sobota, 30 marca 2013

34.

Tak więc byłam dzisiaj tak znudzona sprzątaniem i tą świąteczną sztucznością ,że postanowiłam napisać nowy rozdział. Kit ,że chyba mam szlaban ,kradnę net od sąsiada ,którego nigdy na oczy nie widziałam i piszę z telefonu xD. Nie mam pojęcia co z tego wyjdzie ale co mi tam szkodzi ,dedyk w całości dla Kath ,gadaj sobie wszystko ,ja i tak uważam ,że Ty lepiej piszesz :P.

Przez chwilę byłam tak oszołomiona ,że zapomniałam o wszystkim. Stałam wpatrzona w przestrzeń ,deszcz przemoczył mi ubrania i włosy ,wiatr owiewał moją twarz a ziemia co jakiś czas lekko się trzęsła ale mnie to nie obchodziło. Nie rozumiałam tego ,jak można tak po prostu kogoś zdradzić? I z kim ona współpracowała? Sama nie dałaby rady przeprowadzić tego planu ,jaki kolwiek by on był. Poza tym po głowie chodziło mi też co innego. Udało mi się uratować świat ,razem z chłopakami i Nidafiol ,teraz wystarczyło wrócić na Olimp i jakoś ogarnąć Zeusa i Posejdona... Spojrzałam na Jamesa ,który posłał mi zmęczony uśmiech. W prawej dłoni trzymał Piorun ,on z jedną z najniebezpieczniejszych broni świata nie wydawał najlepszym połączeniem ale w tej chwili było to dla mnie całkiem normalne.
-Chodźcie ,trzeba jeszcze ogarnąć rodziców.-mruknęłam ruszając przed siebie.
Wszyscy poszli za mną bez gadania ,Ian pilnował Githany ,James szedł za nimi na wszelki wypadek ,Nidafiol trzymała się z boku a do mnie podszedł Avan.
-Eee...hej...-zaczął niepewnie.
-Hmm...?-mruknęłam lekko nieprzytomnie.
-Dziękuję...nie wiem ile bym tam jeszcze siedział gdybyś się nie pojawiła.-powiedział.
-Nie masz za co dziękować.-uśmiechnęłam się niepewnie.
-Zawsze jesteś taka cicha?-zmienił temat i delikatnie szturchnął mnie w bok.
-Nie ,normalnie jestem zupełnie inna ,po prostu jestem już zmęczona i chyba za mocno oberwałam w głowę.-odpowiedziałaam tłumiąc ziewnięcie-Przekonasz się jaka jestem nieznośna ,mieszkamy w tym samym domku.-dodałam.
-Już nie mogę się doczekać.-siedemnastolatek puścił do mnie oczko.
Dziesięć minut później dotarliśmy do wejścia na Olimp. Chciałam załatwić to jak najszybciej ,móc olać wszystko i przespać najbliższe dwa dni. Kątem oka zauważyłam ,że Nidafiol wycofała się do tyłu ,powiedziałam Avanowi ,żeby chwilę poczekali i podeszłam do niej.
-Nie mogę z wami iść.-powiedziała jakby czytała mi w myślach.
-Proszę ,możesz ,tylko ty umiesz powiedzieć o co tu mniej więcej chodziło.-odpowiedziałam.
-I tak mi nie uwierzą.-stwierdziła.
-Będą musieli ,proszę ,pomoż nam ostatni raz.
Nida zmierzyła mnie wzrokiem ale po chwili westchnęła i pokiwała głową.
-Niech ci będzie ,nie mam już nic do stracenia.-zgodziła się.
Wszyscy weszliśmy do windy ,która wystrzeliła w górę zabierając nas do siedziby bogów. Na Olimpie nie padało więc dopiero teraz poczułam jak zmarznięta byłam. Później będzie  czas na marudzenie ,teraz powinnam zająć się dokończeniem misji. Szybko dotarliśmy do sali tronowej ,w której nadal było kilku bogów i bogiń. Rozpoznałam Atenę ,Afrodytę i Herę ,facet w skrzydlatych trampkach to na pewno Hermes ,a ten w fioletowej szacie z gepardem przy tronie to chyba Dionizos ,nie byłam do końca pewna ale dziewczyna w brązowej sukience przy ognisku to chyba Hestia. Nasze pojawienie wywołało lekkie poruszenie. Nikt nie zdążył nic powiedzieć bo zagrzmiało i pojawił się Zeus a po chwili Posejdon. Przynajmniej sprowadzenie ich tu mamy z głowy.
-Widzę ,że odzyskaliście moją broń.-zaczął Zeus.
James chciał podejść do niego ale zatrzymałam go.
-Chwila ,najpierw obiecajcie ,że przestaniecie walczyć i wysłuchacie Nidafiol.-powiedziałam.
Zeus przeniół wzrok na mnie.
-Czy ty nam stawiasz warunek dziecko?-zapytał zaskoczony.
-Tak.-odpowiedziałam.
Udawałam ,że jestem spokojna ,naprawdę czułam się jakbym miała nogi z waty. Stawianie się bogom nie było najmądrzejszym posunięciem ale nie miałam wyboru  ,musiałam mieć pewność ,że nie zaczną znowu walczyć.
-Skąd mogę mieć pewność ,że mój brat mnie nie okradł?
-Nie zrobiłem tego.-warknął zirytowany Posejdon-Ale równie dobrze ty mogłeś porwać mojego syna!
-Nie porwałem go!
-Uspokójcie się obaj!-wrzasnęła na nich Hera-Czasami nie chce mi się wierzyć ,że mamy jedną matkę.-westchnęła.
-Piorun ukradła Githany...-wskazałam na dziewczynę-A Avana nie porwał Zeus.-wtrąciłam się.
-Więc kto?-Posejdon skierował to pytanie do Avana.
-Nie zaczyna się zdania od więc.-mruknęła Atena.
-Ja...nie wiem.-westchnął chłopak-Nie pamiętam co się stało...
-To też Githany.-odezwała się Nidafiol.
Wszyscy obecni skierowali wzrok na nią ,Zeus chyba chciał coś powiedzieć ale widocznie wolał nie irytować już Hery.
-Zainicjowała wszystko ,wymyśliła misję dla Avana ,wszystkich zmyliła i poszła z nim ,później go zaatakowała i zabrała do nas ,na koniec zmieniając wygląd poinformowała was i kożystając z zamieszania ukradła Piorun.-wyjaśniła.
-Nadal nie rozumiem po co to było.-odezwał się Dionizos-Niepotrzebne zamieszanie z tą całą wojną ,żyć w spokoju już nie dacie ,tylko wiecznie tworzycie problemy...-zaczął narzekać.
Czy tylko ja mam ochotę zakleić mu usta na jakiś super trwały klej? Patrząc po innych obecnych w sali nie tylko ja miałam takie myśli.
-Sama do końca nie wiem po co to ,mówiono nam jak najmniej ,znałam tylko niektóre plany ,powiedziałam już wszystko.-przerwała mu Nidafiol i dzięki jej za to.
-Potrzebujemy tyle ,szczegółów ,ile tylko się da ,jeżeli nie masz nic przeciwko uwarzam ,że powinnaś się tu zatrzymać.-stwierdziła Atena.
-Zgodzę się jeżeli przysięgniecie ,że nie jest to podstęp.-odpowiedziała Nida.
-Przysięgam za wszystkich nas ,że nie mamy wobec ciebie złych zamiarów.-odpowiedziała bogini.
Nidafiol skinęła głową na znak zgody.
-Czyli już po wszystkim?-zapytałam z nadzieją.
-Tylko zwróćcie mi Piorun a Hermes zabierze was do obozu.-odpowiedział Zeus siadając na swoim tronie.
James podszedł do niego ,oddał broń i wrócił do nas. Do sali weszło kilku cyklopów i zabrało Githany.
-Hermesie ,dopilnuj żeby trafili do obozu.-mruknął Posejdon.
Facet o elfiej twarzy ,blond włosach i w skrzydlatych trampkach podszedł do nas i gestem nakazał iść za sobą. Wyszliśmy przed pałac i zatrzymaliśmy się.
-Zamknijcie oczy.-powiedział Hermes.
Chętnie wykonałam polecenie ,poczułam się jakby otaczała mnie przyjemnie ciepła mgiełka ,która uniosła mnie w powietrze. Po chwili znowu poczułam pod stopami podłogę. Otworzyłam oczy w obozowej stołówce. Przez okna wpadały pierwsze ,pomarańczowe promienie słońca ,dochodziła chyba czwarta rano. Usłyszałam kroki na schodach. Do pomieszczenia weszła zaspana Katherina a za nią jakiś cenatur.
-Dzieciaki...-westchnęła i uśmiechnęła się ze zmęczeniem.
-Przepraszam ,że tak was budzimy...-zaczął Ian.
-Nie budzicie ,odkąd bogowie zaczęli walczyć nie dało się spać.-uspokoiła go.
-Widzę ,że sobie poradziliście.-odezwał się centaur.
-Taa...a z kim rozmawiam?-zapytałam lekko zdezorientowana-Albo dobra ,może jak się wyśpię bo teraz i tak zapomnę...-ziewnęłam.
-Yhymm...to może wrócimy do domków...?-zaproponował James przeciągając się.
-Nawet o tym nie myśl ,wyglądacie jak siedem nieszczęść ,zostajecie tutaj.-stwierdziła Katherina.
Było mi obojęne gdzie miałam spać ,chciałam tylko odpocząć więc nic nie mówiąc dałam się zaprowadzić do łóżka. Praktycznie padłam na materac i natychmiast zasnęłam wtulając się w miękką poduszkę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I to uczucie ,kiedy już chyba z samego znudzenia stwierdza się ,że nie potrafisz pisać... Nie wiem jak jest z długością bo piszę z telefonu ,jeżeli jest krótki to wybaczcie.
PS. Nie mam pomysłu na tytuł rozdziału :x.

piątek, 22 marca 2013

33. Jak rozpętałam wojnę bogów cz.2


Powracam z małym opóźnieniem ,nie wińcie mnie tylko 5 rozmów na gg ,od których nie mogłam się oderwać =P (Wika ,Kath ,Wiktoria to przez was xD). Ale za to tym razem rozdział długi jak Mur Chiński ,miałam pomysły i prawie wszystko się już wyjaśnia. Wyszło mi chyba około 8/9 stron w wordzie ,jeżeli was dzisiaj nie zanudzę to będzie cud. Jeżeli chodzi o obiecanego one-shota pojawi się jak wszystko się wyjaśni ,teraz zbieram pomysły. Więc życzę miłego czytania. Dedykacja jest jak zawsze dla wszystkich moich sióstr ,kocham was wszystkie ^^ ,no i dla wszystkich obstawiających ze mną tyły na szkolnym Harlem Shake'u ,obawiam się ,że da się mnie zauważyć. PS. Wiktoria ,kiedy w końcu idziemy na ten odwyk? Uzależnienie od książek nie daje mi żyć. xD

Dotrzeć spokojnie do Central Parku ,tak ,chciałabym ,ale zawsze wszystko musi mi wychodzić nie tak ,więc obie skończyłyśmy walcząc z chimerami na środku Manhattanu ,aż dziwne ,że nikt na to nie zwrócił uwagi. Może powinnam wyjaśnić o jakie chimery tym razem chodzi ,nie były to ani te straszne magiczne stworzenia ani ludzie podobni do Nidafiol. Tym razem były to przerośnięte gepardy i czarne wilki z wężami zamiast ogonów ,pazurami lwów ,pyskami diabłów tasmańskich ,kłami jak u tygrysów i czerwonymi oczami ,słodkie nie? Akurat jedna z nich przeskoczyła nade mną i zawarczała na mnie ukazując swoje żółte zęby. Poczułam jak elektryzują mi się włosy ,zacisnęłam mocniej palce na rękojeści miecza i zmierzyłam stworzenie wzrokiem ,jak na razie było chyba największym ,z jakim walczyłam ,ogon miał długości około metra i byłam pewna ,że po jednym ugryzieniu węża na jego końcu bym padła. W powietrzu świsnęła jego łapa a ja w ostatniej chwili uchyliłam się przed atakiem jednak pazury i tak rozdarły mi kawałek bluzki zostawiając na skórze zaczerwienione ślady ,z resztą już nie pierwsze. Chimera znowu zaatakowała i tym razem byłam za wolna ,wielka łapa uderzyła we mnie przewracając mnie na asfalt. Zdarłam sobie skórę na lewym przedramieniu i uderzyłam głową w twardą jezdnię. Nie miałam czasu na rozwodzenie się nad tym ,jak jestem obolała bo stwór przypuścił kolejny atak ,tym razem chciał odgryźć mi ramię. Szybko przetoczyłam się pomiędzy jego łapami unikając paszczy ale zapomniałam o jego ogonie więc genialnie wpadłam prosto na głowę węża ,która wściekle zasyczała i zaczęła szykować się do ataku. Nie myśląc zamachnęłam się na oślep mieczem i odcięłam łeb ,który odtoczył się kilka metrów świecąc żółtymi oczami. Chimera zawyła z bólu i obróciła się w moją stronę dziko wymachując lwimi łapami. Kiedy stanęła na tylnych łapach zadziałałam pod wpływem impulsu ,szybko stanęłam na nogach ,omijając ciosy pazurami podbiegłam do niej i wbiłam jej spiżowy miecz w miejsce ,w którym chyba powinno być serce. Stworzenie zawyło jeszcze głośniej kiedy z rany zaczęła tryskać krew ,szybko wyciągnęłam miecz i odbiegłam. Zauważyłam Nidafiol ,która akurat powaliła dwie chimery na raz ,szczerze to chyba cieszyłam się ,że przynajmniej na razie nie muszę z nią walczyć ,wszystko zależy od tego czy jest szczera. Stado chimer powoli malało ,z początkowych piętnastu zostało siedem i jeszcze żadna mnie nie zabiła ,całkiem nieźle jak na mnie. Mimo zmęczenia ,wielu zadrapań ,kilku ran ,zdartej skóry na lewym przedramieniu ,podartych ubrań i faktu ,że byłam umazana krwią i to chyba nie tylko swoją ,pobiegłam walczyć z dwoma mniejszymi chimerami o czarnej sierści. Wybiłam się w powietrze i posługując się prądami wietrznymi utrzymałam w górze. Przeleciałam nad chimerami jedną rażąc prądem ,po chwili wylądowałam na nogach i zaatakowałam drugą odcinając jej ogon. Pierwsza zdążyła się już otrząsnąć po szoku elektrycznym i teraz krążyła dookoła mnie szykując się do ataku. Po chwili skoczyła na mnie z wyciągniętymi pazurami ,udało mi się wystawić miecz ,który przebił stworzenie zanim dosięgło mnie którąkolwiek łapą. Po kolejnych jakże przyjemnych dwudziestu minutach udało nam się pozbyć ,jak na razie ,wszystkich chimer. Ukryłyśmy się w pustym zaułku ,obie byłyśmy podrapane i umazane krwią a nasze ubrania były podarte.
-Co to było?-wyjąkałam próbując złapać oddech.
-Dzieła ludzi podobnych do ciebie.-odpowiedziała z wyrzutem Nidafiol.
Tak niby mi pomagała ale nadal nie kryła niechęci do mnie ,za co ona mnie w ogóle nienawidziła?
-Nie rozumiem…-powiedziałam opierając się o ścianę.
Nidafiol popatrzyła na mnie jakby myślała ,że żartuję ale kiedy do niej dotarło ,że naprawdę nie wiem o co chodzi zdziwiła się.
-Naprawdę nie wiesz? Mówiono mi ,że wielu z was się tym chwali…-odpowiedziała wpatrując się we mnie swoimi fioletowymi oczami.
-Nie wiem nawet o czym mówisz ,czy mówisz o mnie jako o czarownicy czy półbogu…naprawdę tego nie rozumiem.-powiedziałam odwracając głowę w bok.
-O czarodziejach…naprawdę nie wiesz ,że to wy mi to-tutaj wskazała na swoje kocie uszy wystające  z gęstych włosów-zrobiliście ,i nie tylko mi…może nie bezpośrednio nam ale naszym przodkom.
Zrobiłam wielkie oczy ale po chwili w głowie coś mi się zaczęło układać. Lekcja Obrony Przed Czarną Magią ,było coś o jakimś zaklęciu…Klątwa Diabelstwa ,tak to było to…ale ona była już od dawna zakazana…była też dziedziczna ,jeżeli ktoś dotknięty tą klątwą miał dzieci przechodziło to na nie. Nikt o tym nie wspominał ,wiedziałam ,że wiele razy czarodzieje nie mieli pięknej przeszłości chociażby patrząc po nie tak dawnej wojnie z Voldemortem i byłam świadoma tego ,że jednak znaleźli by się tacy co bez mrugnięcia okiem zmieniali innych w chimery ,ale to i tak nie wyjaśniało czym były te stworzenia ,które nas zaatakowały.
-Słuchaj ,ja poważnie nie wiedziałam…my nie jesteśmy tacy ,nie większość ,naprawdę…zdarzają się tacy opętańcy jak Voldemort ale w większości…-westchnęłam cicho-w większości nie robimy takich rzeczy ,nie wiem kto ci o nas opowiadał ale przekazał ci  bardzo zniekształconą wersję.-dokończyłam.
Dziewczyna nadal się we mnie wpatrywała jakby starając się odczytać moje myśli. Dziwnie się czułam w tej sytuacji ,nigdy nie myślałam ,że ktoś może uważać wszystkich czarodziejów za złych. Tylko ,że ja nie dość ,że miałam przedstawione wszystko normalnie i widziałam wszystko sama to nie byłam ofiarą czarów.
-Nie ważne ,nie obchodzi mnie to ,nie teraz ,zawsze znajdzie się ktoś winny ,teraz pomagam tobie tylko dla tego ,że ze swoich źródeł wiem co się stanie i…sama już nie wiem ,chyba nie chcę do tego dopuścić ,nie zmienisz już tego ,kim jestem.-odpowiedziała.
-Skoro wiesz co się stanie czemu po prostu tego nie powiesz?
-Bo znam tylko ogólny zarys.
-A możesz mi chociaż powiedzieć czym były te stworzenia?
-Też chimery ,tylko stworzone z magicznych stworzeń ,czarodzieje odkryli ,że w takiej postać są mniej niebezpieczne…-wyjaśniła Nidafiol.
Zrobiłam wielkie oczy. Mniej niebezpieczne!? Ta jasne ,chyba nie musieli z nimi walczyć!
-To czym były wcześniej!?
-Z tego co wiem to jakieś Nundu i Wilkołaki…
Dobra ,wszystko jasne ,chyba też już bym wolała to coś niż wielkiego Nundu… Wzdrygnęłam się na samą myśl o spotkaniu z tym stworzeniem.
-Co teraz?-zapytałam przerywając panującą od kilku minut ciszę-Skoro nie mamy jak dotrzeć do Central Parku a już dochodzi południe…-urwałam bojąc się dokończyć.
Nidafiol otworzyła usta ,żeby coś powiedzieć ale z balkonu budynku ,o którego ścianę się opierałam spadło coś. Deszcz zielonych kulek ,które rozbiły się po uderzeniu w ziemię i uwolnił się z nich zielony ,drażniący dym. Spojrzałam na Nidafiol ,wyglądała na równie zaskoczoną co ja ,ale mogła udawać. Poczułam zawroty głowy ,jakbym trzymała się łopatek wielkiego miksera. Dla mnie było już prawie jasne co się stało. Nidafiol mnie oszukała i wprowadziła w pułapkę. Tylko dlaczego powiedziała mi o tych chimerach? Może uważała ,że i tak to nic nie zmieni bo mnie zabiją… Wszystko się rozmazało ,zawirowało i po chwili zniknęło.
***
Obudziłam się przykuta do ściany ciężkimi łańcuchami ,które wrzynały mi się w nadgarstki. Czułam się jakby zbyt długo siedziała w klasie wróżbiarstwa ,w głowie mi się lekko kręciło ,powieki miałam ociężałe ,nadal czułam drażniący dym chociaż już go nie było. Odczekałam chwilę czekając aż otępienie minie i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pierwsza uwaga ,było ciemno ,nie było okien ,jedynie drzwi w przeciwległej ścianie ,poza tym było chłodniej niż w nocy ,w parku a ja miałam tyle szczęścia ,że moje ubrania były podarte. Mam już po kolejnych trampkach ,no o ile przeżyję. Spojrzałam w bok i tu niespodzianka ,obok mnie wisiała nieprzytomna Nidafiol. Czyli ona mnie nie zdradziła? Już nic nie rozumiałam. Może to dla zmylenia mnie…nie to bez sensu ,już mnie złapali a jeżeli ona byłaby po ich stronie to jej by nie więzili. Ale w takim razie kto za tym stał? I gdzie byłyśmy? Dziewczyna lekko się poruszyła i po chwili otworzyła swoje fioletowe oczy.
-Co do cholery się dzieje!?-wykrzyczała to ,co mnie też męczyło.
-Fajnie by było gdybym wiedziała…-mruknęłam.
Nie wiem po co to zrobiłam ale szarpnęłam ręką jakby licząc na przerwanie się łańcucha ,nic z tego były za mocne.
-Nie ma co próbować ,nie przerwiesz ich.-rzuciła Nidafiol.
-Skąd wiesz?-zwróciłam głowę w jej stronę.
-Bo za tym stoi ten debil ,Thiago  ,pewnie po tym ,co się ostatnio stało podlizał się komuś i wepchał na ważniejsze miejsce.-powiedziała ostrożnie dobierając słowa.
Ona coś ukrywała ,coś się z nią stało… Nie ,to nie mój problem.
-Kto taki? I skąd wiesz ,że to on?-zapytałam.
-Zostawił swój miecz przy drzwiach ,mówiłam ,że to debil ,poza tym już z nim walczyłaś ,raz muszę stanąć po twojej stronie ,dobrze ,że ktoś go zlał i to jeszcze niedoświadczona czternastolatka.-odpowiedziała.
Coś mi się przypomniało ,ten co porwał na początku roku szkolnego Jamesa i Arona ,pewnie to o nim.
-Wiesz ,jesteś wredna ,chyba jednak mamy coś ze sobą wspólnego.-stwierdziłam.
-Ktoś ci już kiedyś mówił ,że za dużo gadasz?-zapytała Nidafiol.
-A co? Chcesz całą listę?-odgryzłam się.
-I frytki do tego poproszę.-odcięła się.
-Wybacz ,frytki się skończyły…
Nie wiem jak długo byśmy to jeszcze ciągnęły gdyby nie to ,że do pomieszczenia wszedł właśnie Thiago. Tak ,to był ten ,który porwał chłopaków ,poznałam go po odciętym przeze mnie rogu.
-Nidafiol ,miła niespodzianka.-uśmiechnął się ironicznie-I nasza kochana córeczka bogów.-rzucił mi mordercze spojrzenie a ja odwdzięczyłam się tym samym.
-Za każdym razem ,kiedy się odzywasz mam ochotę odciąć ci język.-warknęła do niego Nidafiol.
-Nie masz czym się martwić ,niedługo nie będziesz musiała mnie słuchać ,szkoda tylko ,że nie mogę się ciebie pozbyć osobiście.-odpowiedział Thiago przejeżdżając pazurem po jej szczęce.
Chwila ,to ją chcą zabić? Ciekawe co takiego się stało…? Dobra ,a co ze mną? Thiago i Nidafiol się kłócili a ja musiałam wykombinować jak stąd uciec. Może udało by mi się zniszczyć te łańcuchy ogniem ,tylko muszę to zrobić tak ,żeby Thiago nie zauważył ,ale co później? Nidafiol może mi pomóc ,poza tym mimo wszystko chyba nie powinnam jej tak zostawić ,jednak jakoś mi już pomogła…ale to oznaczało ,że jakoś będę musiała się pozbyć Thiaga. Kit z tym ,już z nim walczyłam ,coś wymyślę. Zabrali mi jeden z mieczy ,drugi na wszelki wypadek miałam ukryty we włosach jako wsuwkę. Przywołałam ogień jedynie w tych ,miejscach ,w których to było konieczne ,po kilku minutach łańcuchy się przerwały a ja bezszelestnie wylądowałam na podłodze. Thiago na razie nic nie zauważył ,chyba naprawdę był debilem. Obeszłam go i stanęłam za nim djąc znak Nidafiol żeby udawała ,że nic się nie dzieje. W jednej chwili mocno chwyciłam Thiaga za ramiona ,chłopak obejrzał się zaskoczony ale nie dałam mu czasu na reakcję ,od razu poraziłam go prądem. Po chwili puściłam go i opadł bezwładnie na betonową posadzkę. Spokojnie podeszłam do Nidafiol i uważając żeby jej nie poparzyć zniszczyłam jej łańcuchy. Dopiero teraz przyjrzałam się swoim nadgarstkom ,łańcuchy zrobiły swoje ,zostały po nich czerwone ślady i w niektórych miejscach przetarcia.
-Wiesz jak stąd wyjść?-zapytałam.
Nidafiol skinęła głową i dała mi znak ,żebym szła za nią. Korytarz ,na który się wydostałyśmy był całkowicie pusty i równie ciemny co pomieszczenie ,w którym nas trzymano.  Nidafiol zabrała ze sobą miecz Thiaga i szybko wyprowadziła mnie na zewnątrz ,dziwiło mnie to ,że wszędzie było pusto. Kiedy wydostałyśmy się na zewnątrz zobaczyłam ciemne niebo ,byłyśmy gdzieś na Manhattanie ,był już późny wieczór. Koniec ,nie zdążę już nic zrobić ,ani odnaleźć Avana ,ani Jamesa i Iana nie wspominając o piorunie Zeusa ,koniec ,można już ogłosić koniec świata.
-Jesteś niedaleko.-odezwała się Nidafiol.
-Co? Czego? Przecież już nie zdążę ,nawet jakbym nie była sama to byłby koniec.-odpowiedziałam.
-Możesz spróbować…niedaleko jest wejście na Olimp ,może jednak uda ci się przekonać bogów ,albo chociaż dadzą ci więcej czasu.-powiedziała.
-Wiesz ,chyba obie w to nie wierzymy ,ale dobra…-westchnęłam.
-Ja nie mogę tam wejść ,jeżeli wydarzy się cud i jednak ci się uda będę czekać ,pomogę…-dodała.
-Przecież…nie rozumiem tego ,po co mi pomagasz?
-Mam swoje powody ,to nie twój problem.-wzruszyła ramionami-Tam masz wejście ,powodzenia.-dodała wskazując tylne wejście do jednego z budynków.
-Nie dzięki…-mruknęłam cicho i poszłam we wskazanym kierunku.
Drzwi nie miały klamki ,genialne nie? Więc jak to otworzyć? A więc mój geniusz…dobra strzelałam ,po prostu dotknęłam drzwi a one się otworzyły. Takie małe zaskoczenie ,w środku była winda wykonana z białego marmuru i złota ,najgenialniejsze było to ,że nie było żadnych przycisków. I jak się dostać na górę? No tak ,weszłam do środka ,drzwi się zatrzasnęły i winda wystrzeliła w górę z prędkością mogącą zawstydzić wszystkie japońskie pociągi. Prawie dostałam zawału ,gdyby nie to ,że byłam gotowa spotkać się ze wszystkim to bym pewnie zeszła tu na serce. Po chwili drzwi otworzyły się. Wyszłam z windy na marmurowy chodnik. Przede mną były wielkie schody prowadzące prosto do największego pałacu jaki kiedykolwiek istniał ,był wykonany z białego marmuru ,wykonany w stylu częściowo starogreckim a częściowo starorzymskim. Pod pałacem było miasto wyglądające jakby było wyciągnięte z czasów starożytnych. Pewnie było zamieszkane ale teraz nie było widać nigdzie żadnych oznak życia ,pewnie wszyscy woleli zniknąć zanim wybuchnie wojna ,albo stanęli już po stronie jednego z bogów. Niepewnie ruszyłam w stronę pałacu ,wspinałam się po schodach mijając pomniki bogów ,Apollo ,Artemida ,Afrodyta ,Atena ,Ares… Co ja mam w ogóle powiedzieć? „Hej ,proszę nie próbujcie się zabić bo zniszczycie świat ,postaram się to odkręcić…bla bla bla” Tak ,stanę przed bogami w podartych ubraniach ,poobijana ,podrapana ,umazana krwią i rozczochrana ,genialnie. Po kilku minutach dotarłam pod wejście do pałacu ,wielkie dwudziestometrowe drzwi były otwarte. Niepewnie weszłam do środka ,wszystko było tu takie wielkie ,że czułam się jak jakaś mrówka. Szybko odnalazłam salę tronową ,chyba zebrali się tam wszyscy możliwi bogowie. W półkolu było ustawione dwanaście wielkich tronów ,pewnie dla głównych dwunastu bogów. Myślałam ,że będę musiała na siebie jakoś zwrócić na siebie uwagę ,ale ja zawsze się mylę. Kiedy stanęłam w wejściu wszyscy spojrzeli w moją stronę i rozsunęli się robiąc mi przejście do tronu stojącego na samym środku sali ,na którym siedział Zeus. Może byłoby warto wspomnieć ,że bogowie mieli tak na oko po dwadzieścia metrów ,fajnie ,że nie odziedziczyłam po nich wzrostu ,przecież wcale nie mam zaledwie metr siedemdziesiąt i to na trzycentymetrowych obcasach. Zeus spojrzał na mnie jakby oczekując ,że zaraz wyjmę jego broń albo zrobię nie wiadomo jak cudowną sztuczkę magiczną. Fajnie ,po porostu świetnie. Zauważyłam też Posejdona ,siedział na tronie obok swojego brata. Porównując ich ze sobą można by zauważyć dwie główne różnice ,pierwsza kolory oczu u Zeusa były niebieskie jak niebo a u Posejdona morskie ,druga kolory włosów bóg nieba miał je w kolorze blond a bóg mórz miał brązowe ,poza tym Posejdon miał przy sobie trójząb i wodorosty wplecione w brodę. Przeszłam niepewnie pod trony moich ojców (okej to brzmi dziwnie ale nie marudzę) spuściłam głowę i uklękłam na jedno kolano.
-Wstań dziecko.-odezwał się Zeus.
Nie kłóciłam się ,zrobiłam co kazał.
-No tak ,cześć…ogólnie wszystkim…nie wiem czy mnie kojarzycie czy nie…-wymamrotałam cicho.
-Na otchłań Tartaru!-wykrzyknęła któraś bogini-Dziecko ,co ci się stało?-kiedy wyszła na środek zrozumiałam jej reakcję.
Była niewyobrażalnie piękna ,wszystko się na niej idealnie układało ,włosy miała idealnie uczesane a jej twarz była idealna pod każdym względem. Afrodyta ,to mogła być tylko ona. No i nic dziwnego ,że tak zareagowała ,pewnie rzadko widuje swoje dzieci w takim stanie ,no to doprowadzenie Afrodyty do stanu przedzawałowego już zaliczone.
-no trochę ataków od jakichś dziwnych stworzeń ,bliskie spotkanie z pazurami ,porwanie i takie tam…-spuściłam wzrok.
-Tak nie może być…-zaczęła bogini.
-Zajmiesz się tym później ,mamy bardziej naglące sprawy.-przerwał jej Zeus ,za co otrzymał mordercze spojrzenie od bogini miłości ,która niechętnie wróciła na swoje miejsce-Więc słuchamy.-dodał przenosząc wzrok na mnie.
-Ee…no tak to może tak…echh…wiecie okey ,nie udało mi się…-wymamrotałam.
Po sali rozniosły się szmery ale ja mówiłam dalej.
-Ale wiem ,że żadne z was nie jest złodziejem ani porywaczem ,Hades jest równie niewinny…chciałam…chciałam prosić o danie mi jeszcze czasu ,przysięgam ,że wszystko się uda.-dodałam cicho-Poza tym muszę jeszcze odnaleźć Iana i Jamesa…
Taa ,naiwne ale co ja mogłam?
-Porwałeś mojego drugiego syna!?-ryknął Posejdon na Zeusa.
-To ty porwałeś mojego i wykradłeś mi broń!-odpowiedział tym samym Zeus.
I zaczęła się kłótnia ,tak w większości nie słuchałam ,próbowałam przerwać ale nic z tego nie wyszło. W końcu temat zszedł na „kogo matka Rea kochała bardziej” no poważnie? Kurde ,nie no całkiem normalna rodzina nie? Dopiero Atena i Hera rozdzieliły obu bogów i chyba równo ich opieprzyły. No i znowu pojawiło się słynne „ale” właśnie dzięki mnie i mojemu geniuszowi bogowie wypowiedzieli sobie wojnę. No to w dzisiejszym programie mamy koniec świata. Ledwie się zorientowałam co się dzieje. Bogowie zaczęli znikać ,Zeus i Posejdon już dawno zajęli się przygotowaniami do walki a ja stałam nadal jak słup na środku sali.
-Chodź.-usłyszałam Atenę ,teraz była normalnego wzrostu.
Bogini pociągnęła mnie w stronę wyjścia z Olimpu.
-Możesz jeszcze to uratować. Nie mogę ci pomóc ,wiem jedynie ,że musisz szukać w Central Parku.-powiedziała prowadząc mnie do windy-Kiedy odnajdziesz wszystkich i odzyskasz piorun wróć do sali tronowej…-dodała.
Wbiegłam do windy i zjechałam z powrotem do Nowego Jorku. Nad miastem było słychać już pierwsze grzmoty i gdzieś z daleka szum wody. Niedobrze ,miałam bardzo mało czasu ,musiałam zdążyć chociażby przed całkowitym zniszczeniem miasta… Drzwi windy same się otworzyły ,wybiegłam na zewnątrz jak najszybciej. Pierwsze z czym się zetknęłam to nienaturalnie silny wiatr. Podbiegłam do Nidafiol stojącej pod ścianą ,tak ,żeby unikać wiatru.
-Zgaduję ,że się nie udało.-powiedziała próbując przekrzyczeć wiatr.
-Tak jakby…Atena powiedziała ,że możemy mieć jeszcze szanse ,muszę znaleźć chłopaków i piorun.-odpowiedziałam.
-Oni w kilka godzin zniszczą miasto!-wrzasnęła.
-Więc musimy się pośpieszyć ,wolę jedno zniszczone miasto od końca świata! Jeżeli możesz mi pomóc to zrób to!
Nidafiol tylko skinęła głową i zaczęła mnie prowadzić w stronę Central Parku ,nie ułatwiał nam tego wiatr i trzęsąca się co jakiś czas ziemia. Czemu to akurat bogowie nieba i morza i trzęsień ziemi musieli się pokłócić!? Ciężko było o kogoś mniej niebezpiecznego!? Na jednej z witryn sklepowych udało mi się dojrzeć godzinę ,było trochę przed północą. Po około dwudziestu minutach udało nam się dotrzeć do parku. Kiedy Nidafiol się zatrzymała ziemia zatrzęsła się tak mocno ,że przewróciłyśmy się na trawę. Po całej okolicy przetoczył się grzmot ,na niebie pojawiła się wielka błyskawica ,a za nią kolejne ,deszcz zaczął padać tak mocno ,że uderzenia kropli były jak uderzenia małych kamyków spadających z kilkunastu metrów. Ziemia zatrzęsła się znowu i zaczęła pękać. Czy ja zobaczyłam błysk łusek? Sama już nie wiedziałam. Nie byłam do końca pewna czy to na pewno Posejdon powoduje te wstrząsy. Może gdybym nie wspomniała o zaginięciu Jamesa i Iana nie byłoby tego ,może wtedy dali by mi jeszcze chociażby jeden dzień? Czemu ja musiałam to powiedzieć!? Jestem tak strasznie głupia! Tak więc oto ja ,geniusz wszechczasów ,wywołałam wojnę bogów ,może dostanę Nobla? Dziwiło mnie ,że nigdzie nie widać śmiertelników ,żadnych służb ,ani ludzi ,jakby wszyscy zniknęli. Usłyszałam czyjeś wrzaski ,a może to wiatr? Były coraz głośniejsze aż w końcu z krzaków wypadły trzy postacie. Chociaż ciężko mi było uwierzyć w chociaż takie szczęście to dwiema z nich byli Ian i James. Trzecią osobą była z pewnością dziewczyna ale nie widziałam jej twarzy ponieważ miała kaptur i maskę szakala.
-James ,Ian!-wyrwało mi się.
Obaj w tym samym momencie obejrzeli się na mnie ,nie wyglądali lepiej ode mnie ,też  byli umazani krwią ,ich ubrania były w podobnym stanie ,co moje i wyglądali na wykończonych.
-Des!-zawołali z ulgą.
Przeniosłam wzrok na trzecią postać. Była z pewnością dziewczyną ,miała czarny płaszcz z kapturem spinany na coś podobnego do zęba wilka lub szakala ,na twarzy miała maskę szakala ,udało mi się zauważyć kosmyk czarnych włosów ,była ubrana na czarno a w ręce trzymała sztylet wyglądający na robotę Egipcjan. Wydawała mi się znajoma…
-Co jest!?-ja i James zadaliśmy to pytanie praktycznie w tym samym momencie tylko ,że on patrzył na Nidafiol a ja na tą dziewczynę.
-Ona może nam pomóc.-odpowiedziałam-A teraz wy.
-Ona nas porwała i próbowała gdzieś zaciągnąć ,poza tym nic nie mówi i chyba jest po stronie tych złych.-wyjaśnił James.
W tym momencie dziewczyna mnie zaatakowała. Szybko zablokowałam jej sztylet mieczem ,który ukrywałam we włosach i odepchnęłam ją. Była bardzo zwinna ,szybko złapała równowagę i znowu zaatakowała ale tym razem wyciągnęła ukrywany wcześniej drugi sztylet. Zaczęłyśmy szybko wymieniać ciosy i robić uniki. Ziemia się trzęsła a burza szalała nad całym miastem ,usłyszałam jak gdzieś przewraca się drzewo. Dopiero po chwili zorientowałam się ,że pęknięcie w ziemi robi się coraz większe za każdym razem kiedy uderzałam w przeciwniczkę. Dopiero po chwili usłyszałam Nidafiol.
-Nie rób tego ,oni tego chcą!
Uchyliłam się przed kolejnym ciosem i odskoczyłam.
-To co teraz?-zapytałam próbując złapać oddech.
-Wiem gdzie może być chłopak ,nie wiem co z piorunem ,chodź za mną a niech twoi kumple zajmą się tą tu ,oni nie pogorszą sytuacji ,jeżeli ty będziesz z nią walczyć będzie nieciekawie.-odpowiedziała dziewczyna.
James i Ian pokiwali głowami na znak ,że rozumieją.
-Wrócę z twoim bratem.-obiecałam Ianowi-I obaj nie dajcie się zabić!-dodałam odbiegając.
Nidafiol zaprowadziła mnie w mniej uczęszczaną część parku pod jakiś pomnik ,nie przyjrzałam się mu ,od razu wprowadziła mnie do tunelu ,do którego wejście było ukryte w pomniku. Tym razem też było tu pusto ale tym razem korytarz był bardziej kręty ,często trafiały się rozwidlenia i skrzyżowania. Nidafiol prowadziła mnie bez zastanowienia ,jakby znała drogę na pamięć. W końcu dotarłyśmy do miejsca w którym zaczęły pojawiać się drzwi do pomieszczeń ,których przeznaczenie ciężko było określić. Coś mi się przypomniało ,w moich snach pojawiało się podobne miejsce ,kiedy Nidafiol otworzyła jedne z drzwi ja sobie uświadomiłam ,że sama wiedziałam ,że należy je otworzyć. Weszłyśmy do środka. Na podłodze siedział czarnowłosy siedemnastolatek ,oczy miał koloru morskiego ,wyglądał jakby był tu od dłuższego czasu i nie dostawał odpowiedniej ilości jedzenia ,miał też kilka płytkich ran ale ogólnie rzecz biorąc chyba nie było z nim najgorzej. Kiedy nas zobaczył podniósł się na nogi i spojrzał na nas nieufnie. Mi przyjrzał się dokładniej ,no bo zawsze jak poznaję nowych ludzi muszę wyglądać okropnie nie? Dobra to chyba cześć mózgu stworzona mi przez Afrodytę się odzywa.
-Kim jesteście?-zapytał.
-Moje imię nie jest dla ciebie ważne ,tylko ratuję twój tyłek.-rzuciła Nidafiol.
Spojrzał jej w oczy i zmarszczył brwi.
-Jesteś jedną z nich…czemu miałabyś mi pomagać ,chyba to działa na odwrót ,chcecie mnie zamęczyć.-odpowiedział.
-Jestem inna ,bynajmniej od jakiegoś czasu ,jak mi nie ufasz ,zaufaj jej.-powiedziała wskazując na mnie.
Chłopak znowu przyjrzał się mi a ja jemu. Widziałam go ,w snach ,zawsze on się pojawiał…
-Widziałem cię…we śnie.-powiedział.
Zaskoczył mnie. Nie tylko ja mam takie przypadki? Dobrze wiedzieć ,że nie wariuję.
-Wzajemnie…-odpowiedziałam.
-Jak się nazywasz i kim jesteś?-zapytał ale nie tak szorstko jak Nidafiol raczej…przyjaźnie.
-Destiny…a moim rodzice zaraz rozwalą świat…to znaczy…echh ,trudno jest być dzieckiem bogów…-wyjaśniłam niepewnie-A ty?
-Avan…syn Posejdona.-trzy słowa wystarczyły ,żebym odzyskała jaką kolwiek nadzieję na uratowanie świata.
-Więc po ciebie tu jestem ,twój brat razem z moim przyjacielem mają na górze małe problemy…poza tym twój…nasz ojciec tłucze się z moim ojcem o ciebie…i…echh ,jak to przeżyję będę musiała w końcu to poukładać…-westchnęłam.
-Ian też tu jest?-zdziwił się Avan.
-Tak ,chcesz się z nim zobaczyć to chodź ,mamy jeszcze wojnę bogów na głowie…-wtrąciła Nidafiol.
Wyszliśmy na korytarz ale tu czekała na nas niespodzianka. Pojawiły się inne chimery ,tym razem bardziej ludzkie ,ale widziałam wszędzie zwierzęce łapy ,rogi ,uszy ,ogony i skrzydła. Zaczęli nas otaczać wyciągając czarne miecze.
-Zatrzymam ich ,zrobiła swoje już wam się nie przydam.-powiedziała Nidafiol wyciągając mieć ukradziony Thiagowi.
-Chyba żartujesz ,poradzimy sobie ,jak zostaniesz sama mogą cię załatwić.-odpowiedziałam.
-Jak zostaniecie was też zabiją.-warknęła.
-Nie ,ona ma rację ,zostajemy.-wtrącił Avan-Macie jakąś dodatkową broń?
Wyciągnęłam z kieszeni podartych spodni srebrną szpilkę ,która wróciła tam kilka minut wcześniej i podałam ją chłopakowi.
-Dzięki.-powiedział kiedy w jego ręce zmieniła się w miecz.
-Nie ma za co.-odpowiedziałam wyciągając drugą broń.
Chimery zaatakowały ,było ich dziesięć razy więcej więc mogliśmy się jedynie bronić. Nidafiol i Avanowi czasami udało się którąś ogłuszyć ,ja też się starałam ale byłam gorzej przeszkolona niż oni. Na szczęście tym razem miecze nie były zatrute bo kilka razy mnie trafiono ale były to tylko małe ranki ,a więcej bezoaru bym nie przełknęła. Dopiero po pięciu minutach uświadomiłam sobie o beznadziejności sytuacji ,zaraz nas wybiją. Tylko czemu Avan zgodził się ze mną? To było widoczne gołym okiem ,że nie wygramy a on jednak został. Może wiedział coś ,czego ja nie wiedziałam?
-Czekajcie.-powiedział do mnie i Nidafiol wycofując się pod ścianę i osłaniając nas ramionami-Tylko chwilę…
-Co…?-zaczęłam ale przerwało mi coś.
Po podłodze potoczyła się czerwona kula wielkości piłki do tenisa ,wybuchła z głośnym hukiem uwalniając czerwony dym ,który na szczęście nas nie dosięgnął. Chimery zaczęły padać jedna po drugiej aż w końcu została tylko jedna ,czarnowłosy chłopak o fioletowych oczach ,gepardzich uszach i gadzim ogonie.
-Lascorn!-Nidafiol zrobiła wielkie oczy.
-Ciebie też miło widzieć siostro.-odpowiedział chłopak.
Teraz to ja zrobiłam wielkie oczy.
-Co ty…?-zaczęła Nidafiol.
-Pomagam ci ,nie dziw się tak Nida ,bywam tępy ale się uczę ,a teraz uciekajcie ,nie wiedzą ,że to ja ,powiem ,że to ta mała-wskazał na mnie-Ich zaczarowała ,będą skołowani ,uwierzą.
Tak ,mam dwudziestometrowych rodziców i jestem mała ,świecie wypominaj mi to!
-Dzięki.-powiedziałam.
Lascorn niepewnie się uśmiechnął.
-Tylko nikomu ani słowa ,popsujecie moją reputację błazna.-odpowiedział.
-Chodźcie.-wtrącił Avan i skinął Lascornowi głową.
We trójkę pobiegliśmy do wyjścia w Central Parku.
~James~
Walczyliśmy z tą dziewczyną już całe piętnaście minut ,Des i tej drugiej nie było już od około dwunastu minut. Pogoda cały czas szalała ,ziemia się trzęsła.
-James ,od góry!-krzyknął Ian.
Uchyliłem się akurat kiedy przeleciała nade mną próbując dosięgnąć mnie sztyletem. Nie wiem czy nazwać to szczęściem ale kiedy wylądowała ziemia się zatrzęsła i przewróciła się dokładnie przede mną. Broń wypadła jej z rąk. Wykorzystałem szansę i przygwoździłem ją do ziemi. Jedną ręką ściągnąłem jej z twarzy maskę i kaptur. Zatkało mnie ,to była ta z domku Anubisa ,która gadała z Des przed naszym wyjazdem ,nie pamiętałem imienia ale twarz już tak. Cały czas nas wrabiała i nikt o tym nie wiedział! Dobiegł do mnie Ian i zrobił wielkie oczy.
-Githany!?-zawołał.
Dziewczyna spojrzała na niego z mieszaniną złości i żalu ,jakby chciała równocześnie powiedzieć „przepraszam” i „nienawidzę cię”. Nic nie powiedziała. Tym co przykuło moją uwagę było błyszczące coś przypięte do jej paska.
-Przytrzymaj ją.-poprosiłem Iana biorąc to coś do ręki.
Chłopak złapał Githany za ramiona a ja wstałem i obejrzałem to coś. Miałem wrażenie ,że jest w tym jakaś wielka moc. Miało kształt strzały albo włóczni ,coś pomiędzy tym ,a tym ,w całości było wykonane z niebiańskiego spiżu a kiedy obróciłem to w dłoni wydłużyło się i przebiegła przez to elektryczność.
-Piorun…-wyszeptał Ian unosząc głowę.
-Chyba jesteśmy uratowani.-dodałem.
Między drzewami coś zaszeleściło i dołączyły do nas Des i ta druga a za nimi czarnowłosy ,starszy od nas chłopak.
-Avan!-zawołał Ian.
-Młody!-odpowiedział ten drugi.
Spojrzałem na Des ,uśmiechnęła się do mnie ze zmęczeniem. Uniosłem lekko rękę i też się uśmiechnąłem.
-Jakim…jak…?-wyjąkała.
-Lepiej zobacz kto go miał.-odpowiedziałem.
Podeszła bliżej a jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
~Destiny~
Nie mogłam uwierzyć ,Githany…ona za tym stała ,ona nas wrabiała. Teraz rozumiałam czemu Nida mówiła ,że wisiorek jest niebezpieczny. Mimo ,że znałam ją niecały dzień poczułam się zdradzona. Były też oczywiście plusy ,znaleźliśmy i Avana i Piorun ,może jednak koniec świata jest odwołany…znowu. Teraz wystarczy dotrzeć na Olimp i jakoś ogarnąć moich prze genialnych rodziców.  
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to pomyślałam "a urwę tutaj ,jak mnie zabijecie to trudno" =P Wszystkim ,którzy przeczytali całe gratuluję i ślicznie proszę o komentarz. Mam nadzieję ,że nie wyszło aż tak źle ,jak mi się wydaje. 

sobota, 16 marca 2013

32. Jak rozpętałam wojnę bogów cz.1


No i znowu szybko ,wszystko dzięki Katherine ,dzięki tobie mam jeszcze więcej weny niż wcześniej ,wielkie dzięki i zdrowiej szybko ,pierwszy dedyk jest dla Ciebie ,nawet nie wiesz ilu simów umarło z Twojego powodu ,cieszy się moja sadystyczna dusza. Kolejny dedyk jest dla Emi ,w końcu powróciłaś z martwych ,nie wiesz jak się cieszę z Twojego powrotu. Trzeci dedyk jest dla kogoś ,o kim jeszcze tutaj nie wspominałam ,dla Chels ,która też niedawno powróciła na gg i znowu dodała mi energii do pisania =D. Czwarty dedyk jest dla Wiki ,ty mały spamiarzu ,wiem ,że tak chcesz one-shota ,że sama nabiłaś te 2000 wejść ale i tak jesteś moją sis i będę cię męczyć ^^. Piąty dedyk dla Wiktorii ,za Twoje komentarze ,tak jak wszyscy podnosisz mnie na duchu ale zawsze piszesz je w taki sposób ,że uśmiecham się do ekranu jak Niall kiedy widzi jedzenie <3. To chyba już wszyscy na dzisiaj ,kolejność nie ma znaczenia ,kocham was wszystkie tak samo.  

Jak wygląda koniec świata? Nie wiem ,tego nikt nie wie ,ale to co się teraz działo chyba było na dobrej drodze do uzyskania nazwy apokalipsa. Jakim cudem nikt jeszcze nic nie zauważył? Okey ,śmiertelnicy nie widzą wszystkiego ale jak można przeoczyć burzę ,trzęsienia ziemi i wichurę? Jak można nie słyszeć piorunów i trzasku pękającej ziemi? W głowie miałam teraz więcej pytań niż odpowiedzi. Po pierwsze ,czemu mnie jako jedynej nie chcą zabić? Po drugie ,o co tu w ogóle chodzi? Po trzecie ,jak do tego doszło?
Może zacznę od początku ,czyli od tego jak rozpoczęłam wojnę bogów…
~Dzień wcześniej~
Kiedy w końcu wydostaliśmy się z Hadesu było już po północy trzydziestego pierwszego lipca. Nie zostało nam za wiele czasu. No i oczywiście niespodzianka ,Tantanos oczywiście pomógł nam zawęzić obszar poszukiwań…do kilku dzielnic Nowego Jorku. Czemu? Bo jak to powiedział „Chłopakowi bezpośrednio nie grozi śmierć więc nie mogę go dokładnie odszukać.”  Wielki mi bóg śmierci ,podobno oni mają niesamowite moce a jednego chłopaka nie może znaleźć phi… No ale lepsze to niż nic ,powinnam przestać marudzić mogło być gorzej. Taaa ,plątanie się nocą po Nowym Jorku ,bo przecież to takie spokojne małe miasteczko nie? Dziękuję ci Śmierci za skuteczność ,przecież nic nie możesz zrobić… Powiedział tyle ,że powinniśmy szukać pod ziemią ,tylko do cholery jasnej gdzie!? Już od kilku godzin plątałam się po mieście gotowa przywalić każdemu ,kto podejdzie ,już raz prawie przecięłam jakiegoś dresa na pół. Achh te uroki szwendania się po mieście o trzeciej nad ranem. Niedługo miałam się spotkać z chłopakami w Central Parku ,wyjdzie na to ,że nic nie znalazłam ,jeżeli oni też na nic nie wpadli wyjdzie na to ,że stoimy w miejscu. Obeszłam już całą dzielnicę i nic ,nogi mnie bolały jak jeszcze nigdy a moje trampki były bliskie zakończenia swojego żywota. Wróciłam do parku na umówione miejsce jako pierwsza. Cicho westchnęłam i rozłożyłam się na miękkiej i przyjemnie chłodnej trawie. Noc była dość ciepła ,w drzewach szumiał lekki wiatr a na niebie świecił księżyc ,który teraz przypominał rogal. Westchnęłam cicho ,zaczynałam być głodna ,w Podziemiu nic nie jadłam bo wiedziałam ,że jeżeli coś się tam zje zostanie się tam na zawsze ,a teraz nie było zbyt wiele czasu na znalezienie jakiegoś sklepu żeby kupić coś do jedzenia. W krzakach coś zaszeleściło więc uniosłam się na łokciach i spojrzałam w tamtą stronę.
-James to ty?-odezwałam się ale nikt mi nie odpowiedział-Ian? Chłopaki ,nie wydurniajcie się!-zawołałam.
Nikt nie odpowiedział. Zacisnęłam dłonie na srebrnej szpilce do włosów ,która po chwili zmieniła się w miecz. Mdły zielonkawo-niebieski blask lekko oświetlił małą przestrzeń dookoła mnie. Znowu w krzakach zaszeleściło ,poczułam przy szyi szarpnięcie ,jakby coś chciało mnie pociągnąć w stronę ,z której dochodziły dźwięki.
-Des ,jesteś?
Prawie dostałam zawału kiedy usłyszałam szept ,obróciłam się gotowa zaatakować i…prawie przywaliłam Jamesowi ,gdyby nie to ,że chłopak szybko złapał mnie za nadgarstki unieruchamiając mi ręce przy okazji rozbrajając mnie z miecza.
-Hej ,spokojnie.-szepnął patrząc mi prosto.
-James idioto ,do cholery jasnej ,wystraszyłeś mnie!-zawołałam uderzając go lekko w klatkę piersiową.
-Oj Des ,Des.-uśmiechną się do mnie.
-No co? Wiesz ,czasami jesteś nieznośny.
-Słodka jesteś jak się tak złościsz.-zaśmiał się.
-Tylko nie przesadzaj z tą słodkością bo cukrzycy dostaniesz.-pokazałam mu język.
-Pff ,jak dostanę to przez ciebie.-odparował.
Chwila ,czy on właśnie do mnie zarywa? Nie ,my chyba powinniśmy się przespać bo gadamy większe głupoty niż normalnie. Poczułam ,że lekko się czerwienię ,ale było na tyle ciemno ,że nie dało się tego zauważyć.
-Dobra ,znalazłeś się ty a co z Ianem?-szybko zmieniłam temat.
James mnie puścił i podał mi mój miecz.
-Nie wiem ,nie widziałem go po drodze ,nie odzywał się…-westchnął
 Pięknie ,nie dość ,że nie wiedzieliśmy co robić i kończył nam się czas to jeszcze jedno z nas chyba zaginęło. Jeżeli do jutra nie wybuchnie wojna bogów to będzie chyba cud.
-Może niedługo przyjdzie.-westchnęłam z nadzieją i usiadłam na trawie-Znalazłeś coś?-zapytałam po chwili.
-Nic poza jednym zbzikowanym kotem.-mruknął Potter siadając obok mnie.
Czekaliśmy dwie godziny ale nic się nie wydarzyło ,jak na przeddzień wojny bogów było dziwnie spokojnie ale ten spokój nie udzielał się mi. Byłam już zmęczona tą sytuacją ,miałam powstrzymać tą wojnę a jedyne co mogłam teraz zrobić to siedzieć w parku obok Jamesa i czekać na cud. Kiedy w końcu po czwartej rano zaczęło się pokazywać słońce byłam już prawie w stu procentach pewna ,że nawaliliśmy. Gdybym tylko umiała znaleźć drogę…
-Cholera ,ale ja jestem głupia!-zawołałam kiedy mnie oświeciło.
-Co? Wcale nie jesteś…-James zaczął coś gadać ale nie słuchałam go.
Szybko ściągnęłam z siebie skórzaną kurtkę ,co z tego ,że ściągnęłam ją przez głowę ,nie miałam czasu na rozpinanie zamka. Zrobiło mi się trochę chłodniej ale zaczęłam wyciągać spod bluzki wisiorek ,który dostałam w dzień wyjazdu od Githany.  „Wskaże wam drogę jeżeli będzie trzeba ,wystarczy poprosić.”  Oby zadziałało ,proszę ,proszę ,proszę…
-Des ,co to jest?-zapytał James.
-Zobaczysz.-odpowiedziałam zdejmując wisiorek z szyi i zaciskając go w dłoni.
Proszę ,pokaż mi gdzie mamy szukać ,skupiłam się na tej myśli. Poczułam jak wisiorek wyrywa mi się z dłoni ,puściłam go a on uniósł się w powietrzu. James zrobił wielkie oczy ale nic nie powiedział ,ostatnio zdarzały się nam już dziwniejsze rzeczy.
-Chodź.-rzuciłam do niego kiedy wisiorek poszybował w stronę miasta.
~pół godziny później~
Wisiorek cały czas nas prowadził przez miasto ,na szczęście było dość wcześnie więc nie musieliśmy się martwić śmiertelnikami ,jeżeli już jakiegoś mijaliśmy to i tak nic nie zauważał. W końcu dotarliśmy do ślepego zaułka ,tutaj wisiorek zawisł w powietrzu. Zatrzymałam się czekając aż James do mnie dołączy ,ale nie dołączał ,czekałam chyba dziesięć minut ale on się nie pojawiał.
-James ,nie rób sobie żartów!-zawołałam z niepewnością w głosie.
A co jeżeli naprawdę zniknął? Tak jak Ian ,dzisiaj chyba zacznie się koniec świata a wszystko przez moją nieporadność. Usłyszałam ,że ktoś zeskoczył z dachu i wylądował za moimi plecami.
-On nie robi tego dla żartów.-usłyszałam chłodny głos ,wydawał się znajomy.
Obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i stanęłam twarzą w twarz z Nidafiol. Akurat zauważyłam jak jej skrzydła znikają ,wyglądałaby normalnie ,gdyby nie te oczy i widoczne ślady walki z kimś ,no i gdyby nie czarny miecz przytwierdzony do paska przy podartych spodniach. Na jej policzku widziałam świeże rozcięcie ,włosy miała lekko potargane ,była podrapana i ogólnie nie wyglądała najlepiej. Przez chwilę byłam zaskoczona ale po chwili przypomniało mi się nasze ostatnie spotkanie ,w święta w lesie koło Nory. Szybko chwyciłam za miecz ale jednak coś mnie powstrzymało. Skąd ona wie ,że James się nie wydurnia?
-Co z nim zrobiłaś?-warknęłam szykując się do ataku.
-Ja nic ,nie masz czego się bać ,nie zaatakuję cię.-powiedziała opierając się o ścianę jakiegoś budynku.
-Ostatnim razem próbowałaś mnie zabić.-odpowiedziałam nie opuszczając broni.
-Ostatnim razem wszystko było inaczej ,uwierz mi ,trzy dni temu nie powiedziałabym ,że będę w takim położeniu ,wiem ,nie ufasz mi ,ale jeżeli chcesz jeszcze wygrać i uratować przyjaciół musisz ze mną współpracować ,mogę ci pomóc.
Zamrugałam kilka razy. Może kłamać ,to może być pułapka ,ale czy mam wybór? Nie wiem co się dzieje z Jamesem i Ianem ,a jeżeli nic nie zrobię kiedy dzisiaj wieczorem zmieni się data zacznie się koniec świata. To była sytuacja bez wyjścia ,poza tym ten wisiorek ,może sprowadził mnie tu do niej ,może to ona ma mi pomóc a on o tym wiedział. Mówię o magicznym wisiorku jak o żywej osobie ,dobrze ,że w Hogwarcie nie zadają wypracowań na temat „co robiłeś w wakacje?” to nawet w szkole czarodziejów by nie przeszło. A wracając do spraw teraźniejszych ,do cholery powinnam myśleć co zrobić bo nie doczekam nowego roku w Hogwarcie! Tak ,nie mam żadnego wyboru ,muszę zaufać osobie ,która chciała mnie zabić.
-Nie masz wyboru ,chcesz ratować sytuację ,czy będziesz mieć dziecinną nadzieję ,że bogowie się dogadają?-zapytała mnie-Pamiętaj ,to nie jest bajka ,nie będzie zakończenia „i żyli długo i szczęśliwie”.-dodała.
-Jeżeli możesz coś zrobić to zrób ,jeżeli kłamiesz będziesz pierwszą ofiarą tej wojny.-odpowiedziałam chowając miecz.
-Po pierwsze zostaw wisiorek ,zadziałał ale jest jednym z zagrożeń ,nie pytaj i chodź za mną.-powiedziała ruszając w stronę Central Parku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to zamordujcie mnie za przerwanie ,teraz rozdziały będą pojawiały się szybciej bo mam już wszystko mniej więcej rozplanowane ,niedługo kolejna część wyjaśnień ,tak w końcu zacznę wyjaśniać ,święto co? =D Tak dzisiaj dzieją się cuda ,nie tylko ze mną. Ale to ,że niedługo wszystko wyjaśnię nie znaczy ,że kończę opowiadanie ,przecież obiecałam coś Kath i słowa dotrzymam ,nie bój się kochana ^^. Zbieram już pomysły na dalsze problemy dla Des ,ona ze mną nie będzie miała łatwo xD. Więc do nn ,które pojawi się pewnie już za 2/3 dni o ile nie zawalą mnie czymś w szkole ,trzymajcie się czarodzieje ,półbogowie i śmiertelnicy.     

środa, 13 marca 2013

31. Wspomnienia


I już nn ,jakoś szybko no ale miałam wenę. Wybaczcie mi jeżeli napisałam coś dziwnego ,miałam dzisiaj bliskie spotkanie z gaśnicą ,podłogą ,piłką i już sama nie wiem czym jeszcze ,cieszę się ,że przeżyłam cały dzień xD. Dedykacja dla Katherine ,Wiki ,Wiktorii i Rexi ,miłego czytania ,jak dobijecie do końca tygodnia do 2000 wejść dodatkowo napiszę One-Shota.  

Spacerowałam po Pokątnej już od kilku minut ,mgła była tak gęsta ,że ledwie widziałam swoje buty. Sama nie mogłam uwierzyć ,że to się dzieje ,że świat nie jest taki szary jak mi się wydawało. W pierwszej chwili po otrzymaniu listu z Hogwartu i po wyjaśnieniach profesor McGonagall ,która osobiście pojawiła się u mnie w domu żeby mi przekazać list po prostu nie uwierzyłam ,że to jest prawda. Wydawało mi się to tak strasznie nierealne ,całe swoje życie spędziłam słysząc od rodziców ,że nic nie osiągnę bo się nie staram co z resztą było nieprawdą a tu nagle dowiadywałam się ,że nie dość ,że świat nie jest taki nudny jakim mi się zawsze wydawał to jeszcze posiadam moc jakiej nikt w mojej rodzinie nie ma. Od tego czasu czułam się jakbym wypiła za dużo napoju energetycznego ,roznosiła mnie energia ,przez pierwszy tydzień prawie wcale nie chciało mi się spać ,całe noce spędzałam wyobrażając sobie jak to będzie kiedy już rok szkolny się zacznie. I w końcu za parę dni się dowiem! Pierwszy raz tak się cieszyłam na początek roku szkolnego. Bum! Wpadłam na kogoś i przewróciłam się na chodnik. Torba ześlizgnęła mi się z ramienia i wypadła z niej lista zakupów do szkoły.
-Kurczę ,przepraszam ,powinienem patrzeć gdzie idę.-usłyszałam chłopięcy głos-Nic ci się nie stało?-zapytał.
Uniosłam głowę i zobaczyłam dłoń wyciągniętą w moją stronę. Chętnie przyjęłam pomoc i po chwili stałam już na nogach. Okazało się ,że „ktosiek” na którego wpadłam ma czarne włosy ,brązowe oczy i jest niewiele wyższy ode mnie.
-Nic mi nie jest ,to ja przepraszam ,powinnam bardziej uważać.-powiedziałam podnosząc z chodnika torbę.
Akurat zawiał wiatr i porwał moją listę zakupów nad moją głowę. Podskoczyłam wyciągając w górę dłoń i złapałam kartkę.
-Też idziesz w tym roku do Hogwartu?-zapytał nieśmiało chłopak.
-Eee…no tak…to znaczy ja…-zająknęłam się-Ja jestem w tym nowa ,dostałam list parę tygodni temu…-wymamrotałam.
-To może przyda ci się pomoc?-zaproponował czarnowłosy uśmiechając się do mnie.
-Zawsze pomagasz nieznajomym?-uniosłam jedną brew.
-Nie zawsze ,poza tym jestem James ,przedstaw się a nie będziesz nieznajomą.-mrugnął do mnie i podał mi dłoń.
-Destiny ,miło mi.-opowiedziałam nieśmiało.
***
Peron 9 i ¾ był zatłoczony uczniami i ich rodzicami ,wszędzie było słychać pohukiwanie sów ,skrzypienie kółek od wózków bagażowych a widok zasnuwała gęsta mgła zmieszana z dymem z komina czerwonej lokomotywy ekspresu Londyn-Hogwart. Mnie rodzice tylko odprowadzili na peron i już ich nie było ,typowe dla nich ,ale nie bardzo mnie to obchodziło. Może uda mi się go spotkać? Spotkaliśmy się tylko raz ,wtedy na Pokątnej ale polubiłam go ,chyba był tak samo postrzelony jak ja ,poza tym fajnie by było kogoś znać. Rozejrzałam się szukając czarnowłosego jedenastolatka ale nikogo podobnego do Jamesa ni zauważyłam. Cicho westchnęłam z rezygnacji i ruszyłam w stronę pociągu. Byłam już w połowie drogi kiedy usłyszałam ,że ktoś mnie woła ,szybko się odwróciłam przy okazji psując sobie grzywkę.
-Poczekaj!-zawołał do mnie  czarnowłosy chłopak wbiegając na peron.
Od razu się uśmiechnęłam. A jednak nie będę taka samotna. Za Jamesem pojawił się wysoki mężczyzna o czarnych włosach z blizną w kształcie błyskawicy na czole i okrągłych okularach na nosie ,obok niego szła rudowłosa kobieta ,na kufrze popychanym przez nich siedziało dwoje dzieci ,czarnowłosy chłopiec i rudowłosa dziewczynka ,widząc podobieństwo między nimi a Jamesem doszłam do wniosku ,że to jego rodzina.
-Hej.-przywitał mnie James uśmiechając się rozbrajająco.
-Cześć.-odpowiedziałam i też się uśmiechnęłam.
Rodzina Jamesa doszła do nas a ja niepewnie się do nich uśmiechnęłam ,dziwnie się czułam będąc powodem tego małego zamieszania.
-Jesteś sama?-zdziwił się czarnowłosy.
-Tak jakoś wyszło.-wzruszyłam ramionami.
Niepewnie popatrzyłam na rodziców chłopaka ,z resztą nie tylko ja na nich spoglądałam ,co jakiś czas kilku czarodziejów spoglądało na tatę Jamesa ,tylko ,że nie rozumiałam czemu.
-No to poznaj moich rodziców ,jeżeli nie masz pojęcia czemu tata budzi takie zainteresowanie to nie martw się ,niedługo się dowiesz ,ten kurdupel na moim kufrze to Albus a ten mały ,cichy rudzielec to Lily.-przedstawił mi wszystkich James-O tobie już wspominałem.-dodał i posłał mi kolejny uśmiech.
Usłyszeliśmy gwizd lokomotywy i zaczęto nas poganiać ,żebyśmy wsiadali do pociągu więc jak najszybciej pobiegliśmy do jednego z wagonów i poszliśmy szukać wolnego przedziału.
***
Weszłam do Wielkiej Sali razem z innymi pierwszorocznymi ,obok mnie szedł James. Czułam jak serce bije mi coraz szybciej. Zaraz nas przydzielą do domów ,jeszcze tylko trochę. Chciałam trafić do jednego razem z Jamesem ,na razie tylko jego znałam. A co jeżeli nas rozdzielą? Profesor Nyks ,który nas wprowadził coś mówił ale byłam zbyt zdenerwowana żeby go słuchać. Po chwili zaczął wyczytywać uczniów z listy ,którzy nakładali na głowy Tiarę Przydziału a ta po chwili wykrzykiwała domy ,do których ich przydzielała. Gryffindor! Ravenclaw! Hufflepuff! Gryffindor! Slytherin!…Aż w końcu wyczytano Jamesa. Kiedy padło nazwisko Potter nagle cała sala zamilkła i wszyscy zwrócili swoje głowy w naszą stronę ,każdy śledził wzrokiem Jamesa ,a chyba ja jedna nie wiedziałam czemu. Chłopak usiadł na taborecie a kiedy tiara zbliżyła się do jego głowy wykrzyczała „Gryffindor!”. Wszyscy uczniowie z tego domu zaczęli wiwatować jakby wygrali miliard w Totka ,a ja teraz modliłam się o to ,żeby przydzielono mnie do Gryffindoru. Kiedy w końcu usłyszałam swoje nazwisko na trzęsących się nogach podeszłam do stołka i usiadłam na nim. Zamknęłam oczy i poczułam jak Tiara Przydziału opada mi na głowę. W głowie odezwał mi się cichy głos : Ciekawe ,bardzo ciekawe…dawno nie było tu podobnej ,niezwykłe…odwaga ,tak to na pewno ,utalentowana… GRYFFINDOR! Rozległo się w całej sali. Tak! Ale co miała na myśli tiara? Nie ważne jestem w jednym domu z Jamesem! Zdjęłam tiarę i pobiegłam do stołu Gryffindoru. James do mnie machał i uśmiechał się szeroko. Usiadłam pomiędzy nim a jedenastolatką o prawie białych włosach z lekka przypominającej Azjatkę.
***
Wściekłe warknięcie mnie obudziło. Leżałam na czarnej ziemi obok kawałka murów Azkabanu. Nadal miałam mało energii ale rozwścieczonych potworów raczej to nie obchodziło. Zamknięcie wyjścia z Podziemia poważnie je wkurzyło. Szybko wstałam i otrzepałam się z kurzu. Ledwie uniknęłam wściekłego cyklopa ,który zamachnął się na mnie swoją wielką ręką. Odtoczyłam się na bok prawie wpadając pod kopyta wściekłego Minotaura i nie wiem co by się ze mną później stało gdyby nie to ,że zimna dłoń pociągnęła mnie za sobą w ciemność. Czułam jak przechodzą przeze mnie lodowate dreszcze ,dławiące uczucie w gardle nie dawało mi oddychać ,miałam wrażenie ,że coś ściska mnie od środka a przenikliwy świst w uszach zaczynał doprowadzać mnie do bólu głowy. Po chwili pojawiłam się w sali tronowej Hadesa. Ciężko oddychałam ,przed oczami miałam czarne plamy i czułam jak przechodzą mnie dreszcze. Druga podróż z Hadesem i przysięgam sobie ,żadnej więcej! Byłam cała obolała ,jakbym wpadła pod kopyta wściekłemu stadu Hipogryfów. Cały świat zawirował a ja znowu zemdlałam.
~Nidafiol~
Kiedy wybiegłam z tunelu w oczy uderzyło mnie światło słoneczne. Na szczęście nikt mnie nie gonił ,po raz pierwszy byłam wdzięczna mojemu bratu. Westchnęłam cicho ,moje ubrania były w wielu miejscach podarte ,dłonie i kolana miałam podrapane ,na policzku czułam wąskie rozcięcie. Jedyne co teraz miałam to ukradziony miecz i poczucie zdrady. Nie wiedziałam co powinnam zrobić ,nie wiedziałam nawet jakie mają plany inni ,nie miałam pojęcia jaki dokładnie mieliśmy cel i nie wiedziałam gdzie teraz pójść. Całe moje życie ,odkąd pamiętam było związane z przygotowaniem do walki i zemstą. A teraz kiedy wszystko straciłam? Może powinnam się dowiedzieć co tak naprawdę wspierałam? Tylko jak? Dopiero po chwili zorientowałam się ,że jestem w Los Angeles. Co dalej? Może powinnam wrócić do Nowego Jorku? Przecież to tam się wszystko zaczęło…
~Destiny~
Obudziłam się znowu w tym samym pokoju ,ale tym razem w środku byli tez James i Ian ,obaj uśmiechnęli się do mnie kiedy otworzyłam oczy.
-Witamy wśród żywych trupie.-powiedział na przywitanie James i przytulił mnie.
-Wybacz ,że się poprawię ,jesteśmy w krainie umarłych.-odgryzłam się i odwzajemniłam uścisk-Jeszcze żyjecie to chyba znaczy ,że mój ojczulek dotrzymał słowa co?-zapytałam.
-Yhym i pewnie się wkurzysz jak się dowiesz gdzie powinniśmy szukać.-odpowiedział Ian.
-W Nowym Jorku ,rozumiesz to ,tyle czasu straciliśmy a mieliśmy wszystko praktycznie pod samym nosem.-dodał James.
Nie wiedziałam czy się śmiać czy coś rozwalić. Bo jak tu się nie wkurzyć kiedy dowiadujesz się ,że miałeś odpowiedź pod nosem a szukałeś jej nie wiadomo jak daleko prawie umierając ,walcząc z wężo-kobietą i narażając się na stratowanie przez Minotaura.
-Przysięgam ,kiedyś nie wytrzymam w tym porypanym świecie.-mruknęłam-A jak mamy wrócić tam na czas? Ile dni nam w ogóle zostało? I błagam ,powiedzcie ,że nie podrzuca nas Hades.
-Jutro kończy się lipiec ,a co do transportu to z Podziemia możesz się dostać gdzie tylko chcesz ,taki urok zaświatów.-powiedział Ian.
Chwila ,do jutra mamy czas na wykonanie misji!? Jak nam się uda to chyba będzie cud biorąc pod uwagę ,że jutro ,przynajmniej według zegarka w moim telefonie ,będzie już za trzy godziny…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i skończyłam ,zgodnie z obietnicą Kath ^^. Najlepsze jest to ,że pani od polaka dzisiaj mnie przyłapała na pisaniu na lekcji ,co dziwne chyba jej się spodobało o.O. No to ja lecę bo śmieję się jak głupia do ekranu i już jestem zmęczona ,do napisania ,niech bogowie będą z wami <3.                

niedziela, 10 marca 2013

30. Wszyscy czasami się boją.

A oto kolejny rozdział ,już trzydziesty. Mam nadzieję ,że się spodoba ,dzisiaj trochę mniej o Destiny ,mogę zdradzić tyle ,że to ,co piszę na końcu będzie później miało znaczenie. Przy okazji chyba co niektórzy się ucieszą z początku. Rozdział z dedykacją dla Wiki ,wszystkiego naj sis ,sto lat i tak jestem starsza ,wybacz ,małe i złośliwe ze mnie stworzenie =P.  Miłego czytania.

Nie posiedziałam długo z Jamesem ,po dziesięciu minutach w pokoju pojawiła się ta sama Erynia ,z którą wcześniej rozmawiał Hades. Przedstawiła się jako Alekto ,przekazała ,że Hades czeka na mnie w sali tronowej i zniknęła. Westchnęłam i popatrzyłam na Jamesa.
-Weź tu nic nie rozwal ,postaram się załatwić to tak szybko ,jak się da.-powiedziałam.
Poczułam jak serce bije mi coraz szybciej ,wiedziałam ,że jeżeli teraz się zgodzę już nie będę mogła się wycofać ,ale wiedziałam też ,że muszę to zrobić. Bałam się ,tego ,że coś schrzanię ,że to może być podstęp ,że wpakuję nas w kłopoty ,że zawalę misję… Popatrzyłam Jamesowi prosto w jego brązowe oczy i westchnęłam. A co jeżeli Hades tylko skłamał ,żeby mnie przekonać? Co jeżeli to wcale nie jest bezpieczne? Czy jeszcze wrócę do Jamesa?
-Hej ,będzie dobrze.-powiedział cicho James chwytając mnie za rękę-Ja w ciebie wierzę ,poradzisz sobie.-powiedział i uśmiechną się do mnie.
Byłam trochę zaskoczona tym gestem ale odwzajemniłam uśmiech.
-Nie wiesz czy tak będzie.-stwierdziłam kręcąc głową-Muszę iść…-westchnęłam wstając.
Potter puścił moją dłoń i pokiwał głową. Odwróciłam się od niego i wyszłam z pokoju. Szłam ociągając się ,chciałam jak najdłużej odwlekać tą chwilę ,czułam się jakby na ramiona ktoś położył mi cały świat ,jeżeli nie dam rady możemy zostać tu na wieczność ,a przynajmniej do czasu ,kiedy wojna bogów nie dotrze i tutaj a wszystko przez to ,że nie zdążyliśmy wypełnić misji i oczywiście przeze mnie bo sobie nie poradziłam… Westchnęłam i wepchnęłam dłonie do kieszeni. To dziwne ale nadal czułam dotyk Jamesa na mojej dłoni. Czemu tak o tym myślałam? Tylko złapał mnie za rękę ,jak przyjaciel ,wcześniej tego nie robił ,ale przecież to nie znaczyło tak wiele. No chyba… Przypomniały mi się słowa Irytka sprzed prawie roku ,kiedy weszliśmy do Hogwartu „Młody Potter broni swojej dziewczyny!” ,tylko czemu o tym myślałam? Nie byłam dziewczyną Jamesa ,przecież to było takie…niemożliwe. Potrząsnęłam głową ,przypadkiem włosy związane w wysokiego kitka uderzyły mnie w policzek. Nie zauważyłam ,że już dotarłam do sali tronowej. Hades czekał w środku siedząc na swoim kościanym tronie.
-Jestem.-mruknęłam wbijając wzrok w czarną podłogę-Co dalej?
~Nidafiol~
-Jak to nie wiesz gdzie oni są!?-wrzasnęłam.
Zakapturzona dziewczyna pochyliła głowę i zacisnęła dłonie w pięści.
-Nie wiem! Jakby zapadli się pod ziemię! Nie mogę wszystkiego!-wrzasnęła.
-Mówiłaś ,że masz sposób ,żeby ich śledzić! Twierdziłaś ,że wszystko zaplanowałaś!-odparowałam.
Wściekałam się ,ale sama nie wiedziałam czy nie było to powodowane strachem. Na razie tylko słyszałam opowieści o tych ,którzy zawalili jakieś zadanie. Nigdy nie musiałam przekazywać najgorszych informacji ,a podobno jeżeli ktoś to robił to mógł się liczyć z tym ,że nie wróci… Teraz zaczynałam panikować ,do tej pory wszystko robiłam najlepiej jak potrafiłam ale to może nie mieć na nic wpływu ,wszystko zawaliło się w najważniejszym momencie…
-Mówiłam ,też ,że to może nie działać w niektórych okolicznościach ,nie wszędzie mogę dotrzeć magią…-syknęła.
-Lepiej żeby oni szybko się znaleźli ,inaczej obie możemy skończyć w nieciekawym położeniu.-warknęłam i odeszłam.
Powinnam trochę przeczekać ,może się jeszcze odnajdą ,może nie spotka mnie żadna kara…
~Destiny~
Nikomu nie polecam podróży z Hadesem ,nawet najgorszemu wrogowi! Nadal czułam jak przechodzą mnie ciarki po tym…czymś. Nie wiedziałam jak się to nazywa ,ale jeżeli wszyscy bogowie tak podróżują to chyba wolę być śmiertelniczką. Kiedy się otrząsnęłam zobaczyłam gdzie jesteśmy. Nadal znajdowaliśmy się na Łąkach Asfodelowych ale kilka metrów przede mną znajdowało się najdziwniejsze zbiorowisko wszystkich istniejących stworzeń magicznych ,potworów ,czy jak to tam nazwać i wszystkie zbierały się pod ogromną ,ciemna wyrwą w sklepieniu. Niedaleko leżały fragmenty ściany ,na ziemi zauważyłam tabliczkę z numerem i fragment łańcucha. Akurat jakiś stwór podszedł pod wyrwę ,zmienił się w szarą mgłę i tak po prostu wyleciał z Podziemia. Kiedy zbliżyliśmy się tam poczułam przenikliwe zimno i ociężałość ,jakby coś wysysało ze mnie szczęście. Podobno tak się człowiek czuje w pobliżu Demoentora ,ale przecież ich już nie było w Azkabanie ,zostali zniszczeni po drugiej wojnie. Może to pozostałość po ich obecności? Miałam taką nadzieję. Tylko jeżeli zostali zniszczeni to czy tak jak każde stworzenie nie trafili tutaj? A skoro teraz dało się uciec to czy nie wrócili na górę? Wolałam o tym nie myśleć.
-A więc…co teraz…?-zapytałam niepewnie.
-Z tej odległości dam radę zamknąć to przejście ,ty tylko stój i nic nie rób.-odpowiedział spokojnie Hades.
-Chwila! Ściągnąłeś mnie tu ,żebym po prostu stała!?-wściekłam się.
-Muszę tylko wzmocnić moją moc przez ciebie ,masz nic nie robić dla twojego dobra ,chyba mówiono ci  ,że użycie przez was zbyt dużej mocy może wam zaszkodzić?
Niepewnie pokiwałam głową.
-Kiedy wzmocnię swoją moc przez ciebie będę musiał wykorzystać większość twoich mocy więc osłabniesz ,dlatego nie masz nic robić ,nie marnuj energii.-wyjaśnił Hades.
-Okey ,okey…-wescthnęłam.
A może ja tylko panikuję? Przecież co może się stać? Poza tym ,że pewnie te potwory się wściekną…
-Zamknij oczy ,pomyśl o czymś innym.-polecił mi Hades.
Posłuchałam go ,zamknęłam oczy i odpłynęłam myślami starając się uspokoić. Pierwszą osobą o której pomyślałam był James. Czas jaki z nim spędziłam ,te prawie pięć lat. A co było wcześniej? Chyba zaczynałam już zapominać o moim dawnym życiu ,o Megan ,o Ninie. Przecież nie całe moje wcześniejsze życie było złe ,poza nieznośnością mojej rodziny wszystko było dobrze. Usłyszałam trzask jakby ziemia pękała na pół ,zignorowałam go. Przypomniała sobie o ostatnich wakacjach podczas których żyłam jeszcze w nieświadomości o samej sobie ,czasie przed przyjściem listu z Hogwartu. Ten jeden normalny miesiąc kiedy razem z Megan i Niną pojechałam nad morze na kilka dni ,zabrali nas rodzice Megan. Pamiętałam dzień ,który w całości spędziłyśmy na plaży. Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie wciągania Niny do morza. Uparłyśmy się wtedy ,że musimy ją zaciągnąć do wody a ona panicznie się bała ,że nie umie pływać. Usłyszałam kolejny trzask. Poczułam jak coś unosi mnie w górę. Otworzyłam oczy i zachłysnęłam się powietrzem. Wisiałam dobre dziesięć metrów nad ziemią i świeciłam się wszystkimi możliwymi kolorami ,wyglądało to tak ,jakby nagle moja krew zaczęła świecić na wszystkie kolory tęczy ,siatka naczyń krwionośnych uwidoczniła się na mojej skórze. Poczułam się jakby coś wstrzyknęło we mnie więcej energii a po chwili zaczęło ją wyciągać. Zakręciło mi się w głowie ,w oczach pociemniało i poczułam się jakbym zapadała się pod ziemię.
~Nidafiol~
Pół godziny! Głupie trzydzieści minut! Tylko tyle wystarczyło ,żebym była pewna ,że już po mnie! Jakim cudem zamknęli to przejście!? I skąd teraz do cholery mamy brać potwory!? Pewnie ,że będą się pojawiać ale nie tak szybko! I na kogo wszystko spadnie? Oczywiście na mnie! Czemu? Bo miałam pilnować tej cholernej córeczki bogów! Tylko ona mogła się do tego przyczynić ,a ja ją zgubiłam! Już mnie do siebie wezwał ,kiedy tylko zobaczyłam Thiaga z tym wrednym uśmieszkiem byłam już tego pewna! Już wszyscy wiedzieli ,że jest po mnie a ten debil się tak cieszył jakby wygrał milion w totka! Nienawidzę go! Tylko co teraz? Pierwszy raz myślałam o ucieczce. Nie mogłam tu dłużej zostać ,wszyscy już wiedzieli ,że on nie da mi żyć ,popełniłam błąd… Szłam ciemnymi tunelami ,pierwszy raz wydawały mi się tak obce ,niebezpieczne. Miałam wygrać razem z innymi ,mieliśmy razem się uwolnić od klątwy ,od życia w ukryciu ,od strachu ,że ktoś zobaczy jak naprawdę wyglądamy ,miałam razem z innymi się zemścić za zniszczenie nam życia. A teraz co? Zabije mnie ten ,który miał mi pomóc ,a może każe innym to zrobić? Czy to miało jakikolwiek sens? Zabijać kogoś za popełnienie błędu? Tak ,zawaliłam wszystko ale przecież…przecież to nie powód żeby mnie zabijać. Przecież w praktyce to nie ja byłam odpowiedzialna za zaginięcie tych herosków ,to nie ja na nich nasłałam Lamię ,to był pomysł Thiaga. I co z tego wyszło? Zaginęli ,a on teraz prowadzi mnie na śmierć! Czy to wszystko było tak zaplanowane? Czy Elejs miała rację? Tak naprawdę nic nie znaczę? Ciężko mi było przyznać rację tej jędzy ale taka była prawda ,gdybym miała jakieś znaczenie nie zabijaliby mnie tak po prostu…
-No nieźle ,kto by pomyślał…nasza mała księżniczka…-zaśmiał się Thiago kręcąc głową z rozbawieniem-Nie mogłem się doczekać aż powinie ci się któraś noga ale nigdy nie spodziewałem się ,że to będzie tak efektowne potknięcie…
Nic nie odpowiedziałam ,gryzłam się w język żeby mu czegoś nie odpowiedzieć ,nie dam mu tej satysfakcji ,o to mu chodzi ,chce mnie wkurzyć ,chce żebym czuła się jeszcze gorzej. Nie tym razem. Może jeszcze mam szanse ,gdyby sam mnie nie zabijał tylko kazał to innym załatwić ,może wtedy uda mi się uciec… Wszystko zrobiło się ciemne pojawiła się przed nami para czerwonych oczu ,po raz pierwszy się ich bałam. Thiago skłonił się i odszedł.
-Zawiodłaś nas…-zasyczał ,nie brzmiał na wściekłego ,miałam wrażenie ,że wyczuwa mój strach i karmi się nim-Wiesz co cię teraz spotka…-zaczął.
-Nie!-wyrwało mi się-Panie ,proszę ,to nie była moja wina! Przysięgam ,robiłam wszystko co mogłam!-wykrzyczałam jednym tchem ,nie wiedziałam czemu to zrobiłam ,przecież to i tak mi już nie pomorze.
-A czuja? Miałaś ich pilnować i do czego doprowadziłaś? Mogłaś osiągnąć więcej ,widocznie myliłem się co do ciebie.-zasyczał.
Czułam się jakby ktoś wbił mi nóż w brzuch i teraz go przekręcał. Chciałam uciekać ale teraz nawet jakbym spróbowała on by mnie złapał zanim zdążyłabym zrobić kilka kroków.
-Nie jestem winna!-znowu mi się wyrwało.
Co ja do cholery robię!? Tylko się pogrążam… Nie usłyszałam odpowiedzi ,czerwone oczy zniknęły ,w korytarzu się rozjaśniło i zostałam otoczona przez inne hybrydy. Najbardziej zabolało mnie to ,że pośród nich był Lascorn. Dobra ,uważam go za przygłupa ,wkurza mnie ale do cholery to jest mój brat ,jesteśmy rodziną a on pomaga mnie zabić! Poczułam się jak zwierzę w klatce ,pierwsze ostrze świsnęło mi koło ucha ale w ostatniej chwili się uchyliłam przed ciosem. Muszę uciec ,jeżeli oni mają mnie zabić jeszcze mam szansę. Hybryda ,która mnie zaatakowała jako pierwsza stała za mną ,szybko udało mi się ją obezwładnić i odebrać broń. Rozpoznałam ją ,Amoretta jedna z tych ,które sama szkoliłam. Była gotowa mnie zabić ,wszyscy byli gotowi to zrobić. Do tej pory wierzyłam ,że robimy dobrze ,ale teraz zaczęło do mnie coś docierać. To ,co robiliśmy ,to nie było normalne ,czy chodziło tylko o wolność dla  nas? Czy zemsta na czarodziejach była odpowiednia? Może to ja stałam po złej stronie? Pogubiłam się w tym wszystkim ale wiedziałam ,że na pewno nie mogę się poddać. Nie zabiją mnie. Kolejni mnie zaatakowali. Większość z nich była nowa i szybko ich pokonałam ,padali jeden po drugim. Jeden z nich spróbował zaatakować mnie od tyłu ,zamachnęłam się próbując się obronić ,dopiero kilka sekund później dotarło do mnie co się stało. Był ode mnie niższy a ja tego nie zauważyłam ,źle wycelowałam i zamiast zablokować jego miecz trafiłam w jego szyję odcinając mu głowę. Teraz stałam w kompletnym szoku patrząc na jego ciało. Zabijałam już wcześniej ,ale nie ludzi ,nie kogoś ,z kim walczyłam po tej samej stronie.
-Nida…-usłyszałam szept.
Czemu nikt mnie nie atakował? Rozejrzałam się ,wszyscy poza Lascornem leżeli na podłodze ,prawie wszyscy nieprzytomni. Popatrzyłam na mojego brata czując jak się trzęsę.
-Co ty robisz?-zapytał zbliżając się do mnie.
Wyciągnęłam miecz przed siebie ale dłonie mi się trzęsły.
-Nic ci nie zrobię.-powiedział odrzucając swoją broń-Proszę…
Opuściłam miecz i pozwoliłam mu podejść.
-Nie mogę tu zostać ,zabijecie mnie.-powiedziałam.
-Gdzie pójdziesz?-popatrzył mi prosto w oczy.
Nigdy bym nie powiedziała ,że będziemy ze sobą tak rozmawiać ,jakbyśmy się o siebie martwili ,przecież zawsze skakaliśmy sobie do gardeł.
-Nie wiem…muszę się dowiedzieć o co tu chodzi…
-Pójdę z tobą możemy….-zaproponował.
-Nie możesz ,zostań tu ,udawaj ,że nie wiesz co się stało ,rób wszystko żeby przeżyć ,muszę sobie poradzić sama.-przerwałam mu.
-Wrócisz kiedyś?
-Może.-odpowiedziałam i wbiegłam w boczny tunel zaciskając palce na rękojeści miecza.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to kto chce mnie zamordować? =D Tak ,tak ,znowu wszystkim mieszam w głowach ,wybaczcie ,musiałam. Jakoś nie mam dzisiaj już nic do powiedzenia ,do napisania ^^.            

środa, 6 marca 2013

29."Witamy w krainie trupów"


Ja żyję! Sama się dziwię po tym co mam w szkole ,pisanie rozprawek do północy i sprawdziany z niemieckiego przynajmniej raz w tygodniu zawsze spoko -,-‘. Nie ma to jak bierzmowanie tydzień temu ,logiczne ,że kilka dni dowiedziałam się ,że jedna z katechetek każdego ,kto czytał HP uważa za satanistę ,więc wygląda na to ,że idziemy wszyscy do piekła ,na moje było warto xD. Wybaczcie mi nieobecność ,rozdział dedykuję Hermionie Granger i Wice (przestaniesz ty mnie molestować o pisanie tych rozdziałów? =P).


Obudziłam się w wielkim łóżku przykrytym czarną pościelą. Zamrugałam kilka razy oczami i już połowa snu uciekła z mojej głowy. Ziewnęłam ,przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Wszystkie ściany ,podłoga ,sufit ,wszystkie półki ,praktycznie wszystko w pokoju było wykonane z czarnego obsydianu. Gdzie ja do cholery jestem? Ostatnim co pamiętałam było spadanie… Wygrzebałam się z łóżka i jeszcze raz się rozejrzałam. Co się stało z chłopakami? Gdzie są moje rzeczy? Kto mnie tu zabrał? W głowie gromadziło mi się tyle pytań ,że czułam się jakby miały rozsadzić mi czaszkę. Drzwi się otworzyły i do środka weszła ubrana w czarną suknię ,czarnowłosa kobieta o bladej skórze. Rzuciła mi krótkie spojrzenie i lekko się uśmiechnęła.
-Chodź…-powiedziała i skinieniem ręki pokazała mi ,że mam iść za nią.
Chyba w tej sytuacji nie miałam zbyt wielkiego wyboru więc poszłam za nią.
-Gdzie ja jestem? Gdzie są chłopacy? Co z moimi rzeczami?-pytania same wypływały mi z ust kiedy starałam się za nią nadążyć.
-Wszystko w swoim czasie…-odpowiedziała i poprowadziła mnie dalej.
Z tego ,co zdążyłam się zorientować to byłam w pałacu ,wszystko wydawało się zrobione z czarnego obsydianu ,w ścianach płonęły pochodnie a w korytarzu odbijało się echo naszych kroków. Gdzie ja byłam? Coś w głowie mówiło mi ,że powinnam wiedzieć ale nie mogłam skojarzyć faktów. Nienawidziłam tego uczucia ,przypominał mi się ten irytujący czas na początku roku szkolnego zanim dowiedziałam się prawdy o sobie. Dotarłyśmy do wielkiej komnaty na końcu której stały dwa trony ,jeden większy ,drugi mniejszy. Ten większy był wykonany z ,co mnie bardzo zszokowało ,ludzkich kości ,mniejszy był wykonany z drogocennych metali wysadzanych kamieniami szlachetnymi ,nad nami wisiał wielki żyrandol zrobiony z drogocennych kamieni. W komnacie były dwie osoby ,jedną z nich był czarnowłosy mężczyzna o bladej skórze ubrany w czarną szatę ,miałam wrażenie ,że pojawiają się na niej ludzkie twarze ,aktualnie był zajęty rozmową z kimś a może raczej z czymś ,stworzenie wyglądało jak starucha z błoniastymi skrzydłami co wcale mnie do niej nie przekonywało. Drugą z osób ,co mnie bardzo zdziwiło ,była Bellatrix. Co ona do cholery tu robi!? Miałam nadzieję ,że nie będę już musiała jej za szybko oglądać a tu nagle…ehh… Ale co z chłopakami? Gdzie oni są? Akurat skrzydlata starucha gdzieś zniknęła i ubrany na czarno mężczyzna podszedł do nas. Kiedy na niego spojrzałam poczułam się jakby próbował wyciągnąć ze mnie moją duszę. Szybko odwróciłam wzrok i od razu poczułam się lepiej. Coś zaczęło rozjaśniać mi się w głowie ,przed zaśnięciem spadliśmy pod ziemię ,teraz byłam w pałacu z czarnego obsydianu a ta skrzydlata starucha wyglądała jak Erynia. Dopiero teraz dotarła do mnie prawda ,przede mną stał Hades ,więc kobietą obok musiała być Persefona ale to było nielogiczne ,mieliśmy środek lata a z tego co wiedziałam w lato Persefony nie było z Hadesem. Poczułam na sobie wzrok boga umarłych.
-Zostawcie nas samych.-rzucił do Bellatrix i Persefony.
Bynajmniej Bellatrix zniknie ,na całe szczęście ,jej obecność tutaj wydawała mi się podejrzana. Z drugiej strony nie bardzo widziała mi się perspektywa samotnej rozmowy z Hadesem ale chyba nie miałam zbyt wielkiego wyboru. Persefona wyszła równo z Lestrange a ja zostałam sama z panem Podziemia. Nie wiedziałam co powinnam zrobić więc stałam jak kołek i wpatrywałam się w jakiś punkt w czarnej ścianie.
-Zastawiasz się czemu was tu sprowadziłem-stwierdził Hades bez żadnego wstępu-ale musisz mi uwierzyć ,że nie mam wobec żadnego z was ani innych bogów złych zamiarów.-dodał.
Uwierzyć mu? Może powinnam…ale co jeżeli to jednak pułapka?
-Więc czego chcesz? Po co nas tu sprowadziłeś? I co zrobiłeś z Jamesem i Ianem?-odezwałam się z nieufnością w głosie.
-Jeszcze śpią ,nie musisz się o nich martwić…-odpowiedział Hades-Sprowadziłem cię ponieważ ,niechętnie to przyznaję ,ale potrzebuję twojej pomocy…-dodał.
Chwila co!? Sam władca Podziemia prosi mnie o pomoc? To chyba jakiś dziwny sen. Jakiej pomocy on może ode mnie oczekiwać? Musiałam powstrzymać wybuch śmiechu.
-Jakiej pomocy…?-zapytałam nieufnie.
-Rozumiem ,że mogę nie budzić zaufania jednak musisz mi uwierzyć ,że nie mam wobec żadnego z waszej trójki złych zamiarów.-westchną Hades.
-Zachowuję jedynie ostrożność ,wybacz ,że najwyżej dzień temu zaatakowała mnie Lamia.-nie byłam pewna czy pyskowanie Hadesowi  było bezpieczne ale nie mogłam się powstrzymać.
Chyba nic mi nie zrobi? W końcu to też mój ojciec ,jeden z wielu. Dobra ,moja sytuacja rodzinna jest naprawdę porąbana. No ale raczej mnie nie zmieni w pył czy coś takiego…
-Nic mi nie wiadomo o ataku na was.-wzruszył ramionami Hades.
Taaak ,ojciec roku ,informuję go o ataku potwora a on najzwyczajniej wzrusza ramionami. No ale normalnej rodziny to ja raczej nie mam więc nie powinnam narzekać.
-Czego ode mnie chcesz?-zapytałam zaplatając ręce na wysokości piersi.
-Pomocy ,niechętnie to przyznaję ale potrzebuję pomocy w zamknięciu przejścia ,które powstało przez domniemany atak mojego brata lub posiadacza jego broni ,jako ,że i Zeus i Posejdon są zbyt zajęci kłótniami między sobą co powoduje kłótnie innych bogów muszę zwrócić się do ciebie.-wyjaśnił siadając na swoim tronie zrobionym z kości.
-Wybacz ,nie wiem jak mogę w tym pomóc ,poza tym nie mam czasu.-powiedziałam.
-O czas nie powinnaś się martwić ,kiedy mi pomożesz otrzymacie ode mnie zapłatę ,Tantanos umie namierzyć każdą duszę ,której grozi śmierć ,kiedy uspokoi się sprawa z duszami uciekającymi z Podziemia pomoże wam znaleźć mojego bratanka jednak teraz nie może za wiele zdziałać ponieważ musi wyłapywać uciekające dusze. Jeżeli chodzi o twoją pomoc to bardzo proste ,potrzebuję jedynie twojej obecności jako wzmacniacza.-odpowiedział Hades.
-Chyba nie rozumiem…jak mam być wzmacniaczem?-zdziwłam się.
-To przejście jest zbyt wielkie żeby moja moc sama je zamknęła ,potrzebuję kogoś ,kto ją wzmocni ,nie musisz się martwić ,nadal jesteś też moim dzieckiem ,nie zrobiłbym nic ,co by ci zaszkodziło.
-Mi nie ,ale co z Jamesem i Ianem…poza tym po jaką cholerę jest tu Bellatrix?
-Nic im nie będzie ,sama będziesz mogła to sprawdzić ,co do Bellatrix jest tu u mojej żony.
Chwila ,co!? Po co Bellatrix Persefonie? To jest już bez żadnego sensu. Ehh…może Percy ją po coś tu przysłał ,z resztą to chyba nie moja sprawa.
-Dobra ,to jeszcze wyjaśnij co robi tu Persefona skoro w lecie nie ma jej w Podziemiu?
-Jest tu przez kłótnie bogów ,miała dość tej atmosfery na Olimpie.
Westchnęłam i wbiłam wzrok w podłogę. Powinnam się zgodzić na ten układ ,dla dobra misji ,poza tym wątpię żeby Hades tak po prostu nas wypuścił jeżeli się nie zgodzę. Ale co jeżeli to tylko podstęp? Tylko ,że to było wiarygodne ,przecież po co miałby teraz kłamać? Ta cała sytuacja była dziwna… Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Bez względu czy tego pożałuję czy nie muszę się zgodzić ,chociażby ze względu na chłopaków. Spojrzałam na Hadesa ,może pierwszy raz zrozumiałam czemu nazwałam tak kota…Nie ,stop! Muszę podjąć decyzję ,od której może zależeć nasza misja i życie chłopaków a myślę o kocie! Ja chyba muszę mieć coś z mózgiem. A może to przez to ,że mam dzisiaj kitka ,mniej krwi mi dopływa do głowy… Cholera! Muszę przestać się rozpraszać.
-Zrobię to ,pomogę ci ale jeżeli chcesz mnie oszukać nie skończy się na tym ,że ucierpię tylko ja ,James i Ian i chyba wiesz o tym.-odezwałam się przerywając ciszę.
-To nie jest podstęp…-odpowiedział-Poza tym jeden z twoich przyjaciół się obudził ,powinnaś się z nim zobaczyć ,przyślę po ciebie kogoś  kiedy wszystko będzie gotowe do zamknięcia przejścia.-dodał.
Któryś z chłopaków się obudził? Tak ,przynajmniej będę miała z kim pogadać.
-Gdzie mam pójść?-zapytałam niepewnie.
Hades wykonał dłonią jakiś gest a w komnacie pojawił się ludzki szkielet w mundurze wojskowym ,nie umiałam rozpoznać w jakim.
-Zaprowadzisz ją do naszych gość.-rzucił od niechcenia Hades.
Świetnie ,trup za przewodnika…nie no dobra ,lepsze to niż towarzystwo Binnsa… Szkielet posłusznie ruszył a ja poszłam za nim. Po kilku minutach zostałam doprowadzona do komnaty podobnej do tej ,w której się obudziłam. Na łóżku siedział zdezorientowany James. Uśmiechnęłam się kiedy go zobaczyłam.
-James!-wyrwało mi się.
Podbiegłam do chłopaka i przytuliłam go mocno praktycznie przewracając go na łóżko. Co mi znowu odbiło? Chyba dzisiaj mózg mi nie działa.
-Widzę ,że się stęskniłaś.-zaśmiał się Potter.
-Nie ,mózg mi nie działa.-odpowiedziałam i też się zaśmiałam.
-Yhym ,a możesz ze mnie zejść?-zapytał i posłał mi rozbrajający uśmiech.
Dopiero teraz zorientowałam się ,że na nim leżę. Zaczerwieniłam się i zeszłam z chłopaka.
-Przepraszam…-wymamrotałam czując krew napływającą mi do policzków.
-Nic się nie stało chudzielcu ,nie jesteś ciężka.-Potter puścił do mnie oczko i lekko szturchnął łokciem.
Uśmiechnęłam się do niego niepewnie a on odwzajemnił uśmiech.
-Hmmm…gdzie tym razem nas zawlokło?-zapytał po chwili.
-Witamy w krainie trupów.-rzuciłam półżartem-Mój kochany ojczulek ściągną nas tu bo chce mojej pomocy.-dodałam.
-Nie mówisz chyba ,że Hades…-zaczął James.
-No właśnie mówię ,ale za to ma nam pomóc znaleźć brata Iana ,chyba warto co?-przerwałam mu.
-Ale jesteś pewna ,że tak będzie?
-Nie jestem James ale nie mam innego wyjścia ,obiecuję niczego nie schrzanić.
-Okey ,wierzę ci.-powiedział puszczając do mnie oczko.
Uśmiechnęłam się do niego i poprawiłam grzywkę ,która akurat wpadła mi na oko.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W końcu napisane ,po trzech dniach ,musiałam pojęczeć rodzicom ,żeby pozwolili mi dokończyć i się opłaciło. May ,niedługo będę miała więcej luzu bo tata wyjeżdża do Kanady ,ale mnie tam nie zaciągną żadną siłą chyba ,że tylko w odwiedziny. Piszcie w komentarzach jak się podobał rozdział bo ja uważam ,że nie bardzo wyszedł ,nie znoszę pisać tak po fragmentach ale nie miałam wyjścia.
 


Mnie wywalili za doprowadzanie Dementorów do stanu załamania psychicznego ,a was? =D