poniedziałek, 15 października 2012
3."Ale ja łamię prawa grawitacji."
Na wstępie piszę ,że u mnie Fred
Weasley przeżył wojnę z Voldemortem ,żeby później nie było niedomówień ;).
Pierwszy tydzień w szkole udało
nam się przeżyć bez większych problemów ale wiedziałam ,że niedługo to się
zmieni. Nauczyciele jeszcze nic nam nie zadali więc weekend mieliśmy wolny. W
sobotę przed południem z Jamesem poszliśmy na sprawdziany do Gryfońskiej drużyny
Quidditcha. Na boisku czekał już Chris ,Nicole z szóstego roku ,kilka
dzieciaków z drugiego roku ,kilka osób ze starszych klas i dwaj rudzi kuzyni
Jamesa ,Fred ,syn Georga Weasley’a ,i George ,syn Freda Weasley’a ,obaj byli o
rok starsi od nas ,chłopacy chociaż mieli innych ojców byli do siebie bardzo
podobni i z wyglądu i z charakteru ,może to przez to ,że ich ojcowie byli
bliźniakami.
Sprawdziany trwały kilka godzin
podczas których zdążyło się trochę wydarzyć. Tak jak zawsze ja i James nie
mogliśmy się za długo nudzić dlatego kiedy wybierano obrońcę zaczęliśmy razem z
Fredem i Georgem ścigać się na miotłach wkurzając przy okazji bijącą wierzbę
,dopiero Chris ,który został obrońcą ,doprowadził nas do porządku. Później
James ,Nicole i jej chłopak ,Jason rozwalili wszystkich podczas sprawdzianu na
ścigających. Fred i George zostali pałkarzami a ja szukającą. Po sprawdzianach
wszyscy którzy nie dostali się do drużyny wrócili do zamku a my mieliśmy
pierwszy trening który skończył się dopiero przed obiadem.
Całe popołudnie mieliśmy wolne
więc razem z Aronem i Yuri wyszliśmy nad jezioro i usiedliśmy pod jednym z
większych drzew.
-No i jak wam poszło?-zapytał
Aron.
-Jak zawsze ,ja jestem szukającą
a James ścigającym.-wzruszyłam ramionami.
-Tylko w tym roku nie rozwal
sobie głowy o tłuczek tak jak ostatnio.-powiedział James.
-Oj cicho bądź ,ja przynajmniej
nie rozwaliłam trybun tak jak ty kiedy próbowałeś wykiwać
Ślizgonów.-odpowiedziałam i trzepnęłam czarnowłosego w głowę.
-Hej ,uważaj sobie!-zawołał
Potter i zaczął mnie łaskotać.
-James…przestań!-zawołałam między
napadami śmiechu.
-To przeproś.-chłopak zaśmiał się
złowieszczo co wywołało u mnie jeszcze większy napad śmiechu.
-Pocałuj mnie w
nos.-odpowiedziałam.
Potter na chwilę przestał mnie
torturować i naprawdę pocałował mnie w nos.
-Już ,a teraz
przeproś.-wyszczerzył się czarnowłosy.
-Nigdy.
Zanim James znowu zaczął ,mnie
łaskotać odepchnęłam go od siebie i szybko wstałam.
-Wiesz ,że cię złapię.-powiedział
chłopak i zaczął mnie gonić.
Pobiegłam w stronę jeziora w
międzyczasie zdejmując buty i skarpetki. Wbiegłam do wody a James za mną.
-No i co teraz?-zapytał
czarnowłosy.
-A to.-odpowiedziałam i
ochlapałam go wodą.
-O ty!-zawołał chłopak i po
chwili rozpętała się wojna na wodę do której później dołączyli nasi przyjaciele.
Dzień był ciepły ,woda była
przyjemnie chłodna więc nie musieliśmy się zbytnio przejmować tym ,że jesteśmy
cali morzy.
-Atak z zaskoczenia!-zawołałam
wskakując Jamesowi na plecy.
Chłopak złapał mnie za nogi i
zaczął wozić na barana ,oboje śmieliśmy się na cały głos kiedy w końcu chłopak
się potkną i wpadliśmy do wody.
Wieczorem leżeliśmy pod wielkim
dębem już całkowicie susi.
-Nie uda ci się.-powiedział
James.
-A właśnie ,że
uda.-odpowiedziałam.
Od kilku minut kłóciliśmy się czy
wygram zakład z nim i Aronem ,że wejdę na drzewo szybciej niż oni.
-To zobaczymy.-stwierdził Potter
i zaczęliśmy we trójkę włazić na drzewo pod którym wcześniej leżeliśmy.
Szybko wdrapałam się po gałęziach
na wyznaczony konar a chłopacy weszli kilka chwil po mnie.
-A nie mówiłam!-zaśmiałam się-No
a teraz kto mi powie jak zejdziemy?-dodałam po chwili.
-Zaraz zobaczymy.-powiedział
Potter i bez ostrzeżenia złapał mnie w pasie i zeskoczył na dół.
-Zwariowałeś!-udało mi się
krzyknąć.
-Już dawno temu.-odpowiedział
najspokojniej w świecie James i lekko wylądował na ziemi i mnie puścił.
-Jak ty to zrobiłeś?-zapytałam.
-A bo ja wiem ,umiem tak i
tyle.-wzruszył ramionami.
-To było przynajmniej kilka
metrów ,powinniśmy spaść i się poobijać.-stwierdziłam.
-Ale ja łamię prawa grawitacji.-czarnowłosy
pokazał mi język-Poza tym ,to nie mi pod wodą wyrastają skrzela.-dodał ze
złośliwym uśmieszkiem.
-To ,że ty tyle nie wytrzymujesz
pod wodą nie znaczy ,że ja mam skrzela.-powiedziałam.
-Des ,ty tam siedzisz po
kilkanaście minut ,żaden człowiek tyle nie wytrzymuje.-stwierdziła Yuri.
Wróciliśmy do zamku na kolację po
której wszyscy poszliśmy do dormitorium chłopaków na resztę wieczoru. Graliśmy
w karty o truskawkowe toffi ,zakładaliśmy się kto zje więcej kwachów na raz i
ogólnie było przyjemnie.
W końcu wybuchła wielka wojna na
poduszki ,razem z trójką chłopaków z którymi James i Aron dzielili pokój
tłukliśmy się jak popadnie ,pióra fruwały pod sufitem a ja z pełną satysfakcją
powaliłam trójkę moich przyjaciół na raz. Poduszki traktowaliśmy trochę jak
miecze ,nie waliliśmy nimi na oślep ale jakoś nam wychodziło tak ,że gdyby
miękkie poduszki zamienić na metalowe ostrza to naprawdę wyglądałoby jak
prawdziwa walka.
Ja i Yuri do naszego pokoju
wróciłyśmy dopiero po północy i od razu poszłyśmy spać.
W niedzielę wstałyśmy dopiero o
jedenastej więc na śniadanie już nie zdążyłyśmy ,ale to i tak nie robiło nam
wielkiej różnicy bo o dwunastej był obiad. Ten dzień miną nam już spokojniej.
***
Od poniedziałku skończyło nam się
lenistwo którego doświadczyliśmy w pierwszym tygodniu nauki ,prawie z każdego przedmiotu mieliśmy coś zadane
,jedynie profesor Nyks i profesor Lung się nad nami zlitowali.
Teraz siedziałam na eliksirach i
próbowałam zrobić antidotum na truciznę o nazwie tak dziwnej ,że jej nazwy nie
zapamiętałam. Dorzuciłam kilka składników i nagle wszystko wybuchło ,na szczęście
nie byłam jedynym takim przypadkiem ,kilka minut wcześniej kociołek Jamesa
eksplodował a chłopakowi twarz zrobiła się niebieska ale kolor szybko z niego
zszedł ,ja miałam tle szczęścia ,że zdążyłam się odsunąć.
-Destiny ,co się stało?-zapytała
mnie profesor Lung.
-Eee…chyba z czymś przesadziłam.-powiedziałam
zaglądając do kociołka w której nie zostało nic oprócz jasnofioletowego osadu.
-Nic się nie stało ,spróbuj
jeszcze raz tylko tym razem daj mniej łusek salamandry.-powiedziała
nauczycielka.
Po skończonej lekcji poszliśmy
prosto na opiekę nad magicznymi stworzeniami ,po drodze James i Aron powiedzieli
,że zobaczymy się na lekcji i zniknęli w bocznym korytarzu.
Poszłam dalej sama z Yuri ,w
jednym z korytarzy przyjaciółka zatrzymała się.
-Uwaga ,głąb.-ostrzegła mnie a ja
za dobrze wiedziałam o co jej chodzi.
Przez korytarz w naszą stronę
szedł wysoki blondyn z Ravenclawu ,wiedziałam ,że jest teraz na piątym roku
,znałam jego imię i wiedziałam o nim aż za dużo.
-No hej kochanie.-wyszczerzył się
do mnie chłopak.
-Spadaj Luke.-powiedziałam i
chciałam iść dalej ale chłopak mnie zatrzymał.
-Oj daj już spokój Des ,nie
pamiętasz jak nam było razem dobrze?-zapytał mnie blondyn uśmiechając się na
ten swój sposób który jeszcze rok temu potrafił zrobić ze mną co chciał ,na
szczęście już się na niego uodporniłam.
-No właśnie ,było ,czas
przeszły.-odpowiedziałam.
Teraz naprawdę się dziwiłam ,że
kiedyś mogłam chodzić z Lukiem.
-Przecież możemy spróbować
jeszcze raz.-stwierdził Krukon.
-Możemy ,nie musimy ,poza tym ty
to robisz żeby udowodnić ,że możesz mieć każdą dziewczynę.-stwierdziłam.
-A jakbym jednak nie chciał tego udowadniać?-zapytał
Luke.
Wtedy zrobiłam coś czego ,chyba
,nie powinnam robić ,popatrzyłam w niebieskie oczy Krukona i zapomniałam już ,że
mnie wkurzał.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Rozdział przewspaniały! Jestem zachwycona! :] Pisz częściej - masz świetne pomysły :)
OdpowiedzUsuńJestem mega zachwycona <3.<3 czytam, czytam i nie mogę się naczytać :D sorki za spam ale znowu zapraszam Cię do mnie http://lunalevin.blog.pl/
OdpowiedzUsuń