piątek, 22 marca 2013

33. Jak rozpętałam wojnę bogów cz.2


Powracam z małym opóźnieniem ,nie wińcie mnie tylko 5 rozmów na gg ,od których nie mogłam się oderwać =P (Wika ,Kath ,Wiktoria to przez was xD). Ale za to tym razem rozdział długi jak Mur Chiński ,miałam pomysły i prawie wszystko się już wyjaśnia. Wyszło mi chyba około 8/9 stron w wordzie ,jeżeli was dzisiaj nie zanudzę to będzie cud. Jeżeli chodzi o obiecanego one-shota pojawi się jak wszystko się wyjaśni ,teraz zbieram pomysły. Więc życzę miłego czytania. Dedykacja jest jak zawsze dla wszystkich moich sióstr ,kocham was wszystkie ^^ ,no i dla wszystkich obstawiających ze mną tyły na szkolnym Harlem Shake'u ,obawiam się ,że da się mnie zauważyć. PS. Wiktoria ,kiedy w końcu idziemy na ten odwyk? Uzależnienie od książek nie daje mi żyć. xD

Dotrzeć spokojnie do Central Parku ,tak ,chciałabym ,ale zawsze wszystko musi mi wychodzić nie tak ,więc obie skończyłyśmy walcząc z chimerami na środku Manhattanu ,aż dziwne ,że nikt na to nie zwrócił uwagi. Może powinnam wyjaśnić o jakie chimery tym razem chodzi ,nie były to ani te straszne magiczne stworzenia ani ludzie podobni do Nidafiol. Tym razem były to przerośnięte gepardy i czarne wilki z wężami zamiast ogonów ,pazurami lwów ,pyskami diabłów tasmańskich ,kłami jak u tygrysów i czerwonymi oczami ,słodkie nie? Akurat jedna z nich przeskoczyła nade mną i zawarczała na mnie ukazując swoje żółte zęby. Poczułam jak elektryzują mi się włosy ,zacisnęłam mocniej palce na rękojeści miecza i zmierzyłam stworzenie wzrokiem ,jak na razie było chyba największym ,z jakim walczyłam ,ogon miał długości około metra i byłam pewna ,że po jednym ugryzieniu węża na jego końcu bym padła. W powietrzu świsnęła jego łapa a ja w ostatniej chwili uchyliłam się przed atakiem jednak pazury i tak rozdarły mi kawałek bluzki zostawiając na skórze zaczerwienione ślady ,z resztą już nie pierwsze. Chimera znowu zaatakowała i tym razem byłam za wolna ,wielka łapa uderzyła we mnie przewracając mnie na asfalt. Zdarłam sobie skórę na lewym przedramieniu i uderzyłam głową w twardą jezdnię. Nie miałam czasu na rozwodzenie się nad tym ,jak jestem obolała bo stwór przypuścił kolejny atak ,tym razem chciał odgryźć mi ramię. Szybko przetoczyłam się pomiędzy jego łapami unikając paszczy ale zapomniałam o jego ogonie więc genialnie wpadłam prosto na głowę węża ,która wściekle zasyczała i zaczęła szykować się do ataku. Nie myśląc zamachnęłam się na oślep mieczem i odcięłam łeb ,który odtoczył się kilka metrów świecąc żółtymi oczami. Chimera zawyła z bólu i obróciła się w moją stronę dziko wymachując lwimi łapami. Kiedy stanęła na tylnych łapach zadziałałam pod wpływem impulsu ,szybko stanęłam na nogach ,omijając ciosy pazurami podbiegłam do niej i wbiłam jej spiżowy miecz w miejsce ,w którym chyba powinno być serce. Stworzenie zawyło jeszcze głośniej kiedy z rany zaczęła tryskać krew ,szybko wyciągnęłam miecz i odbiegłam. Zauważyłam Nidafiol ,która akurat powaliła dwie chimery na raz ,szczerze to chyba cieszyłam się ,że przynajmniej na razie nie muszę z nią walczyć ,wszystko zależy od tego czy jest szczera. Stado chimer powoli malało ,z początkowych piętnastu zostało siedem i jeszcze żadna mnie nie zabiła ,całkiem nieźle jak na mnie. Mimo zmęczenia ,wielu zadrapań ,kilku ran ,zdartej skóry na lewym przedramieniu ,podartych ubrań i faktu ,że byłam umazana krwią i to chyba nie tylko swoją ,pobiegłam walczyć z dwoma mniejszymi chimerami o czarnej sierści. Wybiłam się w powietrze i posługując się prądami wietrznymi utrzymałam w górze. Przeleciałam nad chimerami jedną rażąc prądem ,po chwili wylądowałam na nogach i zaatakowałam drugą odcinając jej ogon. Pierwsza zdążyła się już otrząsnąć po szoku elektrycznym i teraz krążyła dookoła mnie szykując się do ataku. Po chwili skoczyła na mnie z wyciągniętymi pazurami ,udało mi się wystawić miecz ,który przebił stworzenie zanim dosięgło mnie którąkolwiek łapą. Po kolejnych jakże przyjemnych dwudziestu minutach udało nam się pozbyć ,jak na razie ,wszystkich chimer. Ukryłyśmy się w pustym zaułku ,obie byłyśmy podrapane i umazane krwią a nasze ubrania były podarte.
-Co to było?-wyjąkałam próbując złapać oddech.
-Dzieła ludzi podobnych do ciebie.-odpowiedziała z wyrzutem Nidafiol.
Tak niby mi pomagała ale nadal nie kryła niechęci do mnie ,za co ona mnie w ogóle nienawidziła?
-Nie rozumiem…-powiedziałam opierając się o ścianę.
Nidafiol popatrzyła na mnie jakby myślała ,że żartuję ale kiedy do niej dotarło ,że naprawdę nie wiem o co chodzi zdziwiła się.
-Naprawdę nie wiesz? Mówiono mi ,że wielu z was się tym chwali…-odpowiedziała wpatrując się we mnie swoimi fioletowymi oczami.
-Nie wiem nawet o czym mówisz ,czy mówisz o mnie jako o czarownicy czy półbogu…naprawdę tego nie rozumiem.-powiedziałam odwracając głowę w bok.
-O czarodziejach…naprawdę nie wiesz ,że to wy mi to-tutaj wskazała na swoje kocie uszy wystające  z gęstych włosów-zrobiliście ,i nie tylko mi…może nie bezpośrednio nam ale naszym przodkom.
Zrobiłam wielkie oczy ale po chwili w głowie coś mi się zaczęło układać. Lekcja Obrony Przed Czarną Magią ,było coś o jakimś zaklęciu…Klątwa Diabelstwa ,tak to było to…ale ona była już od dawna zakazana…była też dziedziczna ,jeżeli ktoś dotknięty tą klątwą miał dzieci przechodziło to na nie. Nikt o tym nie wspominał ,wiedziałam ,że wiele razy czarodzieje nie mieli pięknej przeszłości chociażby patrząc po nie tak dawnej wojnie z Voldemortem i byłam świadoma tego ,że jednak znaleźli by się tacy co bez mrugnięcia okiem zmieniali innych w chimery ,ale to i tak nie wyjaśniało czym były te stworzenia ,które nas zaatakowały.
-Słuchaj ,ja poważnie nie wiedziałam…my nie jesteśmy tacy ,nie większość ,naprawdę…zdarzają się tacy opętańcy jak Voldemort ale w większości…-westchnęłam cicho-w większości nie robimy takich rzeczy ,nie wiem kto ci o nas opowiadał ale przekazał ci  bardzo zniekształconą wersję.-dokończyłam.
Dziewczyna nadal się we mnie wpatrywała jakby starając się odczytać moje myśli. Dziwnie się czułam w tej sytuacji ,nigdy nie myślałam ,że ktoś może uważać wszystkich czarodziejów za złych. Tylko ,że ja nie dość ,że miałam przedstawione wszystko normalnie i widziałam wszystko sama to nie byłam ofiarą czarów.
-Nie ważne ,nie obchodzi mnie to ,nie teraz ,zawsze znajdzie się ktoś winny ,teraz pomagam tobie tylko dla tego ,że ze swoich źródeł wiem co się stanie i…sama już nie wiem ,chyba nie chcę do tego dopuścić ,nie zmienisz już tego ,kim jestem.-odpowiedziała.
-Skoro wiesz co się stanie czemu po prostu tego nie powiesz?
-Bo znam tylko ogólny zarys.
-A możesz mi chociaż powiedzieć czym były te stworzenia?
-Też chimery ,tylko stworzone z magicznych stworzeń ,czarodzieje odkryli ,że w takiej postać są mniej niebezpieczne…-wyjaśniła Nidafiol.
Zrobiłam wielkie oczy. Mniej niebezpieczne!? Ta jasne ,chyba nie musieli z nimi walczyć!
-To czym były wcześniej!?
-Z tego co wiem to jakieś Nundu i Wilkołaki…
Dobra ,wszystko jasne ,chyba też już bym wolała to coś niż wielkiego Nundu… Wzdrygnęłam się na samą myśl o spotkaniu z tym stworzeniem.
-Co teraz?-zapytałam przerywając panującą od kilku minut ciszę-Skoro nie mamy jak dotrzeć do Central Parku a już dochodzi południe…-urwałam bojąc się dokończyć.
Nidafiol otworzyła usta ,żeby coś powiedzieć ale z balkonu budynku ,o którego ścianę się opierałam spadło coś. Deszcz zielonych kulek ,które rozbiły się po uderzeniu w ziemię i uwolnił się z nich zielony ,drażniący dym. Spojrzałam na Nidafiol ,wyglądała na równie zaskoczoną co ja ,ale mogła udawać. Poczułam zawroty głowy ,jakbym trzymała się łopatek wielkiego miksera. Dla mnie było już prawie jasne co się stało. Nidafiol mnie oszukała i wprowadziła w pułapkę. Tylko dlaczego powiedziała mi o tych chimerach? Może uważała ,że i tak to nic nie zmieni bo mnie zabiją… Wszystko się rozmazało ,zawirowało i po chwili zniknęło.
***
Obudziłam się przykuta do ściany ciężkimi łańcuchami ,które wrzynały mi się w nadgarstki. Czułam się jakby zbyt długo siedziała w klasie wróżbiarstwa ,w głowie mi się lekko kręciło ,powieki miałam ociężałe ,nadal czułam drażniący dym chociaż już go nie było. Odczekałam chwilę czekając aż otępienie minie i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pierwsza uwaga ,było ciemno ,nie było okien ,jedynie drzwi w przeciwległej ścianie ,poza tym było chłodniej niż w nocy ,w parku a ja miałam tyle szczęścia ,że moje ubrania były podarte. Mam już po kolejnych trampkach ,no o ile przeżyję. Spojrzałam w bok i tu niespodzianka ,obok mnie wisiała nieprzytomna Nidafiol. Czyli ona mnie nie zdradziła? Już nic nie rozumiałam. Może to dla zmylenia mnie…nie to bez sensu ,już mnie złapali a jeżeli ona byłaby po ich stronie to jej by nie więzili. Ale w takim razie kto za tym stał? I gdzie byłyśmy? Dziewczyna lekko się poruszyła i po chwili otworzyła swoje fioletowe oczy.
-Co do cholery się dzieje!?-wykrzyczała to ,co mnie też męczyło.
-Fajnie by było gdybym wiedziała…-mruknęłam.
Nie wiem po co to zrobiłam ale szarpnęłam ręką jakby licząc na przerwanie się łańcucha ,nic z tego były za mocne.
-Nie ma co próbować ,nie przerwiesz ich.-rzuciła Nidafiol.
-Skąd wiesz?-zwróciłam głowę w jej stronę.
-Bo za tym stoi ten debil ,Thiago  ,pewnie po tym ,co się ostatnio stało podlizał się komuś i wepchał na ważniejsze miejsce.-powiedziała ostrożnie dobierając słowa.
Ona coś ukrywała ,coś się z nią stało… Nie ,to nie mój problem.
-Kto taki? I skąd wiesz ,że to on?-zapytałam.
-Zostawił swój miecz przy drzwiach ,mówiłam ,że to debil ,poza tym już z nim walczyłaś ,raz muszę stanąć po twojej stronie ,dobrze ,że ktoś go zlał i to jeszcze niedoświadczona czternastolatka.-odpowiedziała.
Coś mi się przypomniało ,ten co porwał na początku roku szkolnego Jamesa i Arona ,pewnie to o nim.
-Wiesz ,jesteś wredna ,chyba jednak mamy coś ze sobą wspólnego.-stwierdziłam.
-Ktoś ci już kiedyś mówił ,że za dużo gadasz?-zapytała Nidafiol.
-A co? Chcesz całą listę?-odgryzłam się.
-I frytki do tego poproszę.-odcięła się.
-Wybacz ,frytki się skończyły…
Nie wiem jak długo byśmy to jeszcze ciągnęły gdyby nie to ,że do pomieszczenia wszedł właśnie Thiago. Tak ,to był ten ,który porwał chłopaków ,poznałam go po odciętym przeze mnie rogu.
-Nidafiol ,miła niespodzianka.-uśmiechnął się ironicznie-I nasza kochana córeczka bogów.-rzucił mi mordercze spojrzenie a ja odwdzięczyłam się tym samym.
-Za każdym razem ,kiedy się odzywasz mam ochotę odciąć ci język.-warknęła do niego Nidafiol.
-Nie masz czym się martwić ,niedługo nie będziesz musiała mnie słuchać ,szkoda tylko ,że nie mogę się ciebie pozbyć osobiście.-odpowiedział Thiago przejeżdżając pazurem po jej szczęce.
Chwila ,to ją chcą zabić? Ciekawe co takiego się stało…? Dobra ,a co ze mną? Thiago i Nidafiol się kłócili a ja musiałam wykombinować jak stąd uciec. Może udało by mi się zniszczyć te łańcuchy ogniem ,tylko muszę to zrobić tak ,żeby Thiago nie zauważył ,ale co później? Nidafiol może mi pomóc ,poza tym mimo wszystko chyba nie powinnam jej tak zostawić ,jednak jakoś mi już pomogła…ale to oznaczało ,że jakoś będę musiała się pozbyć Thiaga. Kit z tym ,już z nim walczyłam ,coś wymyślę. Zabrali mi jeden z mieczy ,drugi na wszelki wypadek miałam ukryty we włosach jako wsuwkę. Przywołałam ogień jedynie w tych ,miejscach ,w których to było konieczne ,po kilku minutach łańcuchy się przerwały a ja bezszelestnie wylądowałam na podłodze. Thiago na razie nic nie zauważył ,chyba naprawdę był debilem. Obeszłam go i stanęłam za nim djąc znak Nidafiol żeby udawała ,że nic się nie dzieje. W jednej chwili mocno chwyciłam Thiaga za ramiona ,chłopak obejrzał się zaskoczony ale nie dałam mu czasu na reakcję ,od razu poraziłam go prądem. Po chwili puściłam go i opadł bezwładnie na betonową posadzkę. Spokojnie podeszłam do Nidafiol i uważając żeby jej nie poparzyć zniszczyłam jej łańcuchy. Dopiero teraz przyjrzałam się swoim nadgarstkom ,łańcuchy zrobiły swoje ,zostały po nich czerwone ślady i w niektórych miejscach przetarcia.
-Wiesz jak stąd wyjść?-zapytałam.
Nidafiol skinęła głową i dała mi znak ,żebym szła za nią. Korytarz ,na który się wydostałyśmy był całkowicie pusty i równie ciemny co pomieszczenie ,w którym nas trzymano.  Nidafiol zabrała ze sobą miecz Thiaga i szybko wyprowadziła mnie na zewnątrz ,dziwiło mnie to ,że wszędzie było pusto. Kiedy wydostałyśmy się na zewnątrz zobaczyłam ciemne niebo ,byłyśmy gdzieś na Manhattanie ,był już późny wieczór. Koniec ,nie zdążę już nic zrobić ,ani odnaleźć Avana ,ani Jamesa i Iana nie wspominając o piorunie Zeusa ,koniec ,można już ogłosić koniec świata.
-Jesteś niedaleko.-odezwała się Nidafiol.
-Co? Czego? Przecież już nie zdążę ,nawet jakbym nie była sama to byłby koniec.-odpowiedziałam.
-Możesz spróbować…niedaleko jest wejście na Olimp ,może jednak uda ci się przekonać bogów ,albo chociaż dadzą ci więcej czasu.-powiedziała.
-Wiesz ,chyba obie w to nie wierzymy ,ale dobra…-westchnęłam.
-Ja nie mogę tam wejść ,jeżeli wydarzy się cud i jednak ci się uda będę czekać ,pomogę…-dodała.
-Przecież…nie rozumiem tego ,po co mi pomagasz?
-Mam swoje powody ,to nie twój problem.-wzruszyła ramionami-Tam masz wejście ,powodzenia.-dodała wskazując tylne wejście do jednego z budynków.
-Nie dzięki…-mruknęłam cicho i poszłam we wskazanym kierunku.
Drzwi nie miały klamki ,genialne nie? Więc jak to otworzyć? A więc mój geniusz…dobra strzelałam ,po prostu dotknęłam drzwi a one się otworzyły. Takie małe zaskoczenie ,w środku była winda wykonana z białego marmuru i złota ,najgenialniejsze było to ,że nie było żadnych przycisków. I jak się dostać na górę? No tak ,weszłam do środka ,drzwi się zatrzasnęły i winda wystrzeliła w górę z prędkością mogącą zawstydzić wszystkie japońskie pociągi. Prawie dostałam zawału ,gdyby nie to ,że byłam gotowa spotkać się ze wszystkim to bym pewnie zeszła tu na serce. Po chwili drzwi otworzyły się. Wyszłam z windy na marmurowy chodnik. Przede mną były wielkie schody prowadzące prosto do największego pałacu jaki kiedykolwiek istniał ,był wykonany z białego marmuru ,wykonany w stylu częściowo starogreckim a częściowo starorzymskim. Pod pałacem było miasto wyglądające jakby było wyciągnięte z czasów starożytnych. Pewnie było zamieszkane ale teraz nie było widać nigdzie żadnych oznak życia ,pewnie wszyscy woleli zniknąć zanim wybuchnie wojna ,albo stanęli już po stronie jednego z bogów. Niepewnie ruszyłam w stronę pałacu ,wspinałam się po schodach mijając pomniki bogów ,Apollo ,Artemida ,Afrodyta ,Atena ,Ares… Co ja mam w ogóle powiedzieć? „Hej ,proszę nie próbujcie się zabić bo zniszczycie świat ,postaram się to odkręcić…bla bla bla” Tak ,stanę przed bogami w podartych ubraniach ,poobijana ,podrapana ,umazana krwią i rozczochrana ,genialnie. Po kilku minutach dotarłam pod wejście do pałacu ,wielkie dwudziestometrowe drzwi były otwarte. Niepewnie weszłam do środka ,wszystko było tu takie wielkie ,że czułam się jak jakaś mrówka. Szybko odnalazłam salę tronową ,chyba zebrali się tam wszyscy możliwi bogowie. W półkolu było ustawione dwanaście wielkich tronów ,pewnie dla głównych dwunastu bogów. Myślałam ,że będę musiała na siebie jakoś zwrócić na siebie uwagę ,ale ja zawsze się mylę. Kiedy stanęłam w wejściu wszyscy spojrzeli w moją stronę i rozsunęli się robiąc mi przejście do tronu stojącego na samym środku sali ,na którym siedział Zeus. Może byłoby warto wspomnieć ,że bogowie mieli tak na oko po dwadzieścia metrów ,fajnie ,że nie odziedziczyłam po nich wzrostu ,przecież wcale nie mam zaledwie metr siedemdziesiąt i to na trzycentymetrowych obcasach. Zeus spojrzał na mnie jakby oczekując ,że zaraz wyjmę jego broń albo zrobię nie wiadomo jak cudowną sztuczkę magiczną. Fajnie ,po porostu świetnie. Zauważyłam też Posejdona ,siedział na tronie obok swojego brata. Porównując ich ze sobą można by zauważyć dwie główne różnice ,pierwsza kolory oczu u Zeusa były niebieskie jak niebo a u Posejdona morskie ,druga kolory włosów bóg nieba miał je w kolorze blond a bóg mórz miał brązowe ,poza tym Posejdon miał przy sobie trójząb i wodorosty wplecione w brodę. Przeszłam niepewnie pod trony moich ojców (okej to brzmi dziwnie ale nie marudzę) spuściłam głowę i uklękłam na jedno kolano.
-Wstań dziecko.-odezwał się Zeus.
Nie kłóciłam się ,zrobiłam co kazał.
-No tak ,cześć…ogólnie wszystkim…nie wiem czy mnie kojarzycie czy nie…-wymamrotałam cicho.
-Na otchłań Tartaru!-wykrzyknęła któraś bogini-Dziecko ,co ci się stało?-kiedy wyszła na środek zrozumiałam jej reakcję.
Była niewyobrażalnie piękna ,wszystko się na niej idealnie układało ,włosy miała idealnie uczesane a jej twarz była idealna pod każdym względem. Afrodyta ,to mogła być tylko ona. No i nic dziwnego ,że tak zareagowała ,pewnie rzadko widuje swoje dzieci w takim stanie ,no to doprowadzenie Afrodyty do stanu przedzawałowego już zaliczone.
-no trochę ataków od jakichś dziwnych stworzeń ,bliskie spotkanie z pazurami ,porwanie i takie tam…-spuściłam wzrok.
-Tak nie może być…-zaczęła bogini.
-Zajmiesz się tym później ,mamy bardziej naglące sprawy.-przerwał jej Zeus ,za co otrzymał mordercze spojrzenie od bogini miłości ,która niechętnie wróciła na swoje miejsce-Więc słuchamy.-dodał przenosząc wzrok na mnie.
-Ee…no tak to może tak…echh…wiecie okey ,nie udało mi się…-wymamrotałam.
Po sali rozniosły się szmery ale ja mówiłam dalej.
-Ale wiem ,że żadne z was nie jest złodziejem ani porywaczem ,Hades jest równie niewinny…chciałam…chciałam prosić o danie mi jeszcze czasu ,przysięgam ,że wszystko się uda.-dodałam cicho-Poza tym muszę jeszcze odnaleźć Iana i Jamesa…
Taa ,naiwne ale co ja mogłam?
-Porwałeś mojego drugiego syna!?-ryknął Posejdon na Zeusa.
-To ty porwałeś mojego i wykradłeś mi broń!-odpowiedział tym samym Zeus.
I zaczęła się kłótnia ,tak w większości nie słuchałam ,próbowałam przerwać ale nic z tego nie wyszło. W końcu temat zszedł na „kogo matka Rea kochała bardziej” no poważnie? Kurde ,nie no całkiem normalna rodzina nie? Dopiero Atena i Hera rozdzieliły obu bogów i chyba równo ich opieprzyły. No i znowu pojawiło się słynne „ale” właśnie dzięki mnie i mojemu geniuszowi bogowie wypowiedzieli sobie wojnę. No to w dzisiejszym programie mamy koniec świata. Ledwie się zorientowałam co się dzieje. Bogowie zaczęli znikać ,Zeus i Posejdon już dawno zajęli się przygotowaniami do walki a ja stałam nadal jak słup na środku sali.
-Chodź.-usłyszałam Atenę ,teraz była normalnego wzrostu.
Bogini pociągnęła mnie w stronę wyjścia z Olimpu.
-Możesz jeszcze to uratować. Nie mogę ci pomóc ,wiem jedynie ,że musisz szukać w Central Parku.-powiedziała prowadząc mnie do windy-Kiedy odnajdziesz wszystkich i odzyskasz piorun wróć do sali tronowej…-dodała.
Wbiegłam do windy i zjechałam z powrotem do Nowego Jorku. Nad miastem było słychać już pierwsze grzmoty i gdzieś z daleka szum wody. Niedobrze ,miałam bardzo mało czasu ,musiałam zdążyć chociażby przed całkowitym zniszczeniem miasta… Drzwi windy same się otworzyły ,wybiegłam na zewnątrz jak najszybciej. Pierwsze z czym się zetknęłam to nienaturalnie silny wiatr. Podbiegłam do Nidafiol stojącej pod ścianą ,tak ,żeby unikać wiatru.
-Zgaduję ,że się nie udało.-powiedziała próbując przekrzyczeć wiatr.
-Tak jakby…Atena powiedziała ,że możemy mieć jeszcze szanse ,muszę znaleźć chłopaków i piorun.-odpowiedziałam.
-Oni w kilka godzin zniszczą miasto!-wrzasnęła.
-Więc musimy się pośpieszyć ,wolę jedno zniszczone miasto od końca świata! Jeżeli możesz mi pomóc to zrób to!
Nidafiol tylko skinęła głową i zaczęła mnie prowadzić w stronę Central Parku ,nie ułatwiał nam tego wiatr i trzęsąca się co jakiś czas ziemia. Czemu to akurat bogowie nieba i morza i trzęsień ziemi musieli się pokłócić!? Ciężko było o kogoś mniej niebezpiecznego!? Na jednej z witryn sklepowych udało mi się dojrzeć godzinę ,było trochę przed północą. Po około dwudziestu minutach udało nam się dotrzeć do parku. Kiedy Nidafiol się zatrzymała ziemia zatrzęsła się tak mocno ,że przewróciłyśmy się na trawę. Po całej okolicy przetoczył się grzmot ,na niebie pojawiła się wielka błyskawica ,a za nią kolejne ,deszcz zaczął padać tak mocno ,że uderzenia kropli były jak uderzenia małych kamyków spadających z kilkunastu metrów. Ziemia zatrzęsła się znowu i zaczęła pękać. Czy ja zobaczyłam błysk łusek? Sama już nie wiedziałam. Nie byłam do końca pewna czy to na pewno Posejdon powoduje te wstrząsy. Może gdybym nie wspomniała o zaginięciu Jamesa i Iana nie byłoby tego ,może wtedy dali by mi jeszcze chociażby jeden dzień? Czemu ja musiałam to powiedzieć!? Jestem tak strasznie głupia! Tak więc oto ja ,geniusz wszechczasów ,wywołałam wojnę bogów ,może dostanę Nobla? Dziwiło mnie ,że nigdzie nie widać śmiertelników ,żadnych służb ,ani ludzi ,jakby wszyscy zniknęli. Usłyszałam czyjeś wrzaski ,a może to wiatr? Były coraz głośniejsze aż w końcu z krzaków wypadły trzy postacie. Chociaż ciężko mi było uwierzyć w chociaż takie szczęście to dwiema z nich byli Ian i James. Trzecią osobą była z pewnością dziewczyna ale nie widziałam jej twarzy ponieważ miała kaptur i maskę szakala.
-James ,Ian!-wyrwało mi się.
Obaj w tym samym momencie obejrzeli się na mnie ,nie wyglądali lepiej ode mnie ,też  byli umazani krwią ,ich ubrania były w podobnym stanie ,co moje i wyglądali na wykończonych.
-Des!-zawołali z ulgą.
Przeniosłam wzrok na trzecią postać. Była z pewnością dziewczyną ,miała czarny płaszcz z kapturem spinany na coś podobnego do zęba wilka lub szakala ,na twarzy miała maskę szakala ,udało mi się zauważyć kosmyk czarnych włosów ,była ubrana na czarno a w ręce trzymała sztylet wyglądający na robotę Egipcjan. Wydawała mi się znajoma…
-Co jest!?-ja i James zadaliśmy to pytanie praktycznie w tym samym momencie tylko ,że on patrzył na Nidafiol a ja na tą dziewczynę.
-Ona może nam pomóc.-odpowiedziałam-A teraz wy.
-Ona nas porwała i próbowała gdzieś zaciągnąć ,poza tym nic nie mówi i chyba jest po stronie tych złych.-wyjaśnił James.
W tym momencie dziewczyna mnie zaatakowała. Szybko zablokowałam jej sztylet mieczem ,który ukrywałam we włosach i odepchnęłam ją. Była bardzo zwinna ,szybko złapała równowagę i znowu zaatakowała ale tym razem wyciągnęła ukrywany wcześniej drugi sztylet. Zaczęłyśmy szybko wymieniać ciosy i robić uniki. Ziemia się trzęsła a burza szalała nad całym miastem ,usłyszałam jak gdzieś przewraca się drzewo. Dopiero po chwili zorientowałam się ,że pęknięcie w ziemi robi się coraz większe za każdym razem kiedy uderzałam w przeciwniczkę. Dopiero po chwili usłyszałam Nidafiol.
-Nie rób tego ,oni tego chcą!
Uchyliłam się przed kolejnym ciosem i odskoczyłam.
-To co teraz?-zapytałam próbując złapać oddech.
-Wiem gdzie może być chłopak ,nie wiem co z piorunem ,chodź za mną a niech twoi kumple zajmą się tą tu ,oni nie pogorszą sytuacji ,jeżeli ty będziesz z nią walczyć będzie nieciekawie.-odpowiedziała dziewczyna.
James i Ian pokiwali głowami na znak ,że rozumieją.
-Wrócę z twoim bratem.-obiecałam Ianowi-I obaj nie dajcie się zabić!-dodałam odbiegając.
Nidafiol zaprowadziła mnie w mniej uczęszczaną część parku pod jakiś pomnik ,nie przyjrzałam się mu ,od razu wprowadziła mnie do tunelu ,do którego wejście było ukryte w pomniku. Tym razem też było tu pusto ale tym razem korytarz był bardziej kręty ,często trafiały się rozwidlenia i skrzyżowania. Nidafiol prowadziła mnie bez zastanowienia ,jakby znała drogę na pamięć. W końcu dotarłyśmy do miejsca w którym zaczęły pojawiać się drzwi do pomieszczeń ,których przeznaczenie ciężko było określić. Coś mi się przypomniało ,w moich snach pojawiało się podobne miejsce ,kiedy Nidafiol otworzyła jedne z drzwi ja sobie uświadomiłam ,że sama wiedziałam ,że należy je otworzyć. Weszłyśmy do środka. Na podłodze siedział czarnowłosy siedemnastolatek ,oczy miał koloru morskiego ,wyglądał jakby był tu od dłuższego czasu i nie dostawał odpowiedniej ilości jedzenia ,miał też kilka płytkich ran ale ogólnie rzecz biorąc chyba nie było z nim najgorzej. Kiedy nas zobaczył podniósł się na nogi i spojrzał na nas nieufnie. Mi przyjrzał się dokładniej ,no bo zawsze jak poznaję nowych ludzi muszę wyglądać okropnie nie? Dobra to chyba cześć mózgu stworzona mi przez Afrodytę się odzywa.
-Kim jesteście?-zapytał.
-Moje imię nie jest dla ciebie ważne ,tylko ratuję twój tyłek.-rzuciła Nidafiol.
Spojrzał jej w oczy i zmarszczył brwi.
-Jesteś jedną z nich…czemu miałabyś mi pomagać ,chyba to działa na odwrót ,chcecie mnie zamęczyć.-odpowiedział.
-Jestem inna ,bynajmniej od jakiegoś czasu ,jak mi nie ufasz ,zaufaj jej.-powiedziała wskazując na mnie.
Chłopak znowu przyjrzał się mi a ja jemu. Widziałam go ,w snach ,zawsze on się pojawiał…
-Widziałem cię…we śnie.-powiedział.
Zaskoczył mnie. Nie tylko ja mam takie przypadki? Dobrze wiedzieć ,że nie wariuję.
-Wzajemnie…-odpowiedziałam.
-Jak się nazywasz i kim jesteś?-zapytał ale nie tak szorstko jak Nidafiol raczej…przyjaźnie.
-Destiny…a moim rodzice zaraz rozwalą świat…to znaczy…echh ,trudno jest być dzieckiem bogów…-wyjaśniłam niepewnie-A ty?
-Avan…syn Posejdona.-trzy słowa wystarczyły ,żebym odzyskała jaką kolwiek nadzieję na uratowanie świata.
-Więc po ciebie tu jestem ,twój brat razem z moim przyjacielem mają na górze małe problemy…poza tym twój…nasz ojciec tłucze się z moim ojcem o ciebie…i…echh ,jak to przeżyję będę musiała w końcu to poukładać…-westchnęłam.
-Ian też tu jest?-zdziwił się Avan.
-Tak ,chcesz się z nim zobaczyć to chodź ,mamy jeszcze wojnę bogów na głowie…-wtrąciła Nidafiol.
Wyszliśmy na korytarz ale tu czekała na nas niespodzianka. Pojawiły się inne chimery ,tym razem bardziej ludzkie ,ale widziałam wszędzie zwierzęce łapy ,rogi ,uszy ,ogony i skrzydła. Zaczęli nas otaczać wyciągając czarne miecze.
-Zatrzymam ich ,zrobiła swoje już wam się nie przydam.-powiedziała Nidafiol wyciągając mieć ukradziony Thiagowi.
-Chyba żartujesz ,poradzimy sobie ,jak zostaniesz sama mogą cię załatwić.-odpowiedziałam.
-Jak zostaniecie was też zabiją.-warknęła.
-Nie ,ona ma rację ,zostajemy.-wtrącił Avan-Macie jakąś dodatkową broń?
Wyciągnęłam z kieszeni podartych spodni srebrną szpilkę ,która wróciła tam kilka minut wcześniej i podałam ją chłopakowi.
-Dzięki.-powiedział kiedy w jego ręce zmieniła się w miecz.
-Nie ma za co.-odpowiedziałam wyciągając drugą broń.
Chimery zaatakowały ,było ich dziesięć razy więcej więc mogliśmy się jedynie bronić. Nidafiol i Avanowi czasami udało się którąś ogłuszyć ,ja też się starałam ale byłam gorzej przeszkolona niż oni. Na szczęście tym razem miecze nie były zatrute bo kilka razy mnie trafiono ale były to tylko małe ranki ,a więcej bezoaru bym nie przełknęła. Dopiero po pięciu minutach uświadomiłam sobie o beznadziejności sytuacji ,zaraz nas wybiją. Tylko czemu Avan zgodził się ze mną? To było widoczne gołym okiem ,że nie wygramy a on jednak został. Może wiedział coś ,czego ja nie wiedziałam?
-Czekajcie.-powiedział do mnie i Nidafiol wycofując się pod ścianę i osłaniając nas ramionami-Tylko chwilę…
-Co…?-zaczęłam ale przerwało mi coś.
Po podłodze potoczyła się czerwona kula wielkości piłki do tenisa ,wybuchła z głośnym hukiem uwalniając czerwony dym ,który na szczęście nas nie dosięgnął. Chimery zaczęły padać jedna po drugiej aż w końcu została tylko jedna ,czarnowłosy chłopak o fioletowych oczach ,gepardzich uszach i gadzim ogonie.
-Lascorn!-Nidafiol zrobiła wielkie oczy.
-Ciebie też miło widzieć siostro.-odpowiedział chłopak.
Teraz to ja zrobiłam wielkie oczy.
-Co ty…?-zaczęła Nidafiol.
-Pomagam ci ,nie dziw się tak Nida ,bywam tępy ale się uczę ,a teraz uciekajcie ,nie wiedzą ,że to ja ,powiem ,że to ta mała-wskazał na mnie-Ich zaczarowała ,będą skołowani ,uwierzą.
Tak ,mam dwudziestometrowych rodziców i jestem mała ,świecie wypominaj mi to!
-Dzięki.-powiedziałam.
Lascorn niepewnie się uśmiechnął.
-Tylko nikomu ani słowa ,popsujecie moją reputację błazna.-odpowiedział.
-Chodźcie.-wtrącił Avan i skinął Lascornowi głową.
We trójkę pobiegliśmy do wyjścia w Central Parku.
~James~
Walczyliśmy z tą dziewczyną już całe piętnaście minut ,Des i tej drugiej nie było już od około dwunastu minut. Pogoda cały czas szalała ,ziemia się trzęsła.
-James ,od góry!-krzyknął Ian.
Uchyliłem się akurat kiedy przeleciała nade mną próbując dosięgnąć mnie sztyletem. Nie wiem czy nazwać to szczęściem ale kiedy wylądowała ziemia się zatrzęsła i przewróciła się dokładnie przede mną. Broń wypadła jej z rąk. Wykorzystałem szansę i przygwoździłem ją do ziemi. Jedną ręką ściągnąłem jej z twarzy maskę i kaptur. Zatkało mnie ,to była ta z domku Anubisa ,która gadała z Des przed naszym wyjazdem ,nie pamiętałem imienia ale twarz już tak. Cały czas nas wrabiała i nikt o tym nie wiedział! Dobiegł do mnie Ian i zrobił wielkie oczy.
-Githany!?-zawołał.
Dziewczyna spojrzała na niego z mieszaniną złości i żalu ,jakby chciała równocześnie powiedzieć „przepraszam” i „nienawidzę cię”. Nic nie powiedziała. Tym co przykuło moją uwagę było błyszczące coś przypięte do jej paska.
-Przytrzymaj ją.-poprosiłem Iana biorąc to coś do ręki.
Chłopak złapał Githany za ramiona a ja wstałem i obejrzałem to coś. Miałem wrażenie ,że jest w tym jakaś wielka moc. Miało kształt strzały albo włóczni ,coś pomiędzy tym ,a tym ,w całości było wykonane z niebiańskiego spiżu a kiedy obróciłem to w dłoni wydłużyło się i przebiegła przez to elektryczność.
-Piorun…-wyszeptał Ian unosząc głowę.
-Chyba jesteśmy uratowani.-dodałem.
Między drzewami coś zaszeleściło i dołączyły do nas Des i ta druga a za nimi czarnowłosy ,starszy od nas chłopak.
-Avan!-zawołał Ian.
-Młody!-odpowiedział ten drugi.
Spojrzałem na Des ,uśmiechnęła się do mnie ze zmęczeniem. Uniosłem lekko rękę i też się uśmiechnąłem.
-Jakim…jak…?-wyjąkała.
-Lepiej zobacz kto go miał.-odpowiedziałem.
Podeszła bliżej a jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
~Destiny~
Nie mogłam uwierzyć ,Githany…ona za tym stała ,ona nas wrabiała. Teraz rozumiałam czemu Nida mówiła ,że wisiorek jest niebezpieczny. Mimo ,że znałam ją niecały dzień poczułam się zdradzona. Były też oczywiście plusy ,znaleźliśmy i Avana i Piorun ,może jednak koniec świata jest odwołany…znowu. Teraz wystarczy dotrzeć na Olimp i jakoś ogarnąć moich prze genialnych rodziców.  
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to pomyślałam "a urwę tutaj ,jak mnie zabijecie to trudno" =P Wszystkim ,którzy przeczytali całe gratuluję i ślicznie proszę o komentarz. Mam nadzieję ,że nie wyszło aż tak źle ,jak mi się wydaje. 

3 komentarze:

  1. Przeczytałam! :D
    Rozdział jest po prostu genialny i taki długi. <33
    Kocham! Wspaniale wszystko opisane! Dwudziestometrowi rodzice? Nieźle! Yay. :3 Piorun znaleziony, Avan uratowany! :D Extra! Twoje teksty mnie rozwalają! Czyli James jednak nie szukał WC i nie walczył z wielkim przepychaczem... :C Wojnaa! Nidalfol! O.o Reputacja błazna! Pisz szybko następny!
    NMBZT!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog! Z przyjemnością się go czyta :)

    Zapraszam na swojego bloga ;)
    http://vampavenue.blogspot.com

    Pozdrawiam, Konrad :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobieto... Jestem za-ła-ma-na.
    Nie podoba mi się to ani trochę.
    Wkurzasz mnie tym, że tak przecudownie piszesz!
    Dlaczego nie mogę pisać tak jak ty?!
    Chyba Apollo dał mi cząstkę po swoim haiku xD
    Dobra, dobra... Jestem tak podekscytowana tym rozdziałem, że nie mogę ogarnąć myśli :33
    JESTEŚ MISTRZEM! PODZIWIAM CIĘ! WEŹ MNIE UCZ! ♥

    Jadę po kolei... :D
    Na początku kocham twojego Harlem Shake'a szkolnego ♥
    Next... Muszę ci powiedzieć, że twoje chimery są naprawdę strasznie słodkie xD Wyobraź je sobie w różowych sukienkach, z pudrem i kokardami na głowie <33 xDD CUTE *o* W ogóle bitwa z chimerami wyszła ci straaaasznie mistrzowsko ♥ Jesteś cudna! To wszystko zapiera dech w piersiach ^^
    Kolejne... What the?! Co?! To niemożliwe... Czarodzieje? No okej, okej... Nidafiol opowiada o tym Des, to takie normalne.
    Trolololol dym :D xD Już miałam się wydzierać na Nidę, ale je uwięziłaś co ewentualnie mogę dopuścić do świadomości <33
    I nagle dam dam daaaaam! THIAGO! Rozszarpać! Zabić! Mądra Des się uwalnia i go "unieprzytomnia" xDD
    Umc umc uciekają ^^ Hahah moje myśli :D Nie ma straży - dziwne :/
    Wgl dziwię się, że Nida jej pomaga... Mówiłam ci już, że ją lubię? xD
    Lalalala Olimp... Jej przemyślenia są cudowne <333 Leję i spadam z kanapy xD Opis sytuacji w sali tronowej jest fantastyczny!!! JA CIĘ KOCHAM!!!!!!!!!
    "no to doprowadzenie Afrodyty do stanu przedzawałowego już zaliczone." hahahahahah ♥ MEGA!
    Kłótnie który syn jest bardziej kochany wymiatają :D
    No i... wypowiadają sobie wojnę. Atena ją wspiera - how awesome *_*
    TAK DAJMY JEJ NOBLA!!! Zgadzam się!!!!! :**** I tobie za to opo :D
    Heheh babsztyl w kapturze zawsze spoko ;D
    YEY! Znaleziony!!! Avan <33
    Część mózgu stworzona przez Afrodytę :D Padłam <3
    Bezoar - leję :DDD
    Awawawaw Lascorn ♥ Kocham ten moment! :D
    Te powiedzonka o wzroście mnie już przytłaczają śmiechem xD
    I TRUTUTUTUTTTT! Githany?! ŻE WHAT?! Mam ciary... Mogę zabić Gith? Lubiłam ją :/

    Podsumowując :
    Jak widać z moich skrótowych notatek jakoś się rozwinęłam xD
    Jak widać wiele postaci z twojej historii kocham <3
    Jak widać wiele postaci z twojej historii chcę zabić xD
    No, tylko naprawdę dobry autor potrafi wprowadzić mnie w taki stan. Jesteś po prostu mistrzem. Ja się zastanawiam czemu jeszcze nie mam twojej książki na półce w domu?! NO BŁAGAM CIĘ?! :D
    Mogę się zapisać do ciebie na lekcje?
    MISZCZU MÓJ!!!! ♥
    Płaszczę się przed twoim geniuszem...
    Jesteś fantastyczna!
    Masz taki cudowny styl pisania!
    TY ZASŁUGUJESZ NA NOBLA!!!!
    Ach, kocham cię.
    Kłaniam się uniżenie i czekam z niecierpliwością na nn :*

    Twoja, zawsze wierna Kath ;*

    OdpowiedzUsuń