wtorek, 25 grudnia 2012

22.Nocny patrol.


A więc powracam z ciemnej otchłani nazywanej życiem ,sama nie wiem co się stało ,że tak długo nie pisałam ,na brak czasu nie narzekam chyba po prostu złapałam lenia ,obiecuję ,że postaram się poprawić =).

Następnego dnia obudziło mnie puchate coś gilgoczące  mnie w noc. Leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam czarne futro. Na mnie siedział czarny kot ,który widząc ,że się obudziłam miaukną i pacną mnie łapką w nos. Zauważyłam biały znaczek na czole i oniemiałam.
-Hades ,co ty tu robisz?-szepnełam.
Kot w odpowiedzi znowu miaukną.
Poważnie ,co on tu robi ,miał zostać w Londynie ,sprawdzałam czy nie wlazł mi do torby…bym go zauważyła.
Ian zaczął się budzić.
-Cześć Des.-odezwał się z sąsiedniego łóżka.
Chłopak obrócił się w moją stronę.
-Nie wiedziałem ,że masz kota.
-Mam ,ale on został w Londynie ,nawet nie wiem skąd się tu wziął.
-W naszym życiu nic nie jest normalne. Jak się nazywa?-spytał i wstał ze swojego łóżka.
Usiadł obok mnie i przeczesał włosy dłonią.
-Wcześniej wydawało mi się ,że to…ehhh…Hades.-zaśmiałam się ,teraz to było dziwne nazywać kota imieniem jednego ze swoich ojców.
-Jak widać zawsze czułaś się jakoś związana z bogami.-uśmiechną się Ian.
-Miało być Szatan no ale…jakoś tak zmieniłam zdanie.
-Wstawać lenie!-wydarł się Alex wpadając do naszego domku-Oj ,dobra ,nie przeszkadzam.-zaśmiał się i wybiegł.
-Alex!-wrzasnął Ian i pobiegł za kumplem.
-Ale co?-mruknęłam.
Po chwili mój współlokator wrócił.
-Co się stało przed chwilą?-zapytałam śmiejąc się.
-Głupek myśli ,że my…no wiesz ,przez ten dzień zostaliśmy parą.
zaczęłam się niekontrolowanie śmiać co skończyło się na tym ,że spadłam z łóżka.
-Już czuję się jak w domu.-stwierdziłam podnosząc się.
-Bardzo się cieszę.-Ian podał mi rękę i pomógł mi wstać.
***
I tak było przez następne kilka dni ,zawsze rano do domku wpadał Alex ,ludzie przyzwyczaili się do czarnego ,małego ,trochę złośliwego stworzonka ,które w końcu każdy zaczął nazywać Hadesem biegającego po obozie i straszącego satyrów mieszkających w lesie.
Dzisiaj był piątkowy wieczór. Wszyscy zebraliśmy się w stołówce na kolacji ,akurat obok naszego stolika przeszła grupka od Anubisa. Poczułam jak przebiega przeze mnie prąd ,odkryłam ,że mam tak kiedy się denerwuję ,teraz to była moja normalna reakcja na dzieci egipskiego boga zaświatów ,nie polubiłam ich ,wydawali mi się tacy…fałszywi.
-Rany ,aż nie wierzę ,że oni mogą być…że ja mogę być córką tego całego Anubisa.-powiedziałam do Iana.
-Percy uważa ,że możesz wcale nie być córką bogów egipskich ,kolejny dowód to ,to ,że tak reagujesz na spotkanie z ich dziećmi.-odpowiedział chłopak.
-Poważnie?-zdziwiłam się.
-Bogowie greccy i rzymscy po prostu…z egipskimi to nie bardzo się dogadują. Grecy i Rzymianie nie trawili Egipcjan…to ,że ich nie lubisz jest całkiem normalne jeżeli nie jesteś z nimi spokrewniona.-wyjaśnił.
-Nie macie pewności…-westchnęłam.
-Była tu kiedyś taka jedna ,wnuczka jakiegoś egipskiego boga i córka któregoś z rzymskich ,dogadywała się i z tymi ,i z tymi ,ty nie lubisz tych od Anubisa.
-To ma sens.
-Witam ,wszystkich ,miło mi ogłosić ,że dzisiaj razem mamy nocny patrol w lesie a jutro olewamy wszystko.-dosiadł się do nas Alex a za nim doszli James i Katlin.
-A o co w tym chodzi?-spytałam.
-W nocy będziemy patrolować las ,na przykład jakby dostały się do niego potwory albo ktoś ,kogo tu nie powinno być.-wyjaśniła Katlin.
-A później mamy dzień wolny.-dodał Ian.
-Cała nieprzespana noc? Des ,znowu będziesz miała ADHD ,tak jak po ostatnim kinowym maratonie.-odezwał się James.
-No pewnie!-zaśmiałam się-Dziwne ,że wtedy nie rozniosłam miasta…
-Coś czuję ,że będzie ciekawie.-stwierdził Alex-Idźcie się przygotować i spotkamy się za pół godziny pod lasem.-dodał i wybiegł ze stołówki.
-Czemu on zawsze tak się śpieszy?-westchnęła Katlin i pobiegła za bratem.
-Do zobaczenia!-zawołał James i też wybiegł.
-ADHD powiadzasz?-Ian uśmiechną się do mnie rozbrajająco.
Nie odpowiedziałam tylko roześmiałam się na cały głos.
Po krótkiej rozmowie poszliśmy się przygotować na patrol i pół godziny później razem z Jamesem ,Aleksem i Katlin biegliśmy na wyścigi do wyjścia z obozu.
-Pierwsza!-zawołałam kiedy dobiegłam do umówionego miejsca.
-Na historię magii tak się nie śpieszysz.-powiedział James.
-A ty starasz się na nią nie chodzić.-odpowiedziałam pokazując język.
Weszliśmy do lasu na który słońce rzucało pomarańczowe cienie.
-Dobra ,Ian ty będziesz z Destiny ,Katlin z Jamesem a ja powłóczę się sam. Spotykamy się co dwie godziny tutaj ,jak zobaczycie coś podejrzanego dzwonicie do reszty.-zarządził Alex i podał mi i Jamesowi numer na swoją komórkę.
Rozeszliśmy się akurat jak zaczynało się ściemniać.
-Chodź ,znam jedno miejsce ,z którego będziemy widzieć wszystko.-powiedział Ian i ruszył w las.
Poszłam za nim rozglądając się po lesie ,wydawał się taki tajemniczy ,oczywiście nie mógł się równać z Zakazanym Lasem ale to miejsce miało jakiś taki klimat. Zobaczyłam dziewczynę wychodzącą z pnia drzewa ,była ubrana w zieloną ,zwiewną sukienkę ,brązowe włosy rozwiewał jej wiatr…tylko ,że wiatr wcale nie wiał.
-To driada ,pełno ich tu ,mieszkają w drzewach.-wyjaśnił Ian widząc moje zdziwienie.
Chłopak zaczął wspinać się na wielką skałę pośrodku polany do której akurat doszliśmy. Wdrapałam się i usiadłam obok niego na samym szczycie. Widać stąd było część lasu ,rzekę a za nami obóz. 
-Jej…-wymknęło mi się.
-Przychodziłem tu zawsze z bratem kiedy mieliśmy warty…-zauważyłam ,że Ian posmutniał.
-Znajdziemy go ,obiecuję.-powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
-Mam nadzieję…chciałbym go znowu zobaczyć…-westchnął.
-Jak to jest?-wyrwało mi się.
-Co jest?
-Mieć brata?
-Nie masz rodzeństwa?
-Mam brata ale to wredny szympans uważający się za pępek świata…a cała rodzina uważa go za cudowne dziecko ale to tylko pozory ,jest okropny…Chciałabym wiedzieć jak to jest mieć normalne rodzeństwo ,takie co nie udusiłoby cię za nowego tableta…
-Poważnie jest taki okropny?
-Chciałabym o nim zapomnieć ,najlepiej to o całej rodzinie…
-Nas matka zostawiła niedługo po tym ,jak się urodziłem ,nie chcę jej poznać…Z bratem musieliśmy zawsze trzymać się razem.-opowiedział Ian.
-Poważnie? To okropne.
-Podobno nie chciała mieć nic wspólnego z bogami…
-I tylko dlatego was zostawiła?
-Jak widać…A co z twoją rodziną?
-Długo by opowiadać…-westchnęłam.
-Mamy całą noc.-odpowiedział mój towarzysz.
W końcu zaczęłam opowiadać o moim życiu ,chyba pierwszy raz mówiłam dosłownie wszystko ,nawet z Jamesem nie byłam nigdy tak szczera.
Rozmowę przerwał nam jakiś ruch nad rzeką.
-Która godzina?-szepnęłam.
-Druga…chodź ,tylko cicho.-odszepnął.
Zeszliśmy po cichu ze skały i skierowaliśmy się nad rzekę. O wiele gorzej chodziło się po ciemnym lesie wiedząc ,że coś w nim jest i może chce cię zabić. Szliśmy dłużej niż normalnie bo chowaliśmy się między drzewami. Kiedy w końcu usłyszałam plusk wody poczułam jak serce zaczyna mi szybciej bić. Wyciągnęłam swój miecz ,lekka niebieska poświata zaświeciła w ciemności. Wyjrzałam zza drzewa i zobaczyłam psa wielkości ciężarówki pochylającego się nad rzeką. Zwierze poruszyło się niespokojnie kiedy zauważyło ruch więc szybko schowałam się za drzewo. Usłyszałam ,że ktoś się zbliża i…prawie przywaliłam Jamesowi.
-Przepraszam.-szepnęłam.
Chłopak skiną głowa na znak ,że rozumie.
-Co to jest?-nie wiadomo skąd obok nas pojawił się Alex.
-Pies wielkości ciężarówki.-odszepnęłam.
-Piekielny Ogar ,trzeba go załatwić zanim rozwali obóz.-stwierdził-Chodźcie ,ale cicho.-dodał i zaczął zbliżać się do zwierzęcia.
Zauważyłam za nami Katlin idącą obok Iana. W miarę jak zbliżaliśmy się do potwora serce biło mi coraz szybciej. Alex dał nam znak żebyśmy zaatakowali z różnych stron. Już miałam wyskoczyć na zwierzę od lewej kiedy ktoś wrzasną.
-Zostawcie go!
Coś świsnęło w powietrzu ,zobaczyłam czerwony błysk i obok mnie wylądowała skołowana Katlin.
Zacisnęłam dłoń na mieczu gotowa do walki kiedy pojawiła się przede mną czarnowłosa kobieta z wyciągnięta różdżką. W oczach miała jakiś niebezpieczny błysk ,włosy opadały falami na bladą skórę i nagle zrozumiałam kto to jest ,jeszcze zanim zobaczyłam znak na przedramieniu wiedziałam ,że stoi przede mną niejaka Bellatrix Lestrange.
-Co do cholery!?-wrzasnęłam.
-Zamknij się głupia.-syknęła kobieta wygrażając mi różdżką.
Wszystko poukładało mi się w głowie ,Bellatrix uciekła z Azkabanu po otworzeniu się tam przejścia do Podziemia ,Piekielnego Ogara pewnie spotkała podczas ucieczki więc wykorzystała potwora.
Przebiegł przeze mnie prąd ,włosy się naelektryzowały ,zacisnęłam pięści gotowa ja zaatakować…ale coś mnie powstrzymało ,coś w głowie mi zadzwoniło ,jakbym już kiedyś ją…ją widziała…
-Co tu robisz?-syknęłam.
-Może grzeczniej dziecko.-warknęła Lestrange.
-James!-wrzasnęłam.
James dobiegł do nas w kilka sekund ,chyba to był błąd bo Bellatrix tylko się wkurzyła.
-Młody Potter ,jak miło!-zaśmiała się-Wiesz ,jesteś podobny do ojca ,też latał za mną po lesie!
-Co tu robisz? Bo zaraz zawołam innych żeby nam pomogli.-zagroziłam.
-Ciężko się domyślić ,uciekłam!
-Czemu tu?
-To mój interes ,nie będą mi rozkazywać durne dzieciaki.
-Tylko nie durne ,durny to może być mój brat.-syknęłam-Sprawa jest prosta ,pójdziesz z nami i wyjaśnimy wszystko spokojnie ,albo wołamy aurorów.-powiedziałam.
-Destiny ,ty chyba nie mówisz poważnie ,ona była Śmierciożercą!-zdziwił się James.
-Po coś tu jest James ,czuję to ,nie wiem jak ale ja to wiem…Zabierzmy ją do obozu ,co będzie dalej zobaczymy ,pomóż Katlin ,ja się nią-wskazałam na Bellatrix- zajmę ,Ian ,chodź ze mną.-poprosiłam i razem z synem Posejdona zaprowadziłam Bellatrix do obozu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak ,u mnie Bella żyje ,kierowałam się tu głównie tym ,że w książce nie było napisane dokładnie ,że ona umarła ,filmami staram się nie kierować ,wszystkie są dobre ale jednak najpierw czytałam książki i to z nimi jestem bardziej zżyta =D. Co do „ogłoszeń parafialnych” mam tylko jedno ,a mianowicie pewna osóbka nieświadomie przekonała mnie ,żebym zaczęła pisać pewną historię ,niedługo zrobię z niej kolejnego bloga ,tym razem nie będzie Potterowski ,więcej na razie nie zdradzam ,Wesołych Świąt ,udanego Nowego Roku ,pijanego Sylwestra ,mam nadzieję ,że Mikołaj do wszystkich dotarł =).   
 

piątek, 14 grudnia 2012

21. Pierwszy dzień na obozie.


Zadania na słuchanie? Lotto zawsze spoko xD. Egzamin z angola miły ,przyjemny a pani od matmy zabije mnie jak zobaczy mój wynik z wczorajszego egzaminu haha ,nie martwcie się ,powstanę zza grobu żeby dodać notkę =). Rozdział dedykuję  Hermionie Granger i mojej niezawodnej siostrze ,Emi ,gdyby nie Ty wiele moich pomysłów w ogóle by nie powstało ,cieszę się ,że cię poznałam ,teraz podbijamy internet razem ^^. 
Poza tym oto jak edukuje się na niemieckim (Nagini mi nie wyszła ,ten brak miejsca normalnie bazgrolę trochę lepiej).

 
W powietrzu unosił się gryzący dym ,budynki płonęły ,ktoś krzyczał ,ktoś uciekał a ja stałam pośrodku całego zamieszania nie wiedząc co robić. Zauważyłam zielonowłosą dziewczynę o płonących skrzydłach idącą w moją stronę środkiem ulicy ,pomarańczowe odblaski rzucane przez jej skrzydła i płonące budynki padały na jej twarz oświetlając całkowicie czerwone oczy. Widziałam jej zakrwawione ubrania ,ale to z pewnością nie była jej krew ,w prawej ręce niosła czarny miecz. Poczułam jak coś ściska mnie od wewnątrz ,ona na pewno nie była po mojej stronie.
Zanim się obejrzałam dziewczyna zaatakowała ,ledwie udało mi się odskoczyć. Wyciągnęłam własną broń. Miecze uderzały w siebie tak szybko ,że nie mogłam nadążyć za własną dłonią. Nagle zapanowała cisza przerywana tylko dźwiękami zderzającego się metalu.
Poczułam jak ziemia zaczyna się trząść. Kilkaset metrów od nas asfalt popękał ,utworzyła się w nim wielka dziura ,z której wypełzł gigantyczny ,czarny wąż o poszarpanych smoczych skrzydłach.
-Nie!-krzyk wyrwał się z mojego gardła.
-Spóźniłaś się.-syknęła zielonowłosa i odleciała w stronę węża.
Dobiegł do mnie czarnowłosy chłopak ,starszy ode mnie o kilka dobrych lat.
-Chodź!-zawołał i pociągną mnie za nadgarstek.
-Kim jesteś?-zapytałam.
-Przyjacielem.-odpowiedział.
***
Obudziłam się kiedy poczułam wibracje telefonu. Odebrałam nie patrząc kto dzwoni.
-Co?-mruknęłam sennie.
-Des ,nie obudziłem cię?-w słuchawce usłyszałam Luke’a.
-Właśnie obudziłeś.-odpowiedziałam.
-Przepraszam ale musiałem ,tak po prostu zniknęłaś…-zaczął.
-I nie powiem gdzie jestem ,przepraszam ,nie mogę.
-Ostatnio coraz częściej nie możesz mi czegoś powiedzieć.
-Ja po prostu…
-Destiny ,żebyś chociaż jakoś wyjaśniała czemu nie możesz ,ale ty tylko mówisz ,że nie i tyle.
-To nie takie proste. Po co dzwonisz?
-Już nie ważne…
-Właśnie ,że ważne.
-Des…
-O co chodzi Luke?
-Czemu ja musze ci wszystko mówić ,a ty mi nie?
-Powiedziałabym ci gdybym mogła…
-A czemu nie możesz?
-Bo…bo…to skomplikowane.
-Jak się zdecydujesz to pogadamy.
Rozłączył się. Zaczynałam czuć ,że jednak coś jest nie tak ,sama już nie wiem co do niego czuję…
-Hej.-odezwał się z drugiego łóżka Ian.
-Cześć.-odpowiedziałam.
-Co słychać?
-To co wczoraj ,mam jakieś dziwne sny…
-Wszyscy takie mamy.
-Śni ci się apokalipsa albo chociaż jej początek?
-Nie ,za to śnią mi się smoki polujące w oceanie na wodorosty.
Roześmiałam się na cały domek ,chłopak od razu poprawił mi humor.
-Niedługo będzie śniadanie.-stwierdził przeczesując włosy-W końcu nie będę siedział sam przy stoliku.
-To siedzimy tak jak jesteśmy przydzieleni do domków?
-Yhm.
-Dziwnie będzie nie siedzieć razem z Jamesem.
-Stolik Zeusa jest obok naszego ,nie masz się czym martwić.-powiedział Ian.
-Rany ,jak ten wariat nie będzie pilnowany to nie wiem co odwali…
-Na pewno nie przebije dzieciaków od Hermesa ,raz zafarbowali wszystkie pegazy na różowo ,innym razem wywołali wojnę w domku Afrodyty pytając ,która z dziewczyn jest najpiękniejsza a kiedyś u Aresa pozamieniali całą broń na gumowe atrapy.
-Już się czuje jak w Hogwarcie. Jak kiedyś Fred i George dogadali się z Irytkiem przez dwa tygodnie całe pierwsze piętro wyglądało jak połączenie dżungli amazońskiej z bagnem.
-Chciałbym to zobaczyć.
-O ile nie musiałbyś chodzić tamtędy na lekcje.
Po tym ,jak oboje się ogarnęliśmy poszliśmy do stołówki. Przy każdym stoliku siedziały przynajmniej dwie osoby ,najgłośniej było u Hermesa i Aresa. Zajęłam miejsce obok Iana ,niedaleko siedział James z Aleksem i dziewczyną wyglądającą na jego siostrę bliźniaczkę ,pewnie to była Katlin. Pomachałam do Jamesa ,chłopak odpowiedział mi jakimś chaotycznym znakiem który wywołał u mnie napad śmiechu.
Dopiero po chwili zorientowałam się ,że na stole nie ma jedzenia ,jedynie puste talerze i szklanki.
-Musisz sobie zażyczyć co chcesz zjeść i to się pojawi.-wyjaśnił Ian.
-Dzięki ,u nas zawsze jedzenie samo się pojawia na stołach ,nie wiem jak to robią ,no ale to Hogwart.-uśmiechnęłam się.
Poproszę pizze i oranżadę. Pomyślałam ,po chwili na talerzu pojawiła się pizza a w szklance czerwona oranżada.
-Czemu nikt wcześniej mi nie mówił ,że jestem półbogiem ,to jest świetne.-powiedziałam i zabrałam się za śniadanie.
-Hej ,Ina ,robimy później razem trening?-do stolika podszedł Alex-Cześć Destiny.-dodał.
-Des?-Ian popatrzył na mnie pytająco.
-Pewnie i tak mi skopiecie tyłek ,bardzo chętnie.-powiedziałam.
-Tobie skopać tyłek? Założę się ,że będzie na odwrót.-powiedział Alex.
-Zobaczymy tylko jeżeli spróbujemy.-stwierdziłam.
-Alex ,nie zarywaj!-krzykną ktoś od Hermesa.
-Kto to mówi Zac!-odpowiedział Alex i odbiegł od naszego stolika pokłócić się z kumplem.
-Witamy w naszej rzeczywistości ,od teraz otaczają cię wariaci.-uśmiechną się Ian.
-Kiedyś pokarzę ci co dzieje się w Hogwarcie ,nie zdziwię się jak uciekniesz z krzykiem.-odpowiedziałam.
-Wątpię ,że nas przebiją ,z wściekłymi gołębiami walczymy muzyka z lat siedemdziesiątych.
-Wiesz ,tata Jamesa ,ten ludzki ,mając siedemnaście lat walczył z czarnoksiężnikiem ,który chciał wybić wszystkich nie czarodziejów i tych czarodziejów pochodzenia mugolskiego ,była taka akcja ,że z wujostwem Jamesa a swoimi przyjaciółmi napadli na bank i uciekli z niego na smoku ,ja mam zamiar ich przebić.
-Mogę pomóc?-Ian poruszył zabawnie brwiami.
-Jeżeli nie przeszkadza ci ,że poza tobą pomoże mi James ,nasz przyjaciel i nasza przyjaciółka ,wygadana Koreanka ,która jeżeli kogoś nie lubi ma spojrzenie groźniejsze od spojrzenia Bazyliszka.
-Wchodzę w to!-zawołał chłopak.
Po śniadaniu poszliśmy na plac treningowy ale tam czekała na nas niespodzianka ,z przeciwnej strony nadeszła grupka półbogów dziwnie kojarzących mi się z szakalami.
-Hej ,my zamawialiśmy plac!-zawołał Alex.
-Nic o tym nie wiedzieliśmy.-odpowiedział mu najwyższy z chłopaków.
-To nie nasz problem ,poczekajcie na swoją kolej.-powiedział Ian.
-Co ,znowu się obnosicie z wielkimi tatusiami?-warknęła któraś z dziewczyn.
-Jeżeli ktoś tu się obnosi to wy ,nawet ludzie od Aresa nie są tacy nie znośni jak wy ,oni takie mają charaktery ale wy robicie wszystko na pokaz.-dołączyła się Katlin.
-Anubisowi tez należy się szacunek.-syknęła tamta dziewczyna.
-A ktoś mówił ,że się nie należy? Ale to ,że tak się zachowujecie wam nie pomoże.-powiedział Ian.
W końcu po kłótni z domkiem Anubisa mogliśmy zacząć trening. Najpierw walczyli Ian i Katlin ,później ja i Alex. Oczywiście wszyscy byliśmy w greckich zbrojach ,nie to ,że narzekam już pierwszego dnia ale były strasznie ciężkie.
Stanęłam przed synem Zeusa ,miał w ręku spiżowy miecz ,ja wybrałam mój obustronny miecz na co Katlin i Ian zagwizdali.
-Jesteś martwy bracie!-zawołała Kate.
-Powiedziałabym ,że to ja jestem martwa.-zaśmiałam się.
Zaczęliśmy naszą walkę ,na początku była to szybka wymiana ciosów ,próbowaliśmy się nawzajem zmęczyć ,kiedy stwierdziłam ,że to nie ma sensu odskoczyłam w tył robiąc w powietrzu salto. Alex uśmiechną się i zakręcił mieczem młynka. Doskoczyliśmy do siebie ,miecze się znowu starły ale tym razem udało mi się uderzyć tak ,że drugie ostrze miecza miało pole do manewru. Uderzyłam Alexa w zbroję tak mocno ,że się przewrócił a miecz wypadł mu z ręki. Nie zorientowałam się ,że właśnie wygrałam.
-Nieźle.-skomentował Alex wstając z ziemi i otrzepując się.
-Kiedyś walczyłam na poduszki ,umiejętności zostają.-zaśmiałam się.
Po nas walczyli James i Ian i tak trwały kolejne kolejki tak ,żeby każdy poćwiczył z każdym.
Popołudniu umówiliśmy się na łucznictwo z Domkiem Apolla ,nie szło mi najgorzej ,poza jednym wypadkiem kiedy prawie trafiłam w jednego satyra. James miał trochę problemów z łukiem ,no ale kiedy on nie miał jakichś dziwnych przygód. Po łucznictwie Ian zaproponował mi ,że pokaże mi okolicę pod wodą.
Poszliśmy razem na plażę i nie uważając na to ,że jesteśmy w ubraniach weszliśmy do oceanu ,woda i tak nas nie moczyła. Kiedy weszłam do wody poczułam przypływ nowej energii.
-Jej.-szepnęłam kiedy poczułam jak uderza we mnie fala.
-Wiem.-powiedział Ian.
Zanurzyliśmy się pod wodę ,dookoła nas pływało mnóstwo kolorowych rybek a kiedy wypłynęliśmy dalej zobaczyłam ,chociaż sama w to nie mogłam uwierzyć ,konia z rybim ogonem.
-Hipokamp.-wyjaśnił Ian.
Koń podpłyną do nas potrząsając grzywą.
-Kilka dni temu bym  w to nie uwierzyła chociaż wiem o bogach od zimy.-powiedziałam.
-Ja nie wierzyłem w to cały tydzień po trafieniu tutaj.-odpowiedział Ian.
Do domku Posejdona wróciliśmy wieczorem ,pogadaliśmy jeszcze trochę i poszliśmy spać.
Czułam się tu jak w domu ,zaczynałam się zastanawiać czy ten obóz przebije Hogwart. Zasnęłam zadowolona ,zapomniałam o problemach ,małej kłótni z Lukiem czy o tym ,że niedługo mogę starać się zapobiec wybuchowi wojny bogów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~   
Kilka wyjaśnień z poprzedniego rozdziału ,Luna zdziwiła się ,że w Obozie Herosów jest Skype ,u mnie nie ma tych ograniczeń z „Percy’ego Jacksona” ,że nie można używać komórek i internetu ,poza tym nie będę pisać podobnie jak było w tej serii ,trochę się na niej opieram ale staram się głównie wymyślać sama =). Przy okazji niedługo zrobię ankietę o czym ma być one-shot bo nie mogę się zdecydować xD.

czwartek, 13 grudnia 2012

20."Kabum ,nagle się połapałam ,że coś znaczę."


Jej ,trochę zajęło mi napisanie tej notki ,ale miałam trochę na głowie. Pozdrawiam egzaminatora ,który trafi na moją rozprawkę ,nie ma to jak napisać głównie pomagając sobie Potterem (inni znaleźli jakieś lektury ,ja jedna taka „mądra” byłam xD) ,mam nadzieję ,że sprawdzający czytał HP xD.  

-No to witamy w Wielkim Domu.-powiedziała Katherina kiedy weszliśmy do środka największego budynku w obozie.
Przed nami rozciągała się wielka stołówka ,wyglądała jak pomieszanie wszystkich starożytnych stylów w architekturze ,greckie i rzymskie kolumny ,egipskie posągi ,w niektórych kolumnach wyrzeźbione były smoki…
-Idziemy na górę.-powiedział Percy.
Dopiero po chwili zauważyłam schody na wyższe piętra. Poszliśmy na wyższe piętro i zaprowadzono nas do pokoju na którego środku stał stół do bilarda dookoła którego ustawiono krzesła ,na ścianach wisiało wiele map i kilka okrągłych tarcz.
Wszyscy usiedli ,dziewczyna w wojskowej kurtce założyła nogi na stół i zaczęła bawić się nożem ,jeden z chłopaków kombinował coś z łukiem ,bliźniacy ,dziewczyna i chłopak ,o twarzach kojarzących mi się z elfami kombinowali coś ze stołem i próbowali ukraść jednej z dziewczyn coś z jej kieszeni ,trochę kojarzyło mi się to z popołudniem w salonie Gryfonów ,może bez tych noży i łuków ,ale jednak zaczynałam czuć się tu dobrze.
-A więc?-odezwałam się niepewnie.
-Od czego zacząć? Mniej więcej wszystko wiecie ,James ,będziesz mieszkał w jedynce razem z Aleksem i Katlin ,Destiny ty…coś wymyślimy.-powiedział Percy.
-Weźmiemy ją!-zawołało kilka osób na raz.
-Spokojnie.-zaśmiała się Katherina.
-U Aresa zawsze jest miejsce dla naszej siostry.-odezwała się dziewczyna w kurtce wojskowej.
-Hej ,hej ,czekaj Susan ,to Hermes jest bogiem podróżnych ,ona idzie do nas.-wtrąciła dziewczyna o elfiej twarzy.
-Ej ,u was i tak jest zawsze pełno a ona nie jest nieokreślona Kate ,skoro córka Apolla ją tu przyprowadziła to będzie mieszkać z nami.-powiedział chłopak z łukiem.
-Michel ,Hermes zawsze przyjmuje tych ,których nie można przydzielić.-odezwał się chłopak wyglądający na bliźniaka Kate.
-Nie zapominaj ,Cris ,że byłam pierwsza.-syknęła Susan.
-Ej ,spokojnie ,coś wymyślimy!-przekrzyczał ich Percy.
-Może do Posejdona.-podsunęła Katherina.
-Czemu?!-zawołali wszyscy ,którzy wcześniej się kłócili.
-Bo w waszych domkach tylko wy wiecie ,że ona jest czarownicą ,będzie jej łatwiej.-wyjaśniła Kat.
-Ale u Posejdona też…-zaczęła Susan ale urwała jakby zaczynała coś rozumieć-Tam jest teraz tylko Ian.-mruknęła do siebie.
-No właśnie.-odpowiedziała Katherina.
-Ale co będzie jak wróci…-zaczęła znowu córka Aresa.
-Wymyślimy coś.-powiedział Percy.
-A co z misją?-odezwał się nieśmiało James.
-Poczekaj trochę ,to ,że umiecie walczyć nie znaczy ,że od razu wyślemy was na misję ,poczekajcie kilka dni.-odpowiedział Percy.
-Nienawidzę czekać.-mruknęłam.
-Nie ty jedna.-dodała Susan.
-A w ogóle co Mice tu robi i czemu…?-nie skończyłam pytania.
-Bo nie był chimerą ,nikt by się nie  zorientował gdyby nie pomoc z domku Apolla.-przerwał mi Percy.
-Jak to nie był chimerą ,przecież widziałam jego…
-Nie jest chimerą tylko dzieckiem ducha leśnego i człowieka.-powiedziała Katherina.
-Jakiego ducha?-spytał James.
-Kitsune ,to w japońskich mitach były duchy leśne mające postać lisa ,im lis był zdolniejszy tym miał więcej ogonów ,najpotężniejsze były te lisy ,które miały dziewięć ogonów.-opowiedział Percy.
Mice ,który na razie siedział cicho teraz spuścił głowę i uśmiechną się niepewnie.
***
Po omówieniu z nami kilku podstawowych rzeczy takich jak regulamin obozu ,jakbyśmy kiedykolwiek czegoś takiego przestrzegali ,poszłam z Jamesem do domku numer jeden ,należącego do Zeusa.
-Czemu zawsze w wymienianych zasadach jest „nie wchodzić do lasu bez pozwolenia”?-mruknął Potter.
-A bo ja wiem.-wzruszyłam ramionami.
Weszliśmy do domku zbudowanego z białego marmuru w którym wszystko świadczyło ,że mieszkają w nim dzieci pana nieba.
-Hej.-uśmiechnął się do nas Alex-Też u nas zostajesz?-zapytał mnie.
-Przydzielili mnie do Posejdona.-odpowiedziałam.
-Ianowi przyda się towarzystwo od tego…-urwał patrząc w podłogę-Z resztą sam ci opowie.-dodał po chwili.
Wzięłam swoje rzeczy ale zorientowałam się ,że nie wiem jak trafić do domku Posejdona ,tutaj trafiliśmy jedynie dlatego ,że był blisko Wielkiego Domu.
-Zaprowadzić cię?-spytał Alex.
-Przydałoby się.-odpowiedziałam-Do jutra.-pożegnałam Jamesa uściskiem i wyszłam z Aleksem.
Słońce już prawie zaszło ,nad domkami rozciągało się pomarańczowo-fioletowe niebo. Alex zaprowadził mnie do domku stojącego najbliżej plaży.
-Można się tu pogubić.-stwierdziłam.
-Odnajdziesz się.-powiedział Alex-Może zobaczymy się jutro.-dodał i wrócił do swojego domku.
Nad drzwiami wisiała złota tabliczka w kształcie trójzębu z wyrytym numerem trzy. Weszłam do środka ,wewnątrz wszystko świadczyło o tym ,że to miejsce jest związane z Posejdonem. Po chwili do środka wszedł czarnowłosy chłopak ,ubrany był tylko w niebieskie szorty ,włosy miał mokre. Zatrzymał się kiedy mnie zauważył.
-Eee…cześć.-wyjąkałam.
-Cześć.-odpowiedział wodząc wzrokiem po mojej twarzy-Coś mnie ominęło?-zapytał.
-Nie wiem ,krótko tu jestem.-powiedziałam.
-I już zostałaś przydzielona?-zdziwił się.
-To długa historia.
-Mamy cały wieczór. Noc z resztą też.
Uśmiechnęłam się.
-A jak masz na imię?
-Destiny. A ty to Ian tak?
-Dobrze poinformowana. Wybierz sobie łóżko ,tamto przy oknie jest moje ,nie chciało mi się go poprawiać…
-Jak ja to znam.
-Masz tylko tą torbę?-spytał chłopak.
-Tak ,ale no…sam zobacz.-odpowiedziałam.
Otworzyłam torbę i wyciągnęłam z niej kilka rzeczy ,które by się tam nie pomieściły ,na przykład laptopa ,prostownicę do włosów i zaplataną o nią ładowarkę.
-Czarownica…-mrukną Ian.
-Poza szkołą nie mogę czarować ,możesz spać spokojnie.-powiedziałam.
-Ufam ci ,chodzi o to ,że…
-Że co?
-Chodzi o mojego brata…ktoś mi powiedział ,że pomoże go odnaleźć czarownica ,która przyleciała tu zza oceanu na pegazie.-wytłumaczył chłopak.
Kabum ,nagle się połapałam ,że coś znaczę.
-Eee…jakby to powiedzieć…latanie na pegazach nad oceanem…miło było.-wyjąkałam czerwieniąc się.
Oczy Iana zabłyszczały.
-Mówisz poważnie?
-Nie kłamałabym w takiej sprawie.
-Jeżeli go znajdziesz…nie ma go już przynajmniej miesiąc…
-Rozumiem.
Resztę wieczoru spędziliśmy opowiadając sobie nawzajem o sobie. Dowiedziałam się ,że Ian jest rok starszy ode mnie ,jego brat ma siedemnaście lat i ma na imię Avan. Kiedy chłopak dowiedział się kim ja dokładnie jestem prawie się przewrócił.
-Ale poważnie?-zapytał.
-Sama nie mogę w to uwierzyć ale wygląda na to ,że tak.-odpowiedziałam.
-Siostra ,kuzynka ,bratanica i siostrzenica w jednym.-powiedział chłopak.
-Dodaj do tego wkurzającą ,walniętą blondynkę.-zaśmiałam się.
-Nie jesteś taka.
-Nie znasz mnie.
-Znam ,od kilku godzin ,nie jesteś taka.
-Uparty jesteś.
-Po ojcu.
Zaśmialiśmy się. Kiedy napad śmiechu mi miną opadłam na poduszkę. Obok mnie leżał włączony laptop ,akurat ktoś zadzwonił do mnie na Skype. Odebrałam widząc ,że to Harry dzwoni.
-Tak słucham?-odebrałam.
-Destiny?-zapytał Styles.
-Przykro mi ,nie znam.-odpowiedziałam
-A to gdzie ja się dodzwoniłem?
-Tego też nie wiem ,informacja zastrzeżona.
-Widzę ,że do najbardziej katolickiego radia w Wielkiej Brytanii.
-Może ,z takim zastrzeżeniem ,że nie wierzę w Boga i siedzę w Ameryce.-odpowiedziałam.
-Co słychać?
-A nic ,fajnie jest. A u was?
-Jak zawsze. Niall ,zostaw już tą lodówkę!
Gdzieś w tle usłyszałam odpowiedź Horana ,który mówił z pełnymi ustami.
-Harry ,widziałeś moje lusterko?-obok Harrego w obrazie z kamerki pojawił się Zayn.
-Popytaj Louisa ,przeglądał się w nim żeby sprawdzić jak wygląda z marchewkami.
Rozmowa z Harrym potrwała jeszcze jakiś czas ale w końcu poczułam się zmęczona i poszłam spać.  
~~~
*z perspektywy Elejs*
-Jak to dzieciak zniknął?!-wrzasnęłam.
-N-nie wiemy…-wyjąkał Thiago.
-On miał wtedy wartę ,ja szkoliłam inna grupę.-odezwała się Nidafiol ,która była bardzo zainteresowana swoimi paznokciami-To tylko jedne dzieciak ,są jeszcze inni.
Co za idiotka! Co ona myśli ,że nic się nie stało? Ten dzieciak może wszystko wygadać ,wydać nas wszystkich!
-Nie obchodzi mnie czy był jeden czy trzydziestu ,każdy może coś wygadać a lepiej żeby tak się nie stało.-syknęłam.
-Jasne ,bo dwunastolatek coś wie.-prychnęła Nidafiol-Wiesz ,wcale się nie dziwię ,że zwiał ,ja wiem o co walczymy ale on nie ,pewnie miał ciebie dosyć…
Tego było już za dużo. Szybkim ruchem wyciągnęłam mój miecz i przyłożyłam jej go do gardła.
-To twojej wiadomości ,jeszcze raz mnie tak nazwiesz a przestanę być miła.-syknęłam.
-Wypchaj się.-warknęła i odepchnęła mnie.
~~~
*z perspektywy Nidafiol*
Odepchnęłam od siebie tą jędzę i zostawiłam ją samą z Thiago ,ich problem co wymyślą ,ja wiem co muszę zrobić. Skierowałam się do podziemnych tuneli ,w ciemności nic nie widziałam jednak wiedziałam gdzie iść. W końcu przede mną pojawiła się para czerwonych oczu. Pokłoniłam się i uklękłam.
-Nidafiol…-syczący głos wypowiedział moje imię-Miałaś być gdzie indziej…
-Wiem panie ,jednak nie mogłam pozwolić żebyś był niedoinformowany…-zaczerpnęłam powietrza i opowiedziałam wszystko o zniknięciu chłopaka zaznaczając ,że nie mogłam nic zrobić.
Kiedy skończyłam mówić zapadła długa cisza ,czekałam na wybuch gniewu ,który nie następował.
-Odnajdzie się albo umrze. Teraz muszę rozprawić się z Thiagiem ,przyślij go do mnie.-odpowiedział w końcu.
-Tak panie.-wstałam ,ukłoniłam się i wróciłam na górę.
Byłam zadowolona ,w końcu idiota oberwie ,a ja jestem bezpieczna.                          
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jej ,to już dwudziesty rozdział ,szybko to zleciało. Dziękuje Wam za te ponad 700 wejść ,porównując z innymi blogami to mało ale i tak się cieszę =).                 

niedziela, 9 grudnia 2012

19.Czy ja nigdzie nie pasuję?


Znowu się nie wyrobiłam ,miało być wczoraj ale zaczęłam grać w Simsy Średniowiecze i zapomniałam o świecie xD. Rozdział dedykuję Monte ,kocham z tobą schizować przy robieniu porządków w szafie ,umrzeć i gadać angielskim łamanym z niemieckim zawsze spoko =).  


Obudziłam się przed dziesiątą. Przez okno do pokoju wpadały promienie słońca ,Hades spał obok mnie na poduszce. Przewróciłam się na drugi bok i przeczesałam włosy lewą ręką. Nie chciało mi się wstawać ,było mi za dobrze.
-NO WITAM!-do pokoju wpadł James i wskoczył na moje łóżko.
-James ,nie drzyj się.-mruknęłam i rzuciłam w niego poduszką.
-A ty leniu wstawaj.-odpowiedział i zaczął mnie okładać poduszka ,którą wcześniej sam oberwał.
-Ogarnij się ,masz ADHD czy co?-zaśmiałam się.
-Nie wiem.-odpowiedział.
Usiedliśmy obok siebie.
-Nie wytrzymam już.-poskarżył się chłopak-Mieli kogoś po nas przysłać a czekamy już trzy dni.
-Jeżeli mieli kogoś po nas przysłać ,to przyślą.-stwierdziłam.
Sama zaczynałam się już niecierpliwić ,byliśmy spakowani już dzień po rozpoczęciu wakacji ,zdążyłam odnieść niepotrzebne rzeczy do domu i od tej pory tylko czekaliśmy. No tak ,moja „wizyta” w domu ,była bardzo długa ,trwała aż pięć minut.
***
Kiedy weszłam spotkałam mojego ojca.
-Już jesteś?-zdziwił się ale widać było ,że tak naprawdę ma to gdzieś.
-Tylko zostawiam rzeczy ,rodzice Jamesa zabierają mnie na wakacje ,jak będziemy mieli wracać zadzwonię.-odpowiedziałam.
Tata wzruszył tylko ramionami i wrócił do swojego zajęcia. Wszystko tak jak zawsze ,mają mnie gdzieś ,równie Obrze mogłabym powiedzieć prawdę ,że idę na jakąś niebezpieczna misję i mogę nie wrócić. Zaniosłam rzeczy do mojego pokoju i wyszłam z mieszkania.
***
 -Może coś się stało i dlatego nikt po nas się nie pojawia?-zaczął się głośno zastanawiać młody Potter.
-Wtedy pojawiłby się ktoś inny żeby wyjaśnić czemu tak długo się nie pojawiamy.-powiedziałam-Chodźmy coś zjeść.-zaproponowałam.
Zeszliśmy na dół ,do kuchni i zrobiliśmy sobie kanapki. Usiedliśmy w salonie przed telewizorem i zaczęliśmy jeść nasze śniadanie. Dzisiaj byliśmy sami w domu ,Albus był u jakiegoś swojego kumpla ,Lily u Rose  a dorośli Potterowie pracowali.
Po najedzeniu się poszliśmy się przebrać a później oboje wyszliśmy do miasta. Na ulicach nie było tłoczno ,pewnie dlatego ,że w mugolskich szkołach jeszcze trwał rok szkolny ,a dorośli o tej porze byli w pracy. Było trochę po dwunastej ,kiedy przechodziliśmy obok jakiejś szkoły ,w której akurat trwała przerwa. Było widać ,że to szkoła prywatna ,uczniowie chodzi z tabletami zamiast książek ,w firmowych mundurkach a boisko ,ławki i tym podobne wyglądały na nowe.
Przechodziliśmy obok bramy kiedy usłyszałam głos ,którego nienawidziłam.
-Co ty tu robisz?!-zawołał dziesięciolatek.
-Nie twój interes.-warknęłam.
Przede mną stał mój durny brat ,z tym swoim niewinnym wyrazem twarzy pod którym ukrywał się uważający się za pępek świata Gremlin ,teraz stwierdziłam ,że jego twarz kojarzy mi się z żabą.
-Co tu robisz?-dzieciak powtórzył pytanie.
-Idę ,bo nie chce mi się oglądać twojej wstrętnej osoby ,współczuję tym ,co muszą widywać cię codziennie.-odpowiedziałam i odeszłam-Co za debil.-westchnęłam kiedy zostawiliśmy w tyle szkołę mojego brata.
-Nie wszyscy bracia to debile ,masz przecież mnie.-powiedział James.
-Tak naprawdę nie jesteś moim bratem.-zaśmiałam się.
-Jesteś pewna?-chłopak poruszył brwiami w taki sposób ,że nie mogłam się nie zaśmiać.
-Tak ,jestem.-powiedziałam.
To nie było tak ,że nie zależało mi na Jamesie ,po prostu nie chciałam go jako brata ,nie wiem czemu ,po prostu nie wyobrażałam sobie tego.
Nie zaszliśmy daleko a znowu ktoś mnie zawołał.
-Des!-dobiegł do nas Harry.
-Cześć.-przywitałam się.
Styles zrównał się z nami i uśmiechną szeroko do mnie.
-Co słychać?-zapytałam.
-Zgadnij ,co bym dla ciebie miał.-odpowiedział tajemniczo.
-Odpowiedź na moje pytanie?-zaproponowałam.
-Dwa bilety na nasz koncert ,za miesiąc.-odpowiedział.
Nic nie powiedziałam ,no bo co miałam powiedzieć? Przepraszam ,nie wiem czy będę mogła przyjść ,nie wiem kiedy ale lecę ratować nas przed wojną bogów? Jasne ,a przy okazji powiem ,że chodzę do szkoły dla czarodziejów ,latam na miotle i jestem dzieckiem bogów ,a on mi uwierzy.
-Harry ,przykro mi ale nie dam rady przyjść.-odezwałam się w końcu.
-Czemy?-spytał Styles.
-Bo niedługo wyjeżdżam ,może na całe wakacje ,jeszcze do końca nie wiem.
-Gdzie?
No właśnie sama chciałabym wiedzieć.
-Do Ameryki.-odpowiedziałam.
Skoro Perseusz twierdził ,że USA to teraz główne skupisko bogów i postaci z mitologii to ,chyba Ameryka była najlepszą odpowiedzią.
-Właśnie będziemy występować w USA ,kto wie ,może dasz radę przyjść.-powiedział Hazza.
Ja się pytam jakim cudem on jest takim optymistą ,jeszcze nigdy nie widziałam żeby miał doła.
-Nie wiem ,jeżeli będę…
-Ja w ciebie wierzę ,chłopacy z resztą.-mówiąc to Styles włożył mi dwa bilety na koncert.
-Naprawdę nie wiem jak to wyjdzie.-westchnęłam.
-Jeżeli nie dasz rady nic się nie stanie młoda. Dobra muszę lecieć bo spóźnię się na próbę.-powiedział Harry.
-To do zobaczenia.-odpowiedziałam i przytuliłam go po przyjacielsku-Pozdrów resztę chłopaków.
Patrzyłam jak Harry znika za zakrętem i nagle uświadomiłam sobie ,że być może widzieliśmy się ostatni raz ,że perfidnie okłamuję jego i resztę zespołu ,a oni traktują mnie jak własną siostrę. Nawet Luke’a okłamuję ,jedyną osobą ,z która jestem teraz szczera jest James.
-Wszystko dobrze?-zapytał Potter.
-Nie wiem.-westchnęłam-Nie rozumiem czemu musimy wszystkich okłamywać.
-Ja też nie ,ale nic nie trwa wiecznie ,no chyba ,może kiedyś będziemy mogli być szczerzy ,musimy w to wierzyć.-powiedział chłopak.
-Nie wiedziałam ,że potrafisz mówić takie rzeczy.
-Każdy ma swoje chwile.-uśmiechną się.
***
Chodziliśmy po mieście do czternastej a później wróciliśmy do domu Potterów. Nie zdążyliśmy nawet zdjąć butów a usłyszeliśmy dzwonek. James poszedł otworzyć drzwi a ja poczekałam w korytarzu na którym stał stojak na parasole w kształcie nogi trolla.
-Des ,może lepiej tu przyjdź!-zawołał mnie James.
-Co jest?-zapytałam dobiegając do chłopaka.
W drzwiach stała niebieskooka szatynka z łukiem na plecach.
-Cześć ,jestem Lea.-przedstawiła się.
-A o co chodzi?-zapytałam.
-Przysyła mnie Percy.-odpowiedziała Lea.
Wszystko rozjaśniło się natychmiast.
-Mam tylko jedno pytanie.-zaczął James-Jak znalazłaś ten dom ,jest ukryty ,przed mugolami i czarodziejami?
-Jestem córką Apollina ,jest bogiem przepowiedni więc niektórzy z nas widzą to ,czego inni nie mogą zobaczyć.-wyjaśniła Lea i uśmiechnęła się do nas promiennie.
-Wejdź.-zaproponował James.
Zaprowadziliśmy ją do salonu ,ja pobiegłam po nasze rzeczy a James szybko napisał rodzicom ,co się dzieje. Zauważyłam ,że Lea przygląda się wszystkiemu w domu z ciekawością.
-Nic niezwykłego ,po prostu dom.-stwierdziłam.
-Dom czarodziejów ,dopóki Percy mi nie powiedział ,że mam po was przylecieć nie miałam pojęcia ,że istniejecie.-powiedziała szatynka.
-Nie martw się ,my jesteśmy mało poinformowani o półbogach i mitologii ,będzie jakaś równowaga.-uśmiechnęłam się.
-Może być ciężko ,przysłali mnie z pegazami ,gdybym wiedziała ,że nie umiecie latać wzięłabym coś innego.
-Lataliśmy na miotłach i hipogryfach ,damy radę.-odpowiedziałam.
-Tata i wujek Ron latali starym Fordem Anglią ,jak oni dał radę to my też.-zaśmiał się James.
-Eee…ale co to są hipogryfy?-zapytała Lea.
-Wyjaśnimy później.-powiedziałam.
-Dobra możemy iść.-wtrącił James.
Oboje chwyciliśmy swoje torby i ruszyliśmy do drzwi.
-Tak mało zabieracie?-zdziwiła się Lea.
-Są magicznie zaczarowane ,mógłbym tu wrzucić całą szafę a wyglądałaby i ważyłaby tyle samo co teraz.-odpowiedział James.
-Dzieci Hekate mogą się schować.-stwierdziła szatynka.
-A kto to Hekate?-spytałam.
-Bogini magii ,z tego co wiem jedna z twoich matek.-odpowiedziała Lea-Chodźcie.-dodała.
Wyszliśmy na podwórko ,na którym stały trzy białe ,skrzydlate konie.
-Wydaje mi się ,czy Posejdon stworzył konie?-odezwałam się.
-Dobrze ci się wydaje ,skąd wiedziałaś?-Lea wsiadła na środkowego pegaza.
-Zanim poszłam do Hogwartu ,w mugolskiej szkole miałam cos o Starożytnej Grecji.-przyznałam.
Zanim podeszłam do pegazów zawahałam się. Nie ,ja nie jestem gotowa żeby to zostawić. To moje życie ,całe życie. Teraz mam z niego zniknąć? Dopiero teraz zaczęłam bać się odejścia ,czułam się tak ,jakbym zostawiała coś ,czego już nigdy nie odzyskam ,a nie chciałam tego tracić.
W końcu wsiadłam na jednego z wolnych pegazów ,stworzenie obejrzało się na mnie i załopotało skrzydłami.
Witaj córko Pana Mórz.
Patrzyłam prosto w orzechowe oczy konia zastanawiając się czy to on do mnie przemówił.
-Coś się stało?-spytał James.
-Ten pegaz ,on ,chyba do mnie mówi.-wyjąkałam.
-To normalne ,wyczuwa ,że jesteś spokrewniona z Posejdonem.-wyjaśniła Lea.
-Aha…-zająknęłam się.
-Lecimy?-zapytał James.
-Jeżeli jesteście gotowi.-odpowiedziała córka Apollina.
Po chwili wzbiliśmy się w ciepłe ,letnie powietrze. Pegazy leciały szybko i wyglądało na to ,że nie bardzo meczy je podróż.
-A w ogóle gdzie lecimy?-zapytałam kiedy w dole zobaczyłam błękitny ocean.
-Do Nowego Yorku.-odpowiedziała Lea.
-To ten obóz jest w mieście?-zdziwił się James.
-Za miastem ,mówiłam ogółem.-powiedziała szatynka.
Lecieliśmy nad Oceanem Atlantyckim ,grzywa mojego pegaza była rozwiewana przez podmuchy wiatru ,włosy falowały mi na wietrze.
Ciekawe co teraz robią inni? Wyobraziłam sobie Harrego ćwiczącego do kolejnego koncertu ,Luke’a w mieszkaniu piętro pod moim ,Arona z jego trzyletnią siostrą ,rodzeństwo Jamesa i jego kuzynów ścigających się na miotłach i nagle poczułam się tak ,jakbym nigdzie nie pasowała.
A w ogóle jak nazywa się pegaz na którym lecę? Jak ja kocham moje myśli wyrwane z kontekstu ,dzięki nim potrafię zapominać o problemach ,chociażby na chwilę.
Jak się nazywasz?
Zadawanie pytań w myślach wychodziło mi łatwo ,jakbym robiła to od zawsze.
Skai.
A więc to ona ,jeszcze lepiej. Uśmiechnęłam się i spojrzałam w dół ,pod nami rozciągał się ocean. Jakbym spadła z pegaza nic by się nie stało ,nie umiałam jeszcze utrzymać się w powietrzu na dłużej niż kilka minut ale za to pod wodą radziłam sobie świetnie ,wolałam jednak nie myśleć o przepłynięciu całej drogi ,dotarłabym na brzeg dopiero na koniec miesiąca.
Kiedy niebo zaczynało robić się pomarańczowe zobaczyliśmy ląd ,plaża na której spacerowali ludzie ,za nią miasto.
-Nie zobaczą nas?-zapytał James.
-Nie ,mgła nas osłania.-odpowiedziała spokojnie Lea.
-Co to jest mgła?-spytałam.
-Ciężko to wyjaśnić. Działa tak ,że śmiertelnicy nie widzą tego ,czego nie powinni albo widzą to inaczej.-wyjaśniła szatynka.
Szybko przelecieliśmy nad miastem i lasem za którym zobaczyliśmy dolinę otoczona pagórkami ,po jej przeciwnej stronie była plaża na której rozbijały się morskie fale ,w pobliżu lasu było jezioro. W dolinie było tyle budynków ,że nawet nie próbowałam ich liczyć ,na samym środku stał wielki dom ,ściany miał zrobione z uwięzionych w betonie kamieni i muszelek ,razem z poddaszem był czteropiętrowy ,reszta domków go otaczała wielkim kręgiem.
-Jej.-mruknęłam.
-Dużo tego.-stwierdził James.
-Sama nie wiem ilu bogów ma tu swoje domki.-powiedziała Lea.
Wylądowaliśmy przy wejściu do lasu którego pilnował smok o zielonych łuskach. Zauważyłam ,że w naszą stronę idzie kilka osób ,kiedy podeszli bliżej rozpoznałam dwójkę z nich.
-Percy ,Kat!-zawołałam podbiegając do nich.
-Cześć młoda.-powiedziała Katherina.
-Zaprowadzę pegazy do stajni.-powiedziała Lea i odeszła a konie poszły za nią.
Zauważyłam ,że za moimi nauczycielami stoi dwunastolatek.
-Mice?-zapytałam ,ledwie go poznałam bez uszu i ogona.
-Hej.-odpowiedział nieśmiało.
-Chodźcie ,wyjaśnimy wszystko.-powiedział Percy.
-Alex ,zanieś ich rzeczy do jedynki i wróć do nas.-poprosiła Katherina chłopaka stojącego obok niej.
-Dzięki.-powiedziałam kiedy wziął moją torbę.
-Nie ma za co.-Alex uśmiechną się ale stwierdziłam ,że wygląda na zmartwionego.
Zaprowadzono nas do największego budynku w obozie ,razem z nami szło jeszcze kilka obozowiczów w zbliżonym do naszego wieku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj się rozpisałam i mam już ogólny pomysł na ciąg dalszy więc postaram się jak najszybciej napisać więcej ,nie obiecuję kiedy coś się pojawi bo i tak się nie wyrabiam z takimi obietnicami. Kto poza mną od środy pisze próbne egzaminy xD? Pozdrawiam wszystkich odważnych piszących niemiecki i rozszerzenia ,ja zostaję przy angolu =).