Już prawie zapomniałam jak to jest nie kłócić się z Jamesem. To bardzo dziwne jak szybko ludzie odzwyczajają się od siebie, pamiętałam jak wcześniej z nami było, ale jednak co chwila odkrywałam, że coś zatarło mi się w pamięci. No i sama nie wiem czy zapomniałam o tym, że James bywa nadopiekuńczy czy to coś nowego.
-Powinnaś pójść do pani Pomfery, wyglądasz na wykończoną.-powiedział po raz dziesiąty.
Szliśmy do sali obrony przed czarną magią, a on nie dawał mi z tym spokoju, Raven na początku też próbował coś od siebie dołożyć, ale poddał się po czwartej próbie. Potter był upierdliwy jak nigdy, czemu postanowił się przejmować moim zdrowiem?! Zastanawiało mnie też czemu myślał, że umarłam. No to znaczy naprawdę prawie umarłam, ale skąd on mógł to wiedzieć? Chyba sporo mnie ominęło. Nie wiedziałam czy żałować tej wyprawy czy wręcz przeciwnie. Widziałam rzeczy, których nigdy nie zapomnę, ale nie wiem czy chcę wszystko pamiętać. Może większość była tylko złudzeniem, chociaż zaprzeczał temu magiczny przedmiot w moich dłoniach, ale było to takie niezwykłe, nie spodziewałam się tego nigdzie, nawet w świecie magii i bogów, teraz rozumiałam, że to jest o wiele szersze pojęcie niż wcześniej mi się wydawało. Tak naprawdę w głowie miałam tyle informacji, że dziwiłam się, że mózg mi jeszcze nie eksplodował. To, że Raven posiadał ducha smoka i to nie on jeden było dla mnie nowością. On był zjednoczony z potężnym stworzeniem równym bogom, miał jego moc, ja może byłam boskim dzieckiem, ale wobec tego chłopaka czułam się teraz mała i słaba. Przecież on się dopiero szkolił, jak pomyślałam co będzie z nim kiedy będzie umiał wykorzystać całą swoją moc po prostu nie mogłam uwierzyć, że stoję obok niego. Kolejnym, tym razem niezbyt przyjemnym odkryciem, była opowieść o Apopisie czy jak to się zwało tego węża, wielki, pierwotny potwór, uosobienie zła zamknięty w jakimś więzieniu, z którego próbuje się wydostać. Przypominały mi się jakieś fragmenty snów i rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Tunel, który odkryłam z Jamesem rok temu, to co tam słyszałam, ten głos, wakacje, kiedy Zeus i Posejdon prawie roznieśli świat, raz mi się wydawało, że widziałam błysk łusek czy czegoś podobnego. Nie, to chyba zmęczenie i zwykły strach kazały mi tak myśleć. Przecież to bez sensu, równie dobrze to mogły być czyste przypadki.A pomijając już wszelkie złe moce to co mam sądzić o tych próbach? Widziałam co może się ze mną stać, nie wiem czy był to najgorszy możliwy scenariusz, ale bałam się, że może się spełnić. Co jeżeli gdzieś we mnie siedzi to zło? No i jeszcze Anubis...Czemu tak dokładnie pamiętałam obcego boga zmarłych? Wcale nie przypominał mi boga. On był po prostu...no ludzki. Poza tym jak na bóstwo mające kilka tysięcy lat wyglądał całkiem nieźle. Oczywiście nie chciałabym go spotkać jeżeli nie miałabym pewności, że będę dalej prowadzić moją egzystencję na tym porypanym świecie, ale chciałabym też kiedyś jeszcze raz go zobaczyć. Nagle z mojej głowy uleciały wszystkie myśli a mózg najprawdopodobniej zaczął orbitować wokół małej postaci Anubisa znajdującej się w mojej głowie. Zupełnie zapomniałam o świecie zastanawiając się dokładniej nad tym bogiem. Tyle czasu brałam go za uosobienie zła a tak się myliłam. Czemu pokazał mi się w takiej postaci? I na litość wszystkiego, czemu teraz łaziłam mając przed oczami właśnie jego?! Niech wyłazi z mojej głowy! Może to był po prostu jakiś czar? Niech on sobie szuka jakiejś innej dziewczyny, bo ja na pewno nie jestem zainteresowana zostaniem panią szakal. Westchnęłam cicho i rozejrzałam się po korytarzu. Byliśmy już niedaleko sali, popołudniowe słońce wpadało przez wysokie okna a ja cieszyłam się, że znowu tu jestem, no jak na razie, ale w tym momencie marzyłam głównie o wyspaniu się na własnym łóżku. W końcu dotarliśmy pod klasę, nie wiem czy tylko ja pomyślałam o wproszeniu się na chama do środka, bo reszta zatrzymała się przed drzwiami...echhhh, miałam o Jamesie lepsze zdanie! Dobra, olać to! Praktycznie nie zatrzymując się otworzyłam drzwi z zamachem i weszłam do sali przywołując na twarz uśmieszek numer dwanaście czyli "Jestem wredna, ale i tak mnie uwielbiacie." i przeszłam pomiędzy ławkami. Cud sprawił, że Percy akurat był w sali, stał do nas tyłem.
-Witam, wróciłam wkurzać i irytować.-odezwałam się.
Nie zorientowałam się, że weszłam jedynie z Ravenem dopóki nie odwróciłam na chwilę głowy. Percy obrócił się w naszą stronę, na jego twarzy malowało się zaskoczenie, ulga i chyba duma. Yeah, proszę zapisać to gdzieś jako historyczne wydarzenie, dzisiaj nastąpił jedyny taki dzień, w którym jakikolwiek nauczyciel może być ze mnie dumny!
-Dzięki bogom...już podejrzewaliśmy...-powiedział wodząc wzrokiem po naszych twarzach-...A z resztą nieważne, liczy się, że jesteście.-dokończył.
Coś mi się tu wyraźnie nie zgadzało. Musiało się coś wydarzyć kiedy mnie nie było, najpierw James dziwnie się zachowywał, teraz Percy...Czemu wszyscy myśleli, że jestem martwa, albo coś się ze mną stało?! Czy wszystkim zależy żebym już poszła wkurzać Hadesa a nie ich?! Fajnie wiedzieć, że jestem tak miło widziana na tym świecie, nie ma co...
-Nie, właśnie, że ważne. Co się tu działo? James myślał, że nie żyję, czemu?-zapytałam i jestem pewna, że w moich oczach pojawił się ostrzegawczy błysk.
-To nic wielkiego...to znaczy kiedy cię nie było był wypadek, albo nie wypadek, nie wiem, mugolska katastrofa lotnicza, w tamtej okolicy pojawił się Mroczny Znak i zaczęła się panika.-odpowiedział nauczyciel.
-A jaki to ma związek ze mną?
No może Mroczny Znak jednak nie został hitem tygodnia w kategorii najprzyjemniejszych wiadomości, ale dalej nic nie rozumiałam. Wiedziałam przecież, że Śmierciożercy uciekli z Azkabanu przed ostatnimi wakacjami, przecież próbowali nas zaatakować, ale nie był to od razu wybuch wojny!
-Wy lecieliście tym zaatakowanym samolotem...
No pewnie! Jestem ciemną masą! Przecież obudziliśmy się w praktycznie roztrzaskanym samolocie i byliśmy na granicy śmierci. Powinno mnie to szokować? No może, ale ja zaczęłam się zastanawiać czy zmiana w zachowaniu Jamesa była spowodowana tylko tym, że myślał, że jestem martwa? Poważnie musiał myśleć, że mnie utracił na zawsze, żeby znowu mnie zauważyć? Dobra, dobra...może powinnam to przemilczeć, żeby nie zaczynać kolejnej kłótni.
-Dobra, już rozumiem. Zapomnijmy o tym, mam to...coś...-powiedziałam podając Percy'emu owoc.
Nie interesowało mnie co będzie dalej, zrobiłam swoje i teraz chciałam po prostu iść spać.
-Świetnie...-zaczął Percy.
-Pomińmy to gadanie, wy macie co chcieliście, zrobiłam swoje, mogę iść spać?-przerwałam mu.
Jak ja zawsze potrafię wszystkich rozbawić. Raven i Percy natychmiast się roześmiali a ja tylko stałam uśmiechając się niewinnie.
-Pewnie, że możesz, ale postaraj się jeszcze odprowadzić Ravena.-poprosił nauczyciel.
-Yhym...-pokiwałam głową-Może do poniedziałku się zbudzę.-dodałam idąc już do wyjścia z klasy.
Wyszłam na korytarz całkiem zadowolona z życia a tu co? James i Alice przyssani do siebie jak pijawki. Słodkie aż do porzygu! No i dopiero teraz zauważyłam, że Potter nadal nie miał na sobie koszulki, którą przypadkiem mu zdarłam. Nie żeby coś, ale to była moja zasługa i ta oto pani nie powinna tego wykorzystywać bez moich uprawnień! Pfff...się znalazła parka, wygląda na to, że od teraz naprawdę jestem ja jedna jedyna niepoważna. Och to takie straszne, idę się pociąć masłem. Jak zawsze wszystko na mnie...miłość to taka straszna choroba. Przysięgam sobie wynaleźć na to jakieś witaminy, po tych całych przygodach z pewnym blond Krukonem mam dość na całe lata!
-Ekehm...to może wy dalej sobie tutaj...ekhem...nie ważne, ale ja idę odprowadzić Ravena.-odezwałam się.
Co mnie najbardziej rozśmieszyło? Mina Jamesa, to jak prawie się przewrócili czy ich późniejsze niewyraźne tłumaczenia? Sama nie wiem, ale śmiałam się tak głośno, że chyba pół zamku mnie usłyszało. Musiałam usiąść na parapecie żeby się nie przewrócić. Po kilku minutach rozbolał mnie brzuch, ale ja dalej nie mogłam się uspokoić. Śmiałam się na cały głos, w kącikach oczu zebrały mi się łzy. Myślałam, że zaraz umrę ze śmiechu, że to się nigdy nie skończy, ale po około dziesięciu minutach udało mi się jakoś uspokoić. Jeżeli śmialiście się kiedyś bite dziesięć minut to rozumiecie, że kolejne pięć poświęciłam na dojście do siebie.
-Eee...-zaczął cały czerwony na twarzy James.
-No nie mogę!-zawołałam z rozbawieniem i wstałam z parapetu-Czemu ja ciebie nie nagrałam?!
-Tsaaa...ja też tęskniłem...-wymamrotał Potter.
-No...to ja lecę odprowadzić Ravena.-powtórzyłam zaczynając wycofywać się.
Nie wiedziałam czemu tak bardzo chciałam się odsunąć na bok. Pewnie, rozbawiło mnie to przed chwilą, ale teraz czułam się jak intruz, nie byłam potrzebna w tym towarzystwie. Jednocześnie nie chciałam rozstawać się teraz z Ravenem, naprawdę go polubiłam i spędziłam z nim już tyle czasu, że znowu przyzwyczaić się do jego braku będzie co najmniej dziwnie.Znałam go najwyżej parę tygodni, ale jednak w jakiś sposób już się do niego przywiązałam.
-Możemy iść z wami.-odpowiedział James.
Czy ty nie rozumiesz człowieku, że właśnie tego chcę uniknąć?! No co za...co za James! Inaczej się tego nazwać nie da, tylko on potrafi tak wszystko utrudnić! Yhhh...Może wcześniej nie zwróciłam uwagi, ale teraz podłapałam kątem oka, że Potter jakoś inaczej patrzy na Ravena. Co on znowu wymyślił? Już ja sobie z nim później pogadam.
-Jak wolisz.-wzruszyłam ramionami udając obojętność chociaż w środku gotowałam się od nadmiaru emocji.
No i ruszyliśmy na błonia. Nie wiedziałam dokładnie jak i, co ważniejsze, gdzie Raven ma teraz dotrzeć, może jeszcze kiedyś się dowiem, niestety nie powiedział mi za dużo o smokach, ale kiedyś się dowiem. Zauważyłam, że oboje trochę się ociągaliśmy. To dziwne jak jedna misja może związać ze sobą dwie osoby, ile potrafi zmienić. Odprowadziliśmy chłopaka tak daleko, jak mogliśmy, oczywiście pan Potter i jego dziewczyna (ekhem...mam złe wspomnienia z jej imieniem, ale o tym innym razem) całą drogę byli o wiele za blisko przejścia do kolejnego wyznawania sobie uczuć. Jeżeli to ma być tak cały czas to chyba czeka mnie cudowny rok kompletnego przesłodzenia i obserwowania tego jakże pięknego związku...Gdzie jest moje masło?! Muszę się w końcu pociąć...Kiedy już miałam się pożegnać z Ravenem nagle oboje stanęliśmy jak wryci z nadzieją, że jednak można to przeciągać. Niech nikt nic sobie nie myśli, wszystko co nastąpiło nie miało żadnego związku z dziwną przypadłością nazywaną miłość, której dwie ofiary miały powodować u mnie chęć strzelenia czegoś piorunem przez najbliższe miesiące. Między nami była i będzie co najwyżej przyjaźń!!
-No to...-zaczęłam niepewnie.
-Do zobaczenia...-wymamrotał Raven.
-Nie masz pewności, że się spotkamy.-westchnęłam wbijając wzrok w swoje buty.
-Jeszcze jakiś czas temu twierdziłaś, że ciebie nie da się tak łatwo pozbyć.-powiedział z lekkim uśmiechem-Zawsze mogę się urwać tutaj czy coś takiego...
Popatrzyłam na niego z lekkim błyskiem w oku i uśmiechnęłam się w swoim zwyczajowym, rozbrajającym stylu.
-Zapraszam i polecam się na przyszłość.
Wtedy wyciągnął z kieszeni spodni coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam, wisiorek na czarnym rzemyku z fioletowym kamieniem pośrodku i włożył mi go w dłoń.
-Mój jest podobny, wszystkie są magiczne na swój sposób...może ci się przydać, nie bardzo się na tym znam, ale będzie cię chronić...no i może zwiększać twoje moce.-wyjaśnił.
-Ja...Raven...-zająknęłam się-Dzięki.-dodałam po chwili i przytuliłam go po przyjacielsku.
Chłopak odwzajemnił uścisk.
-No to do zobaczenia.-odezwał się pierwszy.
-Do zobaczenia.-odpowiedziałam.
I oboje ruszyliśmy w swoje strony. Obwiązałam sobie nadgarstek rzemykiem, bo tymczasowo nie miałam gdzie indziej schować prezentu. James z Alice szli przodem a ja praktycznie wlokłam się za nimi. Dopiero zaczynałam odczuwać prawdziwe skutki mojego zmęczenia. Miałam wrażenie, że nagle wszystko zwolniło, słyszałam, że James coś mówi, ale nie rozróżniałam słów. To było tak, jakby oddzielała nas od siebie ściana wody. Oczy same mi się zamykały a głowa opadała. Straciłam poczucie przestrzeni, miałam wrażenie, że lecę w dół, chociaż widziałam wszystko jednak dalej myślałam, że spadam w dół. I nie wiadomo skąd ktoś mnie chwycił. Nie myślałam za wiele, oparłam się o niego przymykając oczy.
-Jesteś padnięta...-usłyszałam koło ucha głos Pottera.
Wymamrotałam coś co miało przypominać "Wcale nie." ale chyba nie bardzo mi wyszło.
-Śpij, zaniosę cię.-powiedział James.
Szczerze to nawet nie miałam siły protestować kiedy mnie podniósł. Oparłam się o niego odkrywając jaki jest ciepły i po chwili już spałam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Des: No ładnie to tak?!
Ja: Ale, że co?
D: Tyle nie pisać! Nic tylko siedzisz na tych lekcjach i kozły rysujesz! Mogłabyś się mną zająć! *foch*
J: Przepraszam, muszę ciągle pilnować, żeby jaśnie pani od polaka "Nie dam wam nic powiedzieć." nie kazała mi napisać jakiejś głupoty!
D: A co mnie to! Masz tyle wolnego czasu!
J: *wzrusza ramionami* Przypominam ci, że mamy podobną osobowość i obie jesteśmy tak samo leniwe, więc nie praw mi kazań...
D: Yhh...Gdzie moje masło?!
Ekhem...tym przyjemnym akcentem kończę! Wybaczcie taką przerwę, ale...no tak wyszło, znowu ;__; Napisane na głupawce po lemoniadzie, Cup, Kath i Eve mymi świadkami! Dziękuję za zmarnowanie czasu (serio? pewnie nikt tego nie czyta xD) i uprzejmie proszę o pozostawienie komentarza.
Super!
OdpowiedzUsuńPierwsza!!!
Mi się podoba baaaaardzo!
Dłużej nie napiszę, bo nie mam weny :'(
Papa
NMBZT
Idka
Ulalala :3 No elegancko! Des pogodzona z Jamesem, awww ;3 I jeszcze się ten głuptas z Alice ślini, BLEE! Normalnie rzygam, albo jednak nie, bo do kibelka daleko :) Pożegnanie z Ravenem :( Czemu się nie cmoknęli w usta, co? Ale dał jej wisiorek, więc jest dobrze :D
OdpowiedzUsuńRozdział jednym słowem jest genialny :) Czekam z niecierpliwością na następny i życzę weny!
I powiedz Des, że ma racje i za rzadko dajesz notki, ale ja nie jestem lepsza :)
Scarlett ;*