-Jednak chcesz się zabawić? Słodkie, beznadziejne, skazane na porażkę bohaterstwo, z jednej strony aż mnie mdli...ale to takie zabawne patrzeć jak próbujecie wygrać, chociaż to i tak jest niemożliwe.-odezwała się przesadnie słodkim a jednocześnie wrednym głosem, który jednak był też moim głosem.
Nie odpowiedziałam, chętnie bym odpyskowała, wyrzuciła z siebie wszystko, ale rozmowy z samą sobą są chyba początkiem objawów problemów z psychiką nie? Dopiero kiedy chciałam zaatakować zorientowałam się, że nie mam broni. Pięknie! Nienawidzę magicznych prób i walki z samą sobą w mrocznej wersji!
-Ojej, malutka, naiwniutka córeczka bogów jest bezbronna, ale szkoda.-zaśmiała się.
Przez chwilę stałam zdezorientowana, nie miałam nic, miecza, łuku, włóczni, różdżki, nawet głupiego kija! Jak mam z nią walczyć skoro nie mam czym?! Wspominałam, że jestem głupia? No właśnie, myślenie u mnie nie działa tak jak powinno i czasami z opóźnieniem dociera do mnie część informacji, na przykład takich jak to, że mogę chociaż spróbować walczyć bez miecza, pewnie za długo to nie potrwa, ale jeżeli już mam umrzeć to nie będę na to spokojnie czekać! Chcą mnie zabrać do piekła, to niech zabiorą, ale drapiącą, gryzącą i kopiącą, wcześniej się nie poddawałam, teraz też będę walczyć, nawet jeżeli mam przegrać.
-Wcale nie jestem bezbronna.-warknęłam cicho i w jednej chwili z moich dłoni wyskoczyły błyskawice trafiając drugą mnie w pierś i odrzucając ją w tył.
Rozległ się dźwięk uderzenia ciała o podłogę i zapadła cisza. Widziałam jak leży kilka metrów ode mnie, przez jej ciało przeskakiwały ostatnie wiązki elektryczności kiedy się poruszyła i podniosła, nawet nie było widać żeby to coś jej zrobiło, podeszła do mnie z wyrazem rozbawienia na twarzy.
-Możesz próbować, ale znam cię lepiej niż wszyscy inni, znam każdy twój ruch, wiem jak myślisz, jesteśmy tą samą osobą, nie pokonasz mnie, jesteśmy takie same...z tym, że ja zdecydowałam się powielić swoja moc i jestem silniejsza.-syknęła i zanim się zorientowałam jej dłonie zacisnęły się na mojej szyi.
Zaczęłam się wierzgać, próbowałam oderwać jej ręce od siebie, ale ona tylko zaciskała swój uścisk, paznokcie wbijały się w moja skórę, z której zaczęła wypływać krew. Zaczynałam się dusić i nie mogłam nic zrobić. Byłyśmy takie same, a skoro tak, ja też mogłam stać się taka jak ona, jeżeli przeżyję, wcześniej czy później mogę zostać nią. Nie chciałam tego, nie chciałam taka być, ale czy mam na to wpływ?
-Jesteśmy takie same, nie zmienisz tego i nie pokonasz mnie.-powiedziała jakby odczytując moje myśli i zacisnęła dłonie jeszcze mocniej.
Spojrzałam na jej twarz, tak podobną do mojej a jednak inną, popatrzyłam jej w oczy i...nagle tysiące wspomnień przeleciało mi przed oczami, większości nawet nie zdążyłam się przyjżeć. Zaczęło się od płonącego zamku, Hogwart stał w płomieniach, walił się, czy właśnie tak mogło się stać już wiele lat temu? Może zamek przetrwał tylko, po to, żeby zniszczył go ktoś inny. Widziałam uczniów, nauczycieli, centaury, skrzaty domowe i inne stworzenia uciekające z Zakazanego Lasu, który też stał w płomieniach, jedynie nad jeziorem stały dwie postacie, które ogień omijał, jedna klęczała na jednym kolanie, druga stała nad nią i wyciągała do niej dłoń. Tą klęczącą byłam ja, w podartych szkolnych szatach, drugiej widziałam tylko ciemny zarys. Chwyciłam jej dłoń, wstałam i uśmiechnęłam się, tylko, że to nie byłam dokładnie ja...bardziej przypominałam tą drugą mnie, tą złą, tylko jeszcze nie w pełni, nie miałam na ramieniu tylu zawiłych symboli, dopiero zaczynały się tworzyć, jakbym dopiero przeszła na stronę zła. Wszystko się rozmyło, przeniosłam się na plażę w obozie, tylko piasek przestał być złoty, woda zrobiła się szara a w powietrze unosiły się słupy dymu. Tym razem nie było gdzie uciekać, cały obóz był otoczony kręgiem płomieni, widziałam jak umierają drzewa a razem z nimi nimfy, słyszałam krzyki obozowiczów i zobaczyłam siebie, to znaczy tamtą mnie, która zabijała innych herosów bez opamiętania. A potem skądś wyskoczył James, nie słyszałam co mówi przez krzyki innych, dochodziły do mnie tylko strzępki słów "Nie chcę z tobą walczyć...to nie jesteś ty...proszę przestań...ty przecież nie jesteś zła...". Może powiedziałby coś jeszcze, gdyby nie przebił go na wylot miecz...I wszystko skończyło się równie szybko jak się pojawiło. Teraz rozumiałam, ona nie była mną, ja nigdy bym tego nie zrobiła. Zacisnęłam dłonie na jej nadgarstkach i zaczęłam ją odpychać.
-Nie jesteśmy takie same, nie jesteś mną, ja nie jestem taka, jak ty, masz mnie tylko nastraszyć, ja nigdy taka nie będę!-coś między nami błysnęło i odepchnęłam ją na przeciwległą ścianę.
Podeszłam do niej, już nie wstawała. Nie mogła być mną, nie zrobiłabym nic z tych rzeczy, które ona zrobiła, może uświadomiła mi to dopiero wizja, w której zabijam Jamesa, może wszystkie te wizje na raz, nie ważne, ale ja nigdy nie dopuszczę, żeby stały się prawdziwe. Druga Destiny już się wcale nie poruszała, teraz była tylko kukłą z pustymi oczami, która po chwili rozbiła się jak szkło uderzone łomem. Nie wierzyłam w to, ale wygrałam, nawet nie wiedziałam jak, ale nie nacieszyłam się tym długo, znowu gdzieś mnie pociągnęło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tam ta ra ta taaaam *fanfary*. A oto efekty wykorzystania mojej chorej wyobraźni po 1 w nocy. Trochę dziwnie to wyszło, jak dla mnie znowu słabo, ale ocenę już pozostawiam Wam, proszę o komentarze ze szczerą opinią (szczerą, nie hejtami, bo ktoś nie ma nic ciekawszego do roboty niż leczenie swoich kompleksów kosztem innych), anonimy też mogą zostawiać komentarze. Dedyk dla Wiki i Kath <3. Dziękuję, pewnie już nikt tego nie czyta więc już nie przynudzam, do napisania.
-Wcale nie jestem bezbronna.-warknęłam cicho i w jednej chwili z moich dłoni wyskoczyły błyskawice trafiając drugą mnie w pierś i odrzucając ją w tył.
Rozległ się dźwięk uderzenia ciała o podłogę i zapadła cisza. Widziałam jak leży kilka metrów ode mnie, przez jej ciało przeskakiwały ostatnie wiązki elektryczności kiedy się poruszyła i podniosła, nawet nie było widać żeby to coś jej zrobiło, podeszła do mnie z wyrazem rozbawienia na twarzy.
-Możesz próbować, ale znam cię lepiej niż wszyscy inni, znam każdy twój ruch, wiem jak myślisz, jesteśmy tą samą osobą, nie pokonasz mnie, jesteśmy takie same...z tym, że ja zdecydowałam się powielić swoja moc i jestem silniejsza.-syknęła i zanim się zorientowałam jej dłonie zacisnęły się na mojej szyi.
Zaczęłam się wierzgać, próbowałam oderwać jej ręce od siebie, ale ona tylko zaciskała swój uścisk, paznokcie wbijały się w moja skórę, z której zaczęła wypływać krew. Zaczynałam się dusić i nie mogłam nic zrobić. Byłyśmy takie same, a skoro tak, ja też mogłam stać się taka jak ona, jeżeli przeżyję, wcześniej czy później mogę zostać nią. Nie chciałam tego, nie chciałam taka być, ale czy mam na to wpływ?
-Jesteśmy takie same, nie zmienisz tego i nie pokonasz mnie.-powiedziała jakby odczytując moje myśli i zacisnęła dłonie jeszcze mocniej.
Spojrzałam na jej twarz, tak podobną do mojej a jednak inną, popatrzyłam jej w oczy i...nagle tysiące wspomnień przeleciało mi przed oczami, większości nawet nie zdążyłam się przyjżeć. Zaczęło się od płonącego zamku, Hogwart stał w płomieniach, walił się, czy właśnie tak mogło się stać już wiele lat temu? Może zamek przetrwał tylko, po to, żeby zniszczył go ktoś inny. Widziałam uczniów, nauczycieli, centaury, skrzaty domowe i inne stworzenia uciekające z Zakazanego Lasu, który też stał w płomieniach, jedynie nad jeziorem stały dwie postacie, które ogień omijał, jedna klęczała na jednym kolanie, druga stała nad nią i wyciągała do niej dłoń. Tą klęczącą byłam ja, w podartych szkolnych szatach, drugiej widziałam tylko ciemny zarys. Chwyciłam jej dłoń, wstałam i uśmiechnęłam się, tylko, że to nie byłam dokładnie ja...bardziej przypominałam tą drugą mnie, tą złą, tylko jeszcze nie w pełni, nie miałam na ramieniu tylu zawiłych symboli, dopiero zaczynały się tworzyć, jakbym dopiero przeszła na stronę zła. Wszystko się rozmyło, przeniosłam się na plażę w obozie, tylko piasek przestał być złoty, woda zrobiła się szara a w powietrze unosiły się słupy dymu. Tym razem nie było gdzie uciekać, cały obóz był otoczony kręgiem płomieni, widziałam jak umierają drzewa a razem z nimi nimfy, słyszałam krzyki obozowiczów i zobaczyłam siebie, to znaczy tamtą mnie, która zabijała innych herosów bez opamiętania. A potem skądś wyskoczył James, nie słyszałam co mówi przez krzyki innych, dochodziły do mnie tylko strzępki słów "Nie chcę z tobą walczyć...to nie jesteś ty...proszę przestań...ty przecież nie jesteś zła...". Może powiedziałby coś jeszcze, gdyby nie przebił go na wylot miecz...I wszystko skończyło się równie szybko jak się pojawiło. Teraz rozumiałam, ona nie była mną, ja nigdy bym tego nie zrobiła. Zacisnęłam dłonie na jej nadgarstkach i zaczęłam ją odpychać.
-Nie jesteśmy takie same, nie jesteś mną, ja nie jestem taka, jak ty, masz mnie tylko nastraszyć, ja nigdy taka nie będę!-coś między nami błysnęło i odepchnęłam ją na przeciwległą ścianę.
Podeszłam do niej, już nie wstawała. Nie mogła być mną, nie zrobiłabym nic z tych rzeczy, które ona zrobiła, może uświadomiła mi to dopiero wizja, w której zabijam Jamesa, może wszystkie te wizje na raz, nie ważne, ale ja nigdy nie dopuszczę, żeby stały się prawdziwe. Druga Destiny już się wcale nie poruszała, teraz była tylko kukłą z pustymi oczami, która po chwili rozbiła się jak szkło uderzone łomem. Nie wierzyłam w to, ale wygrałam, nawet nie wiedziałam jak, ale nie nacieszyłam się tym długo, znowu gdzieś mnie pociągnęło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tam ta ra ta taaaam *fanfary*. A oto efekty wykorzystania mojej chorej wyobraźni po 1 w nocy. Trochę dziwnie to wyszło, jak dla mnie znowu słabo, ale ocenę już pozostawiam Wam, proszę o komentarze ze szczerą opinią (szczerą, nie hejtami, bo ktoś nie ma nic ciekawszego do roboty niż leczenie swoich kompleksów kosztem innych), anonimy też mogą zostawiać komentarze. Dedyk dla Wiki i Kath <3. Dziękuję, pewnie już nikt tego nie czyta więc już nie przynudzam, do napisania.