piątek, 5 lipca 2013

45. Smoki, orzechy i krzyże

Tak jak wspominałam wcześniej, siedziałam z Ravenem w jakiejś starożytnej świątyni nieznanego pochodzenia, z jego pleców wyrastały smocze skrzydła w kolorze bursztynu, był już późny wieczór a my...no tak jakby zgubiliśmy nasz samolot do Rzymu, no po prostu świetnie! Weszłam do świątyni, główna sala była porośnięta winoroślami, w równych odstępach stały białe kolumny podpierające wysoki sufit a wokół nich oplatały się czarne smoki, podłoga była wykonana z gładkiego kamienia, który popękał i wykruszył się, w ścianach były wielkie otwory po dawnych oknach, przez które wpadały do środka resztki dziennego światła. Raven wszedł ze mną rozglądając się na wszystkie strony.
-Jej...-wyrwało mi się.
-Właśnie...-mruknął.
-No to...eee...na razie chyba tu zostaniemy nie?-odezwałam się.
-A rano z buta do Rzymu?-odpowiedział pytaniem Raven.
-Niestety, nie mam pojęcia jak trafić do biura przewozowego Hermesa.-mruknęłam.
-Damy sobie radę...zaraz wykombinuję ognisko bo tu zamarzniemy.-powiedział Raven.
Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się z rozbawieniem.
-O to się nie martw...patrz.-wyciągnęłam przed siebie dłoń, na której zatańczyły pomarańczowe płomyki.
Raven spojrzał na mnie z nieukrywanym zaskoczeniem, po chwili uśmiechnął się do mnie.
-Jak ty to...? Nie zrozum mnie źle, to mnie nie dziwi, sam tak potrafię, ale...ty jesteś dzieckiem boga nie?-zapytał.
Teraz była moja kolej na zdziwienie, popatrzyłam na niego, ostatnie promienie światła odbijały się od jego skrzydeł a amulet pobłyskiwał złotym blaskiem.
-Jestem dzieckiem wszystkich bogów, nie pytaj jak to możliwe, sama tego nie rozumiem...to akurat prezent od Hefajstosa...ale ty...kim czy czym ty jesteś?
-Może lepiej usiądziemy, to dość zawiłe.-odpowiedział Raven.
Zrobiliśmy sobie miejsce pod tylną ścianą sali, razem rozpaliliśmy ognisko złożone z uschniętych gałązek poobrywanych z roślinności porastającej ściany i kolumny świątyni, Raven znalazł dla nas dwa koce a ja kilka czekoladowych batonów i wodę, ze spodni wyciągnęłam telefon (nie mam pojęcia jak przetrwał moje powietrzne akrobacje) i nie mam pojęcia po co, ale włączyłam jakąś muzykę. Przez dawne okna było teraz widać ciemne niebo i gwiazdy, Raven schował smocze skrzydła, nasze twarze oświetlały pomarańczowe płomienie z ogniska, siedzieliśmy obok siebie i jedliśmy batony. Przypomniały mi się wakacje, kiedy razem z Jamesem siedziałam w obozie przy ognisku i posmutniałam, chciałabym żeby było tak, jak dawniej, ale czy to jeszcze było możliwe?
-Wszystko dobrze?-zapytał Raven jakby wyczuwając mój nastrój.
-Tak, nie martw się...-pokiwałam twierdząco głową-Zapomnijmy o mnie, miałeś mi wyjaśnić kim jesteś.-dodałam patrząc na niego wyczekująco.
Chłopak popatrzył na mnie, w jego zielonych oczach odbijał się blask ognia, ale nie byłam pewna, czy to ogień z ogniska czy w jego oczach naprawdę płonęły małe płomyki, falowane, brązowe włosy błyszczały od pomarańczowych refleksów. Uśmiechnął się do mnie tak, że skojarzył mi się z kotem, trochę jakby mówił "patrz jaki jestem słodki", trochę jakby prosił o coś a trochę jakby coś kombinował, przez chwilę nie mogłam oderwać od niego wzroku.
-Może zacznę od tego, że twoi bogowie nie są jedynymi bóstwami...wiesz, praktycznie wszystkie starożytne cywilizacje wierzyły w smoki...-zaczął.
-No tyle wiem, czarodzieje też mają smoki, wujek mojego...znajomego pracuje w Rumunii, bada smoki.-wtrąciłam.
-Wiem...ale ja zmierzam do czegoś innego. Widzisz, większość ludzi bała się smoków, tak naprawdę to było nieuzasadnione, smoki są strażnikami wszelkich żywiołów na przykład w Chinach i Japonii wierzono, że są strażnikami wody, w starożytnych czasach pilnowały równowagi między dobrem a złem, porządkiem a chaosem, były praktycznie równe z bogami, ich głównym zadaniem było pokonanie Wielkiego Węża, nie znam jego prawdziwego imienia, ale był uosobieniem zła i chaosu, chciał zniszczyć świat przez zniszczenie bogów i zatrucie swoim jadem Drzewa Świata, kiedy został zamknięty w wiecznym więzieniu przez pięć najpotężniejszych smoków zapanował spokój, a smoki nie były już stale potrzebne, wtedy wybrały ludzi, których uważali za odpowiednich i oddały im swoje dusze i moc.-zakończył i znowu na mnie popatrzył.
Wyraz mojej twarzy pewnie był teraz bardzo zabawny, bo chłopak ledwie powstrzymywał śmiech. Świetnie, ten świat robi się coraz ciekawszy, zaraz nawet wiewiórki będą magiczne.
-Dobra, rozumem chyba połowę, więc teraz wyjaśnij mi co to jest Drzewo Świata i jaki to ma związek z tobą.-odezwałam się po kilku minutach.
-Drzewo Świata...no jakby to...najczęściej jest przedstawiane jako centrum wszechświata, to oczywiście nieprawda, ale jest ono źródłem energii życiowej, to znaczy jego owoce posiadają wiele mocy, mogą chronić, odnawiać życie i inne takie.-wytłumaczył.
-Dobra, a co ty masz z tym wspólnego?
-Wszyscy ludzie, w których wstąpiły smoki przekazywali tę moc przez następne pokolenia, mam w sobie ducha smoka ognia.-odpowiedział.
A myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy! Potrząsnęłam głową próbując się wyrwać z otępienia, podniosłam wzrok na Ravena, który niepewnie się uśmiechnął.
-Teraz wyglądasz jak kot, który widzi czerwoną kropkę.-zaśmiał się.
-Zamknij się, ty jesteś Tabalugą po solarium.-pokazałam mu język.
Oboje się roześmialiśmy, niedługo później poszliśmy spać.
~James~
Czwartek rano, świetnie, zaczynamy opieką nad magicznymi stworzeniami, nie byłoby tak źle gdyby nie Ślizgoni. Dalej nie mogłem uwierzyć, że Alice mnie wczoraj pocałowała, nie mogło to do mnie dotrzeć. Starałem się o to, pewnie, ale zaskoczyło mnie to, że przyszło to tak szybko. Uśmiech sam wstąpił mi na twarz, ale zniknął kiedy pomyślałem o Des, nie mogłem się pozbyć myśli o niej, mimo wszystko martwiłem się o nią i tęskniłem za nią, bez niej było tak pusto... Co z tego, że ciągle mnie opieprza, może mi się należy... Zszedłem do pokoju wspólnego, obok mnie przeszła Yuri, która tylko na mnie fuknęła i poszła dalej. Westchnąłem cicho, przeszedłem przez dziurę w portrecie Grubej Damy i poszedłem na śniadanie. W Wielkiej Sali zebrał się już tłum uczniów, ale znalazłem wolne miejsce obok Alice, która rozmawiała z Fredem i Georgem.
~Destiny~
Obudziłam się kiedy pierwsze promienie słońca padły mi na twarz, przeciągnęłam się, ziewnęłam i przetarłam oczy. Ognisko już wygasło, ale nie było zimno. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Ravena ale nigdzie go nie widziałam. Natychmiast gwałtownie się podniosłam i wyciągnęłam miecz.
-Raven?!-wydarłam się a mój głos potoczył się echem po świątyni.
Nikt mi nie odpowiedział, więc poszłam go szukać, z głównej sali było przejście do kilku mniejszych sal ze starymi ołtarzami poświęconymi bogom i jedno do świątynnego ogrodu, coś mnie tam samo poprowadziło. Kiedy weszłam do ogrodu stanęłam jak wryta, wydawało mi się, że mam deja vu, jakbym już widziała ten ogród. Rośliny wyglądały na dość młode i zadbane, ściany ozdabiały wizerunki smoków i węży a nad całym ogrodem wznosił się wielki, stary orzech o wielkich, zielonych liściach.Stałam jak oczarowana przez kilka minut, dopiero po dłuższej chwili zauważyłam sylwetkę Ravena stojącego pod wielkim orzechem. Ruszyłam w jego stronę. Chłopak w rękach trzymał starą mapę od Katheriny (ja w ogóle nie pojmowałam o co w niej chodzi) i widocznie coś z niej czytał. Podeszłam do niego i niepewnie dotknęłam jego ramienia.
-Raven?-odezwałam się.
Chłopak uniósł głowę znad mapy i popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
-Chyba trafiliśmy.-odpowiedział.
-Trafiliśmy? Na co?-zdziwiłam się.
-Trafiłem tu jak spałaś, ten orzech...przypomina ten na mapie.-wyjaśnił Raven pokazując mi jeszcze raz mapę.
Na pożółkłym zwoju zobaczyłam to, co ostatnio, wielkie drzewo otoczone przez młode dziewczyny, sceneria wyglądała jak połączenie wszystkich krajobrazów w jedno a nad całością górowała głowa szakla, pod drzewem było wypisane po łacinie "Sicut potentia source sequi lumen Ankh" co znaczyło "Do źródła mocy poprowadzi was światło Anch" czy jakoś podobnie, litery były strasznie zamazane, na moje oko to wcale nie przypominało mapy... Nie miałam pojęcia co to jest Anch, coś o czymś takim słyszałam, ale nie miałam pojęcia o co w tym chodzi.
-Ja nic z tego nie rozumiem...-wymamrotałam.
-Ten orzech...trochę przypomina Anch.-odpowiedział Raven.
-A co to jest Anch?
-Egipski symbol życia, wygląda jak krzyż z pętlą na górze.
-Bo ja na pewno jestem egiptologiem.-mruknęłam-No dobra, nieważne, i co my mamy zrobić z tym całym anchowym orzechem?-zapytałam.
-Tego staram się dowiedzieć...nie masz może jakiejś mocy natury czy czegoś podobnego?
-Eee...może jakieś dary od Demeter a co?
-Tak myślę...może byś dała radę coś z tym zrobić...
-Mam sobie uciąć pogawędkę z drzewem? Może jeszcze zrobić mu herbaty?
-Chociażby mistrzyni pyskówek.
-Niech będzie...ale niech nie liczy na długotrwały związek.-burknęłam i zbliżyłam się do drzewa przy śmiechu akompaniamencie śmiechu Ravena.
Nie bardzo znałam się na rozmowach z wielkimi drzewami, więc pierwsze co zrobiłam to dotknęłam jego pnia, od razu poczułam mrowienie pod palcami jakby przepływała przez drzewo jakaś moc. Instynktownie zamknęłam oczy próbując nawiązać jakikolwiek kontakt, praktycznie natychmiast poczułam jak we wnętrzu drzewa coś mnie woła, pełen mocy przedmiot. Pokaż mi się. Przesłałam tą myśl do wnętrza rośliny. Poczułam jak Raven odciąga mnie w tył, chciałam protestować, coś mnie tam ciągnęło, ta moc...
-Odbiło ci?!-wrzasnęłam szarpiąc się.
-Właśnie cię uratowałem więc nie marudź.-odpowiedział Raven trzymając mnie mocno.
Popatrzyłam na drzewo ale zniknęło w jasnym blasku, pojawiła się przed nami dziewczyna, a raczej duch dziewczyny złożony z tysiąca obrazów, na każdym z nich była ona, gdzieś siedziała z rodzicami, na innym pojawiał się jakiś chłopak, na kolejnym smoki...było tego tyle, że nie wiedziałam na co patrzeć, ale moją uwagę przykuł jeden obraz, zielony smok dający jej do rak krzyż z pętlą, po tym smok znikał w zielonej chmurze a wokół niej wyrastało drzewo. Skinęła nam głową i wyciągnęła przed siebie ręce, na których leżał ten sam krzyż, był wielkości opakowania na płytę, miał wyryte zawiłe symbole, zrobiony był z oszlifowanego ametystu.
-Należy do was.-powiedziała i włożyła mi krzyż w ręce.
-To Anch...-mruknął Raven.
-Zaprowadzi was.-dodało widmo i machnęło przed nami dłonią.
I bum! Poczułam jakby coś mnie ciągnęło przed siebie, prosto we mgłę, powietrze zrobiło się zimne i wilgotne a my lecieliśmy gdzieś w ciemność. Po chwili zrobiło się o wiele cieplej i poczułam, że na czymś siedzę. Kiedy odkryłam, że wylądowaliśmy na głowie marmurowego Sfinksa kompletnie mnie zatkało.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Napisałam po 3 podejściach ^^. Dedykacja dla Kath i Cupcake <3. Jakby ktoś nie wiedział jak wygląda Anch to patrzcie:

2 komentarze:

  1. Tak więc (ekhem) Kath wzięła się za nadrabianie, bo przysięgła na Styks i najpierw krótko zjedzie wszystkie rozdziały w tym komie, bo nie chce jej się pisać jakieś 4 razy osobno, no więc ekhem.
    Rozdział 42.
    Potwory sprzedające organy na czarnym rynku xDD Uroczo :D Potowrzasta rodzinka i pnie dziesięcioletnich drzew. Kocham przemyślenia Des! <333 DŻEWO, DŻEWO, DŻEWO :D Genialne drzewo, genialny sen ^U^ Haha walka na miecze lepsza od Binnsa :D HAHAHAHAHAHAHAHAHH JAMIE MÓJ GENIUSZ I DEBIL KOCHANY WPADŁ JEJ DO ŁAZIENKI, CO ZA IDIOTA, JAK JA GO UWIELBIAM!
    "No już... jakbym to pierwszy raz wpierniczył ci się do łazienki" - dom się zatrząsł od mojego śmiechu! Mówiłam już, że go kocham?
    UUUUUUUUUUUUUUUUUU i Bliźniacy i Fredzio <3 I Raven *O* Kurde. Już go lubię xD
    Rozdział 43
    Długaśny :D
    James proszący nauczyciela o wyjaśnienie lekcji... Hahahaha a to dobre! :D Ona leci na Ravena xDDD Teleportejszyn :D Tak btw nie lubię jak Des i James się kłócą :C Huhuhuh, ale fajnie! Te twoje opisy są powalające <3
    I moje słodkie kochanie martwi się o Des, ojej *_* A ten całus od Alice też był słodki xD
    Rozdział 44
    Ten też długaśny ^^
    Raven ze skrzydłami i katastrofa lotnicza bez katastrofy lotniczej, how sweet *_* hahaha "uwaga, w zasię boskiego radaru wpierniczył się potwór, radzimy wyciągnąć miecze i modlić się, że antyterroryści nic nie zauważą" - jesteś mistrzem :D Zmutowany kruk robi sobie gniazdo w samolocie xD Eee... Fioletowa gadzia egipcjanka, która lata na zmutowanym kruku robiącym sobie gniazdo z samolotu... Ha, jak słodko, już ją lubię xD O i jeszcze szykuje się do skoku jak kot, co za różnorodność ^^ A Raven nie obcina paznokci xd Hahahaha Gryf-Fred xDD Tabaluga po solarium, kłaniam się przed twoją wyobraźnią :*
    No i 45 <3
    Fajnie, że Des tak się otwiera przed eee "smoczym potomkiem" i na odwrót *_*
    Powiem ci po raz setny - jestem od wrażeniem twojej oryginalności i pomysłowości :D
    A Jamie jest Forever Alone :O
    Ogród ze snóóóów <3
    Haha gadają z dżewem? xD
    AAAAAAAAAANCH :D yeyeyeye ;d
    Egipt? No nie czy ty kradniesz mi pomysły? Wiesz, że mój blog o Charlesie będzie związany z Egiptem? xD Ale ćśśśś to nasz słodki sekret :D
    No więc słowa dotrzymałam, ale nie napsizę podsumowania bo mnie palce bolą. Wiedz jednak, że jesteś geniuszem!
    Kocham cię, twoja Kath.

    OdpowiedzUsuń
  2. Restiny? Restiny?! RESTINY?! RESTINY! YEEE!
    Restiny is real! *^* RE$TINY! <33 Słysysz?! CE RESINTY ♥
    Raven[Revan<333] jest zajebisty jak Revan. :D <33 Awww
    Rozdział jest cudowny, po prostu boski. *^*
    Kochaam. <3333 Des i Rav *^* Uśmiechnął się jak kociak. :33
    To takie biste, on jest taki słodki, taki uroczy, że normalnie sos toffi go przebija *_______________*
    Wielkii orzech *^* Mogę go zjeść? Tak w sosie czekoladowym..
    Fuu, a to jednak nie jest zjadliwe.. rezygnuję.
    Kluczyk *^* Czy co to tam jest. xDD Restiny. <33
    Czekam na kolejny. *^*
    NMBZT! ♥

    OdpowiedzUsuń