piątek, 22 lutego 2013

28. Nigdy więcej bezoaru


Znowu piszę po tygodniu ,wszystko przez próby do bierzmowania ,rozprawkę z polskiego i projekt z techniki :x. Idzie umrzeć w tej szkole ,nie ma to jak 13 osób na lekcjach i odpytywanie mnie na polskim kiedy ledwie mówię ,na szczęście dzisiaj pozwolono mi nie iść do szkoły. Przepraszam za wszystkie możliwe głupoty pojawiające się w tym rozdziale ,ostatnio chyba jest coraz gorzej z moim mózgiem xD. Przy okazji ,niedawno dodałam zakładkę Powiadomienia ,proszę o nowych rozdziałach ,linkach do blogów i tym podobnych piszcie tam =D. Rozdział pisałam głównie przy tym. Piszcie w komentarzach czy rozdział się podobał =). 

Po całym moim ciele rozchodziło się to przenikliwe ,gryzące zimno ,przenikało przez wszystko ,wnikało głęboko w kości ,jakby chciało objąć mnie całą i zniszczyć. Coraz trudniej mi się oddychało ale walczyłam dalej. Jakimś cudem udało mi się obronić przed kolejnymi atakami. Kiedy uniknęłam kolejnego ataku Lamia zasyczała z wściekłości. Już wiedziałam ,że jej nie pokonam ,ale nie mogłam uciec bez chłopaków ,tylko ,że oni nadal byli pod wpływem uroku czy czego tam ta Lamia używała. Musi być jakiś sposób na obudzenie ich…może by ich tak porazić niewielką ilością prądu ,chyba nie mam za dużego wyboru…
Podbiegłam do chłopaków uchylając się przed kolejnymi atakami ,którego obudzić najpierw? Lepiej Iana ,jest większa szansa ,że pomoże mi w walce. Dotknęłam jego ramienia i przywołałam delikatną wiązkę elektryczności. Efekt był natychmiastowy ,chłopak podskoczył i rozbudził się.
-Ej!-wrzasnął.
-Nie marudź tylko mi pomóż.-powiedziałam rwącym się głosem i wskazałam na moją przeciwniczkę-Obudzę Jamesa a ty ją jakoś spowolnij.
Chłopak skinął głową ,wyciągnął swoją broń i zajął się swoją częścią zadania. Ja podeszłam do Pottera. Dotknęłam jego ramienia i przywołałam kolejna wiązkę elektryczności…nic się nie stało ,spróbowałam trochę mocniej go porazić ,nadal nic.
-James ,proszę cię…-jęknęłam.
Za plecami słyszałam brzęk zderzających się mieczy ,oby Ianowi nic nie było. Co zrobić z Jamesem? Być może jest odporny na lekkie porażenia prądu…Muszę spróbować mocniej. Mam tylko nadzieję ,że dam radę. Złapałam go obiema dłońmi za ramiona i przywołałam tyle elektryczności ,ile się dało. Poczułam jak prąd przebiega przez całe moje ciało i przechodzi na Jamesa. Po kilku sekundach które wydawały mi się wiecznością James się poruszył i cicho syknął. Puściłam go i niemal natychmiast poczułam zmęczenie. Oparłam się o ścianę ciężko oddychając.
-Co się dzieje?-zapytał trochę nieprzytomnie James.
W korytarzu rozległ się syk i szczęk metalu uderzającego o podłogę. Odwróciliśmy głowy w stronę Iana. Chłopak stał zdyszany nad czarnym mieczem zmieniającym się w czarną smugę dymu ,Lamii nigdzie nie było. Przynajmniej mamy ją z głowy ,gdybym jeszcze nie była tak zmęczona. Może ten miecz był zatruty? To by wyjaśniało czemu czuję się coraz gorzej…
-Dest?-odezwał się James dotykając mojego ramienia-Wszystko dobrze?
Podszedł do nas Ian chowając swój miecz.
-Ja…-słowa utknęły mi w gardle ,w płucach poczułam kłujący ucisk a przed oczami mi pociemniało.
-Co jest? Czy ona cię trafiła?-zapytał Ian.
Nie mogłam nic powiedzieć więc wskazałam na ranę na ramieniu. Któryś z chłopaków coś powiedział ale trucizna zaczęła zagłuszać moje zmysły i nic nie zrozumiałam. Po chwili wszystko znowu widziałam i słyszałam normalnie ,nadal czułam krążącą we mnie truciznę ,która paliła mnie w żyłach.
-Dasz radę iść?-zapytał z troską James.
-Yhym…-lekko pokiwałam głową.
-Okey…ale musimy się śpieszyć ,ludzie się budzą.-powiedział Ian.
W miarę szybko wysiedliśmy z pociągu na zalanej deszczem stacji Denver. Już po kilku minutach byłam całkowicie przemoczona ale w obecnej sytuacji nie narzekałam ,były większe problemy. Szybko przeszliśmy przez stację i poszliśmy do miasta o którym żadne z nas nie miało zielonego pojęcia. Lepsze to niż uwięzienie w pociągu razem z jakimś potworem posiadającym zatruty miecz.
-Co teraz zrobimy?-zapytałam cicho.
-Sprawdzałem ,pociąg do Los Angeles jest po jutrze…chyba…odkąd wysiedliśmy nie mam pojęcia jaki dzień jest…-powiedział Ian.
-Ja też-dodał James-Jakbym dostał tłuczkiem między oczy ,nie wiem co się dzieje…
Westchnęłam ,miałam nadzieję ,że to jest skutek działania trucizny ale widocznie wszyscy padliśmy ofiarami jakiegoś czaru czy czegoś podobnego. Nic nie mówiąc wyciągnęłam telefon ,prawie się przewróciłam kiedy zobaczyłam datę.
-Chłopaki…jest dwudziesty szósty lipca.-powiedziałam.
Obaj popatrzyli na mnie jakbym ogłosiła ,że jestem kosmitą. Sama nie wiedziałam jak to jest możliwe ,wczoraj jak zasypiałam był dopiero jedenasty. To wszystko było takie zagmatwane…
-To nie możliwe…może masz coś z telefonem?-pierwszy odezwał się James.
-To sobie sprawdź gdzie indziej jak mi nie wierzysz…
-To możliwe…mogliśmy być uśpieni tak jak ci inni ludzie ,tylko jakimś cudem się przebudziliśmy.-wtrącił Ian.
-Ale w takim razie zostało nam najwyżej pięć dni…-westchną James.
-Więc lepiej się pośpieszmy.-stwierdziłam i skrzywiłam się ,trucizna znowu dawała o sobie znać.
-Najpierw powinniśmy ci pomóc…-James delikatnie mnie podtrzymał.
-Dam sobie radę.-mruknęłam przymykając oczy.
-Na pewno ,a ja jestem jednorożcem.-powiedział James.
-Witaj jednorożcu.-odgryzłam się.
-Bądź choć raz poważna…nie chcę żebyś teraz umarła…
-Nie umrę ,obiecuję…-powiedziałam chociaż sama nie byłam pewna swoich słów.
-Gdybyśmy mieli bezoar to byś na pewno nie umarła.-rzucił James.
Kurde! Ale ja jestem głupia ,przecież gdzieś wpakowałam trochę bezoaru ,nie wiem po co to wtedy robiłam ale teraz to lepiej dla mnie.
-James ,czasami jesteś genialny!-zawołałam grzebiąc w torbie.
-Nie mów ,że masz…-urwał kiedy zobaczył małą grudkę podobnego do wysuszonej nerki bezoaru w mojej dłoni.
Skrzywiłam się lekko myśląc o tym ,że będę musiała to połknąć ale lepsze to niż śmierć… Przełknęłam głośno ślinę ,odetchnęłam głęboko i włożyłam sobie bezoar do ust. Wstrzymując oddech połknęłam go co nie było zbyt przyjemnym przeżyciem. Skrzywiłam się lekko ale już po chwili zaczynałam czuć się lepiej.
-I jak?-zapytał Ian.
-Lepiej…ale nigdy więcej nie chcę tego robić…-wzdrygnęłam się.
-Nie martw się…jeszcze nie próbowałaś kuchni wujka Rona ,to jest dopiero masakra…-James poklepał mnie po ramieniu.
-Chyba wolę nie próbować.-zaśmiałam się-Ale teraz przydałoby się pomyśleć co mamy zrobić…
Nagle pod nogami zatrzęsła nam się ziemia ,chodnik zaczął pękać a jego fragmenty wpadały do ciemnej dziury tworzącej się pod nami. Zanim zdążyliśmy uciec wpadliśmy do wyrwy ,otoczyła nas ciemność. Nie było widać dna ,nie wiedziałam ile możemy spadać i czy kiedykolwiek przestaniemy. Po czasie który wydawał mi się wiecznością uderzyliśmy w ziemię ,z takiej wysokości powinniśmy się zabić ale nawet się nie poobijałam. Zanim zdążyłam się podnieść ktoś ,kogo nie widziałam rozsypał nad nami jakiś proszek a ja  poczułam senność ,która mimo prób zwalczenia jej ,zapanowała nade mną.
***
Byłam w ciemnym korytarzu ,po bokach w równych odstępach były wejścia do pokoi a może cel ,ciężko to było stwierdzić. Usłyszałam głośny trzask ,krzyk ,uderzenie pioruna…to nie wróży dobrze.
Do jasnej cholery! Miałam uciekać! Tylko czemu? Yh ,nie ważne ,chyba nic mnie już tu nie trzyma…Skąd ja to wiem!?
Nie tracąc czasu na dalsze kłócenie się z własnymi myślami pobiegłam w głąb korytarza. Coś nakazało mi zatrzymać się przy jednych z drzwi. Otworzyłam je i weszłam do celi. W środku był czarnowłosy chłopak trochę starszy ode mnie.
-Kim jesteś?-zapytał nieufnie zachrypniętym głosem.
Nie wyglądał najlepiej ,chyba siedział ty od dłuższego czasu. Był strasznie chudy ,włosy miał oklapłe ,skórę bladą ,w niektórych miejscach poprzerywaną zadrapaniami i ranami.
-Destiny-przedstawiłam się krótko-jak chcesz się stąd wydostać to chodź ,nie mamy dużo czasu.-dodałam wyciągając do niego rękę.
Popatrzył na mnie niepewnie ale chwycił moją dłoń. Pomogłam mu wstać i pociągnęłam za sobą. Był do kogoś podobny…tylko do kogo? Miałam straszne dziury w pamięci…
Ściany się zatrzęsły a nad nami przetoczył się grzmot.
-Lepiej się pośpieszmy…-mruknął chłopak.
-Yhym…-pokiwałam głową i pobiegłam dalej korytarzem.
Wszędzie było ciemno ,kilka razy się potknęłam albo wpadłam na coś. Nie wiedziałam gdzie biegnę ,po prostu chciałam uciec jak najdalej od tamtego miejsca ,na szczęście z każdym krokiem grzmoty i ryki cichły. Po jakimś czasie korytarz zrobił się bardziej pochyły ,aż w końcu zobaczyłam blade światło i wybiegliśmy…w jednym z lochów w Hogwarcie.
-Co jest?-szepnęłam do siebie.
Rozejrzałam się dookoła ,to było to samo miejsce ,do którego na początku roku szkolnego zaciągnął mnie James twierdząc ,że to tajne przejście do salonu Ślizgonów.
-W końcu ,długo na was czekałam…-usłyszałam gdzieś na końcu korytarza.
Popatrzyłam tamtą stronę ,dziewczyna o zielonych włosach ,fioletowych oczach i płonących skrzydłach stała kilka metrów od nas z sadystycznym uśmiechem na twarzy. Nieznajomy chłopak popatrzył na nią z wściekłością ,nienawiścią i może strachem.
-Uciekaj…-szepnął do mnie.
-Co!? Odbiło ci? Nie znam cię ale nie zostawię cię teraz…-zbulwersowałam się.
-Uciekaj ,nie wiesz na co ją stać.-nie ustępował.
-Nie ,skoro jest taka groźna tym bardziej nie powinnam cię zostawiać…
-Żadne z was nie ucieknie.-warknęła zielonowłosa.
Wtedy otoczyli nas ludzie ,niektórych znałam ,innych nie ,wszyscy o pustych wyrazach twarzy…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sama siebie zaskakuję xD proszę o nie duszenie mnie ,nie strzelanie Avadą ani Cruciatusem i ogólnie o nie zabijanie mnie =D.     

4 komentarze:

  1. *-* Przeczytane:D
    Rodział jest genialny. =D Nawet nie widziałam gubienia 'ł'. :D Brawo! A Baba wąż nie przyszła na herbatkę. :C Pisz następny, przerażasz mnie i intrygujesz jednocześnie.. Kocham cię, sister. C:
    Czekam na kolejny, jestem ciekawa co wydarzy się dalej. ^^ Niech moc będzie z Tobą. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś Genialna . ♥
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie -> http://ginny-and-draco-magic-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde! Dziewczyno, uwielbiam tego bloga!
    Gdzieś tam znowu zgubiłaś 'ł'. :D
    A teraz do rzeczy:
    No więc jakim cudem Des walczyła z tą babą aż 15 dni, no bo przecież tylko ona nie została zahipnotyzowana. O.o
    No i co z tą dziurą, która okazała się lochami w Hogwarcie, czy ta jędza podbiła nasz kochany zamek?!
    Co tu się dzieje?! Pisz szybciutko, no i poinformuj mnie o nowym rozdziale jako pierwszą, bo mnie coś trafi jak mi karzesz długo czekać! ♥
    A teraz składam Ci głęboki ukłon, o Wielki Geniuszu, Królowo ludzi obdarzonych niesamowitą wyobraźnią. :**
    Oddana fanka i wierna poddana,
    -Wiktoria

    OdpowiedzUsuń
  4. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
    Wybacz mi, że nie komentowałam, ale wiesz - internet :/
    No dobra muszę cię teraz zacząć chwalić ♥
    Skąd ty bierzesz te cudowne pomysły?!
    Dech mi zapiera...
    Jesteś geniuszem!
    Starcie Ian VS Potwór mistrzowskie :P
    Ej, no! Już się zaczynałam bać o Jamesa, ale go uratowałaś <3 Kocham cię. No i kiedy oni będą w końcu razem, noooo? xD
    No, to dalej.
    Wysiedli bezpiecznie - Uff.
    Akcja z Bezoarem ;D Ja bym nie była w stanie przełknąć czegoś takiego :P
    I tyle czasu tam byli... Coś jak Bianca i Nico w Lotosie tylko, że oni sami się obudzili i nie siedzieli tam kilkudziesięciu lat xDD
    Wszystko cacy, idą dalej i puf. Jakby Hades ich wciągnął.
    Jak ty tak możesz?! xD
    Sen... ♥
    Nie rzucę Avady, Cruciatusa itd... Ale wyciągnę spiżowy miecz i cię pociacham! :P
    Jak ty tak możesz?!
    W takim momencie ucinać?!
    Ogólnie samo w sobie strasznie mnie zaskoczył ten fragment.
    Jesteś mistrzynią, O! :D
    Muszę ci pogratulować wielkiego talentu ;33
    Czekam z niecierpliwością na nn :*

    OdpowiedzUsuń