A oto kontynuacja ,od tego momentu to jest jakby drugi tom ,miłego czytania ^^.
-Dzieciaki ,już późno ,idźcie
spać jutro musicie wcześniej wstać.-powiedziała pani Potter wchodząc do salonu.
Chciałam już wstać z kanapy ale
wtedy na moich kolanach pojawiła się dość spora paczka z doklejoną kartką.
Poczta Hermesa
Adresat: Destiny
Nadawca: Ty już wiesz kto! Tęsknimy!!
Cicho się zaśmiałam domyślając się kto mi to wysłał.
Otworzyłam paczkę ,w której była parta czarnych trampków za kostkę ,mało tego
,jak tylko otworzyłam paczkę wyrosły im po bokach małe skrzydełka i zaczęły
latać mi nad głową. Rudowłosa Lily patrzyła na to ze zdziwieniem a jej oczy
lekko błyszczały od lekkiej ekscytacji.
-James…chyba mamy pozdrowienia z obozu.-zaśmiałam się łapiąc
trampki.
-To za te trampki ,które zamordował ci Piekielny Ogar.-chłopak
też się śmiał.
-Piekielne co…?-odezwał się Albus znad podręcznika do ONMS.
Chłopak siedział na podłodze i pakował swój kufer ,z którego
teraz wystawał zielono-srebrny krawat Slytherinu. Nadal nie potrafiłam
zrozumieć jakim cudem trafił do Domu Węża ale nie czepiałam się ,bynajmniej nie
był jak większość Ślizgonów ,w zeszłych latach na rozpoczęcie roku siadał przy
stole z Gryfonami bo zagadywał się z Rose. Nie do końca rozumiałam czemu w
zeszłym roku zaprzyjaźnił się z Malfoy’em ale to jego sprawa ,nie mieszałam się
do tego.
-Więc braciszku tobie nie było dane zobaczyć psa wielkości
ciężarówki ,oj ty mój biedaku.-James pokazał młodemu język.
-Nie muszę oglądać jakichś wymyślnych potworów ,wystarczy mi
,że mieszkamy razem.-odparł młodszy Potter.
-Ty mu zazdrościsz.-prychnęła Lily i przywaliła bratu
poduszką.
James i ja widząc „groźną” minę dwunastolatki roześmialiśmy
się na cały pokój.
-Młoda kocham cię!-zawołał James tarzając się po podłodze.
Rudowłosa pokazała mu język i uśmiechnęła się zadziornie a
Albus w tym czasie wyciągał z włosów pióra.
-Dzieciaki ,bo jutro znowu nie będziecie mogli wstać.-przypomniała
o swojej obecności pani Potter.
-Już idziemy na górę mamo.-odpowiedział Albus ,zebrał swoje
rzeczy ,zostawiając jedynie zapakowany kufer i wybiegł z pokoju.
Lily uśmiechnęła się do nas i też pobiegła do swojego
pokoju. Zauważyłam ,że jeden z trampków mi uciekł i latał nam nad głowami. Coś
czułam ,że prezent był od dzieci Hermesa. Podskoczyłam w górę i złapałam but za
sznurówkę. Oba trampki zamknęłam na powrót w pudełku żeby nigdzie sobie nie
odleciały jak przestanę ich pilnować i razem z Jamesem wyszłam z salonu. Weszliśmy
po schodach na piętro i rozeszliśmy się do pokoi. Ziewnęłam cicho ,postawiłam
pudełko ze skrzydlatymi trampkami niedaleko łóżka ,przebrałam się w piżamę
,zgoniłam Hadesa z mojej poduszki ,wlazłam do łóżka ,zakryłam się kołdrą i
zasnęłam.
***
Stałam po kolana w
lodowatej wodzie w ciemnym lochu ,sklepienie podtrzymywały czarne ,kamienne
kolumny ozdobione kamiennymi wężami. Czułam ,że jestem boso ,miałam na sobie
krótkie spodenki ,koszulkę na ramiączkach i cienką czarną kurtkę. Lochy powoli
napełniały się wodą ,dopiero teraz zobaczyłam ,że jest dziwnie zielona ,jakby
ktoś rozpuścił ciemnozieloną farbę. Cała się trzęsłam z zimna. Rozejrzałam się
w poszukiwaniu wyjścia. Zobaczyłam około sto metrów ode mnie kamienne schody
,rzuciłam się w ich stronę biegiem ale woda mnie spowalniała. Po dwóch minutach
poczułam pod stopami pierwsze kamienne stopnie ,woda sięgała mi już do połowy
ud. Zaczęłam jak najszybciej wspinać się po schodach czego nie ułatwiały mi
bose stopy. Przeskakiwałam po kilka stopni na raz ,ciemna tafla wody była coraz
niżej. Schody były kręte ale w końcu wybiegłam w innym lochu i zatrzasnęłam
drzwi zamykając dojście do schodów jakby to miało powstrzymać wodę. Na ścianach
pochodnie zapłonęły na fioletowo
oświetlając komnatę mdłym blaskiem. Podłoga była czarna ,przypominająca skórę
węża ,płaskorzeźby na ścianach przedstawiały węże ,walczących gladiatorów a na
ścianie po drugiej stronie lochu wycięta w kamieniu była wielka czaszka z
wężowym językiem ,Mroczny Znak. Słyszałam szum wody zbliżającej się do mnie.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu gorączkowo szukając wyjścia ,kilka metrów
dalej były stare ,drewniane drzwi. Pobiegłam w ich stronę i spróbowałam je
otworzyć ale były zamknięte. Wyglądały jakby były tu od wieków więc musiały być
już dość kruche. Nie zwracając na nic uwagi zaczęłam je wybijać uderzeniami
pięści ,w końcu stare drewno rozsypało się i w drzwiach powstała dziura na tyle
duża ,żebym mogła przez nią przejść. Po drugiej stronie był ciemny korytarz ,ściany
były zrobione z kamienia ,przebiegłam nim kilkadziesiąt metrów i trafiłam do
owalnego ,ciemnego pomieszczenia. Podłoga była kilka metrów pode mną ,mniej
więcej na moim poziomie były poukładane wąskie kładki z desek ,które nie
wyglądały na młodsze od drzwi ,które niedawno zniszczyłam. Nade mną znajdowało
się coś w rodzaju sufitu ,widziałam deski ,na których był ułożony. Nie miałam
czasu na czekanie ale nie miałam innej drogi ucieczki niż te deski. Wzięłam
głęboki wdech i ostrożnie weszłam na najbliższą deskę. Stare drewno
zatrzeszczało mi pod stopami ale jakimś cudem nie runęłam w dół. Nie było to
przyjemne doświadczenie chodzić boso po starych deskach ,czułam ,że w stopy
wbijały mi się wióry ale powoli przesuwałam się dalej. W górze usłyszałam łomot
,jakby ktoś strzelał z armaty albo…albo ktoś walczył na różdżki. Sufit zaczął
się trząść ,posypało się niego trochę
piasku ,deski po których chodziłam też lekko się telepały. Dotarłam na skrzyżowanie
dwóch desek kiedy mocniejszy wystrzał wstrząsną całą konstrukcją. Jakimś cudem
się utrzymałam ale sufit nadal się trząsł. Usłyszałam trzask jakby coś pękało i
nagle wszystko zaczęło się sypać. Z góry leciały deski ,kamienie i piach
,powoli w suficie robił się wyłom przez który wpadało światło słoneczne rażące
mnie w oczy. Cały hałas narastał i nagle kilka metrów ode mnie spadł wielki
kawał sufitu łamiąc deski. Wszystko zaczęło pękać ,dziura nade mną powiększała
się a ja czułam ,że za chwile spadnę w dół. Deski pod moimi stopami zaczęły
pękać. Spojrzałam w górę ,przez dziurę ,zobaczyłam rzędy kamiennych siedzeń
zniszczonych przez upływ czasu ,niebieskie ,bezchmurne niebo przecinane
kolorowymi grotami zaklęć. Deski zatrzęsły się tak mocno ,że prawie się
przewróciłam ,zobaczyłam kilka osób ,dwóch chłopaków ,James i Aron ,blondyna
,tak to Luke ,rudowłosa dziewczyna o elfie twarzy ,chłopak o jasnobrązowych
włosach z łukiem w rękach ,czarnowłosa dziewczyna i ,co najdziwniejsze ,lis
wielkości samochodu osobowego o biało-różowym futrze ,wszyscy bronili się przed
postaciami w czarnych szatach z maskami na twarzach. W mózgu zapaliła mi się
jakaś lampka ,coś zaskoczyło i dotarło do mnie gdzie jestem ,rzymskie Koloseum
,tylko skąd ja się tu wzięłam!? Wszystko znowu się zatrzęsło ,deski pękły a ja
poleciałam w dół…
***
Gwałtownie poderwałam się z łóżka i przypadkiem przywaliłam
Jamesowi z otwartej dłoni w twarz.
-Ej ,spokojnie ,mnie też nie cieszy perspektywa umierania z
nudów na historii magii i zdawania SUMów ale to nie powód ,żeby mnie lać.-powiedział
chłopak.
-James ja…to nie tak ,przepraszam.-mruknęłam.
-Okey ,spokojnie.-uśmiechnął się do mnie rozbrajająco i
poczochrał mi włosy dłonią-Wstawaj leniwcu ,zaraz śniadanie.-dodał.
Przetarłam oczy ,ziewnęłam i zeskoczyłam z łóżka.
-Kto ostatni na dole!-zawołałam i rzuciłam się biegiem do
wyjścia z pokoju.
-Ej!-zaśmiał się James i rzucił się biegiem za mną.
Zbiegliśmy po schodach i przepychając się wpadliśmy do
kuchni.
-Pierwsza!
-Pierwszy!
Zawołaliśmy równo. Usłyszałam śmiechy reszty Potterów ,którzy już siedzieli przy stole.
-Pierwszy!
Zawołaliśmy równo. Usłyszałam śmiechy reszty Potterów ,którzy już siedzieli przy stole.
-Tatoooo ,a naprawdę pojedziemy samochodami z Ministerstwa?-zapytała
Lily robiąc do ojca słodkie oczka.
Czarnowłosy auror uśmiechną się do córki znad porannego
wydania Proroka Codziennego i popatrzył na nią przez swoje okrągłe okulary.
-Naprawdę mała ,ale jedz już bo się spóźnimy.-odpowiedział
jej.
-Ale ja nie jestem już głodna.-mruknęła rudowłosa krzyżując
chude ramionka-Chcę już jechać i w wakacje chcę pojechać z Jamesem do obozu
,oni mają pegazy.-strzeliła focha ale wyglądało to tak słodko i zabawnie ,że
ledwie powstrzymałam śmiech.
-Oj mała…-James podszedł do siostry i zmierzwił jej rudą
czuprynę-Naprawdę ci tak na tym zależy?-zapytał kucając przed nią.
-Yhym…zabierzesz mnie?-zrobiła do niego oczka proszącego
pieska.
-Wiesz ,pogadam z Chejronem i zobaczymy co z tego wyjdzie
okey?-uśmiechnął się do niej łobuzersko.
-Yay kocham cię Jamie!-zawłołała z radością i uwiesiła się
na szyi Jamesa.
-Wiem rudzielcu ale zaraz mnie udusisz.-zaśmiał się-A teraz
leć sprawdź czy Hades i Nike gdzieś się nie zgubiły.-puścił do niej oczko.
-Dobra!-zawolała i wybiegła z kuchni.
Miny reszty Potterów po tej scence były bezcenne. Oto ich
syn James ,największy postrach (poza mną) profesor McGonagall zachowywał się
dojrzalej niż zwykle. Chłopak tylko zrobił minę niewiniątka i mocno szturchną Albusa.
-A ty na co się gapisz?-zapytał pokazując mu język.
-Kim ty jesteś i gdzie twoi współplemieńcy porwali
Jamesa?-zapytał młodszy z braci.
-Hmmm…nie wiem ,Desiu ,czy może nie zgubiłaś mnie podczas
wizyty u swojego ojczulka odpowiadającego za żywot trupów?-zwrócił się do mnie.
-Nie wiem ,może podmienili cię na jednego z tych trupów
,które służyły Persefonie.-odpowiedziałam zajmując miejsce przy stole.
Od razu zabrałam się za kanapki z Nutellą i herbatą z
cytryną. Po śniadaniu przejrzałam wszystkie rzeczy ,żeby niczego nie zapomnieć
i z uwagi na fakt ,że moje jedyne trampki wczoraj „umarły” założyłam te
skrzydlate ,odkrycie dnia ,skrzydła się ukrywały jeżeli się tego chciało. O
dziesiątej pod dom podjechało auto z Ministerstwa Magii ,wszyscy się do niego
zmieściliśmy. Pojazd ruszył przez Londyńskie ulice i ze względu na zatłoczenie
miasta pół godziny później byliśmy na dworcu King’s Cross. Peron 9 i ¾ był
wypełniony uczniami i ich rodzinami ,biały dym z czerwonej lokomotywy ekspresu
Londyn-Hogwart ograniczał widoczność ,wszędzie widziałam znajome twarze i słyszałam
znajome głosy ,w powietrzu unosiła się niepowtarzalna atmosfera ekscytacji i ciekawości.
-DES!-rzuciła się na mnie burza jasnych włosów i Yuri prawie
przygwoździła mnie do ściany-Des ,ty wariatko ,sadystko ,zboczeńcu ,leniu ,do
cholery jasnej tęskniłam za tobą jak tonący za powietrzem!-wyrzuciła z siebie
jednym tchem.
-Ja za tobą też ty niewyżyta ,mała ,złośliwa wariatko.-zaśmiałam
się.
Po tym ,całkiem normalnym ,powitaniu poszliśmy zająć miejsca w pociągu ,który niedługo później odjechał wioząc nas z powrotem do szkoły.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak ,Yuri jest całkiem spokojną osobą! Fragment z nią dedykuje Emi ,w końcu to ty ją wymyślałaś ,tak ja dalej o tym pamiętam =D. No to zaczynam na nowo wymyślać intrygi ,problemy i ogólnie Trudne Sprawy xD. Apeluję do Was ,czytałeś=skomentuj ,to naprawdę dużo znaczy.
Hej <3 Zaje fajny rozdział podobają mi się trampki ze skrzydełkami mam nadzieje że kupisz mi takie na urodziny haha xd Bardzo fajnie wyszedł ci opis snu i bardzo mnie wciągnęło twoje opowiadanie czekam z nie cierpliwością na kolejne intrygi i trudne sprawy XDD
OdpowiedzUsuńżyczę także dużo weny :*
Marta :*
Skrzydlate butyyyyy *-* Cem takie! :c Cem, cem, cem! *.*
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity... sen genialnie opisany, jednym słowem cudo. Zielona woda... ;____; A fe! James jest dobrym starszym bratem. :3 A zamiast "Tatoo" przeczytałam "Tatooine". xD Ale to już wiesz. Btw, Yuri jest całkowicie normalna, jej powitanie rozwala. ;D Świetnie, kocham to. <3
Czekam z niecierpliwością na następny.
NMBZT ;*
Masz tego nomina, spamuję;___;
Usuńhttp://starwarsmyhistory.blogspot.com/2013/04/liebster-awards-co-to-jest-liebster.html#comment-form
Okej, wybacz na początku, że piszę tak późno, ale nie mogłam się zebrać, a ten rozdział jest tak genialny, że nie mogłam się powstrzymać przed jęczeniem z zachwytu w kilku miejscach :* To zdanie nie ma najmniejszego sensu jakby je przełożyć na ludzki, ale co tam. Słucham Megan - Straships, to nie moja wina ;D Może zacznę od początku? (jak zawsze )
OdpowiedzUsuńOmosadhinkpsdoknv!! Buty Hermesa *_* Skrzydlate trampki *_* Latające buciki *_* I cała reszta synonimów *_*
Dyskusja James vs Albus o Piekielnych Ogarach mnie powaliła :DDD
No i Severusek w Slythu? Uroczo *-*
Sen ~ ~ ~ O kurczę!
Wymiatasz, dziewczyno! Chciałabym mieć taki dar do tworzenia opisów :c MISZCZU!!! Hahahah i tylko ja wiem co znaczą "czarne włosy" :33 Kocham cię :P Mimo wszystko nadal strasznie intryguje mnie to czy ten sen będzie coś oznaczał czy nie :) WIĘC SZYBKO PISZ NN!
Hahahah! Przywalenie Jamesowi ^^ Och, jak ja ich kocham :D
LILY JEST SUODZIUTKA *_*
NO I - TROSKLIWA WERSJA MOJEGO POTTERKA? KOCHAM TO! AWWWW.... ROZPŁYNĘŁAM SIĘ! *-*
A powitanie z Yuri? - no mistrzostwo no! Leżałam na podłodze ze śmiechu :D
Podsumowując :
Nie umiem wyrazić słowami mojego zachwytu twoim stylem pisania, tym rozdziałem, twoją wyobraźnią, kreatywnością, pomysłowością, talentem, wrażeniami jakich mi dostarczasz, wyobrażeń na temat miejsc, bohaterów, przeżyć, mętliku w mojej głowie i tej niepewności, która ciągnie się przez cały czas - nigdy nie wiesz co się stanie! Chciałabym ci pogratulować tak ogromnych sukcesów w pisarstwie, bo dorównujesz talentem samej J.K. jak i Riordanowi ♥ Ubóstwiam cię! Niech Apollo dalej rozwija twoje umiejętności, bo (mimo, że sam nie jest ... em ... dobry w tym co robi xd) to najlepszy nauczyciel na świecie :33 - ludzkim, herosów i bogów :33
Nie wiem ile razy powtarzałam, że cię kocham więc nie zrobię tego i oryginalnie powiem - masz kopniaka w dupę ode mnie na szczęście i szybko dodawaj nn, bo inaczej się policzymy! Życzę weny, kochana! ;**