sobota, 4 maja 2013

39. "Mnie nic nie ugryzło ,tylko ty zachowałeś się jak idiota!"

Chłodne powietrze owiało moją twarz ,wiatr rozwiał moje włosy przez co część z nich opadła na moją twarz. Odgarnęłam włosy jednym ruchem ręki i podeszłam do barierki Wieży Astronomicznej. Nie myśląc za wiele przewiesiłam nogi przez balustradę i usiadłam na niej. Zapatrzyłam się w ciemne niebo i zacisnęłam dłonie w pięści ,w uszach słyszałam ciche trzaski powodowane przez moje naelektryzowane włosy ,byłam tak wściekła ,że dla normalnego człowieka dotknięcie mnie skończyłoby się teraz porażeniem przez prąd. Sama nie wiedziałam czemu tak się wściekłam. To się po prostu stało ,James mnie olał ,Fred akurat się wmieszał i nagle znalazłam się tutaj. Czemu mnie to w ogóle tak poruszyło? Dziewczyna Jamesowi się spodobała ,zapomniał o mnie i... no sama nie wiem ,wcale nie rozumiałam samej siebie. Co mnie tak wkurzyło? Przecież przyjaźniłam się z Jamesem ,irytowały mnie te plotki ,że jesteśmy parą więc co mi odwaliło? Z drugiej strony do dzisiaj James tak po prostu mnie jeszcze nigdy nie olał ,to naprawdę boli kiedy najlepszy przyjaciel zapomina o tobie kiedy siedzisz obok niego. Pewnie teraz wszyscy poza mną siedzą w Wielkiej Sali i dobrze się bawią... Na myśl o tym poczułam się samotna ,jedna taka Des ,która nigdzie nie pasuje. Kim ja w ogóle byłam? Na pewno nie zwykłą śmiertelniczką ,na pewno nie normalną czarownicą a półbogiem nie mogę się nazwać ,to jest dziecko boga i śmiertelnika ,jeżeli ktoś by się uparł to by powiedział ,że przecież mam ludzkich rodziców i boskich ale co to ma być? Ci ludzcy rodzice to tak naprawdę nie byli moi rodzice ,nigdy nie czułam się częścią tej rodziny ,a boginią przecież też nie jestem ,jakbym była jakimś innym gatunkiem ,jedynym przedstawicielem jakiejś rasy ,nigdzie tak naprawdę nie pasowałam... Dopiero teraz zrozumiałam jaka przepaść jest pomiędzy mną a resztą świata ,i tylko ja o tej przepaści wiedziałam ,inni mogli próbować przez nią przejść ale zawsze w jakimś momencie nie mogli ruszyć dalej ,przez to jaka byłam. Czemu w ogóle bogowie mnie stworzyli? No właśnie ,ja nawet nie zaczęłam swojego życia normalnie!
-Młoda Shadow siedzi na wieży ,wściekła ,że włos się jeży ,Pottera z nią nie ma ,bo on w miłość od pierwszego wejrzenia wierzy...-usłyszałam za plecami złośliwy głos.
-Spadaj Irytek.-mruknęłam cicho.
-Uuuu...żadnej groźby ,żadnego przekleństwa ,no ,no ,ktoś chyba nie ma humoru.-duch podleciał do mnie.
-Nie twój interes ,spadaj!-warknęłam.
-Oj no ,nie łam się ,możesz zawsze poczekać za następnym pokoleniem Potterów ,może ci się poszczęści.
-Odwal się do jasnej cholery! Wcale nie kocham się w Jamesie! Nie twój problem jaki mam humor! Wynoś się!-wybuchłam a oczy mnie zapiekły.
Co mi się do cholery dzieje? Nie będę płakać ,nie przez olewającego mnie Jamesa a tym bardziej nie przez Irytka.
-Spokojnie Shadow ,bo jeszcze Potter cię usłyszy.-zaśmiał się duch.
Trafił w czuły punkt. Skąd on wiedział co się stało. Jak ja go nie znosiłam ,gdybym tylko mogła mu przywalić.
-ADEPTO DE HIC CORAM...!-zaczęłam praktycznie się drzeć ale urwałam kiedy zrozumiałam ,że nagle przerzuciłam się na łacinę.
Irytek popatrzył na mnie ze zdziwieniem i bez słowa odleciał ,przynajmniej będę miała spokój. Teraz byłam jeszcze bardziej wkurzona ,bezwiednie zacisnęłam dłonie na barierce czując jak się trzęsę ze złości. Jednocześnie chciałam coś zniszczyć i żeby jednak ktoś sobie o mnie przypomniał ,przyszedł tu i po prostu mnie przytulił. Nigdy bym tego nie powiedziała na głos ,nie ja ,najbardziej pyskata ,zwariowana i uparta Gryfonka w całej szkole ,która ciągle udowadnia ,że daje sobie radę sama. Wiatr zaczynał wiać coraz mocniej ,gdzieś usłyszałam grzmot ,pojawiła się pojedyncza błyskawica a ,jak dotąd bezchmurne niebo zasłoniła ciemna warstwa chmur. Wcześniej w ogóle nie zanosiło się na burzę ,czy to przeze mnie? Czy tak się wściekłam ,że nieświadomie używałam moich mocy ,z taką siłą ,na którą dotąd nie było mnie stać? Zacisnęłam powieki i potrząsnęłam głową ,jeszcze tego mi brakuje ,może zaraz wywołam jakąś klęskę żywiołową co? Nie ,muszę coś ze sobą zrobić bo nie wytrzymam. Przy moich kostkach zatrzepotały małe skrzydełka ,które jak na zawołanie pojawiły się przy trampkach. Niewiele myśląc zeskoczyłam z barierki w dół. Jeszcze nigdy nie latałam w tych trampkach na takiej wysokości. A co mi tam ,jak spadnę pewnie i tak nic mi nie będzie ,wyhamować upadek umiałam. Nie musiałam się tym przejmować ,praktycznie natychmiast zawisłam w powietrzu i poleciałam w stronę Zakazanego Lasu. Czemu akurat tam mnie ciągnęło? Sama nie wiedziałam ,po prostu chciałam gdzieś zniknąć na jakiś czas ,i tak nikt tego nie zauważy ,wrócę na noc. Wylądowałam na małej na brzegu lasu ,skrzydełka natychmiast się schowały a ja cicho westchnęłam i spojrzałam w górę ,ciemne niebo przeszyła kolejna błyskawica ,nadal byłam wściekła i nie mogłam nic na to poradzić. Ruszyłam przed siebie nie myśląc co może mnie spotkać w lesie ale jeszcze zanim weszłam między drzewa całą okolicę rozświetlił ciepły blask. Odwróciłam się i popatrzyłam prosto na dorosłą kobietę w białej ,greckiej szacie. Bogini... Ciężko mi było określić jej wygląd ,zmieniał się z minuty na minutę ,ale wydawało mi się ,że nigdy nie widziałam kogoś tak pięknego.
-Afrodyta?-odezwałam się w końcu.
Bogini uśmiechnęła się do mnie promiennie i skinęła ręką na znak ,żebym podeszła.
-Nie denerwuj się moje dziecko.-powiedziała a jej głos wydawał się równie idealny ,co jej wygląd.
-J-ja się wcale nie denerwuję eee... mamo...-wyjąkałam.
-Bogini nie okłamiesz młoda.-zaśmiała się Afrodyta-Jestem tu tylko ,żeby trochę ci pomóc.
-Nie rozumiem w jaki sposób pomóc ,dziękuję ,ale świetnie sobie radzę.-odpowiedziałam.
Nad lasem przetoczył się grzmot i rozbłysła błyskawica.
-Dlatego chodzisz po lesie kiedy jest po północy? Dlatego nieświadomie rozpętujesz burzę?-bogini popatrzyła na mnie z powątpiewaniem.
Czyli było już tak późno? Nie zauważyłam kiedy cały ten czas minął ,i nikt mnie nie szukał... Pff...James pewnie nie zauważył nic dziwnego ,przecież tylko nagle zniknęłam!
-Skoro twierdzisz ,że nie potrzebujesz pomocy mogę dać ci tylko radę ,może ci się teraz wydawać to bez sensu ,możesz czuć się odrzucona ,ale naprawdę nie jesteś osamotniona ,może to boli ale takie jest życie ,mogę si teraz obiecać ,że będziesz miała bardzo ciekawe życie uczuciowe ,wszystkie te banalne romansiki są nudne ,nie pozwolę ,żeby ktoś tak wyjątkowy jak ty popadł w taki banał.-powiedziała Afrodyta z błyskiem w oku ,puściła mi oczko i zniknęła.
Stałam kilka minut oszołomiona tym spotkaniem ,dopiero zimny deszcz mnie wybudził z otępienia. Potrząsnęłam głową i zamrugałam kilka razy. Chciałam wrócić do zamku ale bez ostrzeżenia coś wyskoczyło na mnie od tyłu przewracając na mokrą ziemię. Czułam na plecach pulsujące zadrapania. Podniosłam się z ziemi otrzepując się z piasku. Słyszałam ciche warczenie. Proszę ,tylko nie wilkołak. W panice próbowałam sobie przypomnieć kiedy ostatnio była pełnia księżyca ale mózg odmawiał współpracy. Z krzaków wyskoczył ciemny kształt ,poruszał się tak szybko ,że widziałam tylko rozmazaną plamę ,która od czasu ,do czasu warczała. Wilkołaki raczej tak się nie poruszają ,to na plus ,na minus to ,że nie wiedziałam co to jest i nie miałam przy sobie broni ,ani mieczy ,ani różdżki ,jestem idiotką! Zaraz zostanę karmą dla jakiegoś potwora ,normalnie najlepszy wieczór mojego życia ,nie ma co. W końcu stworzenie zatrzymało się ,w ciemności jego żółte oczy świeciły jak reflektory ,czarna sierść dziwnie błyszczała ,jakby była obsypana opiłkami metalu ,z łap wystawały ostre pazury ,miałam wrażenie ,że patrzę na przerośniętego lisa na sterydach. Zwierzę zawarczało odsłaniając ostre zęby i zamachało ogonem. Zaczęłam się cofać ale zanim przeszłam kilka kroków lis skoczył na mnie przygniatając mnie do ziemi. Zaczęłam się szarpać ale zwierzę było za ciężkie. Ledwie uchyliłam głowę kiedy lis próbował mnie ugryźć. I nagle prosto w nas uderzył piorun. Usłyszałam pisk zwierzęcia ,całe moje ciało zesztywniało ,przed oczami miałam jedynie jasny błysk ,a po chwili zrobiło się całkowicie ciemno. Nie wiem ile tak leżałam ale kiedy wszystko wróciło do normy ,poczułam ,że jest mi lżej czyli lis zniknął. Leżałam na zimnej ziemi ,z nieba padał deszcz ,czułam jak na plecach i ramionach pulsują mi ślady po pazurach lisa. Zamknęłam oczy i postarałam się uspokoić oddech ,po chwili podniosłam się. Znowu spojrzałam w niebo i dopiero teraz zorientowałam się ,że niebo jest już pomarańczowe ,musiałam tu być całą noc. Cholera! Nie zwracając uwagi na nic pobiegłam do zamku. Było jeszcze chyba przed szóstą więc na nikogo nie wpadłam. Dobiegłam przed portret Grubej Damy ,szybko podałam hasło i wpadłam do pokoju wspólnego. Pomieszczenie wydawało mi się puste więc nie zwracając na nic uwagi skierowałam się do mojego dormitorium.
-Gdzie byłaś?-usłyszałam głos Jamesa.
Zamarłam w półkroku. Czemu poczułam się winna? Nie! Ja nie byłam winna! Nie ja go olałam! Skoro wtedy o mnie zapomniał to czemu teraz się interesuje gdzie byłam?!
-Nigdzie.-odpowiedziałam krótko i ruszyłam dalej.
Chłopak pobiegł za mną ,wyprzedził mnie i zablokował mi przejście.
-Nie było cię całą noc ,twoja bluzka jest podarta ,masz potargane włosy i jesteś blada ,nie wciskaj mi kitu.-powiedział.
-Nigdzie nie byłam ,po prostu wpadłam na Irytka.-mruknęłam wbijając wzrok w podłogę.
-Tak ,na pewno ,bo poszłaś się przejść o piątej rano po szkole i wpadłaś na Irytka ,który dzisiaj od godziny robi hałas w kuchni.-rzucił ironicznie Potter-Czemu mnie okłamujesz?
-Nie okłamuję cię! Nie twój interes co robiłam ,wcześniej jakoś cię to nie interesowało! Nie muszę ci mówić o wszystkim co robię a teraz daj mi przejść!-wybuchłam.
James popatrzył na mnie ze zdziwieniem i nie poruszył się. Przepchnęłam się obok niego i pobiegłam do dormitorium zostawiając osłupiałego chłopaka samego. I znowu to cholerne poczucie winy ,czemu ja na niego nakrzyczałam? Nie! Sam się prosił ,niech się nie wpiernicza jeżeli to nie jego interes! Wczoraj całkowicie mnie olał ,czemu teraz mam o tym od tak o tym zapomnieć? Bo zrobi do mnie ładne oczka? Bo zapyta czemu mnie nie było? Czy on chociaż zrobił to szczerze ,czy może to Yuri na niego nawrzeszczała po kolacji? To już jest jakaś paranoja ,niecały dzień temu uważałam go za najlepszego przyjaciela a teraz nie jestem pewna czy szczerze interesuje się co się ze mną działo. Gdyby tamta dziewczyna wtedy do nas nie podeszła wszystko byłoby w idealnym porządku. Westchnęłam cicho wchodząc do pokoju ,Yuri jeszcze spała. Po cichu wyciągnęłam czyste ubrania i poszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie zniszczoną bluzkę i resztę ubrań i dopiero teraz zobaczyłam jak ostre były pazury lisa. Na ramionach miałam czerwone ,grube ślady ,nie krwawiły ale strasznie piekły. Nalałam do wanny ciepłej wody i umyłam się ,po około czterdziestu minutach wyszłam z wanny i owinęłam się ręcznikiem. Wysuszyłam włosy i przejrzałam się w lustrze. Jedno musiałam przyznać Jamesowi ,byłam cholernie blada ,pewnie to skutki przywołania tego pioruna i ogólnie całej burzy ,nadal nie rozumiałam jakim cudem to zrobiłam. Potrząsnęłam głową i ubrałam się w świeże ciuchy. Kiedy zaczęłam się czesać wróciłam myślami do spotkania z Afrodytą. Nie do końca wiedziałam jak rozumieć jej słowa "ciekawe życie uczuciowe" ,"dość tych banalnych romansów" z tym drugim się zgodzę ,aż mnie mdliło od tych słodkich romansików ,ale co oznacza ta obietnica o ciekawym życiu uczuciowym? Z moim szczęściem może to znaczyć mniej więcej "masz przerąbane". Z resztą co mnie to teraz obchodzi ,jedyne o czym teraz marzyłam to w końcu móc pogadać z Yuri ,chyba tylko z nią teraz się dogadam. Uczesałam włosy w wysokiego kitka ,pomalowałam oczy czarną kredką i wyszłam z łazienki. Yuri jeszcze spała ,z resztą miała jeszcze trochę czasu ,nie będę sadystką ,niech śpi. Po chichu wzięłam swoją szkolną torbę ,telefon i wyszłam z pokoju. Tak ,jak zakładałam James nadal był  w pokoju wspólnym ,też był już całkowicie ubrany. Unikając patrzenia na niego skierowałam się do wyjścia.
-Trochę za wcześnie na śniadanie co?-odezwał się Potter.
-Nie muszę iść na śniadanie.-rzuciłam od niechcenia.
-Więc co zamierzasz robić?-ciągnął dalej.
-Nie twój interes.-odgryzłam się.
-Co cię dzisiaj ugryzło?-zapytał chłopak podchodząc do mnie.
Mnie nic nie ugryzło ,tylko ty zachowałeś się jak idiota! Czemu faceci muszą być tacy tępi?
-Nic ,to ty nagle potrzebujesz szczegółowych informacji o moim życiu ,nie twój problem co robię.
-Wczoraj nie miałaś takich problemów ,co ci odbiło? Tylko pytam ,jak przyjaciel. Do cholery ,nie było cię całą noc ,kiedy wróciłaś wyglądałaś jak widmo ,jak ja mam się nie martwić!?
-Nic mi nie odbiło ,chcę tylko trochę przestrzeni życiowej! Nie twój interes co robiłam w nocy! Nic mi nie jest ,szczęśliwy!?
Nie czekając na nic więcej ruszyłam przed siebie ale Potter złapał mnie za ramię.
-Des ,proszę ,ja nie chcę się kłócić.-powiedział patrząc mi prosto w oczy.
Nie odpowiedziałam ,chciałam odwrócić wzrok ale patrzył na mnie jak mały szczeniak proszący o uratowanie go. Czemu do cholery on potrafi być taki słodki?! Robi wszystko ,żebym nie była na niego zła w momentach ,w których powinnam mu porządnie skopać dupę!
-James...-westchnęłam zamykając oczy-Ja też nie chcę ,ale... kurde! Sama nie wiem! Nie wiem co się stało! Po prostu weź sobie odpuść! Chcesz wiedzieć co się stało!? Proszę bardzo ,wkurzyłam się ,nawrzeszczałam na Irytka ,spotkałam Afrodytę i... i nie wiem co później ,nagle było już tak późno ,wróciłam i tyle!-wyrzuciłam z siebie.
Byłam świadoma ,że pomijam kilka faktów ,a może nawet kłamię ale na więcej nie mógł liczyć ,powiedziałam to wszystko tylko po to ,żeby dał mi spokój.
-Afrodytę? Czego chciała?-zapytał zdziwiony.
Cholera! Nie powiem! On się nie dowie o czym rozmawiałam z matką!
-Niczego ,tylko rozmawiałyśmy.-mruknęłam.
-Yhym...-nie wiedziałam czy mi uwierzył ,jak nie to był tylko jego problem.
-Koniec przesłuchania?-zapytałam.
-Des ,wiesz ,że to nie tak ,tylko martwię się o ciebie ,wczoraj nawet nie zauważyłem jak zniknęłaś i...-urwał widząc mój wyraz twarzy.
Jeżeli w oczach można widzieć płomienie i błyskawice to właśnie to teraz widział James. Nie zauważył jak zniknęłam tak!? Co z tego ,że darłam się na Freda kiedy on siedział obok ,przecież tego się nie zauważa!
-Nie ,czekaj to nie tak ,że o tobie zapomniałem...-zaczął się tłumaczyć Potter.
-Wiesz ,jeżeli masz mnie dość to powiedz a nie udajesz ,że nie wiesz o co chodzi ,jeżeli kłamiesz to już gubisz się w tych kłamstwach.-powiedziałam ,wyrwałam się z jego uścisku i wyszłam z pokoju wspólnego. 
Może James jeszcze mnie wołał ale nie zwracałam na to uwagi ,zbiegłam schodami nie zwracając uwagi na kierunek ,kiedy zbiegałam w dół w pobliżu trzeciego piętra wpadłam na Freda i prawie się przewróciłam.
-Hej ,przepraszam.-powiedział rudzielec łapiąc mnie za ramię ,żebym nie straciła równowagi.
-To moja wina.-mruknęłam niepewnie się uśmiechając-Dzięki.-dodałam.
-Nie ma za co...-puścił do mnie oczko-Coś się stało?-zapytał widząc wyraz mojej twarzy.
-Nic ważnego.-wymamrotałam odwracając wzrok.
-Bez takich.-powiedział łapiąc mnie za podbródek i zmuszając do spojrzenia mu w oczy-Co się stało?-powtórzył pytanie patrząc mi prosto w oczy.
Spojrzałam w jego brązowe oczy ,kojarzące mi się z czekoladą ,takie same jak oczy Jamesa. Cholera! Czy oni tą zdolność wypraszania wszystkiego oczami dziedziczą!?
-James...-westchnęłam.
Fred cicho westchnął i usiadł na schodach.
-Siadaj ,nikt i tak tutaj nie łazi ,jest za wcześnie.-powiedział i poklepał miejsce obok niego.
Nic nie mówiąc usiadłam obok chłopaka ,było mi trochę głupio ,że wczoraj na niego nawrzeszczałam ,nie był niczemu winny ,chciał tylko pomóc. Tak naprawdę lubiłam go ,po prostu nie spędzaliśmy ze sobą zbyt wiele czasu bo każde z nas miało innych znajomych.
-Więc słucham ,co ten mój kuzyn znowu popsuł?-odezwał się po chwili rudzielec.
-T-to nie do końca tak ,wkurzył mnie bo... no bo najpierw mnie olał a teraz nagle interesuje go każdy szczegół z mojego życia ,ale mam wrażenie ,że... no sama nie wiem ,to jest trochę wymuszone ,no bo przyjaźnimy się ale po wczorajszym to... to jest jakieś nienormalne.-odwróciłam wzrok.
-To było głupie z jego strony.-stwierdził Fred-Miał obok siebie ciebie ,podeszła tamta i o tobie zapomniał ,nawet jej nie zna a ty jesteś...-i urwał jakby nie chciał czegoś powiedzieć.
-Jeżeli brakuje ci synonimów do słowa "porypana" możemy skoczyć do biblioteki po słownik.-podsunęłam.
-Nie ,nie chodzi o to.-zaśmiał się Fred.
-Więc o co?
-Jak na moje to było po prostu głupie ze strony Jamesa ,serio ,jesteś ideałem przyjaciółki ,ja na jego miejscu obojętnie jak bardzo podobałaby mi się inna dziewczyna nie zapomniałbym o tobie.-odpowiedział.
Lekko się zaczerwieniłam i niepewnie uśmiechnęłam. Nie znałam Freda od tej strony ,najczęściej widziałam jak z Georgem coś kombinują ,co później kończyło się dla nich wizytą u McGonagall ,teraz okazało się ,że potrafi być też słodki ,no nie żeby mi się zaczął podobać ale coraz bardziej rozumiałam czemu na swoim roku był tak lubiany.
-No nie mów ,że jesteś taka nieśmiała ,nie nasz szkolny pyskatek.-rudzielec delikatnie szturchnął mnie w bok.
-Pyskatek?-zaśmiałam się.
-No nie znam kogoś kto pyskowałby lepiej niż ty.-odpowiedział Fred-Hmm...chodź ,zaraz ludzie zaczną chodzić na śniadanie.-dodał po chwili i wstał-Pomóc?-wyciągnął w moją stronę dłoń.
-Dzięki.-odpowiedziałam przyjmując pomoc.
Razem zeszliśmy do Wielkiej Sali na śniadanie ,chyba pierwszy raz byłam tu tak wcześnie i zdobyłam sobie kilka spojrzeń "czy ona się rozchorowała?" co mnie bardzo rozbawiło ,to spotkanie z Fredem naprawdę poprawiło mi humor.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie śpię po nocach bo pisze rozdziały xD. No więc na moje urodziny w prezencie dla Was jest strasznie szybko nn (echhh ta moja wena xD). Proszę ,nie mordujcie mnie za te pomysły ,schowajcie różdżki i spiżowe miecze ,jak mnie zamordujecie nie dowiecie się co będzie dalej =P.
*Czytałeś-skomentuj.

3 komentarze:

  1. Awwwwwweeee, radujmy się, cieszmy i jedźmy lody! ♥
    Rozwalasz. ♥ Gupi James, zachowuje się jak skończony idiota, który utonął w budyniu czekoladowym. *foch*
    Pioruny, pioruny, pior...to dlatego mam burzę! Ty ciulu! Weź ją gdzieś zamknij, bo przez nią nie mogę na kompie siedzieć! ._.
    Liss, to mój lis z loga firefoxa? ;o Ojć...
    I nagle James się interesuje. Pff, tępy ciul o ciulowatych zamiarach!
    Fred..czyżby druga miłość? Iskrzy między nimi. *-* Awww.
    Czekam na kolejny.
    NMBZT ♥
    PS NAJ, NAJ, NAJ, NAj! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie obraź się Dess ale pierwsze zdanie było jak z dobrego horroru . xD Takie tam skojarzenia po "Krześle" ^^
    Ej czytam teraz fragment o tym jak cie James "olał" i mam szklanki w oczach... to tak miało być? :o
    Może dlatego że te kilka zdań są wyrwane jak z mojego życia..XD No nie ważne. Czytam dalej .
    Czyżbyś się zakochała w Fredzie??? LALALALALALA Fred i Dess Lalalala. .. *o* Wybacz mam malutką głupaffkę. xD
    Ten rozdział mi się tak podoba że go chyba wezmę i przeczytam jeszcze kilka razy o_O . Jest świetny ♥
    Pozdrawiam największa twoja Fanka ReXi . <33

    OdpowiedzUsuń
  3. OOOOOO NIE! JEŻELI KTOŚ JEST JEJ NAJWIĘKSZĄ FANKĄ TO WŁAŚNIE JA!
    Po tej krótkiej apelacji mogę przejść do komentowania tego jakże arcywspaniałego rozdziału.
    Otóż, Des, szanowna waćpanno...
    Przerosłaś moje najśmielsze oczekiwania i w nagrodę należy ci się wypolerowanie zadka twojego kucyka do krykieta.
    Wpis zaskakujący i bardzo szalony.
    (To takie nowoczesne określenie)
    Z początku przypatrujemy się podminowanej Destiny, która swoją nadpobudliwością wywołuje zawieruchę godną Stalina.
    Zacnie.
    Och, a cóż to za chuligańskie zachowanie, szanowna pani?
    Och, wyzywać śpiewającego błazna?
    Och, czuję się urażona postawą głównej bohaterki.
    Och, no i cóż to za "wytwór nowej technologii"? Skrzydlate buty? Podobnież to niedozwolone! Podobnież przechadzki do Zakazanego Lasu również są niedozwolone! Ach, tudzież jak to mówią - nie wywołuje się wilka z lasu! Pomijając fakt iż okazał się on lisem. Ach, teraz to czuję się zdenerwowana! Ach, jestem nabuzowana negatywną energią. Aż mój drogi służący musiał otrzeć mą spoconą skroń chusteczką! Tak żem się wystraszyła!
    Przechodząc dalej...
    Tudzież mogłabym ci wybaczyć za to iż szanowny szlachcic James współczuł waćpannie, ale przecie to jest haniebne iż wcześniej nie zauważył swego nagannego zachowania. Bynajmniej.
    Ale tu moje serce zaczyna bić szybciej, gdyż na horyzoncie pojawia się rycerz w zbroi - wybawiciel damy w opałach!
    Książę Fred zsiada z rumaka o imieniu Żart i zasiada na tronie koło waćpanny i szepczą sobie o problemach chichocząc delikatnie, a słońce zachodzi...

    Okej, muszę się ogarnąć xD
    Wykwintna część mnie przejęła stery xD
    Ale wiesz, że cię kocham?! :D
    Poza tym spotkała Afrodytkę, więc wiesz... LOVE OCH LOVE! xDD
    Ojojojojoj, dobry humor jest good :3
    Nie ma co się bulwersować :D
    Skomplikowane życie emocjonalne me gusta <3
    Owoawo :D
    Znam skądś ten magiczny wzrok Jamesa, zawsze gapi się tak na mnie kiedy zabiorę mu ciasto sprzed noska *-*
    Jestem głupia xD
    Dobra...

    Podsumowując:

    Nadal nie pojmuję skąd szanowna waćpanna bierze te wszystkie arcycudowne pomysły. Mam nadzieję, że mój gołąb pocztowy prędko dostarczy ten list gdyż iż dlategoż boż ponieważ zależy mi na czasie. Proszę o list zwrotny w expresowym tempie. Mój mąż James właśnie zgubił buty.
    Okej, ale serio - oddaj mi troszkę swojego geniuszu ._. Zazdroszczę ci takiego talentu!
    Pisz proszę szybko nowe rozdziały :D
    A teraz wkładam skrzydlate butki, opuszczam Hogwart i lecę na Paradwyn :*

    Do zobaczenia tam!!

    ~ TWOJA NAJNAJNAJNAJNAJNAJNAJNAJNAJNAJNAJNAJNAJNAJWIERNIEJSZA FANKA (FOREVER!!!!! COKOLWIEK KTOKOLWIEK BY NIE POWIEDZIAŁ!!!), KTÓRA CIĘKOCHA JAK GŁUPI KOCHA SWOJĄ KACZKĘ I JAK NIALL KOCHA JEDZENIE I JAK HARRY POTTER KOCHA SNAPE'A XD KOCHAM CIĘ STARUCHO :*
    JESZCZE RAZ NAJLEPSZEGO!!

    POZDRAWIAM KOZO! ♥

    Kath ;*

    OdpowiedzUsuń