Śmiech ludzi, niebieskie niebo, słońce przyjemnie ogrzewające moją twarz, zielona trawa, błękitna tafla wody na jeziorze, las, nad którym górowało gigantycznych rozmiarów drzewo i zamek. Obraz jak z bajki. W pierwszej chwili myślałam, że jestem w Hogwarcie, większość się zgadzała, ale jednak coś mi nie grało. Na początku naprawdę wszystko wyglądało jak szkolne błonia, ale potem obraz zrobił się jakby wyraźniejszy. Zakazany Las był bardziej mroczny, a ten tu sam zachęcał, żeby do niego wejść. Zamek diametralnie się zmienił, nie był gotycką budowlą, ale...no nie potrafiłam tego nazwać. Wyglądało jak wielka rzymska willa połączona z greckimi świątyniami, była też gdzieś egipska piramida. Cała budowla wykonana była we wszystkich odmianach marmuru i wykańczana złotymi i srebrnymi akcentami. Obraz był po prostu jak z baśni. Przeszłam kawałek po błoniach kiedy w górę wzbił się wielki, fioletowy smok. Wyfrunął chyba z dalszej części pałacu i śmignął nad lasem a potem okrążył jezioro i wylądował kilka metrów przede mną. Skłonił głowę a z jego nozdrzy buchnął dym i kilka iskierek ognia. Stałam jak oczarowana przyglądając się temu niezwykłemu stworzeniu. Było piękne, fioletowe łuski połyskiwały na słońcu, wielkie skrzydła były złożone po bokach ale i tak robiły imponujące wrażenie, w zielonych oczach można było dostrzec inteligentny błysk, wspomnienie tysięcy lat życia, doświadczeń i wspomnień, ale jednak było w nich też coś młodego. Smok wykonał ruch głową jakby zapraszał mnie na swój grzbiet. Nie czułam strachu, wiedziałam, że jest po mojej stronie, biła od niego jakaś moc, której nigdy wcześniej nie spotkałam, chociaż wydawała mi się znana. Podeszłam do niego i lekko pogłaskałam go po szyi. Schylił się umożliwiając mi wejście na grzbiet. Bezproblemowo weszłam na niego i usiadłam w miejscu pomiędzy dwiema wypustkami, które wydawało się stworzone do siedzenia. Wcześniej nie zwracałam uwagi na swój strój, dopiero teraz zwróciło to moją uwagę. Miałam na sobie lekką, białą sukienkę przewiązywaną złotą tasiemką pod piersiami i bose stopy. Skrzydła smoka rozpostarły się, machnął nimi dwa razy i już byliśmy w górze. Poczułam na twarzy przyjemny wiatr, który rozwiał moje rozpuszczone włosy. Smok leciał niewiarygodnie szybko, ale nie bałam się, w pełni ufałam temu stworzeniu. Złapałam się fioletowej wypustki na jego karku, ubranie i włosy powiewały mi na wietrze kiedy lecieliśmy nie wiadomo gdzie. Przytuliłam się do jego szyi i przymknęłam oczy. Byłam szczęśliwa jak nigdy...
***
Nie wiem co mnie obudziło, ale stawiałabym na głód. Było mi wygodnie i praktycznie nie chciało mi się ruszać, ale jednak zmusiłam się do otworzenia oczu.
-Ej, obudziła się!-zawołało na raz kilka osób.
I nagle nade mną pojawiło się na raz kilka twarzy, najpierw Yuri, potem James, Fred, Lily...i nagle nie wiedziałam na kogo patrzeć. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam.
-Przysięgam, jeżeli ktoś mi wymalował coś na twarzy to...-zaczęłam.
-Witamy z powrotem.-zaśmiał się James-Też za tobą tęskniliśmy.
-Aha, no pewnie...-wywróciłam oczami nie ukrywając sarkazmu.
-Ja tęskniłam!-zaprotestowały Yuri i Lily.
-Ja też!-dodał Fred.
-Wam wierzę, ale założę się o sykla, że pan zakochaniec był cały czas w swoim innym świecie.-odpowiedziałam.
-Wcale nie!-zaprotestował James.
-Aha, pewnie, pewnie. Mam do ciebie tylko jedną prośbę, opanuj się przy mnie, nadmiar słodkości szkodzi zębom a wolę je psuć na czekoladowych żabach niż na twoim związku.Tak, jestem cholernie złośliwa, ale widok Pottera całego czerwonego na twarzy był tego warty. Chłopak wymamrotał coś niezrozumiałego i opadł obok mnie na kanapę z lekko naburmuszoną miną. Popatrzyłam na resztę obecnych, którzy ledwie opanowali śmiech. Nagle w mojej głowie coś zadzwoniło i poderwałam się jak oparzona z miejsca.
-Co z Hadesem?-zapytałam rozglądając się po pokoju wspólnym.
-Pfff...na mnie narzeka a sama zdradza mnie z kotem...-mruknął Potter.
Puściłam tę uwagę mimo uszu ponieważ musiałam znaleźć mojego wrednego kota. Chciałam iść do dormitorium kiedy prawie potknęłam się o czarną, futrzaną kulkę. Właśnie zostałam oszukana przez kota!
-Hades!-zawołałam podnosząc zwierzaka z podłogi.
Kot oczywiście otworzył oczy i spojrzał na mnie jakby chciał powiedzieć "Czuj się zaszczycona moim spojrzeniem." i ziewnął. Wywróciłam oczami i usiadłam na kanapie. Hades akurat postanowił się rozbudzić, praktycznie skoczył na "fochniętego" Jamesa i zaczął mu tarmosić włosy. Potter próbował zdjąć kota z głowy, ale coś mu nie wychodziło więc tylko miotał się w miejscu. Wszyscy równocześnie zaczęliśmy się śmiać. Wszystko wyglądało jak dawniej...pomijając Alice...
***
Och, ach...poniedziałek. Ukochany dzień tygodnia wszystkich uczniów, zaczynamy jakże ciekawą, interesującą i lubianą historią magii...Powiedziała niewyspana i zirytowana Des szukając swojego miecza. Nic tylko skakać z radości nie? Od rana wszystko mi się sypało. Suszarka i prostownica do włosów popsuły się tylko od tego, że ich dotknęłam, kredka do oczu mi się połamała i prawie wbiła się w oko, no wolałabym to niż wykład Binssa. No i w chwili obecnej stałam przed lustrem wyglądając jak mokra panda. Nie żebym miała coś do pand, to bardzo sympatyczne i słodkie stworzenia, ale ja nie byłam w żadnym stopniu słodka, szczególnie z chęcią mordu wypisaną na twarzy tak, jak teraz. Udało mi się zmyć nadmiar kredki, włosy wysuszyłam kombinacją mocy hefajstosowych i zeusowych, czyli zapaleniem płomyka na dłoni i wywołanie podmuchu wiatru. Ubrałam szkolny mundurek odkrywając, że nienawidzę spódniczek bardziej niż kilka tygodni temu. W końcu mogłam wyjść z łazienki, złapałam torbę z podręcznikami, telefon i zbiegłam do pokoju wspólnego.
-Co tak długo?-zapytał James.
-Sprzęty elektroniczne mnie nienawidzą.-odpowiedziałam.
-Co?-parsknął Aron.
-Nie śmiej się, one uknuły spisek!-powiedziałam rzucając w niego poduszką.
-No peeeewnie Des, mnie dzisiaj próbowała zjeść opętana ładowarka.-zaśmiał się James.
-Ej Potter, uważaj sobie.-warknęłam.
-No lepiej wszyscy uważajmy bo zaraz nas pozabija spojrzeniem!-wtrącił Aron-Co ty? Okres masz?-dodał.
-Żebyś ty zaraz okresu nie dostał jak wam strzelę upiorgackiem.-wycelowałam w nich różdżką.
-Mnie nie strzelisz bo tylko ja mam notatki z historii magii.-wtrąciła Yuri pokazując mi język.
-Ona chyba idzie w ślady ciotki Hermiony...-westchnął James z wymowną miną.
-Tylko, że my, w przeciwieństwie do twojego ojca i wujka, bez niej przeżyjemy dwa dni.-zaśmiałam się na wspomnienie opoowieści usłyszanych od pana Pottera.
Sam Harry Potter opowiadał mi o swoich przygodach, zaraz zostanę VIPem! No, a tak na poważnie to tyle czasu spędzałam u Potterów, że czułam się u nich praktycznie jak w domu, traktowali mnie jak członka rodziny. Nie żebym się wpraszała, oni sami mnie do siebie zapraszali, a ja bardzo ich lubiłam. Spojrzałam na Jamesa, który się do mnie uśmiechnął jakby rozumiał o czym myślę.
-Możemy iść na śniadanie zanim nam wszystko zjedzą?-odezwał się Aron.
-Zamknij się!-warknęła Yuri i trzepnęła go w głowę.
-Ale jestem głodny...-westchnął chłopak.
-A co mnie twój żołądek...yhh...idiota...-mruknęła dziewczyna ruszając do wyjścia.
-Co ja znowu zrobiłem?!
-Rusz dupę a może ci powiem!-odpowiedziała koreanka wychodząc przez dziurę za portretem Grubej Damy.
-Te baby...-mruknął Aron biegnąc za dziewczyną.
Wymieniłam z Jamesem rozbawione spojrzenia i roześmialiśmy się.
-Oni jeszcze będą razem.-stwierdziłam.
-Upijemy się na ich weselu.-dodał Potter z konspiracyjnym uśmieszkiem.
-No pewnie!-natychmiast się zgodziłam i ruszyliśmy do Wielkiej Sali.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Szubi dubi du! Oto jestem. Ćpam herbatę stąd sen Des. Kooooocham smoki! *.* <3 Dedyk dla Kath. Na dzisiaj kończę, do napisania.
środa, 25 września 2013
53." Mam do ciebie tylko jedną prośbę, opanuj się przy mnie, nadmiar słodkości szkodzi zębom a wolę je psuć na czekoladowych żabach niż na twoim związku. "
niedziela, 22 września 2013
52."I oboje ruszyliśmy w swoje strony."
Już prawie zapomniałam jak to jest nie kłócić się z Jamesem. To bardzo dziwne jak szybko ludzie odzwyczajają się od siebie, pamiętałam jak wcześniej z nami było, ale jednak co chwila odkrywałam, że coś zatarło mi się w pamięci. No i sama nie wiem czy zapomniałam o tym, że James bywa nadopiekuńczy czy to coś nowego.
-Powinnaś pójść do pani Pomfery, wyglądasz na wykończoną.-powiedział po raz dziesiąty.
Szliśmy do sali obrony przed czarną magią, a on nie dawał mi z tym spokoju, Raven na początku też próbował coś od siebie dołożyć, ale poddał się po czwartej próbie. Potter był upierdliwy jak nigdy, czemu postanowił się przejmować moim zdrowiem?! Zastanawiało mnie też czemu myślał, że umarłam. No to znaczy naprawdę prawie umarłam, ale skąd on mógł to wiedzieć? Chyba sporo mnie ominęło. Nie wiedziałam czy żałować tej wyprawy czy wręcz przeciwnie. Widziałam rzeczy, których nigdy nie zapomnę, ale nie wiem czy chcę wszystko pamiętać. Może większość była tylko złudzeniem, chociaż zaprzeczał temu magiczny przedmiot w moich dłoniach, ale było to takie niezwykłe, nie spodziewałam się tego nigdzie, nawet w świecie magii i bogów, teraz rozumiałam, że to jest o wiele szersze pojęcie niż wcześniej mi się wydawało. Tak naprawdę w głowie miałam tyle informacji, że dziwiłam się, że mózg mi jeszcze nie eksplodował. To, że Raven posiadał ducha smoka i to nie on jeden było dla mnie nowością. On był zjednoczony z potężnym stworzeniem równym bogom, miał jego moc, ja może byłam boskim dzieckiem, ale wobec tego chłopaka czułam się teraz mała i słaba. Przecież on się dopiero szkolił, jak pomyślałam co będzie z nim kiedy będzie umiał wykorzystać całą swoją moc po prostu nie mogłam uwierzyć, że stoję obok niego. Kolejnym, tym razem niezbyt przyjemnym odkryciem, była opowieść o Apopisie czy jak to się zwało tego węża, wielki, pierwotny potwór, uosobienie zła zamknięty w jakimś więzieniu, z którego próbuje się wydostać. Przypominały mi się jakieś fragmenty snów i rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Tunel, który odkryłam z Jamesem rok temu, to co tam słyszałam, ten głos, wakacje, kiedy Zeus i Posejdon prawie roznieśli świat, raz mi się wydawało, że widziałam błysk łusek czy czegoś podobnego. Nie, to chyba zmęczenie i zwykły strach kazały mi tak myśleć. Przecież to bez sensu, równie dobrze to mogły być czyste przypadki.A pomijając już wszelkie złe moce to co mam sądzić o tych próbach? Widziałam co może się ze mną stać, nie wiem czy był to najgorszy możliwy scenariusz, ale bałam się, że może się spełnić. Co jeżeli gdzieś we mnie siedzi to zło? No i jeszcze Anubis...Czemu tak dokładnie pamiętałam obcego boga zmarłych? Wcale nie przypominał mi boga. On był po prostu...no ludzki. Poza tym jak na bóstwo mające kilka tysięcy lat wyglądał całkiem nieźle. Oczywiście nie chciałabym go spotkać jeżeli nie miałabym pewności, że będę dalej prowadzić moją egzystencję na tym porypanym świecie, ale chciałabym też kiedyś jeszcze raz go zobaczyć. Nagle z mojej głowy uleciały wszystkie myśli a mózg najprawdopodobniej zaczął orbitować wokół małej postaci Anubisa znajdującej się w mojej głowie. Zupełnie zapomniałam o świecie zastanawiając się dokładniej nad tym bogiem. Tyle czasu brałam go za uosobienie zła a tak się myliłam. Czemu pokazał mi się w takiej postaci? I na litość wszystkiego, czemu teraz łaziłam mając przed oczami właśnie jego?! Niech wyłazi z mojej głowy! Może to był po prostu jakiś czar? Niech on sobie szuka jakiejś innej dziewczyny, bo ja na pewno nie jestem zainteresowana zostaniem panią szakal. Westchnęłam cicho i rozejrzałam się po korytarzu. Byliśmy już niedaleko sali, popołudniowe słońce wpadało przez wysokie okna a ja cieszyłam się, że znowu tu jestem, no jak na razie, ale w tym momencie marzyłam głównie o wyspaniu się na własnym łóżku. W końcu dotarliśmy pod klasę, nie wiem czy tylko ja pomyślałam o wproszeniu się na chama do środka, bo reszta zatrzymała się przed drzwiami...echhhh, miałam o Jamesie lepsze zdanie! Dobra, olać to! Praktycznie nie zatrzymując się otworzyłam drzwi z zamachem i weszłam do sali przywołując na twarz uśmieszek numer dwanaście czyli "Jestem wredna, ale i tak mnie uwielbiacie." i przeszłam pomiędzy ławkami. Cud sprawił, że Percy akurat był w sali, stał do nas tyłem.
-Witam, wróciłam wkurzać i irytować.-odezwałam się.
Nie zorientowałam się, że weszłam jedynie z Ravenem dopóki nie odwróciłam na chwilę głowy. Percy obrócił się w naszą stronę, na jego twarzy malowało się zaskoczenie, ulga i chyba duma. Yeah, proszę zapisać to gdzieś jako historyczne wydarzenie, dzisiaj nastąpił jedyny taki dzień, w którym jakikolwiek nauczyciel może być ze mnie dumny!
-Dzięki bogom...już podejrzewaliśmy...-powiedział wodząc wzrokiem po naszych twarzach-...A z resztą nieważne, liczy się, że jesteście.-dokończył.
Coś mi się tu wyraźnie nie zgadzało. Musiało się coś wydarzyć kiedy mnie nie było, najpierw James dziwnie się zachowywał, teraz Percy...Czemu wszyscy myśleli, że jestem martwa, albo coś się ze mną stało?! Czy wszystkim zależy żebym już poszła wkurzać Hadesa a nie ich?! Fajnie wiedzieć, że jestem tak miło widziana na tym świecie, nie ma co...
-Nie, właśnie, że ważne. Co się tu działo? James myślał, że nie żyję, czemu?-zapytałam i jestem pewna, że w moich oczach pojawił się ostrzegawczy błysk.
-To nic wielkiego...to znaczy kiedy cię nie było był wypadek, albo nie wypadek, nie wiem, mugolska katastrofa lotnicza, w tamtej okolicy pojawił się Mroczny Znak i zaczęła się panika.-odpowiedział nauczyciel.
-A jaki to ma związek ze mną?
No może Mroczny Znak jednak nie został hitem tygodnia w kategorii najprzyjemniejszych wiadomości, ale dalej nic nie rozumiałam. Wiedziałam przecież, że Śmierciożercy uciekli z Azkabanu przed ostatnimi wakacjami, przecież próbowali nas zaatakować, ale nie był to od razu wybuch wojny!
-Wy lecieliście tym zaatakowanym samolotem...
No pewnie! Jestem ciemną masą! Przecież obudziliśmy się w praktycznie roztrzaskanym samolocie i byliśmy na granicy śmierci. Powinno mnie to szokować? No może, ale ja zaczęłam się zastanawiać czy zmiana w zachowaniu Jamesa była spowodowana tylko tym, że myślał, że jestem martwa? Poważnie musiał myśleć, że mnie utracił na zawsze, żeby znowu mnie zauważyć? Dobra, dobra...może powinnam to przemilczeć, żeby nie zaczynać kolejnej kłótni.
-Dobra, już rozumiem. Zapomnijmy o tym, mam to...coś...-powiedziałam podając Percy'emu owoc.
Nie interesowało mnie co będzie dalej, zrobiłam swoje i teraz chciałam po prostu iść spać.
-Świetnie...-zaczął Percy.
-Pomińmy to gadanie, wy macie co chcieliście, zrobiłam swoje, mogę iść spać?-przerwałam mu.
Jak ja zawsze potrafię wszystkich rozbawić. Raven i Percy natychmiast się roześmiali a ja tylko stałam uśmiechając się niewinnie.
-Pewnie, że możesz, ale postaraj się jeszcze odprowadzić Ravena.-poprosił nauczyciel.
-Yhym...-pokiwałam głową-Może do poniedziałku się zbudzę.-dodałam idąc już do wyjścia z klasy.
Wyszłam na korytarz całkiem zadowolona z życia a tu co? James i Alice przyssani do siebie jak pijawki. Słodkie aż do porzygu! No i dopiero teraz zauważyłam, że Potter nadal nie miał na sobie koszulki, którą przypadkiem mu zdarłam. Nie żeby coś, ale to była moja zasługa i ta oto pani nie powinna tego wykorzystywać bez moich uprawnień! Pfff...się znalazła parka, wygląda na to, że od teraz naprawdę jestem ja jedna jedyna niepoważna. Och to takie straszne, idę się pociąć masłem. Jak zawsze wszystko na mnie...miłość to taka straszna choroba. Przysięgam sobie wynaleźć na to jakieś witaminy, po tych całych przygodach z pewnym blond Krukonem mam dość na całe lata!
-Ekehm...to może wy dalej sobie tutaj...ekhem...nie ważne, ale ja idę odprowadzić Ravena.-odezwałam się.
Co mnie najbardziej rozśmieszyło? Mina Jamesa, to jak prawie się przewrócili czy ich późniejsze niewyraźne tłumaczenia? Sama nie wiem, ale śmiałam się tak głośno, że chyba pół zamku mnie usłyszało. Musiałam usiąść na parapecie żeby się nie przewrócić. Po kilku minutach rozbolał mnie brzuch, ale ja dalej nie mogłam się uspokoić. Śmiałam się na cały głos, w kącikach oczu zebrały mi się łzy. Myślałam, że zaraz umrę ze śmiechu, że to się nigdy nie skończy, ale po około dziesięciu minutach udało mi się jakoś uspokoić. Jeżeli śmialiście się kiedyś bite dziesięć minut to rozumiecie, że kolejne pięć poświęciłam na dojście do siebie.
-Eee...-zaczął cały czerwony na twarzy James.
-No nie mogę!-zawołałam z rozbawieniem i wstałam z parapetu-Czemu ja ciebie nie nagrałam?!
-Tsaaa...ja też tęskniłem...-wymamrotał Potter.
-No...to ja lecę odprowadzić Ravena.-powtórzyłam zaczynając wycofywać się.
Nie wiedziałam czemu tak bardzo chciałam się odsunąć na bok. Pewnie, rozbawiło mnie to przed chwilą, ale teraz czułam się jak intruz, nie byłam potrzebna w tym towarzystwie. Jednocześnie nie chciałam rozstawać się teraz z Ravenem, naprawdę go polubiłam i spędziłam z nim już tyle czasu, że znowu przyzwyczaić się do jego braku będzie co najmniej dziwnie.Znałam go najwyżej parę tygodni, ale jednak w jakiś sposób już się do niego przywiązałam.
-Możemy iść z wami.-odpowiedział James.
Czy ty nie rozumiesz człowieku, że właśnie tego chcę uniknąć?! No co za...co za James! Inaczej się tego nazwać nie da, tylko on potrafi tak wszystko utrudnić! Yhhh...Może wcześniej nie zwróciłam uwagi, ale teraz podłapałam kątem oka, że Potter jakoś inaczej patrzy na Ravena. Co on znowu wymyślił? Już ja sobie z nim później pogadam.
-Jak wolisz.-wzruszyłam ramionami udając obojętność chociaż w środku gotowałam się od nadmiaru emocji.
No i ruszyliśmy na błonia. Nie wiedziałam dokładnie jak i, co ważniejsze, gdzie Raven ma teraz dotrzeć, może jeszcze kiedyś się dowiem, niestety nie powiedział mi za dużo o smokach, ale kiedyś się dowiem. Zauważyłam, że oboje trochę się ociągaliśmy. To dziwne jak jedna misja może związać ze sobą dwie osoby, ile potrafi zmienić. Odprowadziliśmy chłopaka tak daleko, jak mogliśmy, oczywiście pan Potter i jego dziewczyna (ekhem...mam złe wspomnienia z jej imieniem, ale o tym innym razem) całą drogę byli o wiele za blisko przejścia do kolejnego wyznawania sobie uczuć. Jeżeli to ma być tak cały czas to chyba czeka mnie cudowny rok kompletnego przesłodzenia i obserwowania tego jakże pięknego związku...Gdzie jest moje masło?! Muszę się w końcu pociąć...Kiedy już miałam się pożegnać z Ravenem nagle oboje stanęliśmy jak wryci z nadzieją, że jednak można to przeciągać. Niech nikt nic sobie nie myśli, wszystko co nastąpiło nie miało żadnego związku z dziwną przypadłością nazywaną miłość, której dwie ofiary miały powodować u mnie chęć strzelenia czegoś piorunem przez najbliższe miesiące. Między nami była i będzie co najwyżej przyjaźń!!
-No to...-zaczęłam niepewnie.
-Do zobaczenia...-wymamrotał Raven.
-Nie masz pewności, że się spotkamy.-westchnęłam wbijając wzrok w swoje buty.
-Jeszcze jakiś czas temu twierdziłaś, że ciebie nie da się tak łatwo pozbyć.-powiedział z lekkim uśmiechem-Zawsze mogę się urwać tutaj czy coś takiego...
Popatrzyłam na niego z lekkim błyskiem w oku i uśmiechnęłam się w swoim zwyczajowym, rozbrajającym stylu.
-Zapraszam i polecam się na przyszłość.
Wtedy wyciągnął z kieszeni spodni coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam, wisiorek na czarnym rzemyku z fioletowym kamieniem pośrodku i włożył mi go w dłoń.
-Mój jest podobny, wszystkie są magiczne na swój sposób...może ci się przydać, nie bardzo się na tym znam, ale będzie cię chronić...no i może zwiększać twoje moce.-wyjaśnił.
-Ja...Raven...-zająknęłam się-Dzięki.-dodałam po chwili i przytuliłam go po przyjacielsku.
Chłopak odwzajemnił uścisk.
-No to do zobaczenia.-odezwał się pierwszy.
-Do zobaczenia.-odpowiedziałam.
I oboje ruszyliśmy w swoje strony. Obwiązałam sobie nadgarstek rzemykiem, bo tymczasowo nie miałam gdzie indziej schować prezentu. James z Alice szli przodem a ja praktycznie wlokłam się za nimi. Dopiero zaczynałam odczuwać prawdziwe skutki mojego zmęczenia. Miałam wrażenie, że nagle wszystko zwolniło, słyszałam, że James coś mówi, ale nie rozróżniałam słów. To było tak, jakby oddzielała nas od siebie ściana wody. Oczy same mi się zamykały a głowa opadała. Straciłam poczucie przestrzeni, miałam wrażenie, że lecę w dół, chociaż widziałam wszystko jednak dalej myślałam, że spadam w dół. I nie wiadomo skąd ktoś mnie chwycił. Nie myślałam za wiele, oparłam się o niego przymykając oczy.
-Jesteś padnięta...-usłyszałam koło ucha głos Pottera.
Wymamrotałam coś co miało przypominać "Wcale nie." ale chyba nie bardzo mi wyszło.
-Śpij, zaniosę cię.-powiedział James.
Szczerze to nawet nie miałam siły protestować kiedy mnie podniósł. Oparłam się o niego odkrywając jaki jest ciepły i po chwili już spałam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Des: No ładnie to tak?!
Ja: Ale, że co?
D: Tyle nie pisać! Nic tylko siedzisz na tych lekcjach i kozły rysujesz! Mogłabyś się mną zająć! *foch*
J: Przepraszam, muszę ciągle pilnować, żeby jaśnie pani od polaka "Nie dam wam nic powiedzieć." nie kazała mi napisać jakiejś głupoty!
D: A co mnie to! Masz tyle wolnego czasu!
J: *wzrusza ramionami* Przypominam ci, że mamy podobną osobowość i obie jesteśmy tak samo leniwe, więc nie praw mi kazań...
D: Yhh...Gdzie moje masło?!
Ekhem...tym przyjemnym akcentem kończę! Wybaczcie taką przerwę, ale...no tak wyszło, znowu ;__; Napisane na głupawce po lemoniadzie, Cup, Kath i Eve mymi świadkami! Dziękuję za zmarnowanie czasu (serio? pewnie nikt tego nie czyta xD) i uprzejmie proszę o pozostawienie komentarza.
-Powinnaś pójść do pani Pomfery, wyglądasz na wykończoną.-powiedział po raz dziesiąty.
Szliśmy do sali obrony przed czarną magią, a on nie dawał mi z tym spokoju, Raven na początku też próbował coś od siebie dołożyć, ale poddał się po czwartej próbie. Potter był upierdliwy jak nigdy, czemu postanowił się przejmować moim zdrowiem?! Zastanawiało mnie też czemu myślał, że umarłam. No to znaczy naprawdę prawie umarłam, ale skąd on mógł to wiedzieć? Chyba sporo mnie ominęło. Nie wiedziałam czy żałować tej wyprawy czy wręcz przeciwnie. Widziałam rzeczy, których nigdy nie zapomnę, ale nie wiem czy chcę wszystko pamiętać. Może większość była tylko złudzeniem, chociaż zaprzeczał temu magiczny przedmiot w moich dłoniach, ale było to takie niezwykłe, nie spodziewałam się tego nigdzie, nawet w świecie magii i bogów, teraz rozumiałam, że to jest o wiele szersze pojęcie niż wcześniej mi się wydawało. Tak naprawdę w głowie miałam tyle informacji, że dziwiłam się, że mózg mi jeszcze nie eksplodował. To, że Raven posiadał ducha smoka i to nie on jeden było dla mnie nowością. On był zjednoczony z potężnym stworzeniem równym bogom, miał jego moc, ja może byłam boskim dzieckiem, ale wobec tego chłopaka czułam się teraz mała i słaba. Przecież on się dopiero szkolił, jak pomyślałam co będzie z nim kiedy będzie umiał wykorzystać całą swoją moc po prostu nie mogłam uwierzyć, że stoję obok niego. Kolejnym, tym razem niezbyt przyjemnym odkryciem, była opowieść o Apopisie czy jak to się zwało tego węża, wielki, pierwotny potwór, uosobienie zła zamknięty w jakimś więzieniu, z którego próbuje się wydostać. Przypominały mi się jakieś fragmenty snów i rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Tunel, który odkryłam z Jamesem rok temu, to co tam słyszałam, ten głos, wakacje, kiedy Zeus i Posejdon prawie roznieśli świat, raz mi się wydawało, że widziałam błysk łusek czy czegoś podobnego. Nie, to chyba zmęczenie i zwykły strach kazały mi tak myśleć. Przecież to bez sensu, równie dobrze to mogły być czyste przypadki.A pomijając już wszelkie złe moce to co mam sądzić o tych próbach? Widziałam co może się ze mną stać, nie wiem czy był to najgorszy możliwy scenariusz, ale bałam się, że może się spełnić. Co jeżeli gdzieś we mnie siedzi to zło? No i jeszcze Anubis...Czemu tak dokładnie pamiętałam obcego boga zmarłych? Wcale nie przypominał mi boga. On był po prostu...no ludzki. Poza tym jak na bóstwo mające kilka tysięcy lat wyglądał całkiem nieźle. Oczywiście nie chciałabym go spotkać jeżeli nie miałabym pewności, że będę dalej prowadzić moją egzystencję na tym porypanym świecie, ale chciałabym też kiedyś jeszcze raz go zobaczyć. Nagle z mojej głowy uleciały wszystkie myśli a mózg najprawdopodobniej zaczął orbitować wokół małej postaci Anubisa znajdującej się w mojej głowie. Zupełnie zapomniałam o świecie zastanawiając się dokładniej nad tym bogiem. Tyle czasu brałam go za uosobienie zła a tak się myliłam. Czemu pokazał mi się w takiej postaci? I na litość wszystkiego, czemu teraz łaziłam mając przed oczami właśnie jego?! Niech wyłazi z mojej głowy! Może to był po prostu jakiś czar? Niech on sobie szuka jakiejś innej dziewczyny, bo ja na pewno nie jestem zainteresowana zostaniem panią szakal. Westchnęłam cicho i rozejrzałam się po korytarzu. Byliśmy już niedaleko sali, popołudniowe słońce wpadało przez wysokie okna a ja cieszyłam się, że znowu tu jestem, no jak na razie, ale w tym momencie marzyłam głównie o wyspaniu się na własnym łóżku. W końcu dotarliśmy pod klasę, nie wiem czy tylko ja pomyślałam o wproszeniu się na chama do środka, bo reszta zatrzymała się przed drzwiami...echhhh, miałam o Jamesie lepsze zdanie! Dobra, olać to! Praktycznie nie zatrzymując się otworzyłam drzwi z zamachem i weszłam do sali przywołując na twarz uśmieszek numer dwanaście czyli "Jestem wredna, ale i tak mnie uwielbiacie." i przeszłam pomiędzy ławkami. Cud sprawił, że Percy akurat był w sali, stał do nas tyłem.
-Witam, wróciłam wkurzać i irytować.-odezwałam się.
Nie zorientowałam się, że weszłam jedynie z Ravenem dopóki nie odwróciłam na chwilę głowy. Percy obrócił się w naszą stronę, na jego twarzy malowało się zaskoczenie, ulga i chyba duma. Yeah, proszę zapisać to gdzieś jako historyczne wydarzenie, dzisiaj nastąpił jedyny taki dzień, w którym jakikolwiek nauczyciel może być ze mnie dumny!
-Dzięki bogom...już podejrzewaliśmy...-powiedział wodząc wzrokiem po naszych twarzach-...A z resztą nieważne, liczy się, że jesteście.-dokończył.
Coś mi się tu wyraźnie nie zgadzało. Musiało się coś wydarzyć kiedy mnie nie było, najpierw James dziwnie się zachowywał, teraz Percy...Czemu wszyscy myśleli, że jestem martwa, albo coś się ze mną stało?! Czy wszystkim zależy żebym już poszła wkurzać Hadesa a nie ich?! Fajnie wiedzieć, że jestem tak miło widziana na tym świecie, nie ma co...
-Nie, właśnie, że ważne. Co się tu działo? James myślał, że nie żyję, czemu?-zapytałam i jestem pewna, że w moich oczach pojawił się ostrzegawczy błysk.
-To nic wielkiego...to znaczy kiedy cię nie było był wypadek, albo nie wypadek, nie wiem, mugolska katastrofa lotnicza, w tamtej okolicy pojawił się Mroczny Znak i zaczęła się panika.-odpowiedział nauczyciel.
-A jaki to ma związek ze mną?
No może Mroczny Znak jednak nie został hitem tygodnia w kategorii najprzyjemniejszych wiadomości, ale dalej nic nie rozumiałam. Wiedziałam przecież, że Śmierciożercy uciekli z Azkabanu przed ostatnimi wakacjami, przecież próbowali nas zaatakować, ale nie był to od razu wybuch wojny!
-Wy lecieliście tym zaatakowanym samolotem...
No pewnie! Jestem ciemną masą! Przecież obudziliśmy się w praktycznie roztrzaskanym samolocie i byliśmy na granicy śmierci. Powinno mnie to szokować? No może, ale ja zaczęłam się zastanawiać czy zmiana w zachowaniu Jamesa była spowodowana tylko tym, że myślał, że jestem martwa? Poważnie musiał myśleć, że mnie utracił na zawsze, żeby znowu mnie zauważyć? Dobra, dobra...może powinnam to przemilczeć, żeby nie zaczynać kolejnej kłótni.
-Dobra, już rozumiem. Zapomnijmy o tym, mam to...coś...-powiedziałam podając Percy'emu owoc.
Nie interesowało mnie co będzie dalej, zrobiłam swoje i teraz chciałam po prostu iść spać.
-Świetnie...-zaczął Percy.
-Pomińmy to gadanie, wy macie co chcieliście, zrobiłam swoje, mogę iść spać?-przerwałam mu.
Jak ja zawsze potrafię wszystkich rozbawić. Raven i Percy natychmiast się roześmiali a ja tylko stałam uśmiechając się niewinnie.
-Pewnie, że możesz, ale postaraj się jeszcze odprowadzić Ravena.-poprosił nauczyciel.
-Yhym...-pokiwałam głową-Może do poniedziałku się zbudzę.-dodałam idąc już do wyjścia z klasy.
Wyszłam na korytarz całkiem zadowolona z życia a tu co? James i Alice przyssani do siebie jak pijawki. Słodkie aż do porzygu! No i dopiero teraz zauważyłam, że Potter nadal nie miał na sobie koszulki, którą przypadkiem mu zdarłam. Nie żeby coś, ale to była moja zasługa i ta oto pani nie powinna tego wykorzystywać bez moich uprawnień! Pfff...się znalazła parka, wygląda na to, że od teraz naprawdę jestem ja jedna jedyna niepoważna. Och to takie straszne, idę się pociąć masłem. Jak zawsze wszystko na mnie...miłość to taka straszna choroba. Przysięgam sobie wynaleźć na to jakieś witaminy, po tych całych przygodach z pewnym blond Krukonem mam dość na całe lata!
-Ekehm...to może wy dalej sobie tutaj...ekhem...nie ważne, ale ja idę odprowadzić Ravena.-odezwałam się.
Co mnie najbardziej rozśmieszyło? Mina Jamesa, to jak prawie się przewrócili czy ich późniejsze niewyraźne tłumaczenia? Sama nie wiem, ale śmiałam się tak głośno, że chyba pół zamku mnie usłyszało. Musiałam usiąść na parapecie żeby się nie przewrócić. Po kilku minutach rozbolał mnie brzuch, ale ja dalej nie mogłam się uspokoić. Śmiałam się na cały głos, w kącikach oczu zebrały mi się łzy. Myślałam, że zaraz umrę ze śmiechu, że to się nigdy nie skończy, ale po około dziesięciu minutach udało mi się jakoś uspokoić. Jeżeli śmialiście się kiedyś bite dziesięć minut to rozumiecie, że kolejne pięć poświęciłam na dojście do siebie.
-Eee...-zaczął cały czerwony na twarzy James.
-No nie mogę!-zawołałam z rozbawieniem i wstałam z parapetu-Czemu ja ciebie nie nagrałam?!
-Tsaaa...ja też tęskniłem...-wymamrotał Potter.
-No...to ja lecę odprowadzić Ravena.-powtórzyłam zaczynając wycofywać się.
Nie wiedziałam czemu tak bardzo chciałam się odsunąć na bok. Pewnie, rozbawiło mnie to przed chwilą, ale teraz czułam się jak intruz, nie byłam potrzebna w tym towarzystwie. Jednocześnie nie chciałam rozstawać się teraz z Ravenem, naprawdę go polubiłam i spędziłam z nim już tyle czasu, że znowu przyzwyczaić się do jego braku będzie co najmniej dziwnie.Znałam go najwyżej parę tygodni, ale jednak w jakiś sposób już się do niego przywiązałam.
-Możemy iść z wami.-odpowiedział James.
Czy ty nie rozumiesz człowieku, że właśnie tego chcę uniknąć?! No co za...co za James! Inaczej się tego nazwać nie da, tylko on potrafi tak wszystko utrudnić! Yhhh...Może wcześniej nie zwróciłam uwagi, ale teraz podłapałam kątem oka, że Potter jakoś inaczej patrzy na Ravena. Co on znowu wymyślił? Już ja sobie z nim później pogadam.
-Jak wolisz.-wzruszyłam ramionami udając obojętność chociaż w środku gotowałam się od nadmiaru emocji.
No i ruszyliśmy na błonia. Nie wiedziałam dokładnie jak i, co ważniejsze, gdzie Raven ma teraz dotrzeć, może jeszcze kiedyś się dowiem, niestety nie powiedział mi za dużo o smokach, ale kiedyś się dowiem. Zauważyłam, że oboje trochę się ociągaliśmy. To dziwne jak jedna misja może związać ze sobą dwie osoby, ile potrafi zmienić. Odprowadziliśmy chłopaka tak daleko, jak mogliśmy, oczywiście pan Potter i jego dziewczyna (ekhem...mam złe wspomnienia z jej imieniem, ale o tym innym razem) całą drogę byli o wiele za blisko przejścia do kolejnego wyznawania sobie uczuć. Jeżeli to ma być tak cały czas to chyba czeka mnie cudowny rok kompletnego przesłodzenia i obserwowania tego jakże pięknego związku...Gdzie jest moje masło?! Muszę się w końcu pociąć...Kiedy już miałam się pożegnać z Ravenem nagle oboje stanęliśmy jak wryci z nadzieją, że jednak można to przeciągać. Niech nikt nic sobie nie myśli, wszystko co nastąpiło nie miało żadnego związku z dziwną przypadłością nazywaną miłość, której dwie ofiary miały powodować u mnie chęć strzelenia czegoś piorunem przez najbliższe miesiące. Między nami była i będzie co najwyżej przyjaźń!!
-No to...-zaczęłam niepewnie.
-Do zobaczenia...-wymamrotał Raven.
-Nie masz pewności, że się spotkamy.-westchnęłam wbijając wzrok w swoje buty.
-Jeszcze jakiś czas temu twierdziłaś, że ciebie nie da się tak łatwo pozbyć.-powiedział z lekkim uśmiechem-Zawsze mogę się urwać tutaj czy coś takiego...
Popatrzyłam na niego z lekkim błyskiem w oku i uśmiechnęłam się w swoim zwyczajowym, rozbrajającym stylu.
-Zapraszam i polecam się na przyszłość.
Wtedy wyciągnął z kieszeni spodni coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam, wisiorek na czarnym rzemyku z fioletowym kamieniem pośrodku i włożył mi go w dłoń.
-Mój jest podobny, wszystkie są magiczne na swój sposób...może ci się przydać, nie bardzo się na tym znam, ale będzie cię chronić...no i może zwiększać twoje moce.-wyjaśnił.
-Ja...Raven...-zająknęłam się-Dzięki.-dodałam po chwili i przytuliłam go po przyjacielsku.
Chłopak odwzajemnił uścisk.
-No to do zobaczenia.-odezwał się pierwszy.
-Do zobaczenia.-odpowiedziałam.
I oboje ruszyliśmy w swoje strony. Obwiązałam sobie nadgarstek rzemykiem, bo tymczasowo nie miałam gdzie indziej schować prezentu. James z Alice szli przodem a ja praktycznie wlokłam się za nimi. Dopiero zaczynałam odczuwać prawdziwe skutki mojego zmęczenia. Miałam wrażenie, że nagle wszystko zwolniło, słyszałam, że James coś mówi, ale nie rozróżniałam słów. To było tak, jakby oddzielała nas od siebie ściana wody. Oczy same mi się zamykały a głowa opadała. Straciłam poczucie przestrzeni, miałam wrażenie, że lecę w dół, chociaż widziałam wszystko jednak dalej myślałam, że spadam w dół. I nie wiadomo skąd ktoś mnie chwycił. Nie myślałam za wiele, oparłam się o niego przymykając oczy.
-Jesteś padnięta...-usłyszałam koło ucha głos Pottera.
Wymamrotałam coś co miało przypominać "Wcale nie." ale chyba nie bardzo mi wyszło.
-Śpij, zaniosę cię.-powiedział James.
Szczerze to nawet nie miałam siły protestować kiedy mnie podniósł. Oparłam się o niego odkrywając jaki jest ciepły i po chwili już spałam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Des: No ładnie to tak?!
Ja: Ale, że co?
D: Tyle nie pisać! Nic tylko siedzisz na tych lekcjach i kozły rysujesz! Mogłabyś się mną zająć! *foch*
J: Przepraszam, muszę ciągle pilnować, żeby jaśnie pani od polaka "Nie dam wam nic powiedzieć." nie kazała mi napisać jakiejś głupoty!
D: A co mnie to! Masz tyle wolnego czasu!
J: *wzrusza ramionami* Przypominam ci, że mamy podobną osobowość i obie jesteśmy tak samo leniwe, więc nie praw mi kazań...
D: Yhh...Gdzie moje masło?!
Ekhem...tym przyjemnym akcentem kończę! Wybaczcie taką przerwę, ale...no tak wyszło, znowu ;__; Napisane na głupawce po lemoniadzie, Cup, Kath i Eve mymi świadkami! Dziękuję za zmarnowanie czasu (serio? pewnie nikt tego nie czyta xD) i uprzejmie proszę o pozostawienie komentarza.
poniedziałek, 9 września 2013
51."James, ty nieskończenie durny idioto!"
Sifnks po kilku minutach uspokoił się i zatrzymał się przed nami. Stwór przekrzywił głowę na lewo i przypatrzył na nas ciekawsko. Dalej nie miałam pojęcia jak mamy na nim wrócić do Anglii, no przecież nie poleci a lądem to strasznie długo, poza tym jak wtedy dotrzemy na wyspy? Mamy przerąbane... Sfinks zaskrzeczał i zamachał głową jakby chciał nam powiedzieć, że mamy na niego wsiąść. Popatrzyłam na Ravena pytająco a on wzruszył ramionami.
-Co nam szkodzi?-powiedział.
-No w zasadzie nic...-westchnęłam.
Chłopak wskoczył na grzbiet sfinksa a ja poszłam w jego ślady. Raven pomógł mi wejść na stwora, usiadłam przed nim i złapałam się karku. Poczułam jak chłopak łapie mnie w pasie. Wywróciłam oczami, ale nie zaprotestowałam, niech sobie myśli, że jest silniejszy. Kiedy siedzieliśmy w miarę wygodnie sfinks skoczył przed siebie. Cały świat rozmył się w kolorową plamę tylko po to, żeby po chwili zniknąć w całkowitej ciemności. Miejsce, do którego trafiliśmy było strasznie dziwne. Po pierwsze otaczała nas mgła, było ciemno jak w środku nocy, ale widziałam ciemną taflę wody i brzegi rzeki, po której się przemieszczaliśmy. Po obu stronach leżał czarny piasek a na nim kości, za tą dziwną plażą stało kilka trzcinowych chat, wszędzie plątały się niewyraźne widma. Sfinks poruszał się tu nadzwyczaj szybko, niedługo trzcinowe chaty zmieniły się w miasto, które było odzwierciedleniem Londynu, a później zmieniło się w Hogsmeade. Zauważyłam, że zbliżamy się do odwzorowania doków w Hogwarcie. Wcześniej mnie to nie zastanawiało, ale teraz nie dawało mi spokoju to, że nasz nowy "rumak" unosi się nad wodą. Zanim zdążyłam się temu jakoś przyjrzeć stwór wyszedł na brzeg, a równo z tym wróciliśmy do prawdziwego świata. Było południe, a ja, kompletnie wykończona, w podartych ciuchach, ze świecącym czymś wracałam do szkoły...nie no, przecież to całkiem normalne! Zeskoczyłam ze sfinksa razem z Ravenem, a stwór potrząsnął głową i znowu skoczył w nicość. Popatrzyłam na chłopaka i westchnęłam.
-Idziemy?-zapytałam.
-Dobrze by było.-odpowiedział.
Ruszyliśmy na błonia, chociaż nawet nie wiem po co akurat tam.
-Co nam szkodzi?-powiedział.
-No w zasadzie nic...-westchnęłam.
Chłopak wskoczył na grzbiet sfinksa a ja poszłam w jego ślady. Raven pomógł mi wejść na stwora, usiadłam przed nim i złapałam się karku. Poczułam jak chłopak łapie mnie w pasie. Wywróciłam oczami, ale nie zaprotestowałam, niech sobie myśli, że jest silniejszy. Kiedy siedzieliśmy w miarę wygodnie sfinks skoczył przed siebie. Cały świat rozmył się w kolorową plamę tylko po to, żeby po chwili zniknąć w całkowitej ciemności. Miejsce, do którego trafiliśmy było strasznie dziwne. Po pierwsze otaczała nas mgła, było ciemno jak w środku nocy, ale widziałam ciemną taflę wody i brzegi rzeki, po której się przemieszczaliśmy. Po obu stronach leżał czarny piasek a na nim kości, za tą dziwną plażą stało kilka trzcinowych chat, wszędzie plątały się niewyraźne widma. Sfinks poruszał się tu nadzwyczaj szybko, niedługo trzcinowe chaty zmieniły się w miasto, które było odzwierciedleniem Londynu, a później zmieniło się w Hogsmeade. Zauważyłam, że zbliżamy się do odwzorowania doków w Hogwarcie. Wcześniej mnie to nie zastanawiało, ale teraz nie dawało mi spokoju to, że nasz nowy "rumak" unosi się nad wodą. Zanim zdążyłam się temu jakoś przyjrzeć stwór wyszedł na brzeg, a równo z tym wróciliśmy do prawdziwego świata. Było południe, a ja, kompletnie wykończona, w podartych ciuchach, ze świecącym czymś wracałam do szkoły...nie no, przecież to całkiem normalne! Zeskoczyłam ze sfinksa razem z Ravenem, a stwór potrząsnął głową i znowu skoczył w nicość. Popatrzyłam na chłopaka i westchnęłam.
-Idziemy?-zapytałam.
-Dobrze by było.-odpowiedział.
Ruszyliśmy na błonia, chociaż nawet nie wiem po co akurat tam.
~James~
Siedziałem z Alice na błoniach. Starałem się jak mogłem żeby wyglądać na zadowolonego, ale nie wychodziło mi to najlepiej. Nie mogłem zapomnieć o Des, bez niej mój świat był nijaki. Tęskniłem za jej fochami, za wypominaniem mi głupoty, za naszymi głupimi pomysłami. Bez niej nie było części mnie, może się powtarzam, ale taka była prawda, potrzebowałem jej, nie mogłem bez niej żyć. Brzmi jak wyznanie zakochanego? No może, ale to była moja przyjaciółka i potrzebowałem jej. Nie dawało mi to spokoju, bo wiedziałem, że nawet kiedy by żyła to nigdy by mi nie wybaczyła. Alice lekko złapała moja dłoń, a ja prawie, że automatycznie splotłem moje palce z jej.
-Co się dzieje?-zapytała patrząc mi prosto w oczy.
-Ja...chyba coś spieprzyłem i...już nie mogę tego naprawić...dobra, nie chyba tylko na pewno spieprzyłem...-odpowiedziałem spuszczając wzrok.
-Wszystko da się naprawić.-powiedziała lekko gładząc wierzch mojej dłoni.
-Tego nie...straciłem kogoś i...i nic tego nie zmieni.-pokręciłem głową.
-Ci, na których nam zależy nigdy nas nie opuszczają.-szepnęła lekko mnie całując.
Na chwilę uwolniłem się od przytłaczających uczuć i myśli. Te kilkanaście sekund dawało mi wytchnienie. Romantyczne? Tak, ale ktoś postanowił to przerwać, no nie byle ktoś.
-Nienawidzę pustyń, nawet tych wyimaginowanych!-usłyszałem z daleka tak znajomy głos i po prostu nie wierzyłem, że to się dzieje.
Miałem wrażenie, że chyba śnię, że to nie jest realne i zaraz się rozpłynie, ale tak nie było. Oderwałem się od Alice i spojrzałem w kierunku jeziora. Zamurowało mnie. W moją stronę szła jedyna osoba, która w takim stylu umie przerwać tak romantyczną chwilę. Nie spodziewałem się tego, ale to się działo. W moja stronę szła w podartych ciuchach Des wymachując jakimś świecącym czymś a za nią szedł chłopak o jasnobrązowych włosach. Przez kilka minut stałem robiąc wielkie oczy, tyle czasu myślałem, że ona nie żyje a tu...szła jak gdyby nigdy nic. W tym momencie byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. To jest Des, tego nie zabijesz...
-Co się dzieje?-zapytała patrząc mi prosto w oczy.
-Ja...chyba coś spieprzyłem i...już nie mogę tego naprawić...dobra, nie chyba tylko na pewno spieprzyłem...-odpowiedziałem spuszczając wzrok.
-Wszystko da się naprawić.-powiedziała lekko gładząc wierzch mojej dłoni.
-Tego nie...straciłem kogoś i...i nic tego nie zmieni.-pokręciłem głową.
-Ci, na których nam zależy nigdy nas nie opuszczają.-szepnęła lekko mnie całując.
Na chwilę uwolniłem się od przytłaczających uczuć i myśli. Te kilkanaście sekund dawało mi wytchnienie. Romantyczne? Tak, ale ktoś postanowił to przerwać, no nie byle ktoś.
-Nienawidzę pustyń, nawet tych wyimaginowanych!-usłyszałem z daleka tak znajomy głos i po prostu nie wierzyłem, że to się dzieje.
Miałem wrażenie, że chyba śnię, że to nie jest realne i zaraz się rozpłynie, ale tak nie było. Oderwałem się od Alice i spojrzałem w kierunku jeziora. Zamurowało mnie. W moją stronę szła jedyna osoba, która w takim stylu umie przerwać tak romantyczną chwilę. Nie spodziewałem się tego, ale to się działo. W moja stronę szła w podartych ciuchach Des wymachując jakimś świecącym czymś a za nią szedł chłopak o jasnobrązowych włosach. Przez kilka minut stałem robiąc wielkie oczy, tyle czasu myślałem, że ona nie żyje a tu...szła jak gdyby nigdy nic. W tym momencie byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. To jest Des, tego nie zabijesz...
~Destiny~
-Nienawidzę pustyń, nawet tych wyimaginowanych!-powiedziałam otrząsając pozostałości moich ciuchów z resztek piasku-Wszędzie tylko ten cholerny piasek...-jęknęłam.
-Taki urok pustyni geniuszu.-zaśmiał się Raven.
Powstrzymałam śmiech i porządnie trzepnęłam go w łeb. W lewej ręce niosłam zieloną łzę, ale druga idealnie wycelowała w tył głowy chłopaka.
-Dziękuję za nadanie mi tego tytułu, w końcu ktoś dostrzegł mój nieprzenikniony intelekt.-odpowiedziałam udając, ze zadzieram nosa.
-A geniusz zna pojęcie sarkazmu?-zapytał.
-Ależ oczywiście mój wierny smoczku.-pokazałam mu język.
-Byle nie smoczku!-zawołał chłopak lekko się rumieniąc.
-Ale jesteś takim słodziutkim smoczkiem...szczególnie jak się czerwienisz.-zaśmiałam się.
-Bo smoczek zaraz da ci popalić.-mruknął.
-Och czyżby?-rzuciłam z rozbawieniem bawiąc się małymi płomykami, które zatańczyły na mojej dłoni.
Nie wiedziałam jak daleko zaszliśmy, ale postanowił nam przerwać szanowny pan Potter. Czy w moich oczach od razu pojawiła się chęć mordu? Sądząc po tym, że James zatrzymał się o kilka metrów ode mnie z miną wystraszonego szczeniaka. Patrzyliśmy na siebie jakiś czas, za mną stał Raven, za nim Alice, oboje z minami wyrażającym nieme pytanie "O co chodzi?".
-Żyjesz...-odezwał się Potter z nieukrywaną radością.
Moja reakcja była chyba do przewidzenia. Dałam Ravenowi owoc do potrzymania a sama podeszłam do Pottera z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Chłopak spojrzał na mnie pytająco.
-James, ty nieskończenie durny idioto!-wydarłam się chyba na cały zamek, mało mnie to obchodziło-Czy ty wiesz jak ja cię nie znoszę?! Rozumiesz co zrobiłeś?!-i zaczęłam litanię.
Nie dał mi nawet połowy wykrzyczeć. Czemu on zawsze musi zrobić coś, co na mnie tak dziwnie wpływa, że nagle zmieniam swoje zamiary?! Przytulił mnie mocno i nie dał się wyrwać.
-Wiem, wszystko wiem, jestem za głupi na nieskończenie durnego idiotę, przepraszam cię. Wiem, że pewnie mi nie wybaczysz, nie zasługuję na to, ale po prostu przepraszam. Proszę cię, nie zostawiaj mnie już, bałem się jak cholera, myślałem, że nigdy cię nie zobaczę, a bez ciebie wszystko jest dla mnie bez sensu, potrzebuję cię, nawet jeśli masz mnie nienawidzić...-powiedział.
Poczułam łzy w oczach, zanim się zorientowałam już płakałam.
-James...ja...-zająknęłam się-James ty...ty cholerny, głupi, nieogarnięty...-nie dokończyłam, zaczęłam się z nim szarpać.
Nie wiedziałam co chciałam osiągnąć, nie byłam w stanie powiedzieć więc zaczęłam się na nim wyżywać. Przypadkiem zdarłam mu koszulkę, może gdybym nie była zajęta próbami podrapania go zauważyłabym, ze jest nawet całkiem nieźle zbudowany, no był chudy, ale miał się czym pochwalić. W końcu oboje wylądowaliśmy na trawie obok siebie z potarganymi włosami i policzkami mokrymi od łez.
-Właśnie za tym tęskniłem.-powiedział z lekkim uśmiechem.
-Mam cię częściej bić?-zapytałam.
-Masz tyle powodów...A wybaczasz mi?-lekko się zaczerwienił.
-Pewnie, a ty mi? Zachowywałam się jak dzieciak.-odpowiedziałam czując jak lekko się czerwienię.
-Tak, chociaż twierdzę, że nie mam czego wybaczać.-odpowiedział.
-Tak, chociaż twierdzę, że nie mam czego wybaczać.-odpowiedział.
Nie potrzebowałam niczego więcej, przytuliłam go najmocniej jak mogłam. W końcu odzyskałam Jamesa!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Je je je, powraca nieogarnięta, pieprznięta, popieprzona i głupia autorka, za która nikt nie tęskni! ^^ Mogę nawet być zadowolona z tego rozdziału...no chyba. Pewnie kilka osób rozpozna niektóre teksty. Pam pa ram pam pam. Jak tam w szkołach? Moja wychowawczyni startuje o tytuł kolejnej Umbridge x,x ale tak poza tym to wszystko da się znieść. Mój nauczyciel od niemca ("Pan Student") przypomina Pottera, w klasie mam dwa bardzo zabawne okazy gatunku chłopak...trzeci jest rudy i całą podstawówkę go nie lubiłam bo on nie lubił mnie >.> a na działalności recepcji rysuję satyrów! Mam nadzieję, że wszyscy przeżyjemy do końca tego roku szkolnego, znalazłam już u mnie Narnię, boje się, że gdzieś buszuje Bazyliszek...No to zapraszam do komentowania, nawet z anonimka, tylko proszę, bez nieuzasadnionych hejtów. Dziękuje, dobranoc, odmeldowuję się, nox!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Je je je, powraca nieogarnięta, pieprznięta, popieprzona i głupia autorka, za która nikt nie tęskni! ^^ Mogę nawet być zadowolona z tego rozdziału...no chyba. Pewnie kilka osób rozpozna niektóre teksty. Pam pa ram pam pam. Jak tam w szkołach? Moja wychowawczyni startuje o tytuł kolejnej Umbridge x,x ale tak poza tym to wszystko da się znieść. Mój nauczyciel od niemca ("Pan Student") przypomina Pottera, w klasie mam dwa bardzo zabawne okazy gatunku chłopak...trzeci jest rudy i całą podstawówkę go nie lubiłam bo on nie lubił mnie >.> a na działalności recepcji rysuję satyrów! Mam nadzieję, że wszyscy przeżyjemy do końca tego roku szkolnego, znalazłam już u mnie Narnię, boje się, że gdzieś buszuje Bazyliszek...No to zapraszam do komentowania, nawet z anonimka, tylko proszę, bez nieuzasadnionych hejtów. Dziękuje, dobranoc, odmeldowuję się, nox!
Subskrybuj:
Posty (Atom)