piątek, 11 października 2013

54. Dzień kompletnego przesłodzenia i ataku blond klonów cz.1

Siedziałam przy stole Gryfonów jedząc tosty z pieczarkami i szynką, przy okazji przeglądałam Facebooka na telefonie. Dzięki bogom już od jakiegoś czasu w szkole dawało się używać komputerów i telefonów specjalnie przystosowanych dla czarodziejów, ponieważ mugolskie zawsze się psuły, no i błogosławieństwem był ogólnodostępny internet. Po zjedzeniu drugiego tosta sięgnęłam po herbatę nie odrywając wzroku od telefonu. Nie żeby było tam coś ciekawego, głównie posty zakochanych gołąbeczków, fanek boysbandów i takie tam, po prostu wszystko od czego chciało się rzygać tęczą. Zastanawiam się jak kiedyś mogłam tak szaleć za podobnymi zespołami. Chyba naprawdę się zmieniłam przez ostatni czas. Westchnęłam teatralnie i odłożyłam telefon. Akurat ktoś poklepał mnie w ramię. Wyrwana z zamyślenia prawie dostałam zawału. Poruszyłam się gwałtownie rozlewając herbatę na nogę. Natychmiast poczułam jak gorący napój parzy mi skórę. Syknęłam cicho szybko ścierając herbatę ze skóry, która już była zaczerwieniona.
-Przepraszam. Nic ci nie jest?-usłyszałam głos wydający się znajomy.
Obróciłam się niepewnie. Wysoki blondyn o niebieskich oczach i lekko zamyślonym wyrazie twarzy ubrany w mundurek Ravenclawu patrzył na mnie przepraszająco.
-Nic się nie stało...-odpowiedziałam próbując sobie przypommnieć na kogo patrzę.
-Oj Dessy, znowu zapomniałaś moje imię?-zapytał z lekkim rozbawieniem Krukon.
-Eeee...yyy...nie! Wcale nie...mózg mi laguje i tyle...Lysander...Lorcan...no...eee...cholera...Scamander!-odpowiedziałam zapominając o lekko poparzonej nodze.
Chłopak wywrócił oczami i zaśmiał się. Czemu go tak bawi?! Jak ja uwielbiam tych bliźniaków...no nie idzie ich rozróżnić! Praktycznie jak Fred i George tylko, że Weasley'owie nie byli braćmi. Można dostać oczopląsu kiedy próbuje się ich rozróżnić! Chłopak nadal patrzył na mnie szczerząc się jak Hagrid do smoka. W jego niebieskich oczach widać było rozmażenie...no i ja naprawdę lubię niebieski. Jego oczy przypominały mi niebo, albo ocean, do którego tak tęskniłam. Uwielbiałam wskakiwać między fale i siedzieć pod wodą całymi godzinami. Posejdon pęka z dumy nie? No na pewno. A wracając do Scamandera to...no dobra, był przystojny tak samo jak jego brat, ale nie żeby coś...No bo ja wcale się nie zakochałam! Nie, miłości mówię zdecydowane "nie" i koniec! Mam dość przynajmniej na kilka lat.
-Co się tak szczerzysz? Lepiej powiedz, który jesteś.-powiedziałam.
-Oj wybacz, nie chciałem ci przerywać wpatrywania się we mnie.-odpowiedział pokazując mi język.
-Ja...ja się w ciebie nie wpatrywałam.-wymamrotałam czując ciepło w okolicach policzków.
-No pewnie, i wcale się nie czerwienisz.-zaśmiał się blondas.-Yhh...ja...to nic nie znaczy.-zająknęłam się.
-No pewnie, jak sobie wolisz.-wzruszył ramionami.
-Po prostu powiedz jak masz na imię.-jęknęłam z lekką irytacją.
-Ależ proszę bardzo, Lysander, zapomniałaś, że mój brat ma znamię na szyji po oparzeniu? Ja nie jestem taką ciamajdą, żeby wpaść na własną różdżkę.-odpowiedział z lekkim uśmieszkiem.
-Och...no tak...mam zaćmienie umysłu.-westchnęłam.
-Jak każdy w poniedziałek rano, nie przejmuj się.-Scamander puścił do mnie oczko-Co z nogą?-zapytał spoglądając na moje zaczerwienione udo.
Popatrzyłam na lekko sparzoną skórę. Trochę to piekło, pewnie gdyby nie moja trochę większa odporność na takie małe urazy to pewnie bolałoby bardziej. Pewnie szybko się zagoi, ale nie zmieniało to faktu, że teraz piekło jakbym miała tam miniaturowy Tartar. Mimo to uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami.
-Jest dobrze.-odpowiedziałam.
-Chwila...-powiedział Lysander wyciągając różdżkę.
Wykonał delikatny ruch nad moją nogą a ja poczułam kojące zimno. Moja skóra była już tylko lekko różowa.
-Dzięki.-uśmiechnęłam się niepewnie.
-Nie ma za co, to zwykłe zaklęcie chłodzące.-odpowiedział blondyn-O ile się nie mylę mamy historię magii.
-Yhym...jakoś mi się nie śpieszy.-mruknęłam.
-Co powiesz na powolny spacerek pod klasę?-zapytał Scamander wyciągając do mnie dłoń.
-Powiedziałabym, że nie chcę, ale skoro proponujesz to ty...no niech będzie.-odpowiedziałam wstając. 
Chłopak uśmiechnął się do mnie, wyglądał jak męczennik słuchający ostatniego dowcipu przed śmiercią. Ruszyliśmy przez Wielką Salę jakbyśmy byli olimpijczykami wchodzącymi na stadion. No nie ukrywam...pierwszoroczniaki czasami patrzyły na mnie jak na boga...wiele się nie myliły. Szybko dotarliśmy pod klasę, gdzie inni uczniowie siedzieli rozgadani albo próbowali jeszcze odespać. Oczywiście co najbardziej rzuciło mi się w oczy? James z Alice przyklejeni do siebie jakby ktoś rzucił na nich zaklęcie trwałego przylepca.
-No nie...idę zwrócić śniadanie.-mruknęłam krzywiąc się.
Scamander spojrzał na mnie z lekkim rozbawieniem.
-Zazdrosna?-zaśmiał się lekko szturchając mnie w bok.
-Pfff...jeszcze czego! Jeżeli będę zazdrosna to znaczy, że mój mózg zupełnie wysiadł.-prychnęłam.
-To o co ci chodzi?-zapytał.
-Nie muszą się z tym tak obnosić...no weź, takie klejenie się do siebie mogą zachować na później, nie przy ludziach.-odpowiedziałam.
-No też racja...Ej, co ty knujesz?
-Zobaczysz.
Podeszłam do naszych kochasiów nieświadomie "kręcąc" biodrami. Czy Lysander przyglądał się temu? Pewnie tak, ale jakoś mnie to teraz nie interesowało. Stanęłam mniej więcej nad Jamesem i odchrząknęłam.
-Potter, prosiłam cię już wcześniej, opanuj się albo wynajmij dla was pokój.-powiedziałam.
Nie musiałam się za bardzo starać o zirytowany wyraz  twarzy. James odkleił się od Włoszki i popatrzył na mnie. Najpierw miał minę jakby zupełnie nie wiedział co się dzieje, ale po chwili zaczerwienił się.
-Eee...a tobie co do tego?-wymamrotał.
-Może to, że nie wszyscy chcą oglądać jak się obściskujecie.-odpowiedziałam.
-Powiedziała ta, co rok temu jak ślepa wróciła do jednego z największych szkolnych podrywaczy.-wywrócił oczami.
-Dobrze wiesz, że tak nie było.-warknęłam.
-A nawet pomijając to, przecież co chwila łazisz z innym chłopakiem, wcześniej był Fred, teraz ten Roven czy jakoś tak, dzisiaj przychodzisz z Lysanderem...-Potter wstał.
Dobra, znowu urósł, teraz górował nade mną o tyle, że mogłam poczuć się naprawdę mała.
-Po pierwsze, to był Raven, po drugie co ci do tego, z kim gadam? Wiesz, że nic mnie z nimi nie łączy.-szturchnęłam go jednym palcem z zaciętą miną.
-No peeeewnie...w sobotę to wyglądało jakbyś miała ochotę zabrać się z tym chłopakiem. Byliście tylko ze sobą przez kilka tygodni, skąd mam wiedzieć co się działo?
-Hmmm...może stąd, że nie miało co się dziać? Dobrze wiesz, że na razie mam dość chłopaków. Poza tym co ci do moich znajomości? Zazdrosny jesteś?-wyrzuciłam z siebie.
-Nie jestem zazdrosny. Może to ty jesteś co?-odparł.
-Jeszcze czego.-prychnęłam wywracając oczami-Jakbym miała być zazdrosna najpierw musiałabym dostać pustakiem w łeb.
Usłyszeliśmy śmiechy. Oboje równocześnie się rozejrzeliśmy. Alice i dwóch blondynów stało po naszych bokach śmiejąc się jak nigdy.
-Co?!-zapytaliśmy idealnie równo.
-Jesteście świetni. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego przedstawienia.-odpowiedział jeden ze Scamanderów.
-Zmuszacie mnie do przyznania racji Lorcanowi.-dodał drugi.
-To nawet słodkie kiedy się tak wkurzacie.-dodała Alice całując Jamesa w policzek.
-Eee...yyy...-zająknął się Potter czerwieniąc się.
-Nooo nie! Muszę w końcu wynaleźć te witaminy na miłość, ta straszna choroba pozbawiła Jamesa charakteru!-wzniosłam oczy "do nieba".
Potter trzepnął mnie w ramię pokazując mi język. Odpowiedziałam mu tym samym.
-Jamie, idę na lekcje, zobaczymy się później.-powiedziała Włoszka.
Jeszcze raz się pocałowali, ekhem, nie mogłam się powstrzymać od zrobienia kilku min, i Alice poszła. Po kilku minutach rozległ się dzwonek, chociaż dla mnie brzmiało to raczej jak marsz pogrzebowy, i zaczęła się tortura.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Szubi dubi! *.* Powracam wymachując tenisówkami po pokoju. Żeby napisać rozdział udawałam, że piję herbatę bo rodzice marudzili, że mam iść spać. No i tak siedzę słuchając When I Was A Teenager, w TV lecą Kuchenne Rewolucje gdzie Madzia Gesller wącha kotlety (to da się ćpać?! O.O) i tak jakoś to leci. Dedykacja dla Cupcake, proszę bardzo, oto Scamanderowie :3 Dobrze, kończę to pieprzenie bo na mnie chyba źle działa ta herbata i szampon do włosów.
Do napisania <3

3 komentarze:

  1. Co tu dożo mówić? Jest jak zwykle genialnie ;3 Weź Ty zerwij Jamesa i Alicję, bo umrę na cukrzycę. Serio, tak mi cukier podskoczył, że nawet gruszka nie pomogła O.o Nie wiem, co napisać, więc wypowiem się zupełnie jak Pan D. Jest świetnie, bla, bla, bla, i tak nikt tego nie czyta XD
    Wybacz, za tak krótki komentarz, ale oszczędzam wenę ;d
    Idąca jeść gruszkę, Scarlett ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nikt nie czyta? ! Ja czytam! Tylko nie komentuje,bo nie umiem, albo kròtko komentuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha, jebłam. *.* Rozdział cudowny, to wszystko boskie po prostu. Najlepszy, zajebisty, genialny. Des mnie rozwala i jest podobna do Des. xD
    Kleją się, ale ja wciąż jestem za Restiny. <33 <33 <33 <33 Restiiiny. <3 <3
    Kocham ten paring i ten paring ma istnieć, oddawaj Ravena. :c Plose.
    Czekam na kolejny.
    NMBZT. <3

    OdpowiedzUsuń