niedziela, 28 października 2012

11.Czy ja jestem kosmitką?


Wiecie z jakiej serii jest ta trójca? :> Bo ja osobiście zakochałam się w książkach o nich tak mocno jak w serii o Harrym =).


Cały obiad siedziałam jak na szpilkach ,coś mi mówiło ,że ma się stać coś złego. Po obiedzie wszyscy poszli do salonu i zaczęły się rozmowy ,mnie zagadała Lily ale zauważyłam ,że James przysłuchuje się rozmowie swojego ojca z Ronem.
-On jest do ciebie naprawdę podobny.-stwierdził wuj Jamesa.
-Wszyscy tak mówią.-powiedział Harry.
-No bo to prawda ,popatrz na Ala i przypomnij sobie siebie w jego wieku ,charaktery też macie podobne.
James lekko ,prawie niezauważalnie się skrzywił.
-Idę się przejść.-mruknął i wyszedł z pokoju.
Coś mi kazało pobiec za przyjacielem ,powiedziałam Lily ,że muszę pogadać z Jamesem i wybiegłam z pokoju. Nie założyłam kurtki tylko w biegu wciągnęłam bluzę ,buty też założyłam w pośpiechu i wybiegłam z Nory. Zobaczyłam Jamesa wchodzącego po niedalekim wzgórzu i jak najszybciej go dogoniłam.
-Hej ,poczekaj!-zawolałam za chłopakiem.
Potter nie odpowiedział ,staną na szczycie pagórka i kopną małą zaspę.
-James ,co jest?-zapytałam stając naprzeciwko chłopaka.
Popatrzył na mnie smętnym wzrokiem i znowu kopna śnieg.
-Słyszałaś ich?-zapytał cicho-Ciągle mówią jaki Al jest podobny do taty ,zachwycają się nim ,o mnie nic nie mówią.-mrukną.
-Ale co w tym złego ,że nie jesteś kopią swojego ojca?-spytałam.
-To ,że ludzie ciągle gadają tylko o Albusie ,nikt nie widzi jak się staram ,ciągle tylko on ,zaraz zostanie nowym wybrańcem a ja będę tym który nie robi nic innego tylko wkurza McGonagall.-odpowiedział James.
-I właśnie za to ja i reszta cię lubimy ,jesteś taki jaki chcesz a nie jakim cię widza ludzie.-uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Ale weź na to popatrz inaczej ,Albus to drugi tata ,a Lily jest taka jak mama ,a ja jestem no…no nie wiem ,taki inny ,jakbym urwał się z innego świata.
-Hej ,ja też jestem z zupełnie innej planety ,to właśnie jest dobre ,możemy być sobą i nikt nam tego nie zabroni ,nikt nie może nam powiedzieć jacy mamy być bo nikt tego nie wie. James ,ja wiem ,że to jest trudne ,to bycie niewidzialnym ,nie wiedzieć skąd się znalazło w swojej rodzinie ,ale to naprawdę nie jest złe ,kiedyś sam się przekonasz.-powiedziałam.
Może rozmawialibyśmy dłużej ale w tej chwili zobaczyłam ,że na pagórku obok ,od którego zaczynał rosnąć las ,ktoś jest i może bym to olała gdyby postać nie przypominała dziewczyny którą widziałam w oknie podczas obiadu.
Nie myśląc o niczym pobiegłam w tamtą stronę a James ruszył za mną. Zamiast pobiec prosto do dziewczyny schowaliśmy się między drzewami ,dopiero teraz mogłam się jej przyjrzeć dokładniej. Oczy były w całości ciemnofioletowe ,na plecach miała skrzydła smoka ,żyłki na nich były z metalu a błona z jakiegoś czarnego ,błyszczącego materiału ,może jakaś odmiana  inna metalu ,z głowy wyrastały jej uszy jakiegoś kota ,ręce miała pokryte łuskami a palce zakończone szponami ale najdziwniejszą rzeczą było to ,że miała gadzi ogon. Mózg mi mówił ,że to demonica. Słyszeliśmy ,że z kimś się kłóci ,z kimś kogo tu nie było nie miała niczego przez co mogłaby rozmawiać ,mówiła do powietrza ale po chwili usłyszałam ,że powietrze odpowiedziało ,w języku którego nie znałam ale odpowiedziało.
-Jak sobie chcesz!-wrzasnęła wyrzucając ręce w górę i zaczęła iść w naszą stronę.
-Co robimy?-szepną James.
Pokręciłam głową próbując zasygnalizować ,że nie wiem.
Demonica zatrzymała się przed drzewami za którymi się chowaliśmy i sięgnęła jedną ręką do czegoś co miała na plecach ,później wyciągnęła drugą rękę a kiedy już mogłam zobaczyć co tam trzyma zachciało mi się uciekać. W rękach miała dwa miecze z czarnego metalu ,powietrze dookoła nich drgało i roztaczał się przy nich czarno-zielony dym ,raz jedno z ostrzy dotknęło niższej gałęzi jednego z drzew a ona od razu wyschła ,poczerniała i upadła na ziemię po chwili zmieniając się w kupkę czarnego prochu. Demonica podeszła jeszcze bliżej i kiedy chciała nas trafić swoja bronią uciekliśmy.
-Jednak mój brat miał rację.-mruknęła do siebie a później spojrzała na nas fioletowymi oczami-Uciekliście Thiagowi ale mi nie.-warknęła patrząc prosto na mnie.
Cofnęłam się o następne parę kroków i poślizgnęłam się na śniegu co skończyło się twardym upadkiem. Demonica rzuciła się w moją stronę ,zasłoniłam się rękami jakby to miało mnie ochronić przed śmiercionośnym ostrzem i wtedy stało się. Płatki śniegu uniosły się z zmieni i zawirowały dookoła mnie tworząc tarczę przed napastniczką ,był tylko jeden minus ,teraz to James był zagrożony. Chłopak stał jak wryty kiedy demonica się do niego zbliżała ale kiedy miała w niego uderzyć on wyskoczył w górę i…i zaczął latać ,tak po prostu ,jakby to było całkiem naturalne. Potter zawisł w powietrzu ale dziewczyna zrobiła użytek ze swoich skrzydeł i po chwili była już prawie na wysokości Jamesa.
-Nie!-wrzasnęłam i zrobiłam jakiś dziwny ruch rękami ,sama nie wiedziałam czemu ale zrobiłam i skrzydła demonicy zajęły się ogniem.
Upadła na śnieg i ugasiła skrzydła ale na pewno już dzisiaj nigdzie nie poleci. Warknęła podnosząc się z ziemi i znowu ruszyła w moja stronę ale zamiast zaatakować stanęła w miejscu bo usłyszeliśmy czyjeś głosy ,nie należały do nikogo z rodziny Jamesa ,tylko ,chociaż sama w to nie wierzyłam ,naszych nauczycieli eliksirów i obrony przed czarna magią. Z lasu wybiegli profesor Nyks i profesor Lung.
-Zostaw ich!-krzyknęłam profesor Lung.
Demonica nie posłuchała ,znowu się na mnie rzuciła ale odskoczyłam na bok.
-Nidafiol!-warknął profesor Nyks.
Nagle całą okolicę rozświetlił piorun który…który wyszedł z dłoni zaskoczonego Jamesa.
-Co jest na gacie Merlina!-zawołał chłopak.
-Destiny!-zawołała mnie profesor Lung i rzuciła w moją stronę mały ,podłużny ,błyszczący przedmiot w kształcie walca.
Złapałam przedmiot jednym ruchem ręki dzięki instynktowi szukającej. W lesie rozległy się inne głosy ,tym razem należące do rodziców Jamesa.
Na przedmiocie od nauczycielki eliksirów był mały przycisk ,instynktownie go nacisnęłam i pojawiło się długie ,błyszczące ostrze roztaczające niebieskawą poświatę. Demonica znowu zaatakowała ale tym razem nie uciekłam tylko zaczęłam walczyć ,czułam ,że w mieczach napastniczki wiruje czyste zło od którego robiło mi się zimniej za każdym razem kiedy zbliżyło się do mnie ,czułam się tak jakby próbowało wyrwać ze mnie duszę.
Na miejscy pojawili się Harry i Ginny z wyciągniętymi różdżkami.
-Nie ,to jej walka.-powiedział do nich profesor Nyks kiedy spróbowali wypowiedzieć zaklęcia.
-Ona ją zabije!-zawołała mama Jamesa-Poza tym ,czemu mój syn lata?!
-Wszystko wyjaśnimy.-odpowiedziała profesor Lung-A o młodą nie musicie się martwić ,umie walczyć tylko o tym nie wie.-dodała ale chyba nikogo nie uspokoiła.
Odbiłam kilka uderzeń mieczy tej całej Nidafiol ,odtoczyłam się na bok i tym razem ja ją zaatakowałam rozcinając jej ramię z którego zamiast krwi popłynęła czarna ciecz jednak to jej nie powstrzymało ,znowu mnie zaatakowała. Odbijałyśmy swoje ciosy i atakowałyśmy się jak w jakimś dzikim tańcu ,moje ciało samo wiedziało co ma robić ,mózg jakby się odłączył. Kiedy udałobym się przebić Nidafiol na wylot ona rozpłynęła się w chmurę czarnego dymu i zniknęła ,może to i lepiej ,nie jestem pewna co bym zrobiła po zabiciu kogoś.
Stałam w jednym miejscu przez kilka długich minut i oddychałam ciężko ,miecz opuściłam ,odnalazłam na rękojeści przycisk i znowu zmienił się w mały ,metalowy walec.
-Destiny.-James zleciał niżej ale i tak był wysoko-Eee…ktoś mi powie jak mam wylądować?
-Po prostu zleć na dół.-odpowiedziała profesor Lung.
No tak ,muszę jej oddać broń.
Podeszłam do nauczycielki i chciałam oddać metalowy przedmiot.
-Oddasz mi go po przerwie świątecznej ,może ci się jeszcze przydać.-powiedziała.
-Eee…skoro tak pani mówi.-mruknęłam i schowałam przedmiot do kieszeni w spodniach.
James spróbował wylądować i prawie mu się udało ,tylko ,że spadł tyłkiem na ziemię.
-Może nam ktoś wyjaśnić co się tu dzieje?-wtrąciła roztrzęsiona Ginny.
-No ja też chciałabym wiedzieć jaką kosmitka jestem.-powiedziałam.
-Nie jesteś kosmitką Destiny ,wszystko wyjaśnimy ,tylko przydałoby się pójść gdzieś ,gdzie będzie cieplej.-odpowiedział profesor Nyks.
Wszyscy wróciliśmy do Nory w której czekała reszta rodziny Potterów ,okazało się ,że kiedy James wyczarował błyskawicę było to widoczne nie tylko w lesie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i znowu urywam. Notka jest dopiero teraz bo moja „siostra” zagadała mnie na gg dzięki czemu wymyśliłam jakąś krótką historię o połączeni Gwiezdnych Wojen i mojej ukochanej sagi stworzonej przez Panią  Rowling ,niedługo wymyślę ostatni odcinek „Mody na sukces” nie oglądając w ogóle tego serialu. Pozdrawiam wszystkich ,którzy ciągle wytrzymują z moją rąbniętą wyobraźnią. Rozdział dedykuję mojej nowej fance ,Lunie ;).  Może jeszcze dzisiaj napisze to info o mnie ;D.                     

sobota, 27 października 2012

10.Takie tam (nie)zwyczajne święta


Dzisiaj notka bardziej „zwyczajna” ale w następnych już się poprawię ;).


Rano obudziłam się z wielkim uśmiechem na ustach co było prawie niemożliwe kiedy przebywałam w domu rodziców ,bo tego miejsca z pewnością nie nazwałabym swoim domem ,bywałam tu co najwyżej kilka tygodni w całym roku ,resztę czasu spędzałam w Hogwarcie albo u Potterów.
Zeszłam na niższe piętro i to co zobaczyłam prawie zwaliło mnie z nóg. Harry już wstał i przygotował śniadanie a jeszcze pamiętałam jak ostatnio zarzekał się ,że nie umie gotować.
-Hej ,co jest ,świąteczny cud? Bo jeszcze nigdy nie widziałam jak gotujesz.-zapytałam.
-Jak widać cuda są możliwe.-odpowiedział mi Styles.
-To już wiem.-stwierdziłam.
W cuda zaczęłam wierzyć po otrzymaniu listu z Hogwartu ,wcześniej w ogóle bym nie pomyślała ,że coś może mnie uratować od jakiejś snobistycznej prywatnej szkoły do której chcieli mnie wysłać rodzice.
-A mogę wiedzieć skąd?
-Ogólnie ,z życia. A w ogóle ty nigdzie nie jedziesz na święta?
-Jadę ,dzisiaj wieczorem.
-Skarzesz cały Londyn na znudzoną mnie.-zaśmiałam się.
-Już widzę jak ty się nudzisz.
-Niech ludzie szykują się na apokalipsę.
***
Po zjedzeniu śniadania okazało się ,że jest już południe ,Harry zaproponował wyjście do miasta bo oboje musieliśmy kupić komuś prezenty na święta ,oczywiście wyjście do jednego z największych centrów handlowych w mieście skończyło się tym ,że każde z nas miało po dziesięć toreb z zakupami.
Idąc między sklepami tak się zagadałam ,że na kogoś wpadłam.
-Przepraszam ,nie chciałam.-powiedziałam po zderzeniu.
-Nie ,to moja wina.
Dopiero po kilku długich sekundach zorientowałam się ,że to głos Jamesa. Spojrzałam na chłopaka na którego wpadłam ,to na pewno był młody Potter a ja stałam przed nim w czapce pandzie ,rozpiętej czarnej zimowej kurtce obok jednego z najbardziej znanych chłopaków w kraju.
-No cześć.-uśmiechnęłam się.
-Des ,nie poznałbym cię.-zaśmiał się James-Co tu robisz?
-Zakupy z Harrym.-odpowiedziałam wskazując na Stylesa-No tak ,Hazza ,to jest James ,wiesz ten ze szkoły ,James to jest Harry ,nazwiska sam możesz się domyślić.-przedstawiłam ich sobie.
-Domyślam się ale jakoś nie wierzę.
-To uwierz ,przecież mnie znasz i wiesz ,że to i tak nie jest najbardziej niemożliwa rzecz w moim życiu.
-No tak ,chyba już niczym mnie nie zaskoczysz.
-A mnie zaskoczysz ,jak kiedyś posprzątasz swój pokój.-wtrącił Harry.
-Ej ,może wierzę w cuda ale nie aż takie ,jeżeli kiedyś posprzątam wiedz ,że nadchodzi koniec świata.
-Tak ,to też wiem.-stwierdził Styles.
-No a tak w ogóle Des ,pojutrze jedziemy do dziadków ,jakbyś miała czas możesz jechać z nami.-zaproponował Potter.
-Jasne ,że chcę ,znowu pogrzebiemy Ala pod śnieżkami.-zgodziłam się.
-No to do zobaczenia ,muszę iść bo znowu mama będzie się czepiać.-powiedział Potter i po chwili znikną w tłumie.
-No więc…-zaczął Harry z uśmieszkiem.
-Nawet sobie nie myśl ,to tylko przyjaciel.-przerwałam mu.
-Jeszcze kiedyś zobaczymy.-stwierdził Styles.
-Myśl sobie co chcesz.
Po następnych kilku godzinach ,z których część spędziliśmy w kawiarni pijąc koktajle i jedząc ciastka ,Harry musiał iść żeby zdążyć dojechać do swojego rodzinnego miasta ,ja też postanowiłam wrócić do domu. Przy wyjściu z centrum wpadłam na niebieskookiego blondyna.
-Eee…przepraszam.-powiedział chłopak.
-Nic się nie stało.-odpowiedziałam.
Przyjrzałam się bliżej chłopakowi i prawie się przewróciłam kiedy go rozpoznałam. Już drugi raz dzisiaj wpadałam na kogoś ze szkoły.
-No a w ogóle to cześć.-przywitałam się.
-To my się znamy?-zdziwił się.
Ściągnęłam z głowy czapkę i pozwoliłam włosom opaść na ramiona.
-Destiny?-Luke zrobił wielkie oczy.
-No brawa ,właśnie wygrałeś milion.
-Co ty tu robisz? Nie wiedziałem ,że mieszkasz w Londynie.
-No mieszkam i zdziwiłbyś się gdzie dokładnie.
-Mogę powiedzieć to samo.
-Niczym mnie nie zaskoczysz.
Chłopak podał mi ulicę i numer mieszkania a ja roześmiałam się na cały głos.
-Wiesz ,że mieszkam piętro nad tobą?-zapytałam.
-Że co?!-Luke zdziwił się ale też uśmiechną szeroko-No to idziemy do domu?-zapytał.
-Właśnie chciałam wracać.-zgodziłam się.
***
Następny dzień minął mi dość miło ,dzięki temu przypadkowemu sąsiedztwu z Lukiem nie nudziłam się ani trochę.
Dwudziestego szóstego grudnia poszłam do Potterów.
-Destiny!-zawołała Lily kiedy mnie zobaczyła.
-No cześć młoda.-uśmiechnęłam się do rudowłosej.
-Nie zmarzłaś?-zapytała mnie Ginny.
-Nie ,większość czasu jechałam autobusem.-odpowiedziałam.
Po schodach zszedł James z Albusem ,obaj chłopacy kłócili się o coś tak jak zawsze.
Lily wymownie przewróciła oczami widząc swoich braci a po chwili uśmiechnęła się do mnie.
-Głupki.-mruknęła i pobiegła do salonu.
James oderwał się od kłótni z Alem.
-I tak ja mam rację.-stwierdził i podbiegł do mnie-Czyli jedziesz z nami.-uśmiechnął się i przytulił mnie po przyjacielsku.
-Nie przepuściłabym takiej okazji.-odpowiedziałam.
***
Do Nory ,domu dziadków Jamesa ,dotarliśmy za pomocą sieci Fiuu. Na miejscu przywitała nas Molly ,babcia młodszych Potterów. Musieliśmy jeszcze trochę poczekać na obiad więc z Jamesem i jego rodzeństwem ,Rose i Hugo ,no i Fredem ,Georgem ,Victoire i jej rodzeństwem wyszliśmy na dwór i urządziliśmy wielką wojnę na śnieżki. Ja ,James ,Fred i George byliśmy razem przeciwko reszcie ,no i może było nas mniej ale radziliśmy sobie o wiele lepiej. Dwaj rudzi kuzyni Jamesa zrobili wielką kulę ze śniegu.
-Hej ,pomożecie nam?-zapytali mnie i Jamesa.
Razem jakoś podnieśliśmy ten pocisk i rzuciliśmy nim w resztę rodziny Pottera.
Albus został całkowicie zakopany pod śniegiem a Lily przewróciła się sama śmiejąc się ze swojego brata który w tej chwili wyglądał jak bałwan ludzkich rozmiarów.
Pół godziny później zostaliśmy zawołani na obiad ale dorośli najpierw musieli nas osuszyć zaklęciami. Wszystko byłoby w porządku gdybym w oknie nie zauważyła dziewczyny o metalicznych skrzydłach która wylądowała niedaleko domu. Wtedy jeszcze nie podejrzewałam co stanie się za chwilę…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~   
Jestem okropna urywając w takim momencie ,no ale chcę cos zostawić na następny rozdział. Notka chyba nie jest tak dobra jak poprzednie no i może to słabe wytłumaczenie ale między pisaniem oglądałam pewien serial i tak się wczułam w sytuację ,że po prostu raz krzyczałam na niektórych bohaterów a na koniec i tak ryczałam o.O. Dobra ,jak będę miała jutro wystarczająco czasu ,bo weny mi nie brakuje ,to napisze koleją notkę. Pozdrawiam wszystkich czytających.

piątek, 26 października 2012

9."Nic na to nie poradzę ,podobasz mi się"


No to na początek parę słów wyjaśnienia co do tej notki ,po pierwsze w tej historii dzieci Potterów rodzą się kilka lat wcześniej niż jest to podane w książce ,James i Destiny urodzili się w 2001 roku ,po drugie nie wiem skąd wzięła mi się końcówka notki ,po prostu jestem fanką 1D i chyba nie mogłam się powstrzymać ,no i to by było na tyle ;).


Październik miną tak jak zawsze ,nauka ,głupie wypracowania ,wkurzający Luke i kilka szlabanów za dręczenie Ślizgonów ,tylko ,że od dnia w którym obudziłam się  w skrzydle szpitalnym miałam wrażenie ,że mam jakieś dziury w  pamięci ,jakby to ,że dostałam tłuczkiem na meczu nie było prawdą a do szpitala trafiłam z innego powodu. Miałam różne sny ,raz ,że z kimś walczyłam ,później chłopak o metalowych skrzydłach ale najdziwniejszy z tych wszystkich snów był ten ,w którym z własnej nieprzymuszonej woli pocałowałam Luke’a i mało tego ,podobało mi się to.
W jedną z listopadowych niedziel Yuri ,James i Aron byli zawaleni pracą domową a ja już nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić ,na którym boku leżeć ,jak siedzieć ,nie mogłam wytrzymać w jednym miejscu dłużej niż dwie minuty.
-Idę się przejść.-mruknęłam do przyjaciół i wyszłam z wierzy Gryffindoru.
Wyszłam na błonia na których dzieciaki z pierwszych i drugich klas bawiły się wśród stert liści. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jak jakaś dziewczynka wskakuje w kupkę pomarańczowo-czerwonych liści i wybucha śmiechem przewracając się. Brakowało mi takiej niewinności ,ja nigdy taka nie byłam ,wcześnie musiałam nauczyć się sama sobie radzić ale nie przez to ,że byłam z biednej rodziny czy coś podobnego ,moi rodzice mieli mnóstwo pieniędzy ,tylko ,że dla nich nigdy nie istniałam ,zawsze było coś ważniejszego ,młodszy brat uważany przez nich za ósmy cud świata ,praca ,znajomi i wszystko ale nie ja. Niby dostawałam to o co prosiłam ale zawsze musiałam najpierw zwrócić na siebie uwagę i zawsze to musiało być coś dużego ,nawet raz zafarbowałam sobie włosy na wszystkie kolory tęczy eliksirem ale to i tak nie wystarczyło ,a mój brat…phi ,wystarczyło ,że raz o czymś powiedział i już to miał ,teraz już nie prosiłam ,sama to sobie załatwiałam ,wystarczyło pogadać ze znajomymi żeby mi pomogli.
-No hej złotowłosa.-nagle wpadłam na Luke’a.
-Dobra ,przepraszam ,zamyśliłam się ,a teraz na razie.-powiedziałam i chciałam odejść ale chłopak mnie zatrzymał-No co?-jęknełam.
-Czemu jesteś sama?
-Bo reszta robi lekcje.
-A o czym myślałaś?
-A co ,to przesłuchanie?
-Nie ,po prostu się martwię.
-Taaa jasne ,przykro mi ale nie wierzę.
-Mówię poważnie Destiny.
Nie wiem jak to się stało ale opowiedziałam mu o wszystkich moich problemach ,o dziurach w pamięci ,o rodzinie mającej mnie głęboko gdzieś ,mówiłam to co mi ślina na język przyniosła a Luke słuchał.
-Wiesz ,raczej ci to nie pomoże ale ja też mam wrażenie ,że coś się stało a coś nie ,gadałem z innymi i niektórym też się tak wydaje ,a co do twojej rodziny to są po prostu ślepi skoro nie widzą jaką cudowną osobą jesteś.-powiedział blondyn i szczerze się uśmiechną.
-Ja czasami mam wrażenie ,że do nich nie pasuję ,i nie tylko przez to ,że oni są mugolami a ja nie ,nie przez wygląd ,tylko wydaje mi się ,że tak naprawdę nie jestem ich córką ,jakbym była z jakiegoś innego świata.
-No raczej nie jesteś z tego ,anioły pochodzą z nieba.
Kurde ,czemu on nagle zaczął wydawać mi się taki słodki?!
-Daj sobie już z tym spokój.-westchnęłam.
-Nic na to nie poradzę ,podobasz mi się.
-Nie rozumiem cię ,nie jestem ładna ani nic podobnego ,tylko taka przeciętna.
-Właśnie nie jesteś przeciętna ,poza tym nigdy nie spotkałem dziewczyny o takim charakterze jak twój.
-A ile dziewczyn już to słyszało?
-Dobra ,rozumiem ,byłem okropny ,i może nie jesteś pierwszą dziewczyną która to słyszy ale jesteś jedyną która to słyszy i to jest całkowicie szczere i nie mówię ci tego ostatni raz tak jak innym ,lubię cię taką ,jaka jesteś.-przyznał Krukon.
-Sama już nie wiem co o tobie myślę.-westchnęłam-Uparty jesteś.
-Ty też taka jesteś i za to ,miedzy innymi ,mi się podobasz.
-Wiesz ,muszę już iść ,reszta pewnie już skończyła zadania i będą mnie szukać.-stwierdziłam-Dzięki.-dodałam ,przytuliłam go krótko i uciekłam do zamku.
Listopad miną też całkiem normalnie z tą różnicą ,że teraz już nie uciekałam od Luke’a ,może nawet trochę zaczęliśmy się do siebie zbliżać ale to na pewno nie było tak jak w zeszłym roku ,gadałam z nim i na tym się kończyło.
Od grudnia pogoda się zmieniła ,śnieg padał praktycznie codziennie ,z opieki nad magicznymi stworzeniami wracaliśmy mokrzy od wojny na śnieżki. Poza tym trzeba było zdecydować czy chce się zostać w szkole na święta a ja sama nie wiedziałam czy zostawać.
-Des ,wiesz ,że możesz przyjechać do mnie ,moi rodzice cię lubią ,dziadkowie też ,wszyscy się ucieszą jak cię zobaczą.-powiedział do mnie James kiedy siedzieliśmy przy kremowym piwie w Trzech Miotłach.
-Wiem ,ale nie chcę się ciągle wpraszać ,mam swój dom a ciągle siedzę u ciebie.-westchnęłam.
-Nikomu to nie przeszkadza.-stwierdził chłopak-Poza tym chcesz zostać sama na święta?
-Nie chcę ,ale jak pojadę do domu nic się nie stanie ,oleję rodzinę przez ten czas ,może pojadę do znajomych z dawnego miasta i będzie dobrze.-wzruszyłam ramionami.
-Jak chcesz ,ja cię nie zmuszam ale jakbyś chciała zawsze możesz przyjść do nas.-powiedział Potter.
-Wiem ,na pewno wpadnę z życzeniami.
Rozmowę przerwał nam mój telefon ,na wyświetlaczu pokazało mi się ,że to rodzice dzwonią.
-Tutaj rzeźnia pana Di-Men-Cheng ,czy chcą państwo zamówić zestaw podręcznych tasaków do mięsa?-odebrałam zmienionym głosem a James prawie spadł z krzesła próbując powstrzymać wybuch śmiechu.
-Nie dzięki ,ale przemyśl czy nie chcesz robić w marketingu Destiny.-odpowiedział mi mój ojciec.
-Wolę wybrać coś ciekawszego ,a teraz gadaj czego chcecie?
-Słuchaj ,jak chcesz to przyjedź na święta.
-Łał ,dzięki za tą łaskę.-mruknęłam.
-Tak ,tylko ,że ja i mama mamy trochę roboty i musimy wyjechać ,twój brat jedzie do dziadków ,chcesz jechać z nim?
-Nie dzięki ,przyjemniejszą perspektywą jest oberwać Cruciatusem.-stwierdziłam-Przyjadę i posiedzę sama w spokoju.
-Jak chcesz.
Rozmowa się skończyła a ja zrobiłam wymowna minę.
-Czyli plan olewania rodziny nie wejdzie w życie ,jak myślisz ,gdzie będzie najlepsza impreza  na nowy rok ,i tak będę sama w domu?-powiedziałam.
-Nie wiem ,na pewno coś znajdziesz.-powiedział chłopak.
Drzwi do baru otworzyły się i do środka weszli profesor Nyks i profesor Lung ,oboje przywitali się z nami i usiedli całkowicie sami pod samą ścianą więc nie byłam w stanie nic podsłuchać.
-Myślisz ,że chcą coś ukryć?-zapytał mnie Potter.
-Tak mi się wydaje.
-Może powinniśmy powiedzieć o tym tunelu?
-No coś ty ,chyba zwariowałeś.
Szybko wypiliśmy nasze napoje i poszliśmy do Miodowego Królestwa.
***
Ze szkoły wyjechaliśmy dwudziestego trzeciego grudnia ,ja wcześniej zaopatrzyłam się w zapas słodyczy z Miodowego Królestwa.
Do Londynu dotarliśmy wieczorem ,na peronie spotkałam rodziców Jamesa ,Arona i Yuri ,z tymi ostatnimi pożegnałam się życząc im wesołych świąt ,musieli od razu iść bo Aron miał daleko do domu a Yuri musiała zdążyć na lot do Korei w której odwiedzała rodzinę.
-No i jak było dzieciaki?-zapytał nas Harry.
-Tak jak zawsze.-z Jamesem wzruszyliśmy ramionami.
-Przynajmniej w tym semestrze McGonagall nie musiała nas wzywać.-stwierdziła Ginny.
-Obiecuję ,że w następnym semestrze się poprawię.-James uśmiechną się szeroko.
-Nie wątpię. Destiny ,podwieźć cię do domu.-zapytał mnie tata Jamesa.
-Nie ,dziękuję ,podobno już ktoś na mnie czeka.-odpowiedziałam.
Wszyscy wyszliśmy na mugolską stację ,Albus opowiadał coś o swoich znajomych a Lily wychwalała mnie i Jamesa ,że jej bronimy przed Ślizgonami i zachwycała się nami.
-Des?-usłyszałam kogoś.
Odwróciłam się i zobaczyłam zielonookiego chłopaka o brązowych ,lokowanych włosach.
-Hazza!-zawołałam.
-Ciiicho ,ludzie mnie jeszcze nie poznali.-odpowiedział mi chłopak.
No tak ,to może wspomnę ,że moja mama pracuje w studiu nagraniowym i dzięki temu znam parę ludzi ,na przykład stojącego teraz przede mną Harrego Stylesa z One Direction.
-Co ty tu robisz?-zapytałam.
-Usłyszałem ,że pewnej blondynce jest potrzebny transport do domu.-powiedział.
-Raz rodzice się przydali.-stwierdziłam.
-To co ,jedziemy?
-Czekaj ,tylko się pożegnam.
Podbiegłam do Potterów ,pożegnałam się ,obiecałam ,że do nich zajrzę i wróciłam do Stylesa.
-No i jak było w szkole?-zapytał mnie Harry kiedy staliśmy w korku na jednej z ulic Londynu.
-A w porządku ,jak to w szkole.-wzruszyłam ramionami i pogłaskałam Hadesa który zasną na moich kolanach.
-Chłopaki ucieszyliby się jakby cię zobaczyli.-stwierdził.
-Ja też nie byłabym marudna ,wiesz jak was lubię.
-No pewnie młoda.
-Hej ,jestem tylko siedem lat młodsza.
-Tak ,tylko.
-A w ogóle nie macie żadnych występów świątecznych albo czegoś podobnego?
-Nie ,dali nam trochę odpocząć ,albo sami nie mogli z nami wytrzymać.
Do mieszkania rodziców weszłam dopiero o dwudziestej drugiej.
-Dzięki za pomoc.-podziękowałam Harremu.
-Nie ma za co.-dopowiedział Styles.
-To co teraz ,znowu coś poodwalamy czy musisz iść?
-Chętnie zostanę.
No tak ,przyda się wspomnieć o mieszkaniu w którym byliśmy. Był to wielki apartament w bogatszej dzielnicy Londynu ,miał dwa piętra ,salon był tak wielki ,że spokojnie zmieściłabym w nim połowę Gryfonów. Mój pokój znajdował się na górnym piętrze ,był zawalony rysunkami ,nad wielkim łóżkiem wisiała gitara ,jedną ze ścian wytapetowałam plakatami ulubionych filmów ,aktorów ,piosenkarzy i zespołów ,w jednej ze ścian była wbudowana wielka szafa a inna ściana była jednym wielkim oknem z którego mogłam patrzeć na miasto.
Nie byłam specjalnie zmęczona ale nie chciało mi się za dużo więc Harry zaproponował żebyśmy obejrzeli jakiś film ,oczywiście okazało się ,że w połowie zasnęłam i Styles ,który traktował mnie jak młodszą siostrę zaniósł mnie do łóżka.

czwartek, 25 października 2012

8.Demon.


Szukaliśmy chłopaków po całym zamku ale nic to nie dało. Wieczorem po raz trzeci poszłam z Yuri do ich pokoju z nadzieją ,że tym razem znajdziemy coś co by pomogło nam ich znaleźć.
Usiadłam na łóżku Jamesa które jak zawsze było zawalone różnymi rzeczami ,cały James ,nie znosił sprzątać. Zaczęłam bezmyślnie bawić się koszulką Pottera. Co jeśli ich nie znajdziemy albo coś im się stało? Przecież bez nich już nic nie będzie tak jak dawniej. Kątem oka zobaczyłam Mapę Huncwotów. Nie ,to niemożliwe ,że James by ją tu zostawił ,zawsze jak gdzieś szedł zabierał ją ze sobą. To dało mi pewność ,że z chłopakami stało się coś niedobrego. Popatrzyłam na mapę jakbym wiedziała co powinnam zrobić ale zapomniałam co to miało być. Dopiero po dłuższym zastanowieniu przypomniałam sobie ,że na mapie widać wszystkie osoby ,które przebywają w szkole.
-Des ,co ty robisz?-zapytała mnie Yuri kiedy wzięłam mapę do rąk.
-Uroczyście przysięgam ,że knuję coś niedobrego.-powiedziałam a kawałek papieru zmienił się w mapę Hogwartu-Szukam chłopaków.-odpowiedziałam przyjaciółce szukając kropek z imionami chłopaków.
Wodziłam wzrokiem po mapie dobre kilka minut ale nawet na niej nie było śladu Jamesa i Arona.
-Nie ma ich tu.-pisnęłam.
Nie chciałam w to uwierzyć ,oni nie mogli się tak rozpłynąć w powietrzu.
-I co mamy teraz zrobić?-westchnęła Yuri-Przecież kiedy ludzie się dowiedzą…to…to będzie afera…no przecież James jest synem Wybrańca…a poza tym dwóch uczniów zaginęło jednego dnia ,ludzie tego nie odpuszczą.
-Nie wiem Ri ,ja bez nich nie wytrzymam…przecież…-urwałam kiedy zobaczyłam w oknie lekki rozbłysk.
Podeszłam bliżej okna ,znowu coś zabłyszczało ,znajdowała się kilka metrów nad ziemią ,jakiś ciemny kształt. Było już ciemno więc nie widziałam zbyt dużo ale byłam pewna ,że zobaczyłam parę metalicznych skrzydeł w których odbijało się światło księżyca.
-Des ,co jest?-spytała zaniepokojona Yuri.
-Coś tam jest ,widzisz?-wskazałam w miejsce w którym widziałam skrzydła.
-Nie widz…czy to są skrzydła?!
-Nie jestem pewna ,ale chyba powinnyśmy to sprawdzić.
Zbiegłyśmy do pokoju wspólnego i prawie przewróciłyśmy profesora Nyksa.
-Dziewczyny ,co się dzieje?-zapytał.
-Coś jest w lesie ,widziałyśmy coś.-wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu.
-Nie możecie iść do lasu ,znacie zasady.-powiedział nauczyciel.
-Ale jeżeli ma to związek z chłopakami?-spytała Yuri.
-Ale idę z wami.-powiedział nauczyciel.
Nie czekając na nic więcej pobiegłyśmy do wyjścia z wierzy a później przeskakując kilka stopni na schodach na raz zbiegłyśmy do wyjścia na błonia. Zanim się zorientowaliśmy byliśmy już w Zakazanym Lesie ,niedaleko jezioro odbijało światło księżyca.
Rozejrzałam się i prawie wrzasnęłam kiedy zorientowałam się ,że jesteśmy prawie przy wejściu do tajemniczego ,podziemnego tunelu. Szukałam jakiego kolwiek znaku ,że coś ,poza nami ,tu jest.
-Destiny ,profesorze!-zawołała Yuri.
Pobiegłam do dziewczyny która klęczała obok drzewa. Musiałam wysilić wzrok ,żeby zobaczyć ,że do pnia siedzi przywiązany chłopak.
-Aron!-zawołałam.
-Dziewczyny.-uśmiechną się chłopak.
-Co się z wami stało ,gdzie jest James?-zapytałam.
-Ja nie wiem ,nic nie pamiętam.-westchną chłopak.
-Yuri ,zabierz go do skrzydła szpitalnego ,my poszukam Jamesa.-powiedział profesor Nyks.
Dziewczyna skinęła głową ,uwolniła Arona i odeszła z nim.
Las wydawał mi się ciemniejszy niż wcześniej ,robiło się coraz zimniej i zaczynałam żałować ,że nie wzięłam ze sobą żadnej bluzy ale da Jamesa byłam gotowa chodzić po lesie w cienkich legginsach i bluzce na ramiączkach.
Kiedy przechodziliśmy obok ukrytego przejścia do tunelu czułam jakby od środka ścisnęła mnie lodowata ręka.
Między drzewami coś błysnęło ,a później drugi raz i trzeci przez cały czas zbliżając się do nas. Zacisnęłam palce na różdżce chociaż sama nie wiedziałam co mogłabym z nią zrobić ,nie znałam jeszcze wielu zaklęć które pomogłyby mi w walce.
Przez chwilę miałam nadzieję ,że to coś ,co było między drzewami zniknęło ale po chwili z nieba zleciał chłopak na oko szesnastoletni ,na razie nas nie zauważył. Pomyślałbym ,że wszystko z nim w porządku gdyby nie para błoniastych skrzydeł wyrastająca mu z pleców i może skrzydła byłby normalne gdyby nie to ,że były zrobione z metalu który odbijał blask księżyca. Dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się zobaczyłam ,że skrzydlaty na rękach trzyma ciemny kształt wielkości człowieka i …i ten człowiek był ubrany w szkolne szaty. Nie ,nie ,nie! James! Aż zachciało mi się płakać.
Skrzydlaty chłopak odwrócił się w naszą stronę a jego oczy zabłyszczały czystą czernią ,były w całości czarne ,nie było fragmentu który byłby w innym kolorze.
Cicho pisnęłam i cofnęłam się o kilka kroków.
-Spokojnie.-szepną profesor Nyks-Trzymaj.-dodał wkładając mi do dłoni coś zimnego ,ciężkiego i okrągłego.
Tajemniczy chłopak zaczął zbliżać się w naszą stronę ,Jamesa położył pod drzewem ,Potter najwyraźniej był nieprzytomny. Chłopak się zbliżał i widziałam go coraz wyraźniej ,szczegóły niewidoczne z daleka stawały się widoczne ,szczegóły których wolałabym nie widzieć. Krótkie rogi wyrastające spomiędzy czarnych włosów ,szponiaste ręce pokryte ciemnymi łuskami ,czarne łańcuchy oplatające nagie ramiona na których były zawiłe czarne wzory i w końcu jego nogi ,był bosy a jego stopy były lwimi pazurami które na wysokości kostek zmieniały się w nogi pokryte czarnym futrem. Chłopak oblizał usta językiem który też nie był ludzki tylko rozdwojony jak u węża.
-Mój pan będzie zadowolony ,dostarczę mu dzisiaj dwójkę herosów.-mruknął z zadowoleniem.
-P-przepraszam ,kogo?-wyjąkałam zaciskając palce na przedmiocie od profesora Nyksa.
-Nie graj głupiej dziewczyno ,nie ukryjesz tego kim jesteś ,udawanie ,że nic nie wiesz cię nie uratuje.-warknął ten stwór ,bo człowiekiem na pewno nie był.
-Ale ja naprawdę nic nie wiem!-zawołałam.
-Nie mówili ci? Niemożliwe.-prychną demon ,tak to był demon ,bynajmniej tak mi się wydawało-Co ,myślisz ,że jestem straszny ,że nie jestem człowiekiem? Myślisz ,że to ja jestem potworem ale to twoja rodzina jest potworami ,twoi przodkowie ,to oni mi to załatwili a ja nawet nie jestem im nic winien!
-M-moja rodzina?
-Tak ,twoja ,wszyscy jesteście winni i nie mówię o tych których teraz nazywasz rodzicami ,może i oni przyczynili się do tego ,że istniejesz ale życie dał ci kto inny.
-I chcesz za to zabić Jamesa?
-On też nie jest niewinny ,wszyscy jesteście tacy sami!-demon mówił to tak ,jakbym to ja była winna całemu złu które działo się na świecie.
-Ja nawet nie wiem o czym ty mówisz.-zawołałam ale demon już nie słuchał ,rzucił się na mnie.
Odskoczyłam na bok w samą porę żeby uniknąć szponów. W ręce czułam ten zimny przedmiot ,chwyciłam go mocniej i poczułam ,że nie jest w całości gładki ,jest zbudowany z różnych elementów. Wyszukałam palcami coś co było przyciskiem ,wcisnęłam go i usłyszałam ciche kliknięcie. Przedmiot się zmienił ,wydłużył się i teraz w ręce trzymałam pełnowymiarowy miecz ,taki jak te starożytności tylko ,że ten roztaczał dookoła siebie lekką niebiesko-zieloną poświatę.
Demon znowu się na mnie rzucił ale tym razem byłam szybsza ,zamachnęłam się mieczem i odcięłam jeden z jego rogów ,cofną się i warknął. Łańcuchy na prawym ramieniu zaczęły spływać mu do dłoni i utworzyły czarny miecz. Wiedziałam ,że walka będzie nierówna ,ja nie miałam pojęcia jak używać takiej broni…a może jednak miałam? Osłoniłam się przed atakiem i zaczęliśmy wymieniać ciosy i co dziwne wiedziałam co robię i nie szło mi najgorzej ale brakowało mi doświadczenia. Demon odepchną mnie tak mocno ,że przeleciałam dobre kilkanaście metrów i wpadłam do jeziora ,na lewym ramieniu miałam rozcięcie które paliło mnie tak ,jakby ktoś polał je kwasem ale wiedziałam ,że muszę walczyć dalej ,dla Jamesa.
Demon przeleciał nade mną i staną w wodzie. Mimowolnie się uśmiechnęłam. O nie ,w wodzie to ja sobie lepiej radzę. Tylko skąd ja to wiem?
-Słaba jesteś ,ale jakbyś zgodziła się nam pomóc mogłabyś być przydatna.-stwierdził mój przeciwnik.
-Dalej nie wiem o co chodzi ale i tak się na to nie zgodzę.-odpowiedziałam.
-Gorzej dla ciebie.-warkną i znowu zaatakował.
Tym razem nie zdążył mnie trafić ,odbiegłam dalej ,byłam teraz po pas w wodzie ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało.
-Za wolny jesteś.-stwierdziłam-A skoro jesteś taki wielki jak chyba sam twierdzisz…ciekawe jak poradzisz sobie z tym.-dodałam i zanurkowałam.
Pod wodą wzrok mi się wyostrzył ,widziałam wszystko jak za dnia. Demon był zaraz za mną.
Obróciłam się przodem do niego a moje ręce same sobą pokierowały i ,w co nie chciałam uwierzyć ,trafiły w demona wodą ,która normalnie płynęłaby w przeciwnym kierunku ,siła uderzenia była tak mocna ,że demon wyleciał z wody a kiedy ja wypłynęłam zobaczyłam ,że znikną w lesie. Wyszłam z jeziora kompletnie sucha ,zdziwiłabym się ale nie po tym co już się wydarzyło. Wróciłam do miejsca w którym wszystko się zaczęło ciągnąc za sobą miecz który wydawał mi się teraz strasznie ciężki.
-Destiny!-zawołał profesor Nyks.
Mruknęłam coś czego sama nie zrozumiałam ,upuściłam miecz ,przed oczami zrobiło mi się czarno. Poczułam jakbym gdzieś spadała a później nic już nie pamiętałam.
***
Obudziłam się w białym pokoju ,no tak ,skrzydło szpitalne. Ale co się stało? W pamięci miałam jedną wielką dziurę ,wiedziałam ,że był mecz Quidditcha i później wszystko się urywało ,pamiętałam wszystko aż do meczu.
-Witamy wśród żywych.-przywitał mnie znajomy głos ,James.
Usiadłam i popatrzyłam w rozpromienioną twarz chłopaka.
-Co się stało?-zapytałam.
-Dostałaś tłuczkiem ,spałaś ,łącznie z sobotą ,cztery dni.-odpowiedział Potter.
-To już jest wtorek?-zdziwiłam się-Powiedz mi ,że przynajmniej wygraliśmy.
-No a jak inaczej ,dostałaś akurat jak złapałaś znicza.-uśmiechną się czarnowłosy.
-Przynajmniej coś.-też się uśmiechnęłam.
-I jeszcze jedna niespodzianka ,powiedzieli ,że jak się obudzisz jesteś wolna ,możesz wracać do naszej cudownej szkoły.-powiedział Potter.
-A gdzie ta niespodzianka?-zaśmiałam się.
-Oj nie gadaj tylko chodź.-James wyciągną mnie z łóżka i wyszliśmy ze skrzydła szpitalnego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie ma to jak olać klasowe Halloween xD ,cała ja. No tak ,w tej notce znowu namieszałam. To co pisałam pod poprzednią notką jest nadal aktualne ,jak ktoś chce info o mnie to proszę pisać w komentarzu ,powyżej trzech osób będzie chciało i dodaję ;).                     

niedziela, 21 października 2012

7.Znowu razem.


Pocałunek nie trwał długo ale miałam wrażenie ,że czas się zatrzymał. Tak ,chciałam tego ,chciałam całować Luke’a mimo wszystko i sama już nie rozumiałam czemu nie chciałam dać mu tej drugiej szansy.
-O mój Boże ,przepraszam Des!-zawołał Krukon kiedy nasze usta się rozdzieliły.
Popatrzyłam na niego przechylając głowę na bok.
-Nie rozumiem.-powiedziałam.
-Czego?-zapytał blondyn.
Zaczął padać lekki deszcz.
-Najpierw mówisz ,że chcesz ze mną chodzić ,a teraz przepraszasz mnie za to ,że mnie pocałowałeś.
-Przecież masz mnie dość.
-Sama już nie wiem.
-Jeżeli naprawdę tego chcesz ,to dam ci spokój.
Że co? On teraz chce sobie odpuścić?
Chłopak puścił moją dłoń i zaczął odchodzić.
-Nie ,Luke poczekaj!-zawołałam biegnąc za nim.
Kurde ,co się ze mną dzieje? Rano nie chciałam go nawet widzieć a teraz biegłam za nim.
Krukon odwrócił się w moją stronę i popatrzył na mnie smutnymi oczami.
Czemu on mi teraz przypomina  jakiegoś szczeniaka który prosi żeby się nim zaopiekować?
-O co chodzi?-zapytał.
-Właśnie nie wiem ,ale nie chce żebyś sobie szedł.-odpowiedziałam stając naprzeciwko niego-Bo widzisz ,nie wiem czemu ciągle chciałam ,żebyś dał mi spokój ,może się bałam ,naprawdę nie wiem ,ale wiem ,że nie chcę żeby to tak się skończyło. Nie chcę żebyś znikną.-popatrzyłam mu w oczy.
-To co mam zrobić?
-Zostać.
-A dasz mi drugą szansę? Obiecuję ,przysięgam na wszystko co znam ,że tym razem będzie inaczej ,bardziej się postaram ,zrobię wszystko tylko daj mi tę jedną szansę.-Luke chwycił moje dłonie i popatrzył głęboko w moje oczy.
Pokiwałam twierdząco głową. I co z tego ,że Yuri będzie narzekać przez tydzień ,że tego pożałuję?
-Dzięki ,dzięki ,dzięki!-zawołał Krukon ,chwycił mnie w pasie ,podniósł w górę i kilka razy obrócił. 
Zaśmiałam się i odgarnęłam chłopakowi kosmyk mokrych włosów z czoła.
-A mogę postać chwile na własnych nogach?-zapytałam.
-Oczywiście.-blondyn postawił mnie na ziemi ale mnie nie puścił tylko pocałował.
-Wiesz ,powinnam już iść ,jeszcze cała drużyna zacznie mnie szukać.-powiedziałam.
-Jasne ,macie dzisiaj święto.-zgodził się-Do jutra.
-No nie wiem ,u nas imprezy trwają po kilka dni.-odpowiedziałam.
-To najwyżej złapię cię w poniedziałek.
-Dobra.
Stanęłam na palcach i pocałowałam blondyna w policzek a później wróciłam do zamku.
W pokoju wspólnym już wszyscy szaleli ,kiedy ja weszłam dwóch chłopaków z siódmego roku wzięło mnie na bary a ktoś zarzucił mi na plecy flagę z godłem naszego domu.
Fred i George załatwili cały stos jedzenia ,picia też nie brakowało.
W tłumie wypatrzyłam moich przyjaciół i dopchałam się do nich.
-Odbiło ci?!-wypaliła Yuri.
-Tak ,też miło cię widzieć. A o co chodzi?-zapytałam.
-Ty i Głąb. Widzieliśmy was z okna.-odpowiedziała.
-No dobra ,nie irytuj się ,chyba mogę zobaczyć czy się zmienił co? Jak znowu odstawi coś takiego jak w zeszłym roku to koniec.-powiedziałam.
-Mam nadzieję.-mruknęła Koreanka.
-Ri ,uspokój się ,ona nie jest głupia.-powiedział James.
-Dzięki.-uśmiechnęłam się z wdzięcznością do chłopaka.
-Nie ma za co. A poza tym nieźle ci poszło.-Potter przytulił mnie.
-Tobie też.-uścisnęłam go.
-Oboje dobrze graliście.-wtrącił Aron.
-No są nasze gwiazdy!-zawołali dwaj rudzielce podbiegając do nas.
-Byle nie gwiazdy.-powiedziałam.
-Oj tam oj tam.-Fred machną ręką.
Impreza trwała do drugiej w nocy. W niedzielę było trochę spokojniej ale i tak wszyscy Gryfoni świętowali w najlepsze ,wszystko uspokoiło się dopiero w poniedziałek.
Kiedy rano zeszłam na śniadanie do Wielkiej Sali pierwszą osobą jaką spotkałam był Luke ale tym razem wcale nie chciałam mu przywalić.
-No cześć.-powiedział i na przywitanie dał mi całusa.
I nagle w całej sali zapanowało grupowe zdziwienie ,kilka osób zakrztusiło się jedzeniem. Ja tylko się zaśmiałam i przytuliłam chłopaka.
-Teraz będą mieli temat na przynajmniej miesiąc.-stwierdziłam.
-Nie będą się nudzić.
Obok nas przeszła Yuri i zmierzyła blondyna wzrokiem który mógłby zabijać.
-Wiedz ,że jak tylko zrobisz coś nie tak możesz szykować sobie trumnę.-powiedziała dziewczyna do mojego chłopaka-Jasne?
-Jak słońce.-Luke wyszczerzył się.
-Głupek.-westchnęła moja przyjaciółka i poszła coś zjeść.
-Nie przejmuj się ,powścieka się i jej przejdzie.-powiedziałam.
-Ryzykuję co najwyżej życiem.-blondyn wzruszył ramionami.
-Nie musisz się martwić ,James i Aron ja powstrzymają ,mamy w tym doświadczenie .-zaśmiałam się.
-W to nie wątpię. Dobra ,muszę lecieć na numerologię ,zobaczymy się później okej?
-Jasne.
Krukon jeszcze raz mnie pocałował i pobiegł na lekcje.
Poszłam do stołu Gryffindoru i usiadłam obok Yuri.
-Już poszedł?-zapytała mnie.
-Na numerologię jest kawałek drogi.-wzruszyłam ramionami.
-Racja.
-Weź się już nie wściekaj.-poprosiłam.
-Postaram się ,ja się tylko o ciebie martwię.-westchnęła dziewczyna.
-Nie masz czym ,jak mnie wkurzy skopię mu tyłek tak ,ze przez rok na nim nie usiądzie.
Obie zaśmiałyśmy się.
-A w ogóle gdzie są chłopaki?-zapytałam.
-Nie wiem ,nie widziałam ich ,myślałam ,że są z tobą.
-Czyli znowu zapadli się pod ziemię.-westchnęłam znad naleśnika.
-Jestem ciekawa co oni takiego robią.
-Ja też.
Po śniadaniu poszłyśmy na eliksiry ale na lekcji nie pojawił się ani James ani Aron. Kiedy nie przyszli też na obronę przed czarną magią zaczęłam się martwić ,coś musiało się stać.
-Destiny ,Yuri ,zostańcie po lekcji.-poprosił nas profesor Nyks.
Nie wyszłyśmy na przerwę tylko poszłyśmy z profesorem do jego gabinetu.
-Cos się stało?-zapytałam.
-Właśnie chciałem was o to zapytać.-westchną nauczyciel-Nie widziałyście dzisiaj Jamesa i Arona?
-Niestety ,same się zastanawiamy co się z nimi dzieje.-odpowiedziała Yuri.
-Nigdzie ich nie ma ,wczoraj byli z nami przez cały dzień a dzisiaj gdzieś wyparowali.-dodałam.
-Możecie mi powiedzieć gdzie by mogli być?
-Nie ,szukałyśmy ich wszędzie ale jak widać nic to nie dało.-powiedziałam.
-Jeżeli mogłybyście jakoś pomóc zwolnię was z reszty lekcji ,trzeba ich znaleźć.
-Pomożemy jak tylko będziemy mogły.-obiecała Yuri.
-Po obiedzie po was przyjdę ale jest jeszcze jedna sprawa. Destiny ,na twoim wypracowaniu były pewne rysunki.-zaczął profesor Nyks.
No tak ,pisałam wypracowanie i rysowałam po bokach różne sceny ,nie wspomniałam wcześniej ale potrafię dobrze rysować.
-No taaak ,ja po prostu…
-Nie będę się czepiał ,chcę tylko wiedzieć skąd miałaś takie pomysły?
-Sama nie wiem ,tak jakoś samo wyszło.
Nauczyciel nic nie odpowiedział tylko uśmiechną się.
-Dobrze ,idźcie coś zjeść a później wróćcie tu.-powiedział profesor.
Poszłyśmy do Wielkiej Sali ,w korytarzu spotkałyśmy Luke’a.
-Spotkamy się na następnej przerwie Des?-zapytał.
Popatrzyłam na niego przepraszająco.
-Nie mogę ,James i Aron gdzieś zniknęli ,po obiedzie profesor Nyks nas zabiera żebyśmy pomogły ich szukać ,przepraszam.-powiedziałam.
-Nic się nie stało ,to twoi przyjaciele ,powiedz mi jak ich znajdziecie.-poprosił.
-Jasne.-pokiwałam głową-No ale tą przerwę mam na razie wolną.-dodałam.
-To coś zjedz a ja poczekam na ciebie.
Szybko zjadłam obiad ,Yuri coś marudziła ,że jak się okaże ,że chłopacy wycięli nam po prostu jakiś numer to ich zabije.
-Nie zrobili by czegoś tak głupiego.-stwierdziłam.
Kiedy się najadłam pobiegłam do stolika Krukonów i uściskałam Luke’a.
-Mamy jakieś dziesięć minut.-powiedziałam.
-No to chodź.-chłopak pocałował mnie i wyszliśmy z Wielkiej Sali.
Usiedliśmy na marmurowych schodach  a ja wtuliłam się w blondyna. Trochę porozmawialiśmy ,głównie śmiejąc się z głupot.
-W sobotę jest wyjście do Hogsmeade ,pójdziesz ze mną?-zapytał mnie blondyn.
-No pewnie.-zgodziłam się.
Po chwili usłyszeliśmy dzwonek i musieliśmy się rozstać.
-Powodzenia.-powiedział Luke i pobiegł na lekcje.
Z Wielkiej Sali wszyła Yuri i razem poszłyśmy pod salę obrony przed czarną magią. Strasznie martwiłam się o chłopaków ,nigdy tak po prostu nie znikali na cały dzień ,coś musiało się stać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem ,okropna jestem ,postaram się wszystko wyjaśnić w następnym rozdziale ,może już jutro coś napiszę ,o ile będę miała czas.  Przy okazji pomyślałam ,że może ktoś z Was by chciał się dowiedzieć czegoś o mnie ,nie wiem ile bym tu napisała ale podstawowe informacje pewnie by się pojawiły. Kto chce takie info o mnie niech pisze w komentarzu ,zobaczę ile ich będzie i jak nie będą to tylko dwie/trzy osoby to napiszę ; D. Pozdrawiam.

        

sobota, 20 października 2012

6.Zaskoczona.


W sobotę graliśmy pierwszy mecz Quidditcha i ,na moje nieszczęście ,był to mecz z Krukonami których szukającym był nie kto inny a Luke ,ale od zeszłego wieczora jakoś mniej się tym przejmowałam ,bardziej martwił mnie tajemniczy tunel który odkryłam z Jamesem.

Mecz był dopiero popołudniu więc miałam czas żeby się wyspać. Z łóżka wygrzebałam się około dziewiątej ,ubrałam się w czerwone rurki ,białą koszulkę na którą założyłam czerwono-czarną koszule w kratę ,na nogi wciągnęłam czarne trampki ,uczesałam się i pomalowałam oczy czarna kredką. Kiedy wyszłam z łazienki zobaczyłam Hadesa rozłożonego na moim łóżku. Pogłaskałam kota po brzuchu i wyszłam z dormitorium.

W pokoju wspólnym wpadłam na Jamesa który ,tak jak ja wybierał się na śniadanie. Uśmiechnęłam się do chłopaka ,popołudniowy mecz poprawiał mi humor.

-Widzę ,że humor ci się poprawił.-stwierdził Potter.

-Jak tylko myślę ,że zgarnę Lukowi znicza sprzed nosa to czuję się tak jakbym mogła latać bez miotły.-odpowiedziałam.

-Chciałbym zobaczyć jego minę.

-Załatw mi aparat a strzelę mu parę fotek.

***

W Wielkiej Sali wszyscy rozmawiali tylko o meczu ,zakładali się o wyniki i przygotowywali sobie flagi domów którym kibicowali.

Usiadłam z Jamesem przy stole Gryfonów i zabraliśmy się za jedzenie. Co chwila ktoś życzył nam powodzenia na meczu i byłoby dobrze gdyby nie pewien Krukon.

-Powodzenia Des ,może uda ci się mnie wyprzedzić.-szepną mi do ucha Luke.

-Nie będę musiała cię wyprzedzać ,zostaniesz w tyle już na samym początku.-odpowiedziałam.

-Zadziorna jesteś.

-A przywalić ci?

-Tak ,ustami w moje usta.

-Chciałbyś.

-I to bardzo.

-No to się rozczarujesz. Dostaniesz najwyżej kopa w tyłek.

-Jeszcze zobaczymy.

-Nadzieja matką głupich.

-Zgłupiałem na twój widok.

-A ile dziewczyn już to słyszało?

-Tylko jedna.

-Pozdrów ją ode mnie.

-Dobrze ,masz pozdrowienia.

Przewróciłam oczami i zacisnęłam dłonie w pieści.

-Masz dziesięć sekund.

-Oj daj spokój Des ,ciężko ci się pogodzić z tym ,że cholernie mi się podobasz?

-Dziesięć ,dziewięć…

-Pogadamy po meczu.-powiedział blondyn i porwali go inni Krukoni którzy przy okazji ,z grzeczności ,życzyli mi powodzenia.

Po śniadaniu wróciłam z Jamesem do wierzy Gryffindoru ale tam nie mogliśmy mieć spokoju więc wyszliśmy nad jezioro.

-Mieliśmy pomyśleć co zrobić z tym tunelem.-powiedział James siadając pod drzewem.

-Najlepiej? Rozwalić ,zamknąć przejścia ,otoczyć drutem kolczastym…-zaczęłam wymieniać.

-Dobra ,kapuję ,nie lubisz go ,ale może pomyślmy o czymś co damy radę załatwić.

-Drut kolczasty mogę ci załatwić ,jakby były potrzebne bomby też dam radę ,znajomy chrzestnego ma kumpla który pracuje w wojskowości.

-Chyba ludzie którzy cię wkurzają powinni zainwestować w porządną ochronę.

-Dopiero teraz zauważasz? No ale wróćmy do tematu.

-No dobra. Wiem ,że nie chcesz tam wracać ale może trzeba by wrócić tam ,zobaczyć dokładnie ,na spokojnie co tam jest i wtedy no nie wiem ,może poszukać czegoś na temat tego ,co znajdziemy ,może jeszcze zajrzeć do tego drugiego korytarza.

-NIE!-wyrwało mi się-James ,wiem ,że to może wydawać się dziwne ale mam wrażenie ,że tam nie powinno się w ogóle zaglądać. Tam chyba coś jest i jak się tam wejdzie to ,to coś cię wykorzysta żeby uciec a lepiej żeby nie uciekało.

Chłopak popatrzył w moją twarz jakby szukając jakiejś wskazówki.

-Czyli co ,powinniśmy zapomnieć?-zapytał.

-Chyba ,jeżeli się zapomni może problem zniknie ,jeżeli nigdy nie spróbujesz czegoś zrobić to ,to się nie stanie.

Rozmowę przerwały nam czyjeś głosy. Wyjrzeliśmy zza drzewa i zobaczyliśmy profesora Nyksa i profesor Lung.

-Percy ,myślisz ,że powinniśmy? Oni nawet nie wiedzą kim są ,teraz się nic nie dzieje i może nigdy się nie wydarzyć ,po co komplikować dzieciakom życie?-zapytała nauczycielka eliksirów.

-Sam nie wiem Kat ,słyszałem różne plotki ,jeżeli coś zacznie się dziać lepiej żeby byli przygotowani a my mamy ich uczyć i chronić.-odpowiedział opiekun naszego domu.

-Właśnie ,mamy ich chronić ,nie powinniśmy ich narażać ,wiesz jak to działa ,jak się dowiedzą ,łatwiej będzie ich znaleźć ,sam to przeżyłeś.

-Nigdy nie mówiłem ,że muszą dowiedzieć się natychmiast .możemy ich przygotować tak żeby nie byli tego świadomi. Poza tym teraz mamy inne problemy ,to zniknięcie  Khorne’a jest samo w sobie dziwne ,zawsze coś było z nim nie tak ale tego się nie spodziewałem a ten Aleksadrjiew wcale nie jest lepszy.

-Najpierw się nim zajmijmy a później martwmy się uświadamianiem dzieciaków.-zaproponowała nauczycielka eliksirów.

-Na razie nie mamy wyboru ,dopóki Oni nie podejmą decyzji niewiele możemy.

Nauczyciele odeszli już na tyle daleko ,że ich nie słyszeliśmy a w głowie zostało mi tyle pytań ,że mój mózg był bliski przeciążenia. Kim są Oni? Kogo trzeba chronić? Co miało się dziać? Czy to może mieć związek z tajemniczym tunelem pod szkołą?  Na żadne z tych pytań nie miałam odpowiedzi a ciągle pojawiały się nowe.

Popatrzyłam na Jamesa który był tak samo zdezorientowany jak ja.

-Myślisz ,że to może mieć coś wspólnego z…?-zaczął.

-Niestety chyba tak.-odpowiedziałam domyślając się o co chodziło chłopakowi.

-Jeżeli tak jest to chyba będziemy w to zamieszani ,już coś wiemy a ja nie będę przyglądał się z boku.-powiedział.

-Ja też ,chociaż to mi się nie podoba.-westchnęłam-Teraz chodź ,niedługo mecz ,Wood będzie się czepiał ,że się spóźniliśmy.-dodałam.

Poszliśmy do szatni przy boisku ,przebraliśmy się i wzięliśmy nasze miotły.

-Dobra ludzie ,wiecie co macie robić ,nie dajcie się Krukonom.-powiedział Wood stając na środku szatni-Destiny ,chodź na chwilę.

-Co jest?-zapytałam.

-Słuchaj ,wiem ,że ty i Luke…no sama wiesz ,ale proszę ,teraz o tym zapomnij i graj najlepiej jak potrafisz.-powiedział kapitan.

-O to nie musisz się martwić ,chcę jak najbardziej dopiec temu blondaskowi.-odpowiedziałam.

-No tak ,zapomniałem ,że to ty.-odpowiedział chłopak.

***

Mecz oczywiście skończył się naszą wygraną ,James zdobył naprawdę dużo punktów a ja zgarnęłam Lukowi znicza sprzed tej jego ślicznej buźki. Kilka razy prawie oberwałam z tłuczka ale poza tym nie było wcale źle.

Po przebraniu się wszyscy poszli świętować do ale ja trochę dłużej musiałam się pomęczyć z założeniem trampków. Kiedy wyszłam z szatni oczywiście musiałam wpaść na mojego byłego chłopaka ,no a jak inaczej ,przecież by nie przepuścił takiej okazji.

-Nieźle ci poszło.-powiedział niebieskooki.

-Mówiłam ,że cię rozwalę.-odpowiedziałam.

-A ja mówiłem ,że jeszcze pogadamy.

-Weź już idź.

-Czemu to robisz?

-Co robię?

-Udajesz ,że masz mnie gdzieś.

-Nie udaję.

-Znam cię wiem kiedy udajesz.

Nie odpowiedziałam ,to prawda ,chłopak znał mnie prawie tak dobrze jak James ,ale przecież go olewałam ,dawałam mu do zrozumienia ,że nie chcę z nim gadać. Tylko zawsze pojawiało się małe ale ,zawsze się zastanawiałam czy on naprawdę się zmienił i chyba sama nie chciałam przyznać ,że on nadal mi się podoba.

-Des ,proszę cię ,daj mi tylko jedną szansę a udowodnię ci ,że się zmieniłem.

-Ja…no…po prostu.-zająknęłam się kiedy spojrzałam Krukonowi w oczy.

-Proszę.-chłopak ujął moja twarz w swoje dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy błagalnym wzrokiem.

Z jego oczu wyczytałam ,że naprawdę żałuje tego co zrobił i sama nie była już pewna czego chcę. Nasze twarze były coraz bliżej siebie aż w końcu chłopak mnie pocałował i sama nie wiem co mi odbiło ale oddałam ten pocałunek.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ja i te moje pomysły ;D. Haha ,jaram się jak Dumbledore dropsami bo wyszły nowe odcinki moich seriali,nie ma to jak drzeć się do monitora „ty idioto ,czy nie widzisz co ona czuje!” ,cała ja ,to i tak lepsze niż moje jedzenie kiślu widelcem ,może kilka osób się domyśli z jakiej okazji to robiłam ;D. Nie wiem co się stało ,że ostatnio pisze tak często ,chyba mam wenę i nie mam co robić kiedy odcinki niektórych seriali mi się ładują xD. Rozdział dedykuję Hermionie Granger i przy okazji zachęcam Was do zajrzenia na Jej bloga ,adres jest w linkach. 

piątek, 19 października 2012

5.Tunel.


Do końca września przyzwyczaiłam się do Luke’a który przy każdej okazji starał się mnie przekonać ,że się zmienił i że chce ze mną chodzić ,rozmowy zawsze kończyły się moimi „może” albo „zobaczę” ,później unikałam chłopaka jak ognia ale on i tak mnie odnajdywał.

W październiku pogoda się popsuła ,było coraz zimniej ,za oknami najczęściej było szaro i prawie codziennie padał delikatny deszcz.

-Nienawidzę jesieni.-mruknęłam patrząc za okno w pokoju wspólnym.

-Nie ty jedna.-stwierdził James znad wypracowania na historię magii-A tak w ogóle czemu ty nie robisz tej pracy dla Binnsa?

-Bo za mnie zrobił je wszechmogący internet ,naprawdę przydają się czarodzieje podłączeni do sieci.-powiedziałam wyciągając się na kanapie.

-Cwaniara.-Aron przewrócił oczami znad swojego wypracowania.

-Mój wewnętrzny leń robi wszystko żebym się nie przepracowała.-uśmiechnęłam się szeroko-Tylko nie rozumiem czemu robicie to zadanie już w piątek.-dodałam.

-To dzisiaj jest piątek!-zawołał James robiąc wielkie oczy.

-Co jak co ale dni wolne wyczuwam na odległość.-rzuciłam patrząc w ogień trzaskający w kominku.

-Tak ,bez ciebie byśmy zginęli.-stwierdził Aron ze złośliwym uśmieszkiem.

-Oj zamknij się.-rzuciłam w brązowowłosego poduszką.

Chłopak udał ,że się przewrócił i wybuchł śmiechem.

-Skoro dzisiaj piątek to ja nie mam zamiaru siedzieć tutaj nad jakimś wypracowaniem.-stwierdził James-Des ,chcesz znowu złamać parę szkolnych zasad?

-Jeszcze się pytasz ,jasne ,że chcę.-odpowiedziałam z błyskiem w oku.

Po dziesięciu minutach byliśmy już na ciemnym korytarzu pod peleryną niewidką którą James dostał od swojego ojca ,chłopak miał ze sobą też Mapę Huncwotów.

-A w ogóle to co zamierzamy robić?-zapytałam.

-Misja „popsuć Ślizgonom wieczór” właśnie się rozpoczęła.-odpowiedział mi Potter z wrednym uśmiechem rozprzestrzeniającym się na jego twarzy.

-A jak zamierzasz to zrobić?

Chłopak wyciągną kilka małych kuleczek w zgniłozielonych kolorach.

-Prezent gwiazdkowy od wuja Freda ,podobno wystarczy jedna do zadymienia jednego pokoju ,poza tym podobno nieźle śmierdzą.-wyjaśnił chłopak.

-No to mi się podoba.

***

-Gdzieś tu powinna być ściana granicząca z ich pokojem wspólnym.-szepną do mnie James,

Już od kilkunastu minut łaziliśmy po ciemnych lochach a jedynym źródłem światła były nasze różdżki.

-Mówiłeś mi to już kilka minut temu.-odszepnęłam.

-Po prostu mi zaufaj.

-Nie mówiłam ,że ci nie ufam.

Stanęliśmy przed ścianą która kończyła naszą drogę ,mogliśmy się jedynie zawrócić.

-To tu.-mrukną Potter znad Mapy Huncwotów-Trzeba tylko znaleźć przejście.

James zaczął wodzić dłonią po ścianie aż w końcu trafił na płytkę która pod naciskiem jego dłoni wcisnęła się głębiej w ścianę.

Podłoga pod naszymi stopami otworzyła się i zaczęliśmy spadać w dół. Mimowolnie krzyknęłam bezwładnie spadając w dół. James złapał mnie i wylądował miękko na podłodze w ciemnym tunelu.

-Gdzie my jesteśmy?-zapytałam.

-Nie wiem ,w ścianie miało się zrobić przejście do salonu Ślizgonów.-odpowiedział Potter-Lumos Maxima.-mruknął i z jego różdżki wyleciała kula światła.

Dopiero teraz mogłam cokolwiek zobaczyć w tunelu. Ściany pokrywały malowidła przedstawiające różne fantastyczne stworzenia ,minotaury ,pół kobiety pół węże z dwoma ogonami zamiast nóg ,stworzenia podobne do gargulców o twarzach kobiet i skórzastych skrzydłach i wiele innych ale jedno stworzenie przykuło moją uwagę ,wielki wąż o czarnych łuskach i poszarpanych smoczych skrzydłach. Wiedziałam ,że ten stwór ,czym kolwiek był ,był zły. Podłoga pod naszymi stopami była wykonana z czarnych płyt o nierównych brzegach.

Spojrzałam w górę z nadzieją ,że podłoga nadal jest otwarta ale musiało być oczywiście na odwrót.

-Co robimy?-zapytałam cicho.

Zaczynałam się bać ,że na końcu tunelu coś jest ,coś złego i śpi czekając aż ktoś je obudzi a tym kimś mogłam być ja.

-Nie mamy wyboru ,musimy iść przed siebie ,za nami jest ściana.-stwierdził James.

Zrobiliśmy jak powiedział chłopak chociaż oboje się baliśmy tego co może tu siedzieć.

Na ścianach pojawiały się nowe malowidła przedstawiające różne walki ,widziałam człowieka rzucającego w drugiego piorunem a ten drugi trzymał trójząb ,był tam niebieski olbrzym ,mężczyzna w czarnej szacie siedzący na czarnym psie który był wielkości ciężarówki ,czarny wąż walczący z fioletowym smokiem i był pałac z białego marmuru.

Patrząc na to wszystko czułam ,że czegoś nie pamiętam chociaż powinnam ,jakby ktoś zabrał część moich wspomnień.

Po długim czasie dotarliśmy do rozwidlenia tunelu.

-Miło by było gdybym wiedział gdzie iść.-mrukną James.

Popatrzyłam na rozwidlenie drogi i nagle ze strony lewego korytarza usłyszałam śmiech ,nie taki zwyczajny tylko przepełniony złem. Poczułam na twarzy chłodny wiatr który przyniósł słowa których najwyraźniej James nie słyszał.

-No chodź czarodziejko ,czekam na ciebie. Czyżbyś się bała? Chodź do mnie a powiem ci kim naprawdę jesteś. Możesz mieć wszystko czego zechcesz tylko mi pomórz. Obudź mnie ,uwolnij!-głos był zimny ,taki jak u tych wszystkich złych mrocznych lordów i panów w filmach.

Moja reakcja była natychmiastowa ,odsunęłam się od lewego tunelu ,czułam ,że w nim mieści się siedziba albo więzienie jakiegoś zła.

-Na prawo James.-powiedziałam.

-Jesteś pewna?

-Tak ,zaufaj mi ,w tym lewym korytarzu coś jest i wolę nie wiedzieć co.-odpowiedziałam i poszłam na prawo a chłopak ruszył za mną.

Przez resztę drogi zastanawiałam się o czym mówił ten głos z lewego tunelu. Przecież wiedziałam kim jestem ,czarownicą ,dzieckiem dwójki osób tak bardzo zajętych moim bratem i własna pracą ,że nawet mnie nie zauważają ,jestem tylko jednym z miliardów ludzi na świecie ,nikim szczególnym.

Wyszliśmy gdzieś w pobliżu Zakazanego Lasu ,widzieliśmy stąd jezioro w którym odbijał się księżyc.

Szybko wróciliśmy do zamku i pod peleryną niewidką wróciliśmy do wierzy Gryffindoru. W pokoju wspólnym już nikogo nie było ,nic dziwnego ,dochodziła północ.

-Des ,co zrobimy?-zapytał James-Pewnie nikt nie wie o tym tunelu ,może moglibyśmy nim…

-Nie chcę tam wracać.-przerwałam mu-Nie mów ,że ty nie czułeś jak tam było dziwnie ,mam wrażenie ,że tam coś jest i nie chcę wiedzieć czym to jest.

-Ja nic nie czułem ,ale wierzę ci.-powiedział chłopak-Ale musimy komuś powiedzieć ,jeżeli poważnie tam coś się dzieje nie możemy tego tak zostawić.

-Jutro o tym pomyślimy ,teraz i tak nic nam nie wyjdzie ,lepiej się wyśpijmy i później to załatwmy.- stwierdziłam.

-Dobra ,ale nie mów Yuri ,powie ,że trzeba iść z tym do nauczycieli a my nawet nie wiemy o co chodzi.-poprosił.

-Jasne.-zgodziłam się.

-To miłych snów.-powiedział Potter i poszedł do swojego dormitorium.

Ja też poszłam spać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Proszę nie winić autorki za dziwne pomysły ,to jej mózg jest spaczony xD.