czwartek, 22 listopada 2012

16.Bo nie ma to jak porazić Śmierciożerce prądem.


Haha ,moja dzisiejsza rozmowa z mamą:
M: Co byś powiedziała ,jakby tata dostał pracę w Kanadzie?
J: No ale czemu Kanada ,ja wolę Londyn…
M: Czemu?
J: No bo One Direction ,i bym poszła szukać peronu nr. 9 i ¾ ,i może wpadłabym do Dziurawego Kotła…Londyn jest lepszy.
M: Ja cię nie rozumiem.
Wyszłam z kuchni i zaczęłam się śmiać xD ,rodzice mnie nigdy nie ogarną ^^.
Notkę dedykuję osobą komentującym (nie jest Was zbyt wiele ale zawsze ktoś ;D) ,dziękuję ,za to ,że macie ochotę poświęcić kilka minut na poprawienie mi nastroju ;).  

-Wszyscy uczniowie do zamku!-zawołała profesor McGonagall wyciągając różdżkę.
Kiedy nad magiczną osłoną coś wybuchło a ktoś zawołał „Śmierciożerca!” wybuchła panika ,wszyscy zaczęli przepychać się do wejścia do zamku ,ludzie wpadali na siebie ,rozpychali się a młodsi uczniowie krzyczeli. Zostałam oddzielona od Luke’a ,ktoś na mnie wpadł ,przewróciłam się. Poczułam jak czyjaś ręka zaciska się na moim ramieniu i odciąga mnie na bok. Znalazłam się za drzewem obok Katheriny ,po chwili dołączyli do nas Perseusz i James.
-Co się do cholery dzieje?-wypaliłam.
-Później wyjaśnienia ,przyda nam się wasza pomoc.-powiedział Percy.
-A co my możemy ,to przecież Śmierciożercy?-zapytał James.
-Twój ojciec z nimi walczył jak był niewiele starszy od ciebie ,jak widać da się przeżyć.-stwierdziłam.
-Macie nam pomóc ale nie dać się zabić ,jeżeli powiemy ,że macie uciekać musicie posłuchać ,bez żadnych ale.-powiedziała Kat.
Niechętnie się zgodziliśmy ,nie było czasu na kłótnie bo pierwsi czarnoksiężnicy przebili się przez osłonę.
Wybiegliśmy zza drzewa ,zaklęcie przeleciało kilka centymetrów przed moją twarzą. Po chwili zostałam całkowicie oddzielona od innych ,James odbiegł gdzieś z Percym a Katherina została odciągnięta przez jednego ze Śmierciożerców.
Cofnęłam się o parę kroków nie wiedząc co zrobić. Wpadłam na zamaskowanego czarnoksiężnika i wrzasnęłam. Śmierciożerca wycelował we mnie różdżkę.
-Trzeba było uciekać.-warknął.
-Chciałbyś.
Nie wiem co mi strzeliło do głowy ale rzuciłam się na niego z gołymi rękami i zanim zdążył wypowiedzieć zaklęcie poraziłam go prądem. Śmierciożerca stracił przytomność i upadł na ziemię co przykuło uwagę kolejnych dwóch czarnoksiężników ,w jednym z nich rozpoznałam Lucjusza Malfoy’a. Zaczęłam cofać się do tyłu a oni ruszyli za mną z wyciągniętymi różdżkami. Poczułam ,że weszłam do jeziora ,stałam w wodzie po kostki kiedy w moją stronę poleciały dwa zielone promienie. Zanim zaklęcia mnie trafiły woda przede mną uniosła się w powietrze tworząc dookoła mnie tarczę. Zauważyłam na twarzy Malfoy’a zaskoczenie ale po chwili znowu miał chłodny wyraz twarzy.
-Avad…-zanim skończył wypowiadać zaklęcie obaj Śmierciożercy dostali ze strumienia wody tak mocno ,że przelecieli kilkaset metrów i zderzyli się z drzewem.
Dołączyłam do pozostałych walczących ,dopiero teraz zauważyłam ,że dołączyli do nas aurorzy.
Udało nam się szybko zakończyć walkę ,wszyscy przeżyli a aurorzy zabrali Śmierciożerców do Ministerstwa Magii.
***
-Myślałam ,że oni siedzą w Azkabanie więc się pytam co to miało znaczyć?
Teraz razem z Jamesem siedzieliśmy w gabinecie profesora Nyksa a ja zadawałam tysiąc pytań na minutę.
-Najpierw się uspokój młoda.-powiedział spokojnie Percy.
-Nie ,nie uspokoję się ,jeszcze zaraz się okaże ,że Voldemort się odradza ,znowu!-zawołałam.
-O to bym się nie martwił.-do pomieszczenia wszedł ojciec Jamesa.
-To co się stało ,jak oni uciekli?
Katherina podała mi najnowsze wydanie „Proroka Codziennego” ,na pierwszej stronie było wielkie ostrzeżenie przed Śmierciożercami ,następną stronę zajmowały ich zdjęcia a po nich było zdjęcie Azkabanu ,tylko ,że to nie był już Azkaban. Więzienie wyglądało jakby ręka jakiegoś giganta zmiotła jego połowę ,zamiast gruzów była wielka ,ciemna dziura a nad tym co zostało z budowli zbierały się czarne chmury.
-Co się tam stało?!-zawołałam.
-Wszyscy twierdzą ,że to uderzenie pioruna ,niektórzy mówią ,że ktoś chciał uwolnić Śmierciożerców i podejrzewają ,że ktoś chce wywołać nową wojnę ,są różne plotki a nikt nie wie co się dokładnie stało.-wyjaśnił starszy Potter.
-U nas nie jest lepiej ,to wyglądało na uderzenie pioruna dlatego jest wielka afera wokół Zeusa ,ale to nielogiczne bo pod Azkabanem jest ukryte przejście do Podziemia dlatego oskarża się Hadesa co znowu jest bezsensu bo on traci panowanie nad służącymi mu potworami więc jest zajęty a otwarcie tego przejścia tylko pozwala duszom łatwiej dostać się na ziemię co Hadesowi nie pomaga…-powiedział Perseusz.
-To wszystko jest bezsensu…-westchnął James-Ale może tata ma rację ,ktoś chce wywołać nową wojnę ,między bogami i czarodziejami ,wszyscy zaczną ze sobą walczyć…
-A wtedy ten ktoś sam przejmie władzę ,zniszczy bogów i zyska władzę nad czarodziejami.-dokończyłam.
-Jeżeli to prawda ,to nie można tego tak zostawić ,będzie ciężko nie dopuścić do kłótni bogów ,Posejdon i Zeus już się kłócą ,syn Posejdona zaginął a on podejrzewa o to Zeusa bo za to Zeus podejrzewał Posejdona o zniknięcie Pioruna chociaż bogowie nie mogą wykradać sobie broni.-stwierdziła Katherina.
-Takie nienormalne „Trudne Sprawy”.-mruknęłam.
-Będziemy musieli to jakoś rozwiązać zanim zaczną ze sobą walczyć ,nie możemy nic zrobić do wakacji ,co najwyżej  nie dopuścić żeby bogowie skoczyli sobie do gardeł.-powiedział Percy.
-Czemu musimy czekać?-zapytałam.
-W wakacje większość półbogów wróci ze szkół ,teraz nie mamy praktycznie nikogo ,większość zniknęła a wysłanie kogoś na misję teraz może skończyć się tak samo jak ostatnim razem ,wszyscy znikną i będzie nas tylko mniej.-wyjaśnił Perseusz.
-No a co z nami?-wtrącił James.
-Musicie skończyć rok szkolny.-przypomniała nam Katherina.
-Jakoś przeżyję bez historii magii.-mruknął młody Potter.
-To nie zmienia tego ,że musicie poczekać do czerwca kiedy będziemy mogli wysłać z wami jeszcze kogoś.-powiedział Percy-Zajmiemy się tym jak będziemy mogli.
~~~
*z perspektywy Nidafiol*
Nienawidzę jej! Przysięgam ,ona jest gorsza niż ktokolwiek ,gorsza nawet niż czarodzieje. Nienawidzę Elejs ,tej zielonowłosej wiedźmy świecącej tymi czerwonymi oczami i szpanującej swoimi płonącymi skrzydłami ,gdyby nie to ,że nie chcę się narażać już dawno urwałabym jej łeb albo pocięła ją na plastry. Znalazła się niewiadomo skąd niedługo po tym ,jak spotkałam z moim bratem naszego pana ,i od początku mu się podlizywała ,wywyższała się nad nami jakby była niewiadomo kim. Nigdy nie była na żadnej misji a jeżeli już była to na pewno nie na takiej jak my ,kiedyś powiedziała ,że to nie jest zajęcie dla niej. I co? Nic ,nikt jej nic nie zrobił ,mogła wszystko. Ona nawet nie była jedną z nas ,miała tylko te swoje płomienne skrzydła to wszystko. A dzisiaj znowu chciała rozstawiać mnie po kątach. Znalazła mnie zanim odleciałam żeby szkolić innych.
-I co dziecko? Nie potrzebujemy cię ,wiedziałam ,że tak będzie.-powiedziała przechodząc obok mnie.
-Zamknij się jak nic nie wiesz.-syknęłam.
-Wiem wszystko ,ja zawsze wszystko wiem ,masz szkolić inne dzieciaki…nawet nie wiem po co ,dalibyśmy sobie radę bez nich ,ale jak widać On wysyła tam ciebie ,chce się ciebie pozbyć chociażby na jakiś czas.-stwierdziła i zaśmiała się.
-Nie chce ,wysyła mnie tam bo potrzebuje nas więcej ,jak widać tylko mi można zaufać z czymś tak ważnym.-odpowiedziałam.
-Myśl sobie co chcesz ,ja wiem swoje.
-A może właśnie nie wiesz nic.
To był błąd ,Elejs trzasnęła mnie w policzek i poczułam jej długie paznokcie ,oczywiście nie dałam się zastraszyć.
-To ty nic nie wiesz dzieciaku! Wiem więcej niż ty dowiesz się w całym swoim marnym życiu!-wrzasnęła a w jej oczach zapłoną ogień-Ja Go znam od wieków rozumiesz!
-Yhmm…jasne ,a do psychiatryka to w inną stronę.-rzuciłam i odeszłam ,miałam ważniejsze sprawy niż tą jędzę.
~~~
*z perspektywy Elejs*
Ta mała myśli ,że coś znaczy. Aż chce mi się śmiać. Jakby zginęła znalazłaby się inna kreatura ,a po niej następna i tak dalej. Kompletnie nie rozumiem do czego On potrzebuje te małe hybrydy ,sama dałabym sobie radę ,poprzednim razem poradziłam sobie ,a to ,że mój brat zawalił swoją część zadania nie było moją winą.
Zeszłam do lochów i weszłam do celi w której siedział siedemnastoletni ,czarnowłosy chłopak. Pff…ale mi wielki syn Posejdona.
-Czego chcesz?-warknął.
-Zabawić się.-odpowiedziałam lekko i poraziłam dzieciaka prądem.
Nienawidziłam go ,tak samo jak jego ojca ,jak wszystkich bogów ,ale on był tak podobny do idioty który zniszczył mnie w przeszłości ,że nienawidziłam go jeszcze bardziej. Chłopak nie krzyczał ,do pewnego momentu. Bawiły mnie te jego usilne próby nieokazywania bólu ,czemu oni zawsze tak robią? Ludzie byli naprawdę zabawni ,szczególnie kiedy starali się udawać ,że są silni.
-Wiesz ,że mnie tak nie zostawią? Ktoś w końcu po mnie przyjdzie.-powiedział chłopak kiedy na chwile przestałam go razić.
-W to nie wątpię. Mój pan się nimi zajmie ,a jak skończy dostanę jeszcze kilku herosów do zabawy ,więc bądź grzeczny i się zamknij.-poklepałam go po policzku zahaczając paznokciami o skórę.
-Obojętnie co planujecie ,nie uda wam się…-dzieciak stwierdził to z takim przekonaniem ,że aż zaśmiałam się nad jego głupotą.
Tak ,ludzie są zabawni.
~~~
*z perspektywy Destiny*
-Des!-Yuri przytuliła mnie z taką siłą ,że myślałam ,że połami mi żebra.
-Ri ,dusisz mnie.-wykrztusiłam.
Dziewczyna poluzowała uścisk.
-Co się z wami działo ,kiedy okazało się ,że was nie ma to myśleliśmy ,że…
-Nic nam nie jest i nie było ,po prostu się zgubiliśmy w tym tłumie.-gładko skłamałam.
-Ale co się w ogóle stało ,to byli Śmierciożercy tak?-zapytał Aron.
-Niestety ,ale już po wszystkim.-odpowiedział profesor Nyks
Wszyscy już mniej więcej się uspokoili ,bynajmniej nie panikowali ,ale większość się bała ,że ten atak nie był jedyny ,usłyszałam już nawet ,że ktoś myśli ,że może Voldemort dalej żyje. Ja martwiłam się jedynie o to ,żeby nie doszło do wojny bogów ,a zaginieni półbogowie się odnaleźli.
Wszyscy byliśmy teraz w Wielkiej Sali a profesor  McGonagall starała się nad nami zapanować. Była już pora kolacji a jutro znowu będą lekcje ale ja czułam się oderwana ,jakbym nie należała do tego. Nieświadomie usiadłam przy stole Gryfonów pomiędzy Jamesem i Yuri i zaczęłam jeść udko kurczaka.
Nagle ,niewiadomo skąd pojawili się Fred i George …,a może George i Fred ,kurde ,czemu oni są do siebie tacy podobni?
-Co słychać?-zapytali równocześnie.
-A nic.-mruknęłam znad talerza.
-Co ty jesteś taka zamyślona?-zapytał któryś z rudzielców.
-To przez was ,nie mogę was odróżnić.-odpowiedziałam.
-No jak to nie możesz ,ja jestem tan przystojny!-zaśmiał się któryś z kuzynów Jamesa.
-A ty to który?-spytałam.
-Fred ,no przecież mówiłem ,że ten przystojny.-powiedział rudzielec po lewej.
-Chyba w twoich snach ,to ja jestem ten lepszy.-wtrącił George.
-Jeżeli uważasz gumochłona za lepszego od hipogryfa to na pewno!-stwierdził Fred.
Dwaj kuzyni kłócili się a wszyscy w pobliży leżeli ze śmiechu na stołach.
-Ułatwię wam to ,ja jestem ten najlepszy.-wtrącił się James.
-No chyba nie!-zawołali równocześnie obaj chłopacy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Znowu nie wyrobiłam się z notką ,wszystko przez to ,że musiałam przebrnąć przez kilka streszczeń „Quo Vadis” żeby jakoś się przygotować na polski (w książce stanęłam na rozdziale 3 O.o).  A to tak na poprawę humoru:

2 komentarze:

  1. F&G mieszają mi w głowie przez te imiona ;P
    świetny rozdział ;) nie mogę się doczekać następnego :D:D:D <3
    kocham Phelpsów :D uwielbiam to zdjęcie :D <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  2. lunalevin.blog.pl <--- XI Rozdział ^^' zapraszam <3

    OdpowiedzUsuń