi!
-Ja wiem ,nie to co ty. Ciągle słuchasz tego rogatego debila ,uważasz ,że jest lepszy bo ma te swoje tatuaże ,weź się otrząśnij!
-Bez niego już dawno byśmy zginęli.-warknął Lascorn.
-Bo to nie on zawala wszystkie akcje co?
Odeszłam jak najszybciej od tego idioty. Czemu musiałam żyć w rodzinie pełnej idiotów ,gdyby nie ta wrodzona głupota mogłabym być teraz normalną dziewczyną ,a muszę być jakimś niewiadomo czym!
Szybkim krokiem przeszłam przez ciemne miasto i zeszłam do podziemia. Przedostałam się przez tunele aż do jaskini pogrążonej w ciemności.
-Panie.-ukłoniłam się przed wejściem do pieczary.
Przede mną rozbłysła para czerwonych oczu z pionowymi źrenicami.
-Nidafiol…-odezwał się syczący głos.
-To ja panie ,chciałeś mnie widzieć.
-Mam dla ciebie zadanie ,mogę zaufać tylko tobie ,twój brat i Thiago są silni ale to skończeni idioci.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Wypełnię każdy rozkaz.
-Chcę żebyś przeszkoliła grupę moich nowych podwładnych.
Poczułam jak coś się we mnie przewraca ,mam szkolić niewiele młodsze ode mnie dzieciaki tak samo pokrzywdzone przez czarodziejów jak ja.
-T-tak panie. Gdzie mam się udać?
-Na północ ,tam skąd przyszłaś.
Rozmowa się skończyła ,nasz władca rozpłyną się w powietrzu a ja nie miałam wyboru ,musiałam wykonać jego rozkaz. Wróciłam do miasta. Nigdy się nie zastanawiałam nad sensem rozkazów ,wykonywałam je bo miały prowadzić do lepszego życia ,jedyne co chciałabym wiedzieć to ,kim dokładnie jest nasz przywódca i po co mu ci nic niewarci herosi…
~~~
*Z punktu widzenia Destiny*
-James! Ogarnij!-zawołałam za chłopakiem który uciekał z moim telefonem.
-Najpierw przyznaj ,że wygrałem!-odpowiedział biegnąc nad jezioro.
Głupek. Nie chciał przyznać ,że przed chwilą skopałam mu tyłek w treningowej walce.
-Przegrałeś i wiesz o tym!
-Nieeeee!
Dobiegłam do chłopaka i wskoczyłam mu na plecy.
-Oddawaj bo znowu wrzucę cię do jeziora.-zagroziłam.
-Powiedz ,że wygrałem.
-Nie.
-Powiedz.
-Szybciej Hagrid zgoli brodę.
-Zaraz mu powiem ,że powinien się ogolić.
-Nie za dobrze się bawicie?-usłyszałam gdzieś z tyłu głos Luke’a.
Zeskoczyłam Jamesowi z pleców i podbiegłam do chłopaka.
-To nie zabawa ,staram się zapanować nad tym głupkiem.-odpowiedziałam.
-To rzuć Confudusa.
-Gdybym umiała.
-Ej ,ja tu jestem.-wtrącił James podchodząc do nas.
Skorzystałam z okazji i zabrałam mu telefon.
-Dzięki.-zaśmiałam się-Przekaż Hagridowi ,że nie musi się golić ,na razie.
Odeszłam razem z Lukiem zostawiając oniemiałego Pottera żeby trochę ochłoną.
-Co słychać?-zapytał mnie blondyn.
-To co zawsze ,nuda.-wzruszyłam ramionami-A co u ciebie?
-Wszyscy wariują na punkcie SUMÓW.-westchnął chłopak przeczesując dłonią włosy.
-A ty?
-Nie wiem ,nie jestem najgłupszy ale przyda mi się trochę pouczyć.
Szliśmy tak nad jeziorem i rozmawialiśmy kiedy nad magiczna barierą szkoły zaczęły zbierać się czarne chmury co było dziwne bo dzień był ciepły.
Z zamku zaczęli wybiegać nauczyciele z wyciągniętymi różdżkami. Wtedy zaczęło robić się nieciekawie…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Znowu jest krótko ale dzisiaj mam wytłumaczenie ,niedługo wychodzę z przyjaciółkami do kina na maraton „Zmierzchu” (nie to ,że się tym jakoś jaram ,ale miło się z nimi obejrzy) nie będzie mnie całą noc w domu a chciałam jeszcze dzisiaj coś napisać. Następną notkę postaram się dodać w sobotę albo niedzielę ,zobaczę jak czas mi pozwoli.       

sobota, 10 listopada 2012

14.Co powiedzieć?


Obudziłam się w moim łóżku obok kilku nowszych rysunków ,ciągle byłam ubrana we fioletową tunikę i czarne legginsy które miałam na sobie poprzedniego dnia. Na zegarku była godzina jedenasta. No tak ,dzisiaj był już pierwszy stycznia. Uśmiechnęłam się przypominając sobie wydarzenia z ostatniego wieczoru.
Luke zabrał mnie na imprezę jednego z jego znajomych a przed północą wyszliśmy do miasta pospacerować po ulicach. Zaczęliśmy rozmawiać dopóki nie przerwało nam odliczanie do końca starego roku. Kiedy odliczanie dobiegło końca a na niebie wybuchły tysiące sztucznych ogni Luke bez ostrzeżenia mnie pocałował a ja nie ukrywałam ,że spodobało mi się. W końcu wyszło na to ,że drugi raz dałam mu drugą szansę.
Poszłam się umyć ,przebrałam w czarną koszulkę i jeansy a później poszłam poszukać czegoś na śniadanie.
Jutro wszyscy wracali do Hogwartu ,pewnie Yuri mnie zabije jak się dowie o Luke’u ale co mi tam. Jedyne co mi psuło nastrój to ,to ,że dzisiaj Gremlin wracał do domu więc będę musiała znosić go przez jakiś czas ,no i jeszcze rodzice. No ale co zrobię ,takie życie.
Niestety cała rodzinka wróciła szybciej niż się spodziewałam ,byli w domu już o trzynastej.
-No to ja idę.-mruknęłam kiedy brat wbiegł do pokoju a za nim weszli moi rodzice.
-Dziwoląg!-zawołał Gremlin i spróbował rzucić we mnie poduszką.
Uchyliłam się szybciej niż dzieciak wypuścił przedmiot z rąk ,nigdy wcześniej nie miałam takiego refleksu ale to mi się podobało. Zanim ktoś zdążył coś więcej na mnie powiedzieć byłam już na schodach a po chwili znalazłam się w swoim pokoju.
Tak ,miałam głupią nadzieję ,że chociaż będę miała spokój ,pfff…oczywiście Gremlin musiał przyjść mnie wkurzać.
-A patrz co babcia mi dała!-wołał pokazując jakieś zabawki które guzik mnie obchodziły.
-Może chodź raz odpuścisz sobie udowadnianie swojej głupoty i pójdziesz udawać aniołka przed rodzicami?-mruknęłam znad kartki na której coś rysowałam.
-Bo co mi zrobisz?-dzieciak pokazał mi język.
-Naprawdę chcesz wiedzieć?
-Nic mi nie zrobisz ,nie pozwolą ci bo wywalą cię ze szkoły!
Taaa ,jasne ,już się boję. Wyciągnęłam rękę przed siebie i wysłałam na dzieciaka strumień powietrza. Uśmiechnęłam się z satysfakcją kiedy Gremlin wylądował kilka metrów dalej z głośnym hukiem.
-Na przyszłość ,z boskimi dziećmi się nie zaczyna.-mruknęłam i wróciłam do rysowania.
***
Udało mi się przeżyć ten niecały dzień z moją rodziną i nikogo nie udusić. Następnego dnia zabrałam moje rzeczy i poszłam do Jamesa ,byliśmy już wcześniej umówieni ,że rano do niego przychodzę i razem idziemy na pociąg.
Na dworcu spotkaliśmy Arona a po chwili ,praktycznie z nikąd ,wyskoczyła Yuri.
-Rany ,znowu przyzwyczajać się do zimna.-poskarżyła się.
-Oj biedna jesteś.-Aron przewrócił oczami a Yuri trzepnęła go w ramię.
-Wy macie problemy.-westchnęłam.
-No to lepiej powiedzcie co u was słychać?-odpowiedział Aron.
Wymieniłam z Jamesem spojrzenia ,już wcześniej zastanawialiśmy się czy powinniśmy im mówić o tym ,kim jesteśmy.
-W pociągu.-powiedziałam.
Aron i Yuri poszli zająć nam przedział.
-Co chcesz im powiedzieć?-spytał James.
-Zobaczysz.-odpowiedziałam i też wsiedliśmy do pociągu.
***
-ŻE CO?!-wrzasnęła na mnie Yuri.
-O rany…uspokój się.-jęknęłam.
-Nie ,nie uspokoję się ,w ogóle cię nie rozumiem!-zawołała Koreanka.
Taa…chyba mówienie jej o Luke’u było błędem.
-Nie musisz się tak martwić ,jak znowu coś odwali skopię go tak ,że przez miesiąc się nie pozbiera.-powiedziałam.
-Yhm…-mruknęła z powątpieniem dziewczyna.
-Zmieńmy temat.-poprosił James.
-Dobra ,jak tam święta?-spytał Aron.
-Jak zawsze.-powiedziałam równo z Jamesem.
Yuri i Aron popatrzyli na nas pytająco.
-Już wierzę.-mruknęła Koreanka.
-No to fajnie ,cieszę się.-James się wyszczerzył.
-Wy dwoje coś ukrywacie.-stwierdził Aron przenosząc wzrok z Jamesa na mnie.
-Po co mielibyśmy coś przed wami ukrywać?-skłamałam.
Nie chcieliśmy mówić Aronowi i Yuri i tych wszystkich bogach ,mitach i potworach ,nie chcieliśmy ich w to wciągać.
-Des ,wiem kiedy czegoś nie chcesz mówić.-westchnęła Yuri.
Nieświadomie powiedziałam cos w innym języku a na twarzach Yuri i Arona pojawił się pusty wyraz który po chwili zniknął.
-To o czym gadaliśmy?-zapytała Yuri jakby nagle zapomniała o czym mówiliśmy.
-Co robiliśmy w święta.-odpowiedziałam.
-No a teraz jest wasza kolej.-dodał James.
***
W Hogwarcie byliśmy wieczorem. Na kolacji McGonagall wygłosiła jakieś krótkie przemówienie ,dotarły do mnie tylko pierwsze słowa : „Cieszę się widząc was wszystkich…” ,no i mózg mi się wyłączył.
Po kolacji poszliśmy do naszych dormitoriów. Zdziwiłam się widząc na moim łóżku małą paczkę ,szybko ja schowałam żeby nikt nie zadawał zbędnych pytań. Kiedy wszystkie dziewczyny zasnęły zeszłam do pokoju wspólnego żeby zobaczyć co było w małym pakunku.
Usiadłam na kanapie i zajrzałam do pudełka. W środku były dwie srebrne wsuwki do włosów ,jedna dłuższa ,druga krótsza. Wzięłam je do rąk ale kiedy tylko to zrobiłam wsuwki zmieniły się w dwie szpilki do włosów ,były dość grube ,jedna była ostro zakończona z dwóch strona a druga tylko z jednej. Metal nie był na nich do końca płaski ,na tej dłuższej ,o dwóch ostrych końcach były trzy małe przyciski ,na drugiej tylko jeden. Z ciekawości wcisnęłam jeden z tych trzech na dłuższej szpilce która po chwili zmieniła się w dwa połączone rękojeściami miecze. Broń idealnie dopasowywała się do moich dłoni ,jakby była stworzona specjalnie dla mnie ,co mogło być prawdą.
***
Następnego dnia były już normalne lekcje ,na obronie przed czarna magią profesor Nyks poprosił mnie i Jamesa o zostanie w klasie na przerwie.
-Powodzenia.-powiedziała do nas Yuri i wyszła z klasy.
-No więc…?-zapytałam kiedy już wszyscy inni uczniowie wyszli.
-Przyjdźcie tu dzisiaj o szesnastej ,musicie jak najszybciej zacząć się uczyć.-powiedział Perseusz.
-I to tak będzie codziennie?-spytał James.
-Tylko w poniedziałki i czasem w piątki ,pasuje wam?-odpowiedział Percy.
-No raczej tak.-powiedziałam.
-To dobrze ,a teraz lećcie na przerwę.-odpowiedział nauczyciel.
Poszliśmy do Wielkiej Sali na obiad po którym „porwał” mnie Luke. Wyszłam z chłopakiem na błonia i usiadłam z nim pod drzewem.
-Spotkamy się popołudniu?-zapytał niebieskooki.
-Dzisiaj nie mogę ,będę miała zajęty każdy poniedziałek ,ale później jestem wolna.-odpowiedziałam.
-A co robisz?
Wiesz ,uczę się jak używać mocy półboga. Tak ,pewnie ,bo on mi uwierzy.
-Nic takiego.-skłamałam.
Nie znoszę okłamywać ludzi na których mi zależy ,ale co miałam powiedzieć? 
-To nie może być nic bo jednak jest ,a jak coś jest to musi być czymś.-stwierdził Krukon.
-Luke…nie mogę powiedzieć.-westchnęłam.
-Czemu?
-No bo…ja po prostu nie mogę.
-Nie ufasz mi?
-Ufam ,jakbym mogła to bym ci powiedziała ale to nie zależy ode mnie.
Tylko od tego ,że jak się dowiesz możesz mieć przejebane ,dokończyłam w myślach.
-Nie gniewasz się?-spytałam.
-Skoro to od ciebie nie zależy to nie mogę być zły.
Blondyn pocałował mnie w czoło. Całą chwilę popsuł dzwonek na lekcje.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem ,że długo nie pisałam ,że notka jest krótka ale mój cudowny ojciec wywala mnie o 22 od komputera i traktuje jak jakieś dziecko ,chce mi mówić kiedy mam iść spać -.-. Postaram się jeszcze jutro coś napisać ale nie wiem co z tego wyjdzie. Przy okazji do pewnej „mądrej” osoby która postanowiła mi napisać w komentarzu ,że mam iść umrzeć ,sama idź umrzyj ,skoro masz tak nudne życie ,że starasz się niszczyć moje to widać ,że nie masz pojęcia co ze sobą zrobić ,nie mam zamiaru się przejmować takimi wpisami ,nie jestem na tak niskim poziomie.          

niedziela, 4 listopada 2012

13.


Nie wiem co sądzę o tej notce ,sama tak jakoś mi wyszła. Rozdział dedykuję wszystkim czytającym ,w szczególności Emi Usami ,mojej kochanej siostrze ,i mojemu wujkowi ,który twierdzi ,że zostanę zakonnicą (nie martwcie się ,nie zostanę nią ;D).
Ps. Notka nie ma tytułu bo autorka jara się pewnym zdjęciem bardziej niż Dumbledore dropsami i przez to nie umie wymyślić tytułu xD.


Obudziłam się dopiero o jedenastej ,puściłam na całe mieszkanie muzykę ,wzięłam laptopa i poszłam do salonu. Rozsiadłam się na kanapie i włączyłam komputer. Popatrzyłam znad monitora na moje odbicie w ekranie telewizora. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nieźle wygląda to dziecko bogów ,rozczochrane włosy ,rozciągnięta koszulka ,bose stopy i rozmazana czarna kredka na oczach ,rodzice byliby dumni. No nic ,nie zamierzam zmieniać nic w sobie tylko dlatego ,że jestem córką istot mogących rozwalić ten świat.
Szybko przejrzałam powiadomienia na Facebooku a później zaczęłam przeglądać różne stronki.
Usłyszałam pukanie do drzwi ,domyślałam się ,że to może być Luke więc wstałam z kanapy i poszłam otworzyć drzwi.
-No cześć.-przywitał mnie blondyn.
-Hej ,wchodź.-wpuściłam chłopaka do środka i zamknęłam za nim drzwi.
Usiedliśmy razem na kanapie a ja włączyłam telewizor.
-Co słychać?-zapytał mnie chłopak.
No chyba mu nie powiem ,a nic ,jestem córką bogów ,umiem podpalać ,razić prądem ,oddychać pod wodą i tak dalej ,same nudy.
-A nic ciekawego ,wczoraj z Ala zrobiliśmy bałwana ludzkich rozmiarów.-odpowiedziałam-A co u ciebie?
-To co zawsze ,nuda.-wzruszył ramionami.
W telewizji leciał akurat odcinek „Horych Doktorów” ale widziałam go już kilka razy więc nie bardzo się na nim skupiałam.
-Hej ,a masz jakieś plany na Nowy Rok?-zapytał mnie Luke.
-Jeszcze nie a co?
-A tak się pytam ,bo ja też nie mam co robić.
-Wymyślimy coś razem.
Szturchnęłam chłopaka łokciem i uśmiechnęłam się. Nie wiem czemu zapatrzyłam się w jego twarz. Zaczęłam się zastanawiać jakby to było ,gdyby wtedy nie usunięto nam wszystkim pamięci ,profesor Nyks powiedział ,że rzucili zaklęcie na wszystkich w zamku ,żeby nie było żadnych podejrzeń ,ale co by było ,gdyby Luke pamiętał o naszym pocałunku ,gdyby wszystko działo się tak jak miało się dziać bez ataku Thiago ,wiedziałam ,że demon tak się nazywał bo to też powiedział nam Percy.
-Wszystko w porządku?-zapytał mnie Luke.
Kurde ,czemu ja się na niego gapię?!
-Eee…tak.-wyjąkałam.
Do pokoju wszedł Hades przeciągając się przy każdym kroku. Kot wskoczył mi na kolana i zaczął bawić cię myszka od laptopa.
Przez chwilę rozmawiałam  z Lukiem o wszystkim i o niczym ale przerwał nam dźwięk nowej wiadomości na gg.
Megan: Hej ,zgadnij co ;)
Ja: Hej ;D ,sama powiedz.
Megan: Jestem w Londynie ,okazało się ,że jakaś ciotka tu mieszka ^^.
Ja: Czyli już jestem namierzana?
Megan: Będę u cb za kilkanaście minut.
Ja: Poczekaj ,ja bym musiała pokój odgruzować xD.
Megan: Oj tam ,oj tam ,wiem ,że masz bajzel ,niedługo będę papa ;*.
Ja: Jak chcesz ,papa ;*
-I kto to był?-zapytał Luke.
-Znajoma ,i niedługo tu będzie.-odpowiedziałam.
-Mam się chować do szafy?
-A co? Chcesz znaleźć Narnię?
-Ty masz Narnię w szafie i nic nie mówisz?!
-Taaaak ,poszukaj jej między moimi bluzkami a teleportem do innej galaktyki ,tylko uważaj bo cię jeszcze porwą źli kosmici albo Sithowie.
-To już lecę ,powiedz rodzicom ,że wrócę na kolację!
Oboje zaśmialiśmy się na całe mieszkanie.
Hades postanowił przypomnieć o sobie i zaczął się przeciągać na klawiaturze mojego komputera.
-Głodny jesteś?-zapytałam kota.
Zwierzak od razu usiadł na klawiaturze i popatrzył na mnie wyczekująco.
-Wiesz gdzie jest kuchnia ,tam jest takie coś co nazywamy miską ,w niej masz jedzenie.-wyjaśniłam kotu ,obok Luke pękał ze śmiechu.
Hades pobiegł do kuchni w poszukiwaniu jedzenia ,zostałam z Lukiem sama ale po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi.
Taaak ,Megan miała być za kilkanaście minut ,kit ,że minęło jakieś dziesięć.
Poszłam otworzyć drzwi w których czekała brązowowłosa dziewczyna w czerwonym płaszczyku ,czarnych spodniach i czarnych butach do kolan.
-No cześ…-urwałam bo dziewczyna przytuliła mnie z siła o jaka bym jej nie podejrzewała.
-Hej Des!-zawołała.
-Dusisz mnie.-mruknęłam.
-Oj ,przepraszam.-obie się zaśmiałyśmy.
-Wchodź.-przepuściłam dziewczynę w drzwiach.
Megan rozejrzała się po mieszkaniu i szczęka jej opadła.
-Jej…-zrobiła wielkie oczy.
-Taaa.-zaśmiałam się-Chodź.-dodałam i zaprowadziłam ją do salonu.
Na kanapie czekał na nas Luke.
-Luke ,to jest Megan ,Megan ,to jest Luke.-przedstawiłam przyjaciół.
-Miło cię poznać.-powiedział Luke.
-Ciebie też. To ty chodzisz z Des?-wypaliła dziewczyna.
-Nie kochana ,on ze mną nie chodzi ,chodził ze mną jakiś czas temu a teraz się przyjaźnimy.-wyjaśniłam jej i posadziłam ją na kanapie.
-Aaa…no chyba ,że.-Megan się uśmiechnęła.
Następne kilka godzin zeszło nam na gadaniu o niczym czyli zwykłe popołudnie. Gdzieś około piętnastej Megan musiała iść ,Luke z resztą też więc zostałam sama w domu ,no nie licząc Hadesa który spał w moim pokoju.
Postanowiłam wziąć aparat który dostałam od rodziców na zeszłe święta i poszłam do miasta porobić trochę zdjęć.
Weszłam do zaśnieżonego parku i zaczęłam strzelać fotki drzewom ,zamarzniętym sadzawkom i tym podobnym. Nie zauważyłam kiedy weszłam daleko między drzewa. Nikt tu nie przychodził ,było pusto więc miałam spokój. Szłam między drzewami nie zwracając najmniejszej uwagi na to co się dzieje. Zamyśliłam się i wpadłam na kogoś.
-O rany ,przepraszam.-powiedziałam.
Przede mną stała dziewczyna w srebrnym płaszczu zimowym ,na głowie miała kaptur a na plecach łuk i kołczan.
No dobra ,ludzie w Londynie czasami się przebierają ale to tutaj…strzały w kołczanie wyglądał na zrobione z czystego srebra i z daleka widziałam ,że były ostre.
-Nic się nie stało.-odpowiedziała dziewczyna.
-Eee…nie żeby coś ale kim ty jesteś?-zapytałam.
-Mam na imię Misty.-odpowiedziała najzwyczajniej w świecie ,jakby nie biegała ze srebrnymi strzałami na plecach-A ty?
-Destiny Shadow.-przedstawiłam się niepewnie.
Misty zrobiła wielkie oczy i zrobiła coś czego nigdy bym się nie spodziewała ,ukłoniła mi się.
-A możesz mi wyjaśnić czemu mi się kłaniasz?-spytałam.
-Należę do Łowczyń Artemidy ,nasza pani mówiła o dziewczynie która nazywa się tak jak ty ,podobno jest córką bogów.-wyjaśniła z powagą Misty.
-Taak ,od wczoraj to ja.-powiedziałam i uśmiechnęłam się.
-Nasza pani może chcieć cię zobaczyć ,mogłabyś pójść ze mną?-zapytała łowczyni.
-Nie mam żadnych planów ,chętnie poznam jedną z moich matek.-odpowiedziałam-I nie traktuj mnie tak ,jakbym była jakąś księżniczką.-poprosiłam.
-Skoro chcesz.-Misty uśmiechnęła się promiennie ,i dobrze bo już się bałam ,że jest taka oficjalna cały czas.
Łowczyni zaprowadziła mnie głęboko do parku ,na dużej polanie był rozstawiony wielki srebrny namiot a w jego pobliżu mniejsze ,też srebrne. Misty zaprowadziła mnie do największego namiotu w którym siedziała na oko trzynastoletnia dziewczynka o rudych włosach spiętych w koński ogon ,oczy miała podobne do księżyca.
-Pani.-Misty się ukłoniła-Przedstawiam Destiny Shadow.
I nagle poczułam ,że robie się czerwona jak burak.
-Taaa…-mruknęłam bawiąc się pojedynczą nitką przy rękawiczce.
-Destiny? Wiesz kim jestem?-zapytała mnie rudowłosa.
-Nie ,ale strzelam ,że Artemidą.-odpowiedziałam.
-To dobrze strzelasz moje dziecko.-Artemida uśmiechnęła się ciepło.
Misty wyszła z namiotu.
-No to…cześć mamo.-powiedziałam.
-Usiądź.-Artemida wskazała miejsce obok niej.
-No tak…a więc…czemu chciałaś mnie zobaczyć?-zapytałam.
-Chciałam znowu zobaczyć moje jedyne w historii dziecko ,ostatnim razem cię widziałam jak byłaś niemowlęciem.-odpowiedziała bogini.
-Ale jak to jedynym dzieckiem?
-Kiedyś przysięgałam wieczną czystość ,jestem opiekunkom młodych dziewczyn ,jesteś moją córką jedynie dlatego ,że razem z resztą rodziny tworzyliśmy cię z pomocą magii.
-No tak ,słaba byłam w tych mitach.
Jak powinno wyglądać pierwsze spotkanie matki z córką? Sama nie wiem ale teraz czułam się bardziej jak siostra Artemidy która w niczym nie przypominała mojej matki ani mamy Jamesa.
-A co tu robisz?-zapytałam boginię.
-Razem z łowczyniami podróżujemy po świecie ,polujemy na potwory ,czasem pomagamy herosom i zdarza się ,że jakaś dziewczyna się do nas dołącza.-odpowiedziała Artemida.
Spędziłam z Artemidą pół godziny ,nie ma to jak zagadać się z boską matką ,a co tam ,przecież i tak nie planowałam nic na to popołudnie. W końcu się okazało ,że łowczynie muszą ruszać w dalszą drogę ale wcześniej Artemida obiecała mi ,że będzie się mną opiekować co w boskim języku mogło znaczyć ,że będzie mieć na mnie oko z góry.
***
Kiedy wróciłam do domu był już wieczór ,byłam trochę zmarznięta ale zadowolona ,miło było wiedzieć ,że kogoś obchodzi ,szczególnie jeżeli tym kimś była bogini mająca na głowie wiele ważniejszych spraw.
Włączyłam sobie na DVD jakiś film ,wybór padł na „Jestem Numerem Cztery” ,zrobiłam frytki i zaczęłam oglądać. Nie ma to jak po dwóch dniach spotkań ze starożytnymi bogami obejrzeć film o kosmitach ,jakoś trzeba się oderwać od tej szarej codzienności.
Na stoliku przed kanapą znalazłam krótki liścik.
Co powiesz na imprezę 31.12 razem ze mną?
Kocham cię Luke ;*.
Uśmiechnęłam się pod nosem ,Luke dalej mnie sobie nie odpuścił. Nic mi nie szkodzi ,powiem mu jutro ,że się zgadzam.
Film skończył się około dwudziestej drugiej ,ja się przebrałam i poszłam spać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Kilka ogłoszeń.
1. Co byście powiedzieli na nowa zakładkę ,byłby w niej one-shoty nie tylko Potterowskie ,może jakieś songficki ,nie dodawałabym ich tak często jak zwykłe notki i byłby by trochę dłuższe od rozdziałów.
2. Kto zna jakieś świeże blogi z opowiadaniami ,może bym coś poczytała?
3.Wie ktoś gdzie można zamawiać koszulki i tym podobne akcesoria z sagi o Potterze ,byle żeby to polskie stronki były? 

sobota, 3 listopada 2012

12. Wielkie WTF? Czyli co się dzieje kiedy mówią ci ,że jesteś boskim dzieckiem.


W tym rozdziale trochę wyjaśnień. Kiedy będzie następny nie wiem ,zależy od mojej weny. Przy okazji przepraszam jeżeli w najbliższym czasie będę trochę sarkastyczna ,poryłam sobie banię "Zeznaniami Niekrytego Krytyka" i chyba trochę mi się przyswoiło ze stylu w którym jest napisana książka xD.  
Ps. Ktoś oglądał „Starcie Tytanów”? Bo zastanawiam się czy opłaca się obejrzeć xD.



Po powrocie do Nory profesor Nyks i profesor Lung zabrali mnie i Jamesa żeby porozmawiać z nami bez nikogo innego. Przez cały czas czułam się tak jakbym właśnie wyszła z jakiegoś kosmicznego statku na zupełnie obcej planecie ,wszystko wydawało mi się obce i odległe jakbym była częścią czegoś innego ,większego ,czegoś co jest ponad tym co widziałam w miastach ,jakbym nagle oddaliła się od ludzi.
-Eee…profesorowie ,co się dzieje ,o co tu chodzi ,czy ja jestem jakaś nienormalna?-zapytałam kiedy usiedliśmy w pustej kuchni.
-Destiny ,jesteś całkowicie normalna ,James też ,jesteście po prostu…trochę inni niż ludzie których znacie.-odpowiedział profesor Nyks-I nie nazywajcie nas profesorami ,mówcie nam po imionach ,tak będzie łatwiej.-dodał.
-No…dobra ,ale o co tu chodzi? Kim była tamta no…Eee…no ta w lesie?-zapytał James.
-Wszystko po kolei.-powiedziała Katherina-Nie jesteście do końca…jakby to powiedzieć…nie jesteście śmiertelnikami.-zaczęła.
-No bo jesteśmy czarodziejami.-wzruszył ramionami James.
-Tak ale…zacznijmy od początku. Znacie te wszystkie stare mity?-zapytał Perseusz.
-Te ze starożytnej Grecji i Rzymu ,znamy.-odpowiedziałam.
-Nie tylko o nie chodzi ,ale o wszystkie mity z naszego kontynentu ,Nordyckie ,Celtyckie ,Egipskie i tak dalej.-powiedział Percy ,tak to był skrót od Perseusz ,takie moje małe oświecenie.
-No ale co z nimi ,to tylko takie bajki.-stwierdziłam.
-Nie do końca ,bogowie z tych mitów istnieją ,oczywiście nie każdy osobno ,to by było za dużo ,w każdej mitologii każdy bóg miał swój odpowiednik ,najbardziej znani są pod postaciami bogów greckich.-wyjaśniła Katherina.
Przez chwilę miałam ochotę się zaśmiać i powiedzieć ,że to nie możliwe ale coś wewnątrz mnie powiedziało mi ,że tak jest ,że to prawda.
-No ale co z tego?-spytałam i nagle na dworze rozległ się grzmot.
-Chyba właśnie wkurzyłaś Zeusa.-zaśmiał się Percy.
Taaa…cała ja ,ledwie się o czymś dowiaduję i już wkurzam króla bogów.
-No ale dobrze ,chodzi o to ,że jesteście tak jakby ich dziećmi.-powiedział Percy.
-Że co?!-zawołałam równo z Jamesem-Przecież nasi rodzice ,oni nie…no…-zająknęłam się.
-Z Jamesem sprawa jest dość prosta ,twoi rodzice dalej są twoimi rodzicami ale zanim się urodziłeś Zeus wybrał cię na swojego syna ,masz moce zbliżone do niego ale twoi rodzice pozostają twoimi rodzicami.-wyjaśnił Percy.
-Sprawy komplikują się z Destiny ,z tego co widzieliśmy masz moce różnych bogów na przykład Posejdona ,ale równocześnie masz też błogosławieństwo Hefajstosa czyli władzę nad ogniem.-zaczęła Kat ,moje kolejne olśnienie co do skróconych imion-Wiemy ,że jesteś dzieckiem wszystkich bogów ,a brak podobieństwa do twojej ziemskiej rodziny jest spowodowany tym ,że bogowie stworzyli cię i zesłali do rodziny ,twoja matka myślała ,że przypadkiem zaszła w ciążę.-wyjaśniła.
I nagle poczułam się jakby coś mi spadło na głowę ,byłam niechcianą wpadką ,wszystko jasne ,dlatego zawsze mnie ignorowali ,no ale za to posiadałam boskich rodziców i to wielu ,życie może mnie pocałować w cztery litery ,skoro ono chciało mi przywalić w policzek oddam mu dwa razy mocniej.
-Czyli rozumiem ,że moi rodzice tak naprawdę tylko dali mi eee…ludzkie ciało?-zapytałam.
-Mniej więcej ,przykro mi.-odpowiedział Percy.
-Jakie przykro? Zawsze wiedziałam ,że oni nie mogą być moja rodziną i w końcu mam na to jakiś dowód ,i może nie będę mówić dalej bo pan dalej jest opiekunem mojego domu.-powiedziałam ,tak ,gdyby nie obecność dorosłych bym wrzasnęła „zajebiście!” albo coś podobnego.
-Ale to nie wszystko ,świat nie składa się tylko z bogów ,są też giganci ,tytani i potwory ,pierwsze dwie grupy są rzadkim zagrożeniem ale potworów jest wiele ,w każdej mitologii były inne i wszystkie istnieją i chcą zniszczyć półbogów czyli nas.-Katherina ostudziła mój entuzjazm.
-Czyli wy też jesteście dziećmi bogów?-zapytał James.
-Tak ,ale mamy tylko po jednym ziemskim rodzicu.-odpowiedział Percy-A co tyczy się potworów ,od jakiegoś czasu mamy wrażenie ,że budzi się coś potężnego ,nikt nie wie co ale wyraźnie coś się dzieje.
No i znowu jestem budzona wiadrem zimnej wody ,coś złego i potężnego ,właśnie coś takiego czułam w tunelu pod Hogwartem.
-Czyli ta dziewczyna z lasu jest potworem?-zapytał James.
-Nie ,to jest chimera ,taka jak te ,o których mówiłem na obronie przed czarna magią.-odpowiedział Percy-Mówimy na nie demony.
-Ale ona miała te metaliczne skrzydła ,chimery takich nie mogą mieć bo nie są zwierzęce.-stwierdziłam.
-Nie wiemy skąd biorą te skrzydła ,ale to je łączy ,nie wiemy czego chcą ale czegoś szukają ,kilka razy porwali młodszych herosów.-westchnęła Kat.
-Czyli nas jest więcej?-spytał James.
-Jest nas mnóstwo.-wzruszył ramionami Perseusz.
Nagle kilka trybików w mojej głowie zaczęło opornie się obracać a do mnie zaczęła wracać pamięć ,dziury które miałam zaczęły się zapełniać ,pocałunek z Lukiem był prawdziwy ,wzdrygnęłam się ,James i Aron zniknęli ,znaleźliśmy ich w Zakazanym Lesie ,ja walczyłam z demonem ,pewnie tym Thiago o którym mówiła Nidafiol.
-Czemu usunięto mi pamięć?-wypaliłam.
-Musieliśmy ,mieliśmy was chronić ,nie mieliśmy wam mówić i dlatego to zrobiliśmy ,kiedy nie wiesz kim jesteś trudniej cię znaleźć ,dopiero kilka dni temu zdecydowano ,że możemy wam wszystko wyjaśnić.-odpowiedziała Katherina.
W głowie pojawiły mi się następne wspomnienia ,ciepło ,twarze nade mną ,ktoś mówił ,że będę kiedyś sławna ,ktoś ,że piękna ,inny ,że silna i tak dalej ,aż w końcu ktoś nazwał mnie przeznaczeniem ,to właśnie znaczyło moje imię ,Destiny to przeznaczenie.
-A te jej miecze ,one zabijały po jednym dotknięciu?-z daleka usłyszałam głos Jamesa.
-Są wykonane z najmroczniejszej magii.-wyjaśnił Percy.
-Byłam na Olimpie.-wyjakałam chociaż sama nie wiedziałam czemu.
-Zanim zesłano cię na ziemię.-odpowiedziała Kat.
-Niech Malfoy się goni z tymi swoimi wycieczkami po Europie.-mruknęłam-A tak z ciekawości ,gdzie to jest?-spytałam.
-Olimp? Teraz w USA ,są na niego setki wejść z różnych miast ,główny ośrodek cywilizacji bogów przenosi się tam gdzie świat się najbardziej rozwija.-wyjaśnił Percy.
-A co teraz się z nami stanie?-spytał James.
-Po powrocie do szkoły nauczymy was walczyć ,jak używać waszych mocy ,żebyście mogli się bronić ,a w wakacje są różne obozy półbogów do wyboru ,zależy gdzie chcecie jechać.-powiedziała Katherina-Na razie to wszystko co musicie wiedzieć ,reszta sama wyjdzie ,zawsze tak jest.-dodała.
Po tej rozmowie sama nie byłam pewna czy to działo się naprawdę. Teraz w głowie powstała mi myśl : „Rzuć wszystko ,zostań herosem” i podobała mi się ,moje życie samo mnie prowadziło ,najpierw do Hogwartu a teraz do bogów. Po co komu matura i tym podobne skoro ma się wszechmogących rodziców. Już wiedziałam czemu zawsze tak łatwo szła mi nauka ,w końcu jedną z moich matek była bogini mądrości.
Kiedy Perseusz i Katherina tłumaczyli wszystko dorosłym Potterom ja zaczęłam się zastanawiać jak to teraz będzie ,patrząc na powiązania między bogami to James był moim kuzynem ,bratem i wujkiem ,a poza tym niektórzy moi rodzice byli moim rodzeństwem ,kuzynostwem ,dziadkami ,wujkami ,ciotkami i co tam jeszcze było.
Ledwie zauważyłam ,że Potterowie już wszystko usłyszeli i teraz nam się przypatrują.
-Chwila ,jeszcze jedno pytanie.-odezwałam się-Jak to jest z innymi dziećmi bogów? To moje rodzeństwo ,kuzynostwo i tak dalej? Jesteśmy rodziną?-spytałam.
-I tak ,i nie ,jesteście rodziną ale jeżeli się w sobie zakochacie nic nie szkodzi ,bogowie nie mają DNA ,to od ziemskich rodziców je macie.-odpowiedziała mi Katherina.
-Zawsze chciałam takiej walniętej rodziny ,moja ziemska to porażka.-powiedziałam.
Uśmiech rozlazł mi się po twarzy ,życie nabierało kolorów ,i co z tego ,że robiło się cholernie niebezpieczne ,wolę takie niż nudne zwyczajne czekanie na śmierć. Tak ,życie to dla śmiertelników trochę jak choroba ,obojętnie co się stanie jest głównie nudne ,niepewne  ,bolesne i prowadzi do śmierci.
-No a więc…-zaczął Harry i uśmiechną się do Jamesa.
-Zawsze myśleliśmy ,że jesteś niezwykły ,od małego byłeś taki.-powiedziała Ginny.
-Raz się zdarzyło ,że lewitowałeś ,wtedy myśleliśmy ,że za wcześnie odkryłeś magiczne zdolności.-dodał Harry.
Ciekawe co ze mną było ,jak rodzice mnie myli zapomnieli o mnie a ja zaczęłam oddychać pod wodą? Z moją rodziną to bardzo prawdopodobne.
-Taaa jasne.-mrukną James.
No tak ,pewnie nie zapomniał jeszcze co się stało po obiedzie.
-O co chodzi James?-zdziwił się Harry.
-Teraz tak mówicie ,ale wcześniej było tylko jaki Al jest podobny do taty.-odpowiedział z wyrzutem chłopak.
-James…-westchnęła Ginny-Nie wiedzieliśmy ,że tak myślisz.-powiedziała.
-A co ja mam myśleć? Zawsze ja jestem na końcu ,bo Lily jest najmłodsza ,a Al jest taki jak tata ,a ja jestem ten najstarszy którym nie trzeba się przejmować.-mrukną chłopak.
-James ,Al jest do mnie podobny ale to nie znaczy ,że jesteś gorszy.-Harry usiadł obok syna-Masz imię po moim ojcu ,jesteś wyjątkowy bo masz w sobie coś ze mnie i ze swojej matki a nie jesteś dokładną kopią jednego z nas.
-Poważnie tak myślicie?-zapytał James.
-A czemu ty dostałeś Mapę Huncwotów i Pelerynę Niewidkę?-zapytał starszy Potter.
-No bo…-zaciął się James.
-James ,kochamy cię i nic tego nie zmieni.-powiedziała Ginny.
-Ja też was kocham.-odpowiedział James.
Taa…w mojej rodzince taka sytuacja nigdy nie będzie mieć miejsca.
***
Do domu wróciłam dopiero późnym wieczorem ,w mojej głowie było tyle myśli ,że jedna mieszała się z drugą więc wyszło na to ,że zęby chciałam umyć szczotką do włosów. Jakoś się ogarnęłam ,przebrałam w rozciągniętą koszulkę i krótkie spodenki i poszłam do mojego pokoju. Ciężko westchnęłam widząc zawalone różnymi rzeczami łóżko ,wszystko zgarnęłam na podłogę ,wlazłam pod kołdrę i zasnęłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Już piszę następny rozdział ,ten byłby szybciej ale ostatnio moja „kochana” rodzinka ciągle się mnie czepia ,dostaję szlaban za szlabanem (odpuszczają mi ale to i tak mi przeszkadza w pisaniu ;/) no i to głównie za nic ,ostatni miałam za to ,że brat mnie wkurzył bo uważa się za pana świata -.- . No nic ,kończę narzekać ,pozdrawiam wszystkich ,którzy czytają te moje wypociny ;).